Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2018, 14:44   #226
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Wszyscy ***

Wolfgang usłyszał wołanie o pomoc i jego umysł odpłynął. Nie było to czcze wołanie tylko wrzask pełen przerażenia. W umyśle kreował mu się obraz maszkary opisanej przez wystraszonego żołnierza. A co jeżeli potwór lada moment mógł ubić kolejną osobę? Baderhoff usłyszał Acierno, ale w sumie nie wierzył w jego moc dowodzenia. Ktoś komu zależało na pojmaniu kogokolwiek nie zatrzymywał by się w zajeździe kosztując kuchni, o której słyszał kilka lepszych opinii. Mimo iż żołnierz doskonale zdawał sobie sprawę co oznaczało odłączenie się od grupy postanowił zaryzykować. Jeżeli bezsensowne zatrzymywanie się w zajeździe na pokazowy posiłek było warte utraty czasu, a ratowanie niewinnej osoby już nie to Baderhoff miał na sytuację inny pogląd niż wyprostowany, dumny szlachetka.

- Wybacz Panie, ale ja wołania o pomoc nie zignoruję. - rzucił wyraźnie, ale kulturalnie i pokazał Frotzowi na kierunek skąd dochodził damski głos. - Ja biegnę na pomoc przyjacielu. Jak nie pójdziesz w moje ślady nie będę miał Ci za złe… - powiedział po czym wystartował w kierunku krzyku.

Ostatnimi czasy nabyta włócznia błyskawicznie pojawiła się w jego prawicy. Do pary w drugiej ręce trzymana była tarcza. Żołnierz nie liczył na pomoc pozostałych, ale podejrzewał, że widząc jego postępowanie część zacznie się poważnie zastanawiać.

Borys chciał z tego wybrnąć dyplomatycznie.
- Szlachetny Panie Acierno - Borys kłamał gładko. Miał Acierno za zapatrzonego w siebie gnojka. - To ziemia blisko włości szlachetnego von Eisenstand. Jak pan zareaguje będzie to dobrze postrzegane. Może to bandyci, może potwory. Siła nas damy radę. - dał szlachciowi szansę wyjścia z twarzą. Zmiana rozkazu lub kompromitacja jak mus się oddział rozbiegnie.
- Stać parobki! Stać! Słuchać! - krzyczał wściekły Acierno widząc poruszenie i sprzeciw jego rozkazom. - Jakie potwory? Co mnie potwory? Nie będziesz mi mówił, co robić mam! Ja wiem! Stać natychmiast!
Nie zważając na słowa szlachcica, Borys pobiegł za Wolfgangiem.

Frotz przyszykował swoją rusznicę do strzału i bez zastanowienia ruszył za Wolfgangiem. co nieco zajmuje zatem na miejscu będzie pewnie po Wolfgangu.

Kiedy z lasu rozległy się krzyki, początkowo Vermin nie miał zamiaru reagować. Ale kiedy tylko Acierno wydał rozkaz – jak wiele mówiący o tym człowieku – w szczurołapie coś pękło. Być może dążył do konfrontacji ze szlachcicem, a może po prostu chciał mu zrobić na złość. A może to ludzka przyzwoitość nie pozwalała mu zostawić nieszczęśnika w potrzebie? Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wyciągając zza pasa procę ruszył biegiem w kierunku skąd dobiegały wrzaski. W dupie miał co powie Acierno.

Robin zależało oczywiście na opinii Hrabiego (w końcu był jej pracodawcą), a ta zależała w dużej mierze od opinii Acierno. Na szczęście przyjęła rolę zwiadowcy - i tak cały czas a to myszkowała gdzieś przed kolumną, a to kręciła się to po jednej, to po drugiej stronie traktu, od czasu do czasu tylko pokazywała się i dawała znać, że wszystko w porządku, a trasa jest bezpieczna. Szybsza niż przeciętny człowiek, bez trudu utrzymywała tempo. Gdy rozległ się krzyk była akurat po tej samej stronie drogi. Wykorzystała więc okazję i po prostu gdy zasłoniły ją zarośla zbliżyła się do źródła dźwięku z łukiem w dłoniach. Starała się pozostać niezauważona - poruszała się powoli i ostrożnie, nie tylko wypatrując wołającej, ale i rozglądając się na boki. Interesowało ją przede wszystkim bezpieczeństwo kolumny.

Rozpętało się piekło, a Abelard był pod żelaznymi rozkazami Hrabiego. Miał raport do zdania, a to oznaczało, że musiał być blisko tego szczyla Acierno i mieć na niego baczanie… nie ważne co inni pomyślą.
- Herr Acierno wybaczy… - powiedział ściszonym głosem pochylając się w stronę jeźdźca - ...ale w Imperium jest niepisane prawo pomocy na trakcie i wielu z nas bierze je do serca. To sprawa honoru, bo i my kiedyś możemy być w potrzebie, a bogowie mają na nas baczenie.
- Merda! - krzyknął w odpowiedzi Acierno. - Albo pomagają, albo właśnie w pułapkę wpadają! Cazzo! Kobieta na szlaku woła pomocy?! Stupidi tępe! Basta! - krzyczał czerwony ze złości. - Dla mnie to niesubordynacja! To karane jest! U hrabiego zawisną! Niech robią co chcą! Już mogą iść wisieć! Tu nie mają po co iść już! Reszta za mną! Tamci niepotrzebni są! Kroku przyspieszyć! - wydał komendę, ruszył, a za nim dwaj jego ludzie i ociągając się Rudolf, oraz Abelard o kamiennej twarzy, a także Fay.

Abelard uśmiechnął się pod nosem i powiedział stanowczo.
- Sugerują się przyjrzeć posiadanemu stanowi ludzi. Ich jest tuzin i są zorganizowani. Naprawdę pan uważa, że bez nich mamy większe szanse? Czasem warto poczekać, a nuż to nie pułapka i wrócą, a nuż to pułapka i nas ostrzegą. Ruszanie dalej odkryje nasze plecy. Co jeśli to podwójna pułapka i sami idziemy w drugą pułapkę, bo Wróg tak dobrze was zna?
- Tu sai merda puttana! -
krzyknął w swoim języku, po czym jeszcze bardziej przyśpieszył kroku, tak że ludzie za nim musieli zacząć biec wolnym tempem.


*** Abelard, Fay, Rudolf ***

Goniąc za Acierno oddalili się od reszty grupy. Tileański szlachcic dopiero widząc, że zaczynają mieć spore problemy ze złapaniem oddechu, zwolnił dając im chwilę by odsapnąć.


*** Borys, Robin, Vermin, Wolfgang (Frotz) ***

Kontynuowali bieg w stronę z której słyszeli rozpaczliwe prośby ratunku. Wolfgang wyprzedził poruszającą się ostrożniej Robin, po chwili minął ją też Borys i Vermin. Ruszyła za nimi, a zaraz za nią przyjaciel Wolfganga - Albert.

Przedostali się przez gęstwinę drzew, by trafić na skraj niewielkiej polanki naprzeciwko której ujrzeli szamoczącą się kobietę przyciśniętą do drzewa. Drzewo było wysokie, rozłożyste. Jego gałęzie chłostały dookoła, a zasięg miały spory, sięgający nawet dziesięciu metrów. Niektóre z nich już dopadły swą ofiarę. Kurcząc się przyciągały ją do śliskiego pnia. Kobieta wiła się, próbowała uwolnić, jednak nie była w stanie. Jej ubiór stawał się coraz bardziej poszarpany, a z ciała zaczynała cieknąć krew.
- Pomóżcie! Piecze! Boli! - krzyknęła, gdy ich ujrzała. Głos jej był jednak coraz słabszy, coraz bardziej bezsilny.
 
AJT jest offline