Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2018, 12:49   #48
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - VIII.30; rano; Nice City

Vesna



Burdel “Fleurs du Mal”



Vesna spała jak zabita. I chociaż tym razem obudziła się w tym samym pokoju i łóżku co z pół doby temu po kłótni z Alexem to teraz okoliczności pobudki były o wiele przyjemniejsze. Na zewnątrz padał deszcz a nadal było gorąco jak to tutaj, na południu, było chyba normą. Obsada tego wieloosobowego łóżka też była mocno rozbudowana oraz dla odmiany odpowiednio roznegliżowana. A jako, że z całej obsady otworzyła oczy pierwsza to miała okazję oglądać te roznegliżowane pobojowisko.

Znów się obudziła z Kristin w łożu Kristin w najdroższym burdelu w mieście gdzie blondwłosa gwiazda estrady wynajmowała. Ale tym razem byli i inni goście. Po pierwsze cicho pochrapujący Alex. Siniaki i zadrapania jakie oberwał podczas walk na arenie w większości już zeszły zostawiając co najwyżej blade wspomnienie. Prezentował się więc w całej masywnej okazałości. Zwłaszcza, że nawet spał w pozie jakby był panem na tych łóżkowych włościach. Drugim gościem była czarnowłosa Kay. Zasnęła nie do końca rozebrana więc częściowo nadal miała na sobie elementy kostiumu dominy. Chociaż teraz gdy spała wtulona i wkomponowana w inne śpiące ciała już nie wyglądała tak surowo i władczo. No i oczywiście blond śpiąca słodycz czyli Kristin Black. Też spała tak samo chętnie i wdzięcznie jak pracowała i służyła całej trójce przed zaśnięciem.

Vesna mogła zerknąć na swoją stopę. Tam gdzie wczoraj blondynka, zachwycona całą masą autografów jakie jej złożyła kumpela z Det, postanowiła się zrewanżować. Też miała z tym kłopot ale o dziwo wybawił ją z tego problemu Alex. I to tak naturalnie, że prawie przypadkiem albo niechcący.

- No nie wiem… - mruknęła zafrapowana blondynka klęcząc przed siedzącą czekoladowłosą i oglądając jej stopę.

- Czego nie wiesz? Sama chciałaś. - Alex chyba miał kłopoty ze zrozumieniem kobiecych rozterek bo brwi na chwilę mu skoczyły do góry i wróciły na dół w oznace zdziwienia i irytacji.

- No bo chciałam tutaj. - Kristin pogłaskała palcem dolną część trzymanej stopy wpatrując się w nią uważnie. - To by było takie najfajniejsze miejsce. - uśmiechnęła się promiennie do Alexa i do samej Vesny ciepłym uśmiechem szczęścia. - No ale tutaj to właściwie w ogóle nic nie widać. Nawet Ves nie bardzo by mogła to zobaczyć. - przyznała zafrapowana tym problemem gwiazda estrady trzymając w pogotowiu marker którym sprawiły sobie przez ostatnie dni z Vesną tyle radości.

- No to zrób jej gdzie indziej. - rajdowiec rozłożył ramiona jakby kompletnie nie widział w czym Kristin ma problem.

- No… Można jeszcze tutaj… To lepiej widać chociaż już nie jest takie naj - naj - naj fajniejsze miejsce jak tutaj. - wyznała zaaferowana panna Black wskazując na górną część stopy Vesny. Wydawało się, że szykują się poważne blond dylematy których siedzący obok facet kompletnie nie był w stanie zrozumieć.

- To zrób i tu i tu. - Alex wzruszył obojętnie ramionami rzeczywiście nie widząc żadnego problemu.

- Noo taak! - twarz Kristin rozpromieniła się z radości gdy rajdowiec podsunął jej rozwiązanie jej rozterek i dylematów. - Ale to muszę wymyślić drugi bo mam tylko jeden… - zmrużyła oczy zastanawiając się chwilę. A potem marker i uszminkowane usta poszły w ruch. Vesna mogła na sobie poczuć jak blondynka z zaangażowaniem zostawia swój autograf. To było wtedy, dawno, wczoraj wieczorem. Teraz zaś gdy zerknęła w dół nadal mogła widzieć wyraźny podpis Kristin na swojej stopie. Przynajmniej tej wierzchniej części. No i zerknąć na trzy leniwie oddychające ciała w leniwych swobodnych pozach.

Wczoraj jeszcze musieli pojechać do Teksańczyków. Kowboje byli wyraźnie zaskoczeni decyzją Detroitczyków. Nie mogli zrozumieć co się stało. Może nawet podejrzewali ich o jakieś niecne zamiary. Ale ostatecznie Mehler wydał się być w porządku. Przyjął fanty z zaliczki z powrotem i nie robił jakichś specjalnie wielkich trudności z opuszczeniem ich grupy. Najbardziej zdziwiony tym wszystkim był chyba Patrick. Ale niezbyt miał pole manewru aby coś zdziałać przy szefie i Alexie. Pożegnał się więc tylko, szarmancki do końca, podając Alexowi rękę na pożegnanie i uchylając wychodzącej Vesnie kapelusza.

Kolejne rozmowy, tym razem w hotelu “Hamilton” odbyły się w całkiem innej atmosferze. Chociaż Federaci też byli zaskoczeni zmianą decyzji Detroitczyków tak samo jak Teksańczycy. No ale w przeciwieństwie do nich było to przyjemne zaskoczenie. Lady Amari umiała się dostosować do zmieniającej się sytuacji i przyjęła nowych współpracowników z otwartymi ramionami. Alex chyba nie miał zaufania do “wypindrzonych” jak ich potem nazwał i nie ukrywał, że rzeczywiście kojarzą mu się manierą i stylem z Schultzami. Co w ustach Runnera na pewno nie było komplementem. Ale tak jak wcześniej obiecał Vesnie, udzielał się minimalnie zostawiając sobie rolę eksperta od mordobicia i pojazdów oraz robienie zblazowanej pozy. No i po tych wieczornych biznesach zostało wrócić do “Fleurs du Mal” i czekającej Kristi, zgarniając po drodze Kay. Kay co prawda miała swój wieczór