Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2018, 18:55   #34
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Pobyt w Mojave Drive-In zakończył się bez incydentów. A przynajmniej bez poważniejszych, gdyż Jinx Vernon nie mógł się oprzeć okazji przetestowania bystrości sierżanta. Na jego nieszczęście, Hardass Taylor był akurat na chodzie. I nawet cierpliwie poczekał, aż "tępy jarhead" (cytat z Taylora) wrócił do prowizorycznego obozu i sprawdził rannych. Kiedy kierował się do śpiwora, natknął się na swojej drodze na Hardassa. Z miną taką, że mimowolnie Jinx nieco pobladł.

- Chłopcze. - powiedział spokojnym tonem, w którym pobrzmiewało raczej zmęczenie, niż gniew - Oby mi to było ostatni raz. Narażasz bezpieczeństwo oddziału. Ale okolica jest przyjemna, więc mało co mogło się stać, poza tym stary Hardass zabronił, to go sprawdzimy - tak sobie myślałeś, co? Słuchaj, młodzik. - objął go ramieniem w "przyjacielskim" geście i powiedział tonem, jakby tłumaczył coś komuś - Nie mogę ciebie za mocno karać. Nic się nie stało, jesteśmy w marszu, a ty jesteś sanitariuszem. Poszedłeś na rekonesans sprawdzić, czy reszcie oddziału nic nie grozi. W pełni to rozumiem. Dlatego, skoro jesteś takim Dobrym Samarytaninem, to przez te parędziesiąt mil do następnego postoju pomożesz swoim kolegom po fachu, szeregowym Dubois i Kitty. Podźwigasz ich fanty. - potrząsnął nim "przyjacielsko" i wykonał gest mierzwienia mu włosów (jakby jakieś miał) - A teraz spadaj lulu. I nie wkurwiaj mnie więcej.

Pozostali członkowie Drużyny B mieli mniej mrożących krew w żyłach bliskich spotkań trzeciego stopnia z morderczymi kosmitami.

Wszyscy oprócz sanitariuszy zahaczyli się o pełnienie wart. Dowódcy dali spokój łapiduchom. W warunkach obozowych zaraz poleciałyby na konowałów joby, ale nie po ostatniej akcji z Szakalami. Większość trepów rozumiała, że lepiej mieć wypoczętego sanitariusza, niż dobitego obowiązkami, które ktoś mógłby od nich przejąć. Poza tym, było dość żołnierzy w plutonie do pełnienia zmianowej warty przez niepełną noc.

Lucky Manderson zakombinował z czymś ekstra, acz mieszczącym się jeszcze w "parametrach". Kiedy robota obozowa była odwalona, a ludzie szykowali się do pierwszych wart i spoczynku, Max poszperał w ruinach kina (a dużo do szperania nie było, gdyż kina samochodowe to były tak naprawdę parkingi z wielkim, pustym billboardem, na którym w dawnych czasach wyświetlano film z projektora, a obok były jeszcze jakieś budy do obsługi tematu). Niestety nie znalazł zbyt wiele - garść metalowych pierdół: śrub, metalowych płytek i prętów. Były w dobrym stanie, bez rdzy. Była też mała kupka elektroniki: zwojów, płytek krzemowych i lampek. Też w zadowalającym stanie. Zwieńczeniem "łupów" była nietknięta tubka próżniowa. Wszystko to wyciągnął z dawnego projektora. Widać jednak było, że cała okolica już kilkukrotnie była przetrząśnięta przez prospektorów - tym bardziej tak blisko Nipton.
Skoro świt, po krótkim, niewygodnym i umęczonym postoju, Trzeci Pluton wznowił pochód. Mimo stanu niektórych rannych i związanym z tym obciążeniem dla reszty, porucznik nalegał na przyspieszenie marszu. Pobożne życzenie, gdyż i tak poruszali się stosunkowo szybko.


Podróż do Camp Searchlight w ruinach dawnego miasteczka o tej samej nazwie była męcząca, nudna i pozbawiona kolejnych spotkań z lokalną fauną (co dla niektórych było miłą odmianą, a dla innych niekoniecznie). Na wieczór dotarli do Searchlight i otrzymali iście królewskie powitanie - prysznic (zimny, a co gorsza w nocy Pustkowie robiło się również zimne z powodu dużej amplitudy temperatur, więc szybko się można było załatwić... ale to i tak nie powstrzymało zmożonych marszem żołnierzy od odrobiny luksusu) i barak z pryczami oraz działającym kiblem, a także mesa z kolacją. A kolacja była naprawdę niezła, aż gały z orbit wychodziły ludziom po Boot Camp Barstow, Camp Golf czy Mojave Outpost. Steki z gekona (których panoszyło się w okolicy sporo) w "sosie BBQ" z "jakichś ziół", mąki i strąków miodowego mesquitu, przy "puree" z bananów yucca. Do picia była woda kaktusowa i... piwo. Oficjalnie, na wydawce. Wszyscy żołnierze ucieszyli się jak dzieci, które dostały prezenty na Święta. Wilson o mało co nie zemdlał, a nawet małomównemu i chłodnemu Lee na usta wypełzł jakiś uśmiech. Tylko Harris i Taylor nie dołączyli do ogólnego szału radości. Sierżant trzymał fason, a kapral wydawał się spochmurniały.

Tak czy inaczej, Camp Searchlight wydało się być iście Bożym aktem Zbawienia dla ich zmarnowanej kompanii. I nawet raporty potwierdzające plotki nie mogły popsuć nastroju. Kto by się przejmował tym, że Bullhead City zostało wzięte po trzech godzinach ostrych i krwawych starć z przeważającą czeredą Legionistów, w której zginęło ponad trzydziestu żołnierzy NCR, dalszych czterdziestu odniosło rany, a cywilów rannych było prawie drugie tyle, a liczba zabitych była nieznana? Fakt, że Legionistów padło dwa razy tyle, dostali za swoje. A Armia już szykowała kontratak. Cywilów bezpiecznie odsyłano do wciąż jeszcze utrzymywanej przez NCR przystani niedaleko Bullhead, gdzie trzy dumne okręty "Patrolu NCR Colorado River" miały odtransportowywać ich do obozu uchodźców w Camp Cottonwood Cove. Inni byli kierowani drogą pieszą do lotnistka w Searchlight, które specjalnie na tą okazję zostało wymiecione z radskorpionów, obsadzone garnizonem i przekształcone w obóz przejściowy. Niedługo sytuacja miała się poprawić, jak tylko wyprosi się "cezarowców". Niemniej jednak trzeba było szybko wzmonić obsadę Cottonwood i pomóc tym setkom ludzi. Podobno pierwszy transport już tam dotarł, a medycy i logistycy mieli pełne ręce roboty.

Nazajutrz o poranku Trzeci Pluton, tuż po obfitym śniadaniu (na które składała się jajecznica z jaj gekona, maca, sałatka z agawy i woda z kaktusa), wyruszył w dalszą drogę. Ranni pozostali w szpitalu polowym, a ich miejsce zastąpiła piątka ludzi przekierowanych z garnizonu. Teraz już nie było wymówek, trzeba było się sprężać.


Pod koniec trzeciej doby od wyruszenia z Posterunku Mojave, 3 Pluton dotarł wreszcie do celu podróży. Słońce zdążyło już zajść. Schodząc z wysokiego, skalistego wzgórza resztkami asfaltowej drogi widzieli jak na dłoni całe Cottonwood Cove. W dole rozpościerał się obóz, oświetlony wieloma pochodniami i ogniskami, mający garść drewnianych, parterowych baraków i jeden murowany, piętrowy budynek. Po prawej było podwyższenie terenu, na którym było jeszcze więcej baraków. A pomiędzy tym wszystkim mnóstwo namiotów - od solidnych wojskowych, po prowizoryczne, rozstawiane na szybko i z byle czego.

A rzeka... rzeka wyglądała wprost magicznie. Niebo było bezchmurne, a księżyc i gwiazdy rzucały mocne światło, odbijające się w tafli wolno płynącej wody. Niektórzy z tych, którzy większość życia spędzili na Pustkowiu, nie mogli się nadziwić widokowi. Pierwszy raz widzieli tyle wody...

Pluton skoszarowano w Overlook, w jedynym wciąż wolnym baraku - tym najbliższym jakiemuś transportowemu TIRowi, który wyglądał, jakby miał zaraz spaść ze skarpy na dół. Ciekawe, co przewoził...

Tego wieczoru nie dostali nic od dowództwa oprócz prośby o ochotników do lazaretu i na wartę. Wspaniałomyślny Taylor pozwolił większości Drużyny B na odpoczynek, a na "ochotników" do wartowania wyznaczył Harrisa i Mandersona - głównie dlatego, że nieźle się trzymali po tym całym marszu. Po szybkiej kolacji (złożonej wyłącznie z własnych racji żywnościowych) i higienie, większość plutonu poszła spać, z wyłączeniem "ochotników" (i ochotników, biorąc pod uwagę sanitariuszy).

W Cottonwood Cove panował jako taki spokój. Większość uchodźców, żołnierzy i rannych spała, więc roboty nie było zbyt wiele. Po nocy. Bo za dnia, to musiał tutaj być kołchoz. Zagadnięty strażnik powiedział, że już mieli blisko czterysta osób. Mężczyzn, kobiet, dzieci, starców i rannych - sami cywile. Zewsząd, acz głównie z przeciwległego brzegu rzeki. Niektórzy wędrowali do NCR od granic dawnego Nowego Meksyku (czy Meksyku w ogóle). Ci bardziej niepokorni bądź niewygodni, uciekający Legionowi. Dzikusy, zbiegli niewolnicy, nazbyt niezależni mieszkańcy Pustkowi, osad i ruin. Wszyscy, którzy nie chcieli podporządkować się drakońskim rządom Cezara. Wielu z nich było rannych, wynędzniałych lub chorych. Był też pierwszy transport ponad stu uciekinierów z Bullhead City - technicznie oni byli już obywatelami NCR. A niedługo miały przybyć kolejne transporty.

Noc mijała spokojnie. "Ochotnicy" mieli zostać wkrótce zluzowani, kiedy znad rzeki dobiegł przenikliwy dźwięk. Klakson z łodzi. Ów ryk postawił na nogi cały obóz. A zaraz potem rozległy się kolejne. Ku Cottonwood Cove płynęły trzy całkiem spore, "odrestaurowane" łodzie. Światła i binokle potwierdziły, że były to łajby "Patrolu Rzecznego". Obładowane ludźmi. Wybuchło zamieszanie. Żołnierze, poganiani przez podoficerów, szybko zakładali barchany, kirysy i kaski, brali broń, meldowali się. Zapalano światła, korzystając z przenośnych generatorów. Gapie zbierali się na plażach.

Łodzie przybiły do pirsów i zaczęły rozładunek. Mnóstwo ludzi, obdartych, obszarpanych, zapłakanych. Wszyscy z Bullhead City. Oficer pokładowy trzeciej, największej krypy, napomknął, że musieli się szybko zwijać - Legion uderzył na przystań. Żołnierze i cywile pospołu ruszyli do pomocy uchodźcom. Zapowiadała się nieprzespana, pełna pracy noc.

A nawet gorzej.

Pierwszym, który wyczuł, że coś jest nie tak, był... Key. Psi węch mówił wyraźnie. Strach. Potężne natężenie strachu. Uchodźcy byli niebywale wręcz zastraszeni. Tylko niektórzy płakali. Prawie wszyscy byli bladzi, milczący. Wreszcie, jeden z nich nie wytrzymał:

- Uciekajcie! Ratujcie życie! Oni-

Nie dokończył. Szyja eksplodowała mu razem z głową. A potem kolejnemu. Na statkach rozległ się okrzyk. Bojowy okrzyk.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-8WyJvvCYVU[/MEDIA]

"Marynarze" porwali za broń... i zaczęli strzelać w tłum gapiów i w żołnierzy NCR. Uchodźcy, każdy z których miał na szyi dziwne ustrojstwo, w płaczach i rozpaczliwych krzykach ruszyli, dzierżąc prowizoryczne uzbrojenie. Bili, uderzali, cięli, strzelali. A kto tego nie robił, temu wybuchała obroża.

Jeden z nich, dzierżący potężny "plecak", rzucił się w tłum cywilów. I ten plecak eksplodował. Nie, wręcz pierdolnął z taką siłą, że całe Cottonwood na sekundę oświetliło. Inni - szczególnie ci desperacko wywijający pałkami, tasakami, młotami i deskami z gwoździem - było opasanych dynamitem, cordexem i innymi wybuchowymi wymysłami. Kto ginął, temu też eksplodowała obroża - a wraz z nią, reszta ładunku.

Na samych krypach, oprócz broni osobistej, przemówiła także pokładowa. Trzy dziobowe działa czarnoprochowe wypluły z siebie potężne kule z przerobionego złomu, które wbijały się w najbliższe szałasy - posterunki wartowników - i tam eksplodowały. Przemówiły także cekaemy - dwa "lżejsze" z mniejszych łodzi, plujące seriami smugowych kul, oraz jeden wukaem, ani chybi półcalowy, w dodatku z eksplodującą amunicją.

Zamęt, rzeź i panika były obezwładniające. Żaden trening nie mógł przygotować na coś takiego. Tylko nieliczni żołnierze ogarnęli się na tyle szybko by otworzyć ogień. Taylor, Lee, Harris. Ten ostatni przeciągnął serią po zniewolonych uchodźcach, powodując detonację "uprzęży" jednego z nich. Spektakl był wręcz niemożebnie krwawy. Kończyny i głowa nieszczęśnika gdzieś dosłownie znikły, a "kadłubek" pofrunął leniwie kilka metrów na bok roztaczając wokół czerwoną mgiełkę oraz istną rzekę krwi. Zaraz potem kapral złapał Mandersona za ramię.

- Do tyłu! Do naszych!



Sitrep

- Wszyscy z Trzeciego Plutonu, czyli wszyscy z Drużyny B, czyli Wasze postacie, otrzymali uzupełnienia amunicji do stanu podanego w KP.
- Camp Cottonwood Cove jest atakowane przez ok. 120 ludzi siłą przymuszonych do walki, dzierżących wszelaką broń improwizowaną - Unarmed, Melee, Thrown, Small Guns.
- Na łodziach pozostało około czterdziestu napastników, może więcej. Korzystają z broni pokładowej (razem 3 Broadsiderów, 2 Browningów .30cal z amunicją smugową, 1 DShK z amunicją eksplodującą oraz - jeszcze nie wykorzystanych - 5 Harpoon Guns, 1 Junk Jet i 1 Rock-It Launcher) oraz osobistej (Automatic Pipe Rifles, .38cal).
- Sanitariusze mogą być w Overlook lub przy lazarecie.
- Lucky i Harris są pod skarpą, gdzie jest ta rozbita ciężarówka. Na tej skarpie jest Overlook.
- Wraz z Trzecim Plutonem (ale nie licząc Drużyny B), w Camp Cottonwood Cove jest nieco ponad 90 żołnierzy NCR, głównie uzbrojonych w Caravan Shotguns, Service Rifles i 10mm Lever-action Rifles. Są też dwa Light Machine Guns (de facto M60).
- Na resztkach asfaltowego parkingu w Overlook są trzy lekkie moździerze typu Commando, 60mm. Obsługa jeszcze do nich nie dotarła, dopiero się zbiera.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 09-12-2018 o 18:59. Powód: Poprawki
Micas jest offline