Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2018, 20:39   #55
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2037.II.20; sb; południe; g. 14:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Dział Produkcji Lekkiej



Ludzie Hodowskiego mieli sporo roboty. Ale takiej jaką lubili i byli w końcu świetni w te klocki. Po wzięciu pomiarów z dwóch kolegów wytypowanych do akcji wewnątrz klubu przystąpili do pracy. Mieli zapas odpowiednich materiałów by zmajstrować na tyle delikatny pancerz aby nie różnił się od zwykłego ubrania. Co prawda ochrona balistyczna i przed innymi atakami w porównaniu do standardowych wojskowych pancerzy była dość symboliczna ale zawsze jakaś była. Tym razem jednak priorytetem była dyskrecja więc i tak nie mogli sobie pozwolić na zbytnie pancerne ekstrawagancje a mocniejszy pancerz byłby trudny do zamaskowania. Ostateczny produkt wyglądał mniej więcej jak trochę sztywna bluza czy lekka kurtka i miał odporność lekkich, cywilnych kamizelek kuloodpornych.

Do tak lekkiego stroju udało się zamontować po jednym ukrytym detalu. Małym ostrzu, wytrychach, komunikatorze czy zasobniku ze strzykawką. Al Hamir zdążył prawie na ostatnią chwilę, zmajstrować zapalniczkę. Która wyglądała jak zapalniczka ale kryła w sobie wybuchowe wnętrze. Ładunek wybuchowy był relatywnie mniejszy niż w standardowym granacie więc taki ukryty granat mógł raczej działać jak petarda hukowa, mógł rozsadzić zwykły zamek w zwykłych drzwiach ale promień rażenia był zbyt mały aby traktować go jako odpowiednik prawdziwego granatu. Niemniej w odpowiedniej sytuacji mógł stanowić niezły gambit. Chociaż nie w takich dzielnicach i lokalach jak w Nice City bo tamtejsze skanery miałyby sporą szansę zeskanować i wykryć niebezpieczne substancje. Swoje dołożył też biolab który zajął się dostarczeniem materiału obezwładniającego do zasobnika który można było ukryć w “bluzie”.

No i mieli nieco ograniczone zasoby. Z części zabranych z nowojorskiej bazy starczyło na oba stroje ochronne z dodatkami i jeszcze sporo zostało. Z drugiej strony jak na razie nie udało im się nijak uzupełnić tych zapasów. Magazyn półproduktów nie świecił jeszcze pustkami ale z pięciu skrzyń z częściami i półproduktami musieli otworzyć i zużyć większą część pierwszej.



Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 22:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VII - The Hill; klub “Hood”
Warunki: wnętrze lokalu, ciepło, jasno, sucho



Klub






Okolica klubu świetnie wpasowała się w całą resztę w większości opustoszałej dzielnicy, pozbawionej nowoczesnych udogodnień. Gdzie zamieszkałe domy, działające sklepy i kluby były chaotycznie przemieszane z całymi ulicami porzuconymi na pastwę losu, rabusiów, pogody i czasu. Pogoda tym sobotnim wieczorem też była niezbyt udana. Było zimno, kilka stopni poniżej 0*C i jeszcze do tego sypało brudnym śniegiem. W ogóle nie chciało się wychodzić na dwór z przyjemnie ciepłych i ogrzanych wnętrz na ten mroczny i zimny świat mokrych ulic.

Przy okazji przygotowań do sobotniego spotkania Rubena z załogą warsztatu wyszło parę rzeczy. Po pierwsze klub nie był podpięty do reszty sieci więc Chinka z Wydziału IIA czyli skanów nie miała jak się wczepić w systemy ochrony klubu. W Night City czy bardziej cywilizowanych rejonach megacity takie miejsce świeciłoby czarną, sieciową dziurą rzucając się w oczy każdemu informatykowi który ujrzałby taki schemat na mapie. Ale w całym, The Hill i południowych rejonach zachodniej metropolii ta czarna dziura raczej była normą więc jak najbardziej pasowało to do tej okolicy. Przy okazji zapewne też utrudniało infiltrację pośrednią nie tylko xcomowcom ale też i rządowym. - Można by spróbować jeszcze bardziej bezpośrednio. - powiedziała cicho Yoshiaki. No ale bardziej bezpośrednie metody oznaczały, włam w samym klubie czyli ktoś ze skanerów musiałby tam działać wewnątrz.

