-
Mnie również cieszy, że nie zostaliśmy wspomnianą atrakcją - odparł na słowa Laviny. -
I to zapewne jeszcze bardziej, niż ciebie. No i lepiej być... czeladnikiem... - nawiązał do drugiej części jej wypowiedzi -
niż grzanką. * * *
Pańskie oko konia tuczy. Tak powiadano, a babka Wilhelma wbijała do głowy wnukowi, że nie wystarczy znaleźć odpowiednich ludzi do odpowiedniej roboty i odpowiednio ich wynagradzać, ale i od czasu do czasu kontrolować.
Lavinia co prawda znała się na koniach (i to lepiej niż Wilhelm), a Lotka nie była rasowym rumakiem z rodowodem długości paru metrów, ale była wierzchowcem Wilhelma, a jeździec, jeśli nie chciał chodzić pieszo, musiał o konia zadbać. I nie był o brak wiary w umiejętności dziewczyny, a zwykły rozsądek.
Jak się tego Wilhelm spodziewał, klacz miała się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Lavina spisała się znakomicie, co Wilhelm miał zamiar jej powiedzieć przy najbliższej okazji, acz niekoniecznie przy wielu świadkach.
-
Lavino, byłabyś zainteresowana stałą pracą? - zagadnął dziewczynę.
Złodziejka popatrzyła z ciekawością na szlachcica.
-
To zależy od pracy, ale owszem stały przychód nie byłby zły. Mów, co masz na myśli, ale uprzedzam, że w chwytaniu demonów jak wy mam zerowe doświadczenie.
Wilhelm westchnął. Jeśli miał to być żart, to jego zbytnio nie rozbawił.
-
Nie w tym momencie - powiedział -
ale jak się to całe zamieszanie się skończy. Widać, że znasz się na koniach. Moja babka ma całkiem spore stajnie. Byłabyś zainteresowana?
-
To dobra propozycja, ale widzę jeden problem. Jak powiedziałeś, jest to propozycja nie na ten moment, gdyż masz teraz misję od inkwizytora i nie będziesz wracał do domu... gdziekolwiek on jest w najbliższym czasie - powiedziała wytykając mu pewną konkretną przeszkodę dla przyjęcia jego propozycji. Po tym zamilkła na chwilę, ale zanim zdążył wznowić wypowiedź dodała. -
Zróbmy tak: chwilowo i tak jedziemy w tym samym kierunku, trochę nam to zajmie. Podczas podróży zajmę się Lotką, a ty będziesz miał szansę przekonać się, czy nadaję się na służbę do twojej babki. Nie miałam planów gdzie się udać po Karak Hirn, więc po tym jak załatwić tam swoje sprawy i twoja propozycja nadal będzie aktualna zapytasz mnie o to znowu. Jak ci to pasuje? - spytała, nie proponując jeszcze przypieczętowania umowy.
-
Lotką nie musisz się zajmować, to, co widziałem, wystarczy mi w zupełności - odparł Wilhelm. -
Jeśli chcesz, możesz ją rozruszać, rankiem. A co do reszty sprawa jest stale aktualna.
Lavina nie wiedziała co myśleć, taka ufność i szczodrość, trochę podejrzane. “Darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby co ?” Pomyślała szybko.
-
To umowa stoi. - potwierdziła wystawiając dłoń do przodu, by dobić targu.
Wilhelm przypieczętował umowę uściskiem dłoni.