Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2018, 00:06   #139
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Portsmouth

Johnowi znów przydała się znajomość lokalnego otoczenia - port w Portsmouth był niemal jego domem podczas szkolenia oficerskiego, gdy jego okręt szkolny stawał tu na kotwicy, a on sam odbywał niezliczone zajęcia w salach “kamiennej fregaty” HMS Victory. Toteż zaraz po wyjściu z dworca skierował swoje kroki do przytulnej tawerny położonej tuż obok dworca, w linii budynków patrzących wprost na portową zatokę. Agenci nie mieli wiele czasu, aby rozprostować się i rozgrzać przed podróżą, ale wczesne śniadanie popite szklaneczką sherry w pubie rozgrzało znużonych podróżników na tyle, że na rozklekotany parowiec, jaki przybił do nabrzeża ostatniej nocy, wsiedli już w lepszych humorach. Gabrielle skorzystała z okazji by podyskutować na boku z właścicielem lokalu i zapewnić im dostęp do pokoi. Mieli pieniądze, na ciężką wodę, mogli je wydać na coś innego, a przynajmniej ona nie miała takich oporów. Z dumą podeszła do Johna i Lapointe i wręczyła im dwa klucze do pokoi.
- Mamy pół godziny, ale chyba warto skorzystać. - Sama pomachała własnym kluczykiem, prezentując im swoją zdobycz, a Johnowi swój numer. - Ja za Panów pozwoleniem się oddalę.
- Skoro panna Hepburn była tak miła, to chyba ja również skorzystam z okazji.
- powiedział John. - Tobie również radzę to samo. - zwrócił się do Francuza. - Byłoby niepolitycznie przybywać na francuską ziemię wyglądając jak saksoński barbarzyńca, czyż nie?
Maurice uśmiechnął się.
- Tak, z pewnością - odrzekł niemal z wesołością w głosie. - Zatem do zobaczenia za pół godziny. - Francuz odwrócił się i skierował kroki na schody prowadzące na piętro, gdzie mieściły się pokoje.
John odczekał chwilę, by upewnić się, że za Lapointe’em zamknęły się drzwi jego pokoju, po czym cicho, starając się nie robić hałasu, wszedł śladem Francuza na piętro... niby przypadkiem skręcając w niewłaściwą stronę i zatrzymując się przed drzwiami oznaczonymi numerem, który widniał na przywieszce klucza trzymanego przez Gabrielle. Delikatnie zapukał do drzwi.
Głos Francuski dobiegł z oddali jednak przebił się przez drzwi do pokoju.
- Proszę wejść.
Kobieta na pewno nie zamierzała tracić ani sekundy z otrzymanego od losu czasu. John zobaczył ją stojącą zupełnie nagą w łazience, z której dobiegał szum nalewającej się do wanny wody. Widząc Brytyjczyka Gabrielle uśmiechnęła się promiennie. - Zamkniesz drzwi na klucz?
Oczy Johna zalśniły, gdy zobaczył francuską agentkę stojącą nago w łazience, z błyszczącą, wilgotną skórą w miejscach, gdzie krople wody zetknęły się z ciałem kobiety. Wenus wyłaniająca się z fal musiała być równie piękna jak Gabrielle w tej chwili. Krew gwałtownie zaszumiała Johnowi w uszach, oddech przyspieszył, serce zabiło mocniej. Słysząc pytanie Francuzki mężczyzna podszedł szybko do drzwi, zdecydowanie przekręcił klucz w zamku i odwrócił się. Jego ręce spazmatycznymi ruchami rozpinały ubranie, jakby parzyło go w skórę.
Gabriella uśmiechnęła się widząc jego reakcję, chwilę obserwowała szamoczącego się z ubraniem mężczyznę.
- Lapointe, też skorzystał z pokoju? - Spytała obracając się tyłem do Johna i schylając by zakręcić lejącą się wodę. Na szczęście wanna wydawała się na tyle duża, że mogli się zmieścić w niej oboje… oczywiście jeśli się lekko ścisną.
Widząc wypięte w jego kierunku pośladki Gabrielle brytyjski agent musiał stoczyć heroiczną walkę o to, by nie eksplodować już w tej chwili. Przełknął ślinę... choć z wrażenia tak zaschło mu w gardle, że właściwie nie miało to żadnego znaczenia.
- T...tak - wykrztusił. - N.. nie będzie nam przeszkadzał. - nogi same poniosły go w kierunku pochylonej nad wanną Francuzki.
Gabrielle oparta o krawędź wanny spojrzała ponad ramieniem na nadchodzącego mężczyznę i uśmiechnęła się nieco lubieżnie.
- Chyba powinnam go teraz uwodzić, prawda? - Spytała swego podopiecznego gdy ten wszedł już do nieco zaparowanego pomieszczenia.
- Stanowczo wolę, jak uwodzisz mnie - odparł John, stając tuż przy Gabrielle. Również był już nagi, jedynie porozrzucane ubrania znaczyły drogę od drzwi wejściowych do łazienki.
Beaumont obróciła się i przysiadła na krawędzi wanny. Spojrzała z dołu na stojącego obok mężczyznę z uśmiechem przesuwając spojrzeniem po jego ciele i pewnym bardzo charakterystycznym wskaźniku aprobaty dla jej urody.
- Chyba nalałam nieco za ciepłą wodę… mamy chwilę nim ostygnie. - Spojrzała mężczyźnie prosto w oczy.
John odwzajemnił spojrzenie, po czym nachylił się ku twarzy Gabrielle i z pasją ją pocałował.
- Każda chwila z Tobą to czysta rozkosz. - wyszeptał, gdy już oderwał usta od jej ust.
Gabrielle podniosłą się i przywarła całym ciałem do swego podopiecznego. Był tak przyjemnie ciepły… Myśl jak bardzo po Altmarku przeszkadzało jej zimno zaczynała ją przerażać. Może powinna przenieść się do cieplejszego kraju? A może… Jej wargi pochwyciły usta Brytyjczyka i związały je namiętnym pocalunkiem. A może nie powinna wychodzić z objęć Johna?
Jakby czytając w jej myślach, John objął Gabrielle i mocno przytulił ją do siebie. Całował ją namiętnie, delektując się słodyczą jej ust, upijając się nią. Czuł, jak sutki Gabrielle ocierają się o jego klatkę piersiową, a jeszcze niżej odczuwał delikatne muśnięcia ud i łona kochanki ocierających się o jego wyprężoną męskość.
- John. - Rozpalony głos Gabrielle na chwilę przerwał odgłosy pocałunków. Puściła mężczyznę i ponownie pochyliła się opierając o wannę i wypinając w kierunku mężczyzny. - Tak.. może być?
Johnowi zawirowało w głowie. Jego ręce chwyciły dziewczynę za biodra, zdecydowanym ruchem skracając odstęp, jaki dzielił je od bioder mężczyzny. Oręż Brytyjczyka pewnym ruchem utorował sobie drogę do wnętrza dziewczyny. Biodra Johna z głuchym klaśnięciem wylądowały na pośladkach kochanki, a ręce przesunęły się nieco po ciele francuskiej agentki. Jedną z nich John przesunął nieco wyżej, by lekko wyprostować ciało kochanki Jego dłoń zatrzymała się tuż pod kształtnymi piersiami Gabrielle. Rytmiczne ruchy bioder Johna rozkołysały ich oboje, znów nadając ich tańcowi pierwotny, erotyczny charakter. Francuska zasłoniła jedną dłonią usta. Wolała nie ryzykować, że przechadzający się korytarzem Lapointe usłyszy jej słodkie jęki niosące się echem po wyłożonym kafelkami pomieszczeniu. Wystarczyło, że już ją samą ogłuszały własne serce zdające się bić w samych jej uszach i charakterystyczne odgłosy uderzającej o siebie ludzkiej skóry. Lubiła dominować, ale było coś w tym zwierzęcym akcie co rozpalało jej krew tak, że ta zaczynała wrzeć. Opierając się na jednej ręce wychodziła Johnowi naprzeciw swymi biodrami, pogłębiając ich chwilowe spotkania.
John bez reszty oddawał się rozkoszy, jaką dawał mu ten jedyny w swoim rodzaju pierwotny wybuch czystej seksualnej energii. Coraz mocniejsze pchnięcia, odwzajemniane przez Gabrielle, jego ręce błądzące po jej piersiach, po jej pośladkach... gładka, alabastrowa skóra na plecach i karku, którą Anglik miał tuż przed oczami, w pełnej krasie... to wszystko doprowadzało go do szaleństwa. Czuł, że długo już tego nie wytrzyma... miał tylko nadzieję, że Gabrielle odczuwa przynajmniej tyle samo rozkoszy, co on.
Z trudem stłumiony przez dłoń okrzyk obwieścił mu, że tak. Francuska dotarła na szczyt z trudem utrzymując się na krawędzi wanny. Jej kolana zmiękły od przepełniającej ją rozkoszy i dreszczy.
Głęboki jęk Gabrielle przelał czarę rozkoszy wzbierającą w Johnie. Jego biodra zamarły po kolejnym mocnym pchnięciu, przyciśnięte do ciała Francuzki. Fala nieziemskiej przyjemności eksplodowała w głowie Brytyjczyka, niepowstrzymanym potokiem spłynęła w dół jego ciała, zmaterializowała się dokładnie na wysokości jego bioder, po czym jak gwałtowny impuls prądu przepłynęła przez jego lędźwia, uderzając w głąb dziewczyny jak potężna morska fala uderza w skalistą przybrzeżną zatokę. John jeszcze przez chwilę stał za Francuzką ciężko dysząc i próbując nie stracić równowagi po tym, co przeżył.
- Odnoszę wrażenie… że też miałeś na to ochotę. - Wyszeptała, oglądając się na mężczyznę.
- Och, tak - westchnął John, wciąż łapiąc oddech. - Sama widziałaś... że nie mogłem się powstrzymać. - wyszczerzył zęby w uśmiechu, by za chwilę spoważnieć. - Stajesz się moim nałogiem, Gabrielle. Nigdy nie mam cię dość.
- Wiesz, że to niebezpieczne w naszej branży?
- Francuska zaczekała aż mężczyzna się z niej wysunie i przeciągnęła kocio.- Ale… już nie mogę się doczekać aż uda nam się to zamknąć i… może będziemy mieli więcej czasu dla siebie? - Uśmiechnęła się ciepło do podopiecznego i zanurzyła nogę w wannie. - jest idealna.
John zrobił to samo, po czym ponownie zachichotał.
- W rzeczy samej... idealna. Tak, jak Ty - filuternie popatrzył na Gabrielle, po czym powoli zmierzył wzrokiem jej zjawiskową figurę. - Chodź... umyję Ci plecy.
Francuska usiadła pomiędzy nogami mężczyzny, zanurzając się w ciepłej wodzie.
- Jeśli masz ochotę… z przyjemnością poddam się niewielkiemu masażowi. Myślałam, że ten pociąg mnie wykończy. - Westchnęła ciężko opierając podbródek na kolanach, podciągniętych do piersi ud.
- Postaram się sprawić, byś zapomniała o trudach podróży - zapewnił ją John. Jego dłonie przesunęły się po gładkiej skórze Francuzki, kojącym dotykiem i strumieniami wody rozluźniając napięte mięśnie i tłumiąc ból, jakim promieniowało wyczerpane podróżą ciało kobiety. Gabrielle przytaknęła i poddała się działaniom mężczyzny. Nie mieli dużo czasu, ale chyba oboje potrzebowali tego odprężenia.

W drodze do Cean

Znów mieli szczęście - zaokrętowali się w ostatniej chwili, tuż przed wypłynięciem. John z Maurice’em wciąż jeszcze pilnowali, aż skrzynia z cennym ładunkiem zostanie bezpiecznie zamocowana przez personel ładowni, gdy ryk okrętowej syreny obwieścił, że statek rzucił cumy i odpływa. I rzeczywiście, parowiec, sycząc, trzeszcząc i buchając parą z cienkiego, ołówkowatego komina, wkrótce opuścił Portsmouth i z grubsza południowym kursem ruszył w kierunku Caen.
John spędził większość czasu na pokładzie parowca, choć po prawdzie niewiele miał tam do roboty i do obserwowania. Po prostu cieszył się, że znów oddycha morskim powietrzem, czuje pod stopami kołysanie pokładu i słyszy skrzekliwy zaśpiew krążących nad statkiem mew. Obserwując kręcących się po pokładzie marynarzy zajętych swoją pracą John nie mógł powstrzymać tęsknoty szarpiącej mu duszę. Instynktownie czuł, że jego miejsce jest na morzu, wśród marynarzy - po to się szkolił, po to służył, to zawsze chciał w życiu robić. Z drugiej strony, praca w wywiadzie też była ważna i interesująca... mogła również pomóc mu uporać się z wizjami, których doświadczał. Poza tym, gdyby nie odkomenderowano go do Agencji, nigdy w życiu nie spotkałby Gabrielle. Myśl ta wydawała mu się teraz tak straszna, że Brytyjczyk niemal natychmiast usunął ją z mózgu, jakby bał się pozostawić ją na dłużej. Niespokojne myśli jednak go nie opuszczały... aż do chwili, gdy wiekowy parowiec rzucił wreszcie cumy w Ouistreham, przystani będącej częścią rozłożonego na przybrzeżnej nizinie portu w Caen.
Gabrielle starała się ukryć pochmurny nastrój żartując z Lapointe i spacerując po pokładzie. Cały czas czuła na sobie chłód wody, którą polewali ich Niemcy na Altmarku. Zimno przeszywające ciało aż do szpiku kości. Pragnęła tylko zaszyć się w kajucie i wtulić w coś ciepłego… w kogoś ciepłego. Widząc Johna uśmiechnęła się szeroko i podeszła do niego.
- Jak Panu mija podróż?
- Dziękuję, panno Hepburn, bardzo przyjemnie.
- odparł John, na użytek ewentualnych obserwatorów nie wychodząc z roli. - Lubię podmuch morskiej bryzy o poranku, lepiej mi się wtedy myśli. A Pani? Mam nadzieję, że również cieszy Panią ten rejs.
- Muszę się przyznać, że mam pewien uraz do morza.
- Choć ton Francuzki był raczej lekki jej spojrzenie, które na chwilę spoczęło na Johnie zdradziło mi, że kobieta nie czuje się tu dobrze. - Choć przyznam, że bryza jest rzeczywiście orzeźwiająca.
- Czyżby miała Pani nieprzyjemne doświadczenia związane z morzem?
- zapytał troskliwym tonem, choć nadal oficjalnie, John.
- Powiedzmy, że miałam niezbyt przyjemne spotkanie z wodą. - Gabrielle uśmiechnęła się ciepło. - Nie chciałabym jednak Panu psuć rejsu.
- Przykro mi to słyszeć... mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończyło.
- John nadal mówił troskliwym, pełnym współczucia głosem. - I proszę się nie martwić, Pani obecność z pewnością nie psuje mi rejsu... wręcz przeciwnie. - Francuskiej agentce wydało się, że jej udawany przełożony puścił do niej bardzo delikatne oczko... ale było to tak niedostrzegalne, że równie dobrze mogło się jej tylko wydawać.
- A czy zechce Pan napić się ze mną czegoś ciepłego? - Gabrielle uśmiechnęła się do Johna zupełnie szczerze.
- Z największą przyjemnością. - odparł “pan Lloyd” i teatralnym gestem pokazał swojej “podwładnej” drogę w kierunku okrętowej mesy. - Panie przodem!

Paryż

Gabrielle wysiadła z samochodu i uśmiechnęła się do policjanta.
- Dzień dobry Panu. - Powiedziała, podchodząc do wyraźnie poirytowanego mężczyzny.
- Współpracownicy co? Dobrze. Zobaczymy. Dokumenty proszę. I wysiadać. - policjant wykonał przyzywający ruch ręką aby doprosić się o paszporty oraz wysiadkę aby mógł zidentyfikować dwójkę pasażerów. - I otworzyć skrzynię. Zobaczymy co to za “instrumenty naukowe”. - powiedział do Lapointe’a. Brzmiało jakby podejrzewał jakąś kontrabandę. Odsunął się nieco aby dwójka pasażerów mogła wyjść na zewnątrz. Dzięki temu zorientowali się, że stoją w jakiej uliczce. W subtelnym świetle latarnii ulicznych wyglądałaby pewnie romantycznie. Ale bez nich kłębiła się nieprzyjemną czernią jak każda ulica w Londynie czy Paryżu.
Francuska bez pośpiechu wydobyła z torebki swoje dokumenty i podała je policjantowi.
- Niestety nie będziemy w stanie okazać panu instrumentów naukowych, gdyż w skrzyni znajdują się odczynniki, które mogą zostać uszkodzone przy kontakcie z powietrzem. - Mówiła spokojnym głosem, odbierając papiery potwierdzające jej fałszywą tożsamość i chowając je do torebki. - Chyba, że otrzymamy od pana poświadczenie, że pokryje pan koszty zakupu nowych odczynników.
Na chwilę w uliczce zapanowała niezręczna cisza, a tuż po niej policjant zaczął nabierać odcieni, Gabrielle kojarzących się nieco z.. Truskawką? Nie tu chyba bardziej burak… pod koniec była niemal pewna, że mężczyzna jest uderzająco podobny do lekko nadpsutej śliwki węgierki.
- Macie mi w tej chwili okazać zawartość skrzyni! - Słowa policjanta przypominały nieco warknięcie.
- Niestety to materiały o bardzo dużej wartości i nie możemy ot tak ryzykować. - Gabrielle zrobiła smutną minę jakby naprawdę było jej przykro. - Może porozmawiamy z Pana przełożonymi i oni w razie czego poniosą…
- Otwierać to!

- Najpierw poproszę pańską legitymację. - Francuska uśmiechnęła się ciepło całkowicie nie zważając na nerwowość funkcjonariusza i z wyciągniętą dłonią zaczekała, aż ten wręczy jej odpowiedni dokument. Gdy niewielka książeczka wylądowała w jej ręku podeszła z nią do światła reflektora i spojrzała na wypisane ręcznie dane, starając się zapamiętać jak najwięcej. W końcu wydobyła swój kalendarz i zaczęła przpeisywać dane. WIdząc to policjant wyrwał jej dokument z ręki.
- Co ty odwalasz? - nerwowymi ruchami funkcjonariusz schował swoje papiery. - Macie natychmiast otworzyć skrzynię, bo zamknę was wszystkich w kiciu!
- Spisuję Pańskie dane na wypadek uszkodzeń.
- Gabrielle przysiadła na karoserii wozu policyjnego i bez skrupułów notowała z pamięci wszystkie dane.
- Zostaw to! - Warknął funkcjonariusz.
Stojący obok John zmierzył policjanta groźnym spojrzeniem.
- Radziłbym panu zmienić ton. - powiedział po francusku cichym głosem, w którym czaiła się groźba. - To, że jest pan policjantem, nie daje panu prawa do traktowania w ten sposób damy.
Policjant wyglądał, jakby miał dostać apopleksji. Wytrzeszczone oczy policjanta błysnęły wściekłością, gdy zmierzył Johna pełnym nienawiści spojrzeniem.
- Jak pan śmie mnie pouczać? I to jeszcze Anglik!
- Ma pan coś przeciw Anglikom?
- syknął John.
- Otwierać tą skrzynię, bo każę was wszystkich aresztować! - policjant wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować. John niemal liczył na to, że rozwścieczony Francuz dostanie ataku serca. Byłoby jednego idioty mniej.
- Jeśli któryś z tych odczynników wyparuje... - syknął, przybliżając twarz do twarzy policjanta - to będziesz służył w policji pięćset dziesięć lat, bo tyle ci zajmie spłacenie wszystkich szkód. Nawet, gdybyś dosłużył się stopnia prefekta... w co wątpię. - prychnął Anglik i sięgnął do skrzyni, najwyraźniej zamierzając ją otworzyć. Powstrzymał go widok kłódki - John wiedział, że klucz do niej ma tylko Maurice - oraz dziwny dźwięk, jaki dobiegł jego uszu. Coś jakby brzęknięcie upuszczonej i toczącej się po bruku szklanej butelki.
- Co to było? - rzucił i wyszedł zza pojazdu, zmierzając w stronę, z której dobiegł go ten dziwny dźwięk. Oczy agenta uważnie lustrowały paryski bruk, a uszy łowiły każde kolejne brzęknięcie szkła, próbując zlokalizować turlający się po kamiennej nawierzchni przedmiot.
Gabrielle obejrzała się w tamtym kierunku, szybko chowając kalendarz i skupiając uwagę na policjancie.
 
Aiko jest offline