Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2018, 22:41   #36
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Robin "Łazik" White - ciekawski łazik


Wcześniej



- Niezły ten sen. Też bym się zabrał takim stopem. Jak coś brałaś przed snem to się podziel przed następną nocą. - Łazik nie mógł się powstrzymać aby się nie uśmiechnąć i nie skomentować porannej paplaniny małej rudej. Musiał przyznać, że poprawiła mu humor bo po całym dniu maszerowaniu w skwarze i spiekocie, w tym cholernym Słońcu naprawdę nie miał ochoty na kolejny dzień. Maszerowania. W skwarze i spiekocie. Wolałby się przejechać. Zwłaszcza w kabrio z jacuzzi. Z gorącymi i chętnymi foczami. I szampanem. Co prawda szampana nigdy nie pił ale na pewno było dobre. W tym cholernym piekarniku chyba wszystko co było mokre i chłodne to było dobre. Więc wizja jaką roztaczała dookoła Lucy była mu bardzo na rękę. Szkoda, że to tylko sen. I to nie jego.

Drugie co go zdziwiło to te rysunki na betonie. Jak przybyli tu wieczorem to ich nie było a teraz były. Nie wiedział kto był w ich plutonie takim dowcipnisiem. Ale też się uśmiechnął gdy już załapał narysowany dowcip. Nie był pewny czy dlatego sierżant tak ganiał podgolonego Jinxa czy ten podpadł mu z jakiegoś innego powodu no ale obrazki też były całkiem fikuśne.


---



Camp Searchlight



Miejsce docelowe zrobiło na Robinie wrażenie. I to z kilku powodów. Po pierwsze najważniejsze było to miejsce docelowe. Czyli cel. Czyli koniec łażenia w tym cholernie rozgrzanym piecu i tym cholernie palącym Słońcu. Już mu powieki napuchły a oczy zaczerwieniły się od tej cholernej pustyni. Kompletnie nie rozumiał dlaczego nie mogli maszerowac nocą? I chłodniej, okey nawet zimno właściwie, no ale oczy go tak nie piekły no i czuł się i lepiej, i swobodniej, i lepiej. To nie... Łazić po tym piekarniku w dzień się ważnym głowom zachciało...

Po drugie to żarcie i piwo. No wreszcie można było się naszamać! Dawno się tak nie naszamał jak w Searchlight. Od razu mu się humor poprawił i zrobił się pogodniejszy, życzliwszy i w ogóle. Szkoda, że piwa tak mało dawali no ale z drugiej storny fajnie, że w ogóle coś dawali.

Mniej fajne było patrzenie na tych uchodźców. Starzy, młodzi, kolorowi, pstrokaci, no cała masa różnych typów ludzkich. Łączyło ich to, że byli przygnębieni, poranienie, zastraszeni, potargani... aż przykro było patrzeć. - Ilu ludzi trzeba by tak przetrzebić i przegnać tylu ludzi? - mruknął cicho patrząc na tą przygnębiającą rzeszę. Miał takie głupie wrażenie, że szefostwo ma zamiar wpakować ich w samo źródełko tej rzeki. W końcu ponoć ci tutaj, uciekali przed Legionem a ich 3-ci pluton mieli wysłać do walki z tym Legionem. No super... To akurat mu nieco zepsuło humor. Ale pocichu liczył, że jakoś to będzie i jakoś się wywinął. Może się wojna skończy zanim tam dotrą?


---



Cotton Cove



No i dotarli w końću do mety. I o ile sama meta pełna ruder takich samych jak w wielu miejscach jakie dotąd Robin widział nie zrobiła na nim jakiegoś specjalnego wrażenia no to już rzeka to co innego. Ile wody! Rany! W życiu nie widział tyle wody! Skorzystał z okazji i przy pierwszej okazji wszedł do niej. Po kolana, po pas a w końcu zanurzył się cały. Bo przecież to było tyyleee woodyy! Jak w jakimś morzu albo oceanie pewnie! Moczył się w tej wodzie ile tylko mógł bo kto wie kiedy trafi się następna okazja.

Potem nastąpiła szara, żołnierska rzeczywistość dnia codziennego. Szwendanie się po obozie, zajmowanie miejsc, posiłki w stołówce i takie tam. Dzień się wreszcie skończył i nastała o wiele przyjemniejsza dla White'a noc. Wreszcie można było spać w cywilizowanych warunkach za co był wdzięczny.


---



- To normalne? - zapytał wybudzony jakimiś hałasami i zamieszaniem. Okazało się, że jeszcze noc i po tej cudownej wodzie płynął jakieś statki. Duże jak wagon kolejowy. Albo nawet i większe. No duże. Ale miały być swoje. Zastanawiał się tylko dlaczego trąbią dlatego zapytał o to kogoś obok. Nie był pewny jak takie statki powinny się zachowywać. Wcześniej nawet w dzień nikt nie mówił mu, że mają jakieś statki i że mają przypłynąć w nocy. Trąbienie jednak jakoś go niepokoiło. Za bardzo brzmiało mu jak ostrzeżenie albo jakiś alarm. Ale więcej się nie powtórzyło a statki płynęły i w końcu zaczeły parkować do molo więc może to jakiś tutejszy zwyczaj?

I wszystko się zmieniło prawie w mgnieniu oka. Ktoś, coś krzyknął, ktoś wrzasnął, ktoś wybuchł.. ~ Że co kurwa?! ~ Robin patrzył osłupiały jak rozwaliło jakiegoś faceta. W kilka chwil wszystko się wyjaśniło gdy horda zniewolonych uchodźców rzuciła się do nabrzeża, gdy huknęły pierwsze strzały i w ogóle... Atak! Atakowano ich! I to jak podstępnie!

- O kurwa! O kurwa, o kurwa, o kurwa! - mamrotał szybko i zastanawiał się co robić. Co miał kurwa robić?! Gdzie sierżant?! Gdzie porucznik!? Cholera co miał teraz robić?! Ktoś się wydarł by się cofnąć. No tak, miało sens.

Zastanowił się chwilę. Mógł wziać swój karabin i strzelać. Do tych cywili z obrożami albo statków. Tak chciał zrobić. Złapał karabin i pobiegł w kierunku tworzącej się linii oporu. Ale wtedy dostrzegł "to"! Moździerz! Pociski moździerzowe! No tak! Ruszył biegiem w ich kierunku. Były jeszcze nie obsadzone. Otworzył zasobnik z amunicją i zaczął majstrować przy pociskach. Trochę odkręcić, trochę poluzować, jakiś drucik... I mógł przerobić pocisk w gotową bombę. A ją umieścić w wybranym celu... Na przykład na statku... Do którego by podpłynął od głębi zatoki... Bo siekli ołowiem głównie po nabrzeżu ale w wodę nikt chyba z nich nie strzelał i oby podobnie słabo pilnował...
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online