Półtora stawki żołdu było czymś znacznie lepszym, niż przymusowe wcielenie do wojska. Z drugiej strony - kapitan wiedział równie dobrze jak Eryastyr, że wcielić siłą elfa do oddziałów broniących miasta za nic by się nie dało.
- Kapitanie, zrobimy co się da - obiecał Eryastyr. - Panna Benedykta wywie się czegoś na temat tych niziołków a my, z panną Corują, porozmawiamy z tym szlachcicem.
Wywołana, elfka spojrzała na kapitana i przedstawiła się.
- Witam, zwą mnie Coruja z klanu Białych Sów z Wielkiego Lasu. Pomogę wam na tyle, na ile zdołam.
- Dobry wieczór - kiwnął głową kapitan.
- Posiłki wydajemy zwykle trzy, ale obecnie może się to zmienić. Za strażnicą jest przybudówka z kuchnią… Szlag, zapomniałbym. Posłaniec! - Krzyknął dowódca za drzwi a następnie Benedyktę i elfy poprosił o opuszczenie pomieszczenia.
Nie pozostało nic innego jak posłuchać.
Gdy tylko znaleźli się za drzwiami Coruja popatrzyła na dwójkę i zwróciła się we wspólnym.
- Jestem tu nowa więc będziesz mnie musiał poprowadzić Eryastyrze, rozumiem że masz jakiś plan.
- Tak - odpowiedział elf. - Proponowałbym, żebyś, Benedykto, zajęła się tymi niziołkami, podczas gdy my porozmawiamy z tym szlachcicem. Gdybyś, na przykład, zajęła panem von Höcherko, na przykład rozmawiając o nieumarłych, duchach czy co ci wpadnie do głowy, ja bym wyciągnął na piwo jego służącego. On z pewnością wie co nieco na temat swego pana. A nuż uchyli rąbka tajemnicy. Co wy na to? - zwrócił się do obu kobiet.
Coruja chwilę się zamyśliła w ciszy po czym spojrzała na pobratymca.
- Mogę dla ciebie rozproszyć uwagę pana von Höcherko.