Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-12-2018, 18:15   #2
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Pogoda zupełnie nie pomagała w wędrówce. Zrobiło się po prostu paskudnie. Żeby jeszcze ściął mróz to by się jakoś szlo, a tak to drogi zamieniły się w lepką breję, która nawet koniom utrudniała chód. Znalezienie przyzwoitego miejsca na obóz w takich warunkach graniczyło z cudem, tak więc parli przed siebie pomimo zapadającego mroku.

***

Bosch opatulił się ciaśniej starym płaszczem, który dotąd zalegał w jednym z juków. Dobrze, że chłopi podarowali mu jakieś ubrania, bo ostatnia parę zniszczył razem ze swoją zbroją podczas walki.

Trochę żałował utraty czarnej kamizelki ze srebrnymi guzikami. Naprawdę ją lubił. Teraz za to wyglądał jak prawdziwy zbir. Jeździec przykryty znoszonym, nieco potarganym płaszczem, brudnym tu i tam od zaschniętej krwi, narzuconym na proste ubrania i starą, połataną przeszywanicę. Futrzana czapa na głowie, miecz przy pasie i toporek za pasem. Przynajmniej jego miecz pamiętał lepsze dni. Ciągle to samo porządne ostrze, oliwione i ostrzone kiedy tylko tego wymagało.

Choć miecz sam w sobie nie zmieniał tego, jak mogli go postrzegać inni. W okolicach większość ludzi i tak nie odróżni dobrej, rzemieślniczej roboty od kiepsko zaostrzonego kawałka stali.


***

Nie żeby go to teraz obchodziło. Aktualnie jedyne o czym myślał to jakiś suchy kawałek podłogi i niecieknący dach. I kominek. I kubek grzanego wina... Marzenia te skutecznie utrudniały padający niemal poziomo deszcz i nieco przemoczone buty. Oswald zastanawiał się, czy przemokły same z siebie, czy może błotnista breja przelała się górą, kiedy musiał zejść z konia i przeprowadzić go przez szczególnie trudy kawałek traktu. Jesli pierwsze, to miał kolejny problem na głowie. Jakby ostatnio ich brakowało.

Kiedy w końcu dotarli do bram miasteczka, Oswald wyraźnie się ucieszył i nawet brak zapalonych lamp przy bramie, poczatkowo nie podkopał jego dobrego nastroju. Dopiero kiedy podjechali bliżej zaklął i splunął w błoto rozglądając się podejrzliwie.

- A by to jasny chuj w pogodny dzień. A żeby jeszcze pogoda była... - Pokręcił głową narzekając na własne przekleństwo. - Nie podoba mi się to. Jak myślisz, zwierzoludzie, psia ich mać? - Zwrócił się do Randulfa nie odrywając wzroku ze zrujnowanej, chłostanej zimnym deszczem ulicy. - Wybieramy jakiś większy, w miare cały dom przy bramie, barykadujemy się w środku z końmi i czekamy do rana? Przynajmniej będzie jakieś suche drewno na opał i nie wpierdolimy się w żadną zasadzkę. - Zaproponował, zupełnie porzucając nadzieje na nocleg w ciepłej, bezpiecznej karczmie.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline