Zdaniem Wilhelma inkwizytor niepotrzebnie się unosił... chyba ze cierniem tyłku Wernera była przeklęta Ordo Scriptoris, o której, nie da się ukryć, Wilhelm nic nie wiedział. No i czy to była jego wina, Sigmaryci nie potrafili sobie poradzić z jedną małą sektą.
- Wszak nic z Ordo nie mamy wspólnego - powiedział. - Ani nasze sprawy, które są związane nie z tą sektą, a z Uświęconym Młotem. Ale skoro przemawia wasza łaskawość w imieniu Wielkiego Teogonisty - z szacunkiem skłonił głowę - to nie możemy odmówić.
Przez moment zastanawiał się, czy utopienie Wernera w wychodku, lub też poderżnięcie mu gardła, rozwiązałoby ich problemy, ale wnet doszedł do wniosku, że niewiele by to nie dało.
- Skoro jednak mamy podpisywać jakieś zobowiązania, to może i wasza łaskawość zechciałby wystawić jakiś glejt, że działamy oficjalnie? - spytał.
Niewielkie miał nadzieję na spełnienie tej prośby, ale spróbować zawsze było.