Więc stanęło na lekkim, latającym dronie który szybował nad okolicą klubu. Musiał zastąpić oko wszystkowidzącego brata i spełniał swoje zadanie całkiem przyzwoicie jeśli chodzi o dach klubu czy jego okolicę. Ale nie mógł dać wglądu co się dzieje w środku.

Właśnie okiem tego drona obsada bazy w starym browarze widziała jak najpierw stary wojak wchodzi i znika w klubie a jakiś czas potem Ruben. A poza tym cała masa innych gości wchodziło lub opuszczało lokal, a przechodnie go mijali. Kolejny, sobotni weekend w godzinach rozrywkowego szczytu więc tendencja była raczej przychodząca.





To co się dzieje wewnątrz w pierwszej kolejności dowiedzieli się od “Amadeo”. Atmosfera miała być taka jak w popularnym klubie, w sobotni wieczór można by się spodziewać czyli ubaw po pachy ale nie za darmola. Stary wojak pasował tam jak pięść do nosa. Udało mu się wejść do środka nie niespokojnym. Mimo, że przeszedł przez bramkę kontrolną to nikt się go nie czepiał. Sądząc jednak po widocznych wśród niektórych gościach kastetach, nożach i kaburach to albo byli słabo ukrytymi tajniakami klubowej ochrony, mieli jakieś zezwolenie na mienie takich rzeczy albo po prostu można było z nimi wchodzić do klubu. Ale ogólnie o broni widocznie nikt nie myślał za to wszyscy byli skupieni na zabawie.

Jakiś czas później do klubu przyszedł Ruben. Dość szybko namierzył czy może raczej został namierzony przez warsztatową załogę. Obsadzali jakiś stolik pod ścianą. No i zaczęła się zabawa. Zaczęło się od krótkiego “No cześć, siadaj.” A potem poszło. Kolejne kolejki, śmiechy, niewybredne żarty, wsadzanie sztonów w skąpe stroje tancerek. Taka rogata dusza jak Ruben mogła się poczuć jak ryba w wodzie.

Przy okazji zapoznał się bliżej z całą załogą. Czarnoskóry, wysoki Rando wydawał się być liderem tej grupki. Czarnoskóry Eber miał aparycję klasycznego czarnoskórego rapera czyli był pulchniutki jak pączek i miał sporo przykuwającej wzrok biżuterii na sobie. Dziewczyna o latynoskiej urodzie miała na imię Inez a równie drobny Chen wydawał się na oko jakimś krajanem Lawa albo Yoshiaki. Wszyscy byli mechanikami i znali się na samochodach chociaż każdy specjalizował się w czym innym. Na Rando wołali “Kardio” bo zajmował się sercem każdego pojazdu czyli silnikiem. Eber pracował nad elektroniką. Inez zajmowała się zawieszeniem, podwoziem i kołami a Chen blacharką. Tak w tych wszystkich żartach i przechwałkach, na raty, Ruben czyli jak go zdążyła ta rubaszna, hałaśliwa paczka ochrzcić Jay, poskładał z chaotycznych wypowiedzi. Właściwie zachowywali się jak na typową załogę warsztatu w wolny, sobotni wieczór przystało. Byli też ciekawi czym się zajmuje “Jay”. Gdzie robi i dla kogo.

Przy okazji nomen omen, ich uwagę przykuł siedzący samotnie, starszy, tykowaty facet który pił oszczędnie i roztaczał wokół siebie aurę sztywniactwa i milczenia. A jednocześnie chociaż nie siedział po sąsiedzku był widoczny z ich stolika czyli i sam pewnie widział ich stolik. No ale Ruben musiał przyznać, że w tym otoczeniu, sztywniacki, stary wojskowy, nawet bez munduru, to “Amadeo” pasował jak pięść do nosa. Warsztatowa czwórka zastanawiała się leniwie, że nigdy go tu wcześniej nie widzieli i czego może tu szukać. Albo robi jakieś biznesy i czeka na kogoś bo na szpicla to chyba ktoś nieżyczliwy mu musiał go tu wysłać. Ale jednak Ruben wyczuwał, że ów obcy dla nich facet widocznie prowokuje ich podejrzliwość i nieufność co szybko przeradzało się w rosnący poziom agresji. Chłopakom bowiem w końcu przyszło do głowy, że może nie jest sam i zaczęli rozglądać się po barze szukając innych podejrzanych typków.

Ruben nie był pewny czy na gadaniu i gderaniu się skończy czy jednak warsztatowa czwórka postanowi jednak coś zrobić z “Amadeo”. Miał szansę dać mu jakiś znak aby spadał. Ale chociaż spławienie “podejrzanego” mogło uspokoić towarzystwo to pozbawiłby się jedynego, pewnego sojusznika jakiego miał w tym lokalu.




Czas: 2037.II.20; sb; wieczór; g. 23:15
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



HQ



Szef skanerów siedział w głównym pokoju operacyjnym który robił za zdalne centrum dowodzenia operacjami poza bazą. Wraz z nim była i sterująca dronem Yoshiaki i osobiście lub zdalnie szefowie innych zaangażowanych w wieczorną akcję działów. Na razie akcja w “The Hood” rozwijała się mniej więcej zgodnie z planem i bez kłopotów. Z lokalu nie doszedł ani od Moritza ani od Rubena żaden sygnał alarmowy, Yoshiaki z zewnątrz też nie widziała jak na razie niczego podejrzanego. Ruben widocznie był zajęty barową integracją z warsztatową czwórką. Wyglądało więc, że wszystko gra. Mógł się zająć materiałami przysłanymi niedawno przez ich nowo zwerbowanego agenta.

Według papierów zatrzymany w klubie Azjata był Chińczykiem. Nazywał się Sung Kuo. Miał 31 lat i pochodził z Singapuru i tam spędził większość życia. Chociaż miał na koncie trochę wyjazdów zagranicznych, głównie do terenów dawnego USA. 2 tygodnie temu wylądował w LA w celach biznesowych. Pracował dla azjatyckiego korporacyjnego molocha, “White Sun”. Azjatycka korporacja była równie potężna i zróżnicowana jak NAS na amerykańskim kontynencie. Na azjatyckim dalekim wschodzie była jednym z dwóch głównych graczy. Drugim był japoński “JapTec” wywodzących się głównie z wysp japońskich.

Facet na przesłuchaniu był lakoniczny do czasu przybycia prawnika a potem gadał jego prawnik przesłany przez jego korporację. Prawnik był miejscowy ale z tych droższych. Wyciągnął go w podobnym czasie gdy Laura wyciągnęła Lene. Ponieważ policja znalazła u niego pustą kaburę i pas na zapasowe magazynki to podejrzewano, że jest z jakichś resortów siłowych swojej firmy. Miał bowiem odpowiednie licencje na jej posiadanie i używanie. Policja podejrzewała, że był jakoś zamieszany w “sytuację” w klubie “Night Girls” ale nie mieli na tyle twardych dowodów by go zatrzymać. Zarejestrowano jego powrót do Singapuru więc był już z powrotem w Azji. Policja też doszukała się, że w ową podróż biznesową przyleciał i odleciał z kilkoma kolegami z pracy. Liczebnie i opisowo istniała zauważalna zbieżność pomiędzy nimi a grupką Azjatów jakich xcomowcy spotkali owej pamiętnej, ostatniej nocy stycznia w “Night Girls”. Wszyscy pracowali dla “White Sun”.

- Coś się dzieje. - odezwała się Yoshiaki. Gdy Law spojrzał w holomonitor widział obraz z unoszącego się ponad budynkiem drona. Na zbliżeniu widać było główne wejście do klubu zasypywane wciąż kolejnymi falami brudnego śniegu. Wyglądało na to, że jakaś grupka opuściła właśnie lokal. Dwóch czarnych pomagało iść trzeciemu. Ten trzeci ledwo powłóczył nogami, właściwie to go wlekli. Za nimi szła jeszcze jakaś dwójka która najwyraźniej była z nimi. Ten w środku to był ubrany jak Ruben. Ale widocznie był wyraźnie nie w sosie skoro dwaj inni koledzy musieli pomóc mu iść. Szli spokojnie, w kierunku parkingu na zapleczu klubu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline