Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2018, 23:35   #96
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13 - Stacje i hotele

Sigrun i David




Korytarz, hall, schody do góry. Na górze schodów wyglądało, że coś jest jaśniej. Kończył się ten bezdenny, wilgotny mrok podziemi. Chociaż te światło na górze miało dziwny, czerwony kolor. Z góry nie dochodziły żadne bardziej podejrzane dźwięki niż te które słyszeli na dole. Może różnicą była Zamiana głuchego echa kroków, głosów i poglosow podziemi na trzaski i skrzypienie metalowych drobiazgów na wietrze. Jeszcze kilka kroków, kilka stopni…

No i wyszli. Na jakiejś sporej hali. Raczej wąskiej ale długiej. Bramki, kasy biletowe, okienka informacji, ławki dla podróżnych, cały rząd telebimów gdzie powinno się wyświetlać rozkład jazdy… Tak, byli na dworcu kolejowym. I jak to rozpoznała Szwedka też na Waterloo. Tylko stacji naziemnej a nie metra.

Niemniej poznała z trudem. A częściowo wydedukowała po tym skąd wyszli a gdzie powinni wyjść. Bo chociaż ogólna bryła budynku i charakter nadal rozpoznawalna to jednak było całkiem inaczej niż pamiętała.

Po pierwsze mgła. Na stacji panowała jakaś dziwna, czerwona mgła. Tak gęsta, że stojąc pośrodku głównej hali stacji nie było widać tych dłuższych końców budynku tylko boki było widać. Z jednej wyjście na ulicę z drugiej przez bramki na liczne perony. Tylko co jest na tej ulicy albo peronach to już też nie było widać. Właściwie to nic nie było widać jak coś było dalej niż 30, 40 kroków, może trochę więcej. Łatwo było się zgubić.

Niepokoiły dźwięki. Wiatr którego nie czuło się na twarzy, nie słyszało uszami a jednak jakoś wiadomo było, że jest i wieje. Poruszał zapomnianymi gratami przez co wydawało się, że w tej mgle coś się porusza oprócz dwójki zagubionych w bezludnej metropolii ludzi. Zresztą, może i coś tam było.

I jak się okazało jednak było. W pewnym momencie w kłębiącej się czerwonej mgle jaka zalegała na stacji coś pociemniało. Zaraz potem pociemniało jeszcze bardziej jakby nadciągało coś sporego. Większego od człowieka. I jeszcze moment później z mgły wyłoniła się mgła. Tylko czarna. Jak czarna bezkształtna chmura utrzymująca się we względnej całości. Poruszała się jakoś dziwnie w kierunku dwójki ludzi. Wyglądała jak czarna chmura żywej ciemności płynąca w powietrzu albo unosząca się za pomocą cienkich, zrobionych z dymu, giętkich odnóży. Nie wydawała żadnego dźwięku, główna część tej chmury atramentowej ciemności mogła pewnie z trudem pomieścić szafę dwudrzwiową i sunęła w kierunku dwójki ludzi w tempie szybkiego marszu.




Stalkerowa grupa



- Nick? Zadziała takie coś? - stalkerka po wysłuchaniu pomysłów rozmówców zapytała odchodzącego partnera póki było się jeszcze kogo pytać. Norton zatrzymał się i położył sobie dłonie na biodrach. Stał tak chwilę gdy trafił usłyszane pomysły.

- Mogłoby zadziałać. Z tymi skafandrami, izolacją i gaśnicami. - odpowiedział po zastanowieniu.

- A Ta folia nie będzie za bardzo szeleścić? - Abi wydawała się niezbyt pewna z czym mają do czynienia. Nick pokręcił głową szybko i zdecydowanie.

- One są głuche. Albo nie reagują na dźwięk nawet jak go jakoś słyszą. Nie mają ciała takiego jak my więc i nie mają zmysłów takich jak my. - stalker wzruszył ramionami i mówił całkiem spokojnie.

- A czym są te cienie? To takie duchy? Zjawy? Cienie dawnych ludzi? - Abi mówiła jakby liznęła temat bardzo pobieżnie i prosiła bardziej doświadczonego kolegę o dodatkowe informacje.

- A może to cienie dawnych stalkerów? Albo przyszłych którzy dopiero tu kiedyś przybędą? Albo jakaś strefowa wersja eterycznego homo sapiens? A skąd ja mam to wiedzieć? Mnie najbardziej interesuje jak to działa i jak to ominąć. - stalker wszedł w ten typowy dla siebie pretensjonalny i napastliwy styl mówienia. Odwrócił się jednak w końcu twarzą do reszty rezygnując na razie z pomysłu odejścia w stronę rzeki.

- No a jak to działa? - brązowowłosa kobieta cicho westchnęła ale skoro Nick był skłonny coś powiedzieć to widocznie postanowiła skorzystać z okazji. - Można zrobić jakąś barierę? - zapytała krótko.

- Nie wiem z czego. Nie słyszałem aby się komuś udało. - Norton pokręcił przecząco głową jakby też o tym myślał wcześniej ale nie znalazł rozwiązania.

- A co będzie jak kogoś trafią? To prawda, że zmieniają w kamień? - Abi wydawała się tak zafascynowana jak i pełna obaw.

- Nie do końca w kamień. Będziemy szli to sami zobaczycie. A dotyk to zależy od dawki. Jak krótko to tylko odrętwienie, więcej to paraliż a jeszcze więcej no to zostajesz w strefie. Dlatego lepiej je trzymać na dystans. - Norton nieco się skrzywił słysząc co mówiła i pytała partnerka ale dał jej się wciągnąć w dyskusję.

- A jak to zniszczyć? - stalkerka też wyglądała na pochłoniętą coraz bardziej tą dyskusja.

- A jak chcesz zniszczyć cień? - Nick uniósł ironicznie brew do góry i spojrzał na jej buty. Pod jej sylwetką rzeczywiście był jej cień. Jak pod każdym. Blady w tym dziwnym, rozrzedzonym czerwona mgłą świetle ale był. Abi przyglądała się chwilę własnemu cieniowi. - To takie coś. Tylko bez człowieka i w 3d. - dopowiedział stalker. W końcu dziewczyna wzruszyła ramionami przyznając się do niewiedzy. - Podobno można je zamrozić. To je stabilizuje w bardziej materialną formę na chwilę i daje czas zwiać. Ale tak tylko słyszałem, nie próbowałem tego nigdy osobiście. Dlatego przydałoby się coś mrożącego jako broń ostateczna gdyby przemnknięcie się nie wypaliło. - wyjaśnił stalker. Abi pokiwała głową przyjmując te wyjaśnienia.

- A na co reagują? Na ruch i światło? - zapytała jeszcze na koniec i teraz stalker pokiwał twierdząco głową. - Te race zadziałają? - pokazała otrzymane od Japończyka race.

- Mam nadzieję. Świecą. Słabo się je rzuca. Dość blisko. I jak rzuci to są już nieruchome. Najlepiej jakby się ruszały jak najdalej od nas. Czas na nas. Nie mamy czasu na zebrania kolektywu. - Nick powiedział jeszcze swoje po czym odwrócił się i odszedł znikając w czerwonej mgle ponownie.


---



Opuszczony hotel sprawiał tak samo odpychające wrażenie jak zrujnowane i opuszczone miasto. Tak samo tonął w czerwonej mgle. I od zewnątrz i co gorsza od wewnątrz. Na zewnątrz gdy było się blisko okna widać było podobnie niewiele jak z poziomu ulicy. Na wyższych piętrach już nawet samą ulicę było widać z trudem. Przeciwnej strony ulicy zwykle w ogóle nie było widać a o rzece, przerzuconym przez nią westminsterskim moście i sławnej na cały świat wieży zegarowej nawet nie było marzyć.

Co gorsza dłuższe korytarze czy większe pomieszczenia też tonęły w czerwonym mroku. Z jednego końca nie było widać drugiego albo ledwie majaczył na granicy wzroku. To wszystko sprawiało, że łatwo było stracić orientację i stracić kontakt z innymi. Zwłaszcza, że szperając po korytarzach, pokojach, kuchniach, salach konferencyjnych, siłowniach łatwo było się rozdzielić.

Słuch też nie pomagał. Wydawało się, że wieje wiatr. Taki którego nie czuć na twarzy,nie słychać uchem a raczej całym ciałem. Jakby przenika człowieka na wylot, szarpiąc napięte od czujności nerwy. Czasem przewracał jakiś drobiazg, szarpał zasłonami, żaluzjami, wzbijał chmury pyłu, zupełnie jak jakiś złośliwy chochlik. Dźwięki te mieszkały się z tymi które dobiegły z trzewik budynku. I z tymi które wywoływali buszujący po nim ludzie gdy musieli coś podnieść, otworzyć, wyważyć, odezwać się albo wyrzucić. I z tymi które były niewiadomego pochodzenia. Jakby w tym opuszczonym budynku buszował ktoś jeszcze. A może się tak dźwięk tylko niósł a resztę robiła własna wyobraźnia. W końcu każdy z hibernatusów słyszał drugiego i jego działania znacznie wcześniej niż go widział. Często mijali się na jakimś korytarzu albo spotykali się w jakimś pomieszczeniu do jakiego wchodzili z dwóch stron. I majacząca w półmroku zjawa okazywała się kolegą szperaczem.

Niepokojąco też wyglądały ślady pozostawione przez poprzedników. I te z czasów świetności hotelu. Wielkość i ocalałe sprzęty nawet teraz świadczyły, że musiał to być świetnie prosperujący hotel dla ludzi sukcesu w centrum tętniącej życiem metropolii. Z czasów wojny. Gdy natknęli się na kilka stanowisk bojowych obłożonych workami z piaskiem. Łuski, przestrzeliny, zapomniany karabin maszynowy, ciała. Te w mundurach i te bez.

Ciał trochę było. Po korytarzach, pokojach i innych pomieszczeniach. Ofiary walki, pożarów, samobójstw, rozerwane na pół, zdeformowane lub ci którzy zginęli z nieznanych przyczyn.

Bałagan jaki powstał po gwałtownej ewakuacji, podczas walk, pożarów, porzucenia, szabrowania. Zapomniane ubrania, jedne wciąż wisiały w szafach inne niczym szmaty leżały na schodach albo korytarzach. Drzwi do jakich ktoś już kiedyś się włamywał albo nawet z przestrzelinami. Przewrócone krzesła, leżące na podłodze nocne lampy, zwisające na kablach sufitowe lampy, pozostawione na biurkach laptopy, walające się smartfony…

Cały hotel był niczym jeden wielki pomnik i cmentarz dawnej cywilizacji. Ostrzeżenie przed nienazwanym niebezpieczeństwem.


---



Marian myszkujac po hotelu nie znalazł może czegoś szczególnego ale nie wracał też z pustymi rękami. Co więcej wracał cało i udało mu się uniknąć potencjalnie niebezpiecznych miejsc i sytuacji.

Mervin wracał z podobnymi zdobyczami. Chociaż nie poszło mu tak gładko. Zaliczył wpadki i otarcia ale ostatecznie poza paroma siniakami, otarciami i momentami strachu właściwie wracał cało.

Dla odmiany cichemu Japończykowi szczęście średnio sprzyjało i porzucony hotel wymagał od niego trochę potu o nerwów. I chociaż też udało mu się wyjść z tego obronną ręką to musiał się nad tym napracować. Ale za to jaki skarb znalazł! Było czym się pochwalić.

Wielgachny Joe miał chyba najmniej szczęścia. W kwestii znalezisk poszło mu tak sobie. Podobnie jak Polakowi i Brytyjczykowi. Nie wracał z pustymi rękami no ale szału nie było. Za to otarł się o prawdziwe niebezpieczeństwo. Nie miał pojęcia co to było. Ale gdy szedł korytarzem nagle walnęła go fala gorąca. Jakby nagle tuż za plecami ktoś puścił struge z miotacza ognia albo owiala go jakaś fala z eksplozji. Runął na podłogę z bólu, zaskoczenia i siły uderzenia. Jęknął i gdy podniósł się na czworaka i obejrzał ujrzał tylko pusty korytarz. Taki sam jak ten przed nim lub jakim właśnie przed chwilą szedł. Wtedy coś dostrzegł. Jakby powietrze zafalowalo i zanim zdążył coś zrobić oberwał ponownie. W oczach mu pociemniało, z ust i nosa walnęła mu jucha. Nie miał pojęcia co jest grane ale czuł, że jeszcze jedno czy dwa takie trafienia i zostanie w tym hotelu na stałe. Jakoś się zerwał, odoczołgał i uciekł. W końcu odzyskał oddech na jakiś schodach, krew mu przestała lecieć ale czuł się jakby ktoś go zdzielił bejsbolem przez plery albo podobnie. Ale jednak w końcu jakoś się pozbierał i odnalazł resztę chłopaków. Ale wyglądał jak wypluty z czyjegoś gardła.

W końcu jednak spotkali się na dole z Abi prezentując swoje łupy jakie udało im się wynieść z hotelu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline