Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2018, 17:51   #47
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Nk172J4O-BE[/MEDIA]
Fox był jednak łajzą, najgorszą z możliwych i tak potwornie wredną, że bardziej się już chyba nie dało. Specjalnie, po złości robił wszystko, byle tylko wyprowadzić Vesnę z równowagi i zbić ją z pantałyku. Jak niby miała się na niego gniewać, gdy tak przyszedł z okularami Colonela, informując że obił mu ryj… za to że nazwał ją dziwką. Ją, nie jakąś inną laskę. Tylko właśnie pannę Holden, a pan Holden to zapamiętał i jak widać, przy najbliższej okazji wyjaśnił tę sprawę w sposób iście detroicki. Pięścią, a głupi frajer mógł mówić o farcie, że nie skończył gorzej. Przykładowo jako stuprocentowy trup.

Zepsuł no… po całości i z premedytacją. Teraz już nie szło się na drania gniewać, zamiast wrzeszczeć technik miała ochotę zrobić to co zwykle w podobnych okolicznościach: dobiec do niego i z miną wdzięcznej, zakochanej foczki rzucić się na szyję. Niestety coś podobnego nie wchodziło w grę, nie po ich ostatniej rozmowie. Należało więc powstrzymać instynkty i nie wychodzić z roli zimnej, złej i niewdzięcznej baby, będącej dopustem bożym, oraz kulą u nogi.

- Tak tylko wpadłeś - mruknęła zamyślona, wymownie gapiąc się na kapelusz i pogięte okulary. - Acha. Jak tak tylko wpadłeś to dzięki… - westchnęła ciężko, wskazując toaletkę z lustrem - Skoro tak tylko wpadłeś to tam jest moja torebka. W niej zaliczka od Mehlera. Weźmiesz ją i zawieziesz mu z przekazem… - nabrała powietrza i dokończyła suchym tonem - Powiesz że rezygnujemy.

- Nigdzie nie będę jeździł. Chcesz posłańca to sobie załatw. A masz w naszym imieniu sprawę do załatwienia to pakuj dupkę w furę i jedziemy.
- ganger odezwał się po tym jak z niechęcią spojrzał na toaletkę, to co na niej leżało i znów wrócił spojrzeniem do stojącej przy otwartej szafie kobiety. Kristin stanęła przy Vesnie i z zapartym tchem obserwowała tą wymianę zdań zerkając nerwowo to na nią, to na niego.

- A jest jeszcze jakieś “my”? - spytała, zakładając ręce na piersi i przypatrując mu się uważnie, zaciskając dłonie tak aby nie widział - Skoro mam spierdalać to bierz talony i załatw sprawę jak mężczyzna, widzę że jeszcze potrafisz - wskazała wzrokiem rzeczy Colonela - Jeśli akurat ci się chce.

- Daj spokój Ves. Nerw mnie trochę wziął w samochodzie i tyle. Byłoby inaczej nie kasowałbym mu gęby ani nie wracał tutaj tylko pojechał dalej.
- Runner związał usta w wąską kreskę co znaczyło, że się irytuje. Albo czuje się nieswojo. Patrzył krótkimi, chaotycznymi spojrzeniami po Vesnie, Kristin, wnętrzu pokoju ale na początku i na końcu popatrzył na schultzównę.

Dziewczyna przeszła trzy kroki i przysiadła ciężko na łóżku, opierając łokcie o kolana i zawieszając ręce między nogami. Zgarbiła też plecy, jakby przygniótł je niewidzialny ciężar.
- Ile jeszcze podobnych nerwów będzie cię brać? Za którym razem to nie frajerowi pokroju Henry’ego przestawisz maskę, tylko mnie? Albo postanowisz gdzieś zamknąć? Zostawiłeś mnie… tam na tej pieprzonej ulicy. Zostawiłeś mnie - powtórzyła cicho, przełykając gorzką gulę dławiącą struny głosowe. Zwiesiła głowę, patrząc w deski - Wtedy w Det, kiedy przyszłam do ciebie w nocy… po tym co zrobiłam papie, dałeś słowo, że będzie dobrze i nigdy mnie nie opuścisz. I co? Odjechałeś nie patrząc za siebie.

- Nie zostawiłem cię. -
odpowiedział Alex dość nieswoim głosem. Mielił coś niemo w ustach zerkając na siedzącą na łóżku Vesnę. - Zostawiłem cię przed burdelem, praktycznie przed domem. Nic ci nie groziło. - dodał tonem wyjaśnienia jakby się poczuł urażony, że sądziła, że mógłby ją zostawić w jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Główkował jeszcze chwilę a w końcu podszedł do łóżka i usiadł obok Vesny. Chwilę nic nie mówił po czym objął ją i przytulił do siebie.
- Po prostu wkurzyłaś mnie tym jazgotem. Miałem dość. W tamtym momencie. To pojechałem. - przyznał w końcu trochę zmieszanym głosem. Pocierał i poklepywał pocieszająco Vesnę przytulając ją coraz mocniej. - Daj spokój Ves, nie zostawiłbym cię tak na serio. - dodał jakby się ten pomysł w ogóle nie przyszedł mu do głowy. Albo dopiero jak ochłonął to przyszło mu do głowy, że jej mogło to przyjść do głowy. Wreszcie pocałował ją opiekuńczo w czubek głowy. Kristin która została wciąż przy otwartej szafie wydawała się podekscytowana i pełna życzliwości w ciepłym spojrzeniu gdy widocznie jawnie trzymała za nich kciuki.

Minęło parę chwil nim technik oddała uścisk, wczepiając się w gangera z całej siły i przyciskając czoło do jego piersi. Walczyła z drżącymi ustami, pociągając nosem aż nagle odepchnęła go od siebie i popatrzyła wściekle do góry na jego twarz, szczerząc przy tym wściekle zęby jak pies który zaraz ugryzie.

- Jak kurwa mogłeś?! - spytała podniesionym głosem, uderzając pięścią w jego pierś - Jak mogłeś tak się zawinąć, a wcześniej kazać spierdalać?! Co ty sobie myślałeś, co?! Jak mogłeś gnoju! - waliła go pięściami, chociaż z jej siłą i tak za wiele pewnie nie czuł, ale jej pomagało się wyżyć i poukładać - Ty… ty draniu! Pieprzony złamasie! Tak odjechać! Jak mogłeś tak po prostu odjechać i pozwolić… pozwolić mi myśleć… że już… już nigdy cię nie zobaczę?! - w końcu cała złość z niej wyparowała i zacinając się, oparła czoło o okładany przed chwilą obszar, ponownie owijając mężczyznę ramionami - Nie… nie dam rady bez ciebie. Nie rób tak więcej... albo cię zabiję.

- No już, już… już dobrze, już…
- Runner zniósł te argumenty słowne i siłowe po męsku. Minimalnie się zasłaniając i trochę tylko odsuwając głowę do tyłu. Ale nie przeszkadzał gdy ciemnowłosa musiała dać upust swoim emocjom. Na końcu gdy się już wypruła i opadła na niego zaczął mamrotać swoje uspokojenia. Objął ją znowu mocno i równie mocno przyciągnął do siebie.
- Nie bój się Ves, nie zostawię cię. Głupio to rozegrałem. Przepraszam za to. - wyszeptał jej do ucha które zaraz delikatnie pocałował. Szeptał tak cicho, że pewnie nawet stojąca ze trzy kroki dalej blondynka niczego sensownego nie usłyszała.

- Też cię przepraszam Alex - odpowiedziała skruszonym tonem, a pociąganie nosem zintensyfikowało się. Czuła się wykończona, chociaż dopiero co wstała po drzemce i niby jeszcze pięć minut temu czuła się dobrze fizycznie i paskudnie psychicznie. Teraz sytuacja się odwróciła: ciało opadało z sił, ale duch się radował, na sercu zrobiło się gorąco. Usłyszeć “przepraszam” od Foxa graniczyło z cudem. Te jak widać czasem się zdarzały.
- Oddamy talony Mehlerowi i wypisujemy się z interesu. Jeżeli mamy się zagryźć przez jakiegoś frajera w kapeluszu, wolę… odpuścić CSA niż cię stracić. - dodała równie cicho, drapiąc go po plecach i tuląc ufnie do jego dłoni.

- Jasne Ves. Nie ma sprawy. Zrobimy jak zechcesz. - Alex zgodził się łagodnie i bez oporów. Dalej trzymał Vesnę w objęciach i wydawało się, że to też go jak na razie wyczerpywało z wszelkich innych opcji.

- Pojedziemy razem, dobrze? Ty i ja - westchnęła uspokojona i z dziwną pluszową watą w głowie - Do Mehlera… a potem odwiedzimy kogoś. Jeżeli chcesz jeszcze kręcić się za tym czołgiem jest alternatywa. Pogadałam z Amari, tą Federatką… i tam nie ma żadnych kowbojów w kapeluszach. Jest jeden morderca na zlecenie, Nemesis… ale on jest jak Hand od Starego… a ty czego chcesz? CSA, FA? - popatrzyła do góry na jego twarz - To ma być nasza wspólna decyzja. Ja się dostosuję, pójdziemy na kompromis. Jesteśmy zespołem i… kocham cię, wiesz o tym, co nie? Tylko ciebie kocham i mogę nawet popylać w łachmanach, byle byś nigdzie nie znikał.

- Te gogusie w kapeluszach co nawet fury nie mają? -
popatrzył na nią z mieszaniną sceptycyzmu i ironii. - Daj spokój, zgodziłem się by dla nich robić bo się uparłaś. Mnie tam do nich nic nie ciągnie. Federaci to chyba chociaż jakieś kółka mają. - Alex zaczął się nad tym zastanawiać pewnie główkując co mogą zaoferować Federaci. Dotąd raczej nie byli w kręgu ich zainteresowań a większość relacji z nimi Vesna załatwiała zrządzeniem losu sama. Dla Alexa więc byli to pewnie kolejna grupka ważniaków jakiej zależało na tym utopionym w bagnie czołgu.

- Pojedziemy i sam zobaczysz co i jak... tylko błagam. U Fedziów pozwól mi mówić. Oni są… no trochę jak u nas w Downtown. Sztywniaki, nudziarze, próchna i to co zawsze mówiłeś na kumpli papy, albo ludzi Teda - uśmiechnęła się odrobinę, wychylając się aby zostawić mu na policzku stempel z ust.

Alex wykonał połączony gest machnięcia ręką i kiwnięcia głową na ogólny znak zgody. Jak zwykle w “sztywniackich” rozmowach nie czuł się orłem i ich unikał, przynajmniej póki mogła go w tym zastąpić Vesna. W takich sytuacjach zgrywał zwykle małomównego twardziela, eksperta od twardszych argumentów czy speca od tych spraw z których słynęli Runnerzy. A całą tą finezję dialogu zostawiał Vesnie. Ale oczywiście aby nie zapomnieć, że nie jest jakimś jej podwładnym czy kimś w tym rodzaju. Ale skoro się zgodził to widocznie zgodził się aby ciężar rozmowy spoczywał na Vesnie.
- To chcesz jechać do Teksańców teraz czy potem? - zapytał pochylając głowę i odgarniając Vesnie lok z twarzy aby móc dokładniej dojrzeć jej twarz.

- Wpadałoby załatwić to jak najprędzej… - panna Holden zrobiła podejrzliwą minę, ściągając usta w dzióbek - Chyba że masz lepszy pomysł… - domruczała, strzepując niewidzialny pyłek z klapy jego kurtki - dobry powód aby jeszcze chwile tu spędzić… wiesz, to co zrobiłeś z Colonelem było… to najlepszy prezent jaki może dostać dziewczyna.

- No nie? -
Alex niespodziewanie roześmiał się. Szczerze, radośnie i z ulgą. Roześmiał się zupełnie tak jak na ulicznika z runnerowej dzielni wypadało gdy spuścił słusznie należący się łomot jakiemuś patałachowi w jakimś zaułku. Teraz gdy Vesna go połechtała tym pochlebstwem ulżyło mu i począł się napawać tym swoim wyczynem.
- A wiesz jaką miał głupią minę? Chyba w ogóle się nie spodziewał. Ale jak mu wyskoczyłem, “Ej, Colonel, nie podoba mi się co mówiłeś do mojej dziewczyny.” No to sczaił sprawę. No a potem wiesz, już za bardzo nie rozmawialiśmy. Na końcu mu tylko powiedziałem, że jak coś takiego jeszcze się powtórzy to na pięściach się nie skończy. - zaczął opowiadać z dumą jak to było z tym wydarzeniem w jakimś zaułku i był tak samo bajerancki jak zwykle gdy opowiadał o imprezach, furach, spluwach, nożach czy wyścigach.

Panna Holden za to wyglądała jak żywe wcielenie zachwytu. Gapiła się na Foxa rozmaślonym spojrzeniem wdzięcznej foczy, zarzucając ramiona na szyję i nie puszczając ani na chwilę.
- Mój bohater... zasłużyłeś na nagrodę- mruknęła niskim, głodnym szeptem. Zmieniła pozycję, ładując mu się na kolana i ściągając skórzaną kurtkę z ramion. Nagle odwróciła głowę, szczerząc się do blondyny przy szafie jakby właśnie znalazła cały worek talonów.
- Chodź do nas, bez ciebie nie będzie zabawy! - zaśmiała się, wyciągając dłoń ku dziewczynie, drugą cały czas obejmując Runnera. Tylko ona jedna dobrze im życzyła, nie można było o niej zapominać kiedy chmury się rozwiewały. Ten kwadrans już nikogo nie zbawi, zdążą pojechać i do Mehlera i wbić się Amari na późną kolację. Biznes biznesem, ale istniało coś ważniejszego od interesów: przyjaźń.
Tej prawdziwej nie szło przeliczyć na żadne alony.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline