Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2018, 18:13   #137
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41

Czas: 1940.III.13; śr; godz. 21:15
Miejsce: północna Francja; Paryż; miasto, wnętrze taksówki
Warunki: wieczór, chłodne, suche, wnętrze pojazdu




ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd)




Cała doba w drodze. Nawet więcej. Z półtorej. Przez pół kontynentu. Różnymi środkami transportu, morzem, lądem i powietrzem. Najpierw we wtorek rano, gdy było jeszcze ciemno i złapał przymrozek, taksówka z hotelu na dworzec. Pełnię dnia powitali już odjeżdżając pociągiem z Rjukan do Oslo. Dotarli tam późnym porankiem lub wczesnym przedpołudniem, zależy jak liczyć. Potem znów taksówką. Tym razem z dworca na lotnisko Fornebu, te same gdzie trójka agentów Spectry lądowała kilka dni temu. Z godzinę czekania na lotnisku i w prawie samo wtorkowe, pochmurne południe start Fokkerem norweskich linii lotniczych. O dziwo pochmurne, norweskie niebo opuszczali w kierunku zachodnim, ku Morzu Północnemu i Szkocji a nie na południe ku Francji i Paryżowi. W Edynburgu lądowali tuż przed zmierzchem. I też było chłodno, wilgotno i pochmurno zupełnie jakby klimatycznie ta sama kraina rozciągała się po obu stronach morza. Potem nocnym pociągiem przez cały wyspiarski kraj aż do krańca nocy i wyspy nad Kanałem. Do Portsmouth. Gdzie dojechali gdy z nieba zaczynała już znikać noc ale na ziemi jeszcze było ciemno. Ze dwie godziny czekania na kurs przez Kanał i potem na statek. Większość środy spędzili właśnie na pokładzie pasażersko - towarowego frachtowca. Do francuskiego portu w Caen zawinęli gdy dzień miał się już ku końcowi. Potem kolejna taksówka, tym razem z portu na dworzec i bilety na kurs do Paryża. Na dworzec wjechali około 21 gdy nad światem zapanowała kolejna noc.

To tak w największym skrócie. Okazało się, że jeszcze w Norwegii bez kłopotów zjechali się z jednego hotelu na jeden dworzec. Razem, we trójkę, siedzieli w jednym przedziale aż do podróży dworca w Oslo. Razem też pojechali taksówką zaraz za wynajętym pickupem który wiózł bezcenny ładunek. Łącznie w końcu był to zbyt wielki i nieporęczny cieżar aby wieźć do w mniejszym pojeździe. Na lotnisku musieli czekać całą godzinę, razem z resztą pasażerów. Mieli lecieć do Paryża ale monseniur Lapointe prawie w ostatniej chwili wręczył im bilety na lot do Edynburga który startował kwadrans później. Było z tym torchę zamieszania ale jednak gdy już wsiedli do norweskiego Fokkera na kilkanaście miejsc to wystartowali bez przeszkód. Przez prawie bite 5 godzin lecieli ponad chmurami mając pod sobą ponurą, stalową, taflę morza które nawet z tej wysokości wyglądało na zimne i odpychające. Tylko na początku lecieli nad skrawkami lądu Norwegii a potem pod koniec widzieli już szkocki ląd.

Lądowanie obyło się bez kłopotów. Musieli przejechać taksówkami z lotniska na dworzec. Znowu dwoma bo w jednym były bezcenne kanistry a w wygodniejszej osobówce oni sami. Lądowali w krainie wojny. Zaciemnienie znów nie dało o sobie zapomnieć. Przypomniało, że kraj jest w stanie wojny. Im bardziej dzień odchodził w niebyt i tym mocniej każdy kwadrans nocy przypominał o tym dobitniej. Zwłaszcza jak ktoś właśnie wrócił z przyjemnie rozświetlonego kraju będącego wciąż na pokojowej stopie.

Znowu dało się dobitnie odczuć różnicę między wojną a pokojem. Całą noc spędzili w pociągu. Kilka razy zatrzymywali się “w polu”, podobno aby przepuścić jakiś wojskowy skład albo z powodu alarmów lotniczych. Prawdziwych, fałszywych czy ćwiczebnych nie było istotne, efekt był ten sam: zatrzymywał pociąg. Dlatego na miejsce dojechali gdy niebo zaczęło granatowieć a dzień i ludzie jeszcze w większości spali. Czekali prawie 2 godziny w porcie Portsmouth aż będą mogli wsiąść na statek. Ziąb, wilgoć i nieprzyjemny wiatr. Port, nawet na wojennej stopie, jednak nie spał, nawet o tej porze. Chociaż przed świtem daleko mu było to pełni operatywności jaką miał osiągnąć za kilka gdzin.

Wsiedli na jakiś towarowo - pasażerski frachtowiec. Czyli raczej towarowy ale i z pasażerskimi kabinami. Parowiec nie był ani nowy, ani ładny, ani szybki. Ale był. Opuszczał angielski port w szarówce przedświtu. Płynął leniwym tempem jakby mu się wcale nie chciało. Na oko Johna pewnie z 10 w/h. Dopłynęli więc do Caen gdy została może ostatnia godzina środowego dnia. Gdy wysiedli w porcie Lapointe poza pilnowaniem załadunku dużej skrzyni na samochód a potem do pociągu, kupił też gazetę. Z niej dowiedzieli się o dwóch wydarzeniach. Okazało się, że wczoraj Finlandia i ZSRR podpisały traktat pokojowy a więc kolejna wojna w Europie dobiegła końca. Ale dzisiaj jeszcze też o tym pisano. Pisano też o pewnym incydencie lotniczym z wczoraj. Niemcy oskarżały Duńczyków o pogwałcenie swojej przestrzeni powietrznej. Duńska maszyna komercyjnych linii startująca z lotniska w Oslo i lecąca do Paryża, zboczyła z kursu i weszła w niemiecką przestrzeń powietrzną. Maszyna została przechwycona przez parę myśliwców co było popisem skuteczności potężnej Luftwaffe. I obydwa myśliwce zmusiły statek powietrzny do wylądowania w Rzeszy. Po wyjaśnieniu pomyłki maszynie pozwolono kontynuować przerwany lot. Niemniej miłujący pokój Niemcy są oburzeni takim wtargnięciem i ogłaszają, że są gotowi bronić swojego terytorium przed każdym wrogiem. Artykuł wyraźnie ucieszył Francuza.

Wieczór we Francji spędzili w pociągu. Jechali przez zapadający nad tą krainą zmierzch a w końcu noc. Podobnie jak wyspiarski aliant ten kraj też był zaciemniony przez co wyglądał ponuro, przygnębiająco i złowrogo. Nawet bezludnie, jakby jechali przez jakieś opuszczone przez ludzi tereny. Brakowało światła które zwykle oznaczało bytność ludzi i ich cywilizacji. Oczywiście ludzie gdzieś tam, za oknem byli no ale rzadko dało się ich dostrzec. Zwłaszcza, że okna pociągu były zasłonięte roletami bo przecież pociąg też był zaciemniony. Gdy pociąg wtoczył się na paryską stację był już wieczór. Normalnie, nawet w tygodniu, oznaczałoby to dopiero początek wieczornego życia. Ale wojna stłamsiła i światła i tą atmosferę z jakiej słynęło to miasto. Zwłaszcza, że połowa marca nie słynęła z ładnej pogody nawet w Paryżu. Wieczór okazał się chłodny chociaż bezchmurny.

Tym razem Francuz wynajął taxi - furgonetkę. Na jej kufer zapakowano podłużną i ciężką skrzynię która zajęła lwią część wozu. A ponieważ był to chyba jakiś były furgon bankowy albo wieźniarka to miała i kraty w małych okienku w tylnych drzwiach i ławy wzdłuż burt. Lapointe usiadł w szoferce, na miejscu pasażera a dwójka agentów Spectry została zamknięta razem z bezcennym ładunkiem bo już więcej miejsca w szoferce nie było. Oświetlenie było bardzo symboliczne, jedynie mała podsufitowa lampka dająca mdłe światło jeśli się ją zapaliło. Jechali przez paryskie ulice i słychać było przez burty i pyrkotanie silnika także i inne pojazdy. Ale przez małe, zakratowane okienko widać było głównie czerń nocy co było dość przygnębiające. Brakowało świateł latarni i okien. Miasto zamarło przestraszone. Panowała ta sama wieczorna przygnębiająca atmosfera jak w Londynie.

W końcu zatrzymali się. Zatrzymywali się już wcześniej, na krzyżówkach czy zakrętach. Ale tym razem zatrzymali się na dłużej. Ktoś podszedł na tyle blisko wozu, że słychać było jego głos. Słyszeli też załogę szoferki. Najpierw mówił kierowca i wydawało się, że coś odpowiada, coś tłumaczy, nawet przez chwilę lamentował chyba na bandytów albo boshów. Odezwał się też Lapointe. Pytał o coś i coś powiedział. Przejechali kawałek zupełnie jakby maszyna musiała zjechać z drogi kawałek. Dało się słyszeć otwarcie drzwi szoferki i kroki wzdłuż burty. Zgrzyt zamka i po chwili tylne drzwi pojazdu stanęły otworem. Ukazał się w nich kierowca który je otworzył ale szybko odsunął się. W drzwiach zmienił go policjant. Zaraz oświetlił latarką wnętrze oślepiając przy tym dwójkę pasażerów.

- No proszę co my tu mamy. - parsknął kpiąco policjant jakby znalazł conajmniej bandę przemytników z trefnym towarem.

- Ja jestem tylko kierowcą. Zapłacili mi za kurs to ich wiozę. Przecież już mówiłem. - kierowca mówił jakby szybko chciał zapewnić o swojej niewinności.

- Każdy bandyta tak mówi. - policjant najwyraźniej miał sporo rezerwy co do takich deklaracji.

- To są ważne i delikatne instrumenty naukowe. A to mój personel. Tak jak mówiłem. To skoro nie jesteśmy rabusiami to możemy już jechać? - Lapointe nie było widać ale musiał stać gdzieś blisko bo było go dobrze słychać. Wydawał się trochę zirytowany ale panował nad tym by nie prowokować policjanta do wrednych numerów.

- Współpracownicy co? Dobrze. Zobaczymy. Dokumenty proszę. I wysiadać. - policjant wykonał przyzywający ruch ręką aby doprosić się o paszporty oraz wysiadkę aby mógł zidentyfikować dwójkę pasażerów. - I otworzyć skrzynię. Zobaczymy co to za “instrumenty naukowe”. - powiedział do Lapointe’a. Brzmiało jakby podejrzewał jakąś kontrabandę. Odsunął się nieco aby dwójka pasażerów mogła wyjść na zewnątrz. Dzięki temu zorientowali się, że stoją w jakiej uliczce. W subtelnym świetle latarnii ulicznych wyglądałaby pewnie romantycznie. Ale bez nich kłębiła się nieprzyjemną czernią jak każda ulica w Londynie czy Paryżu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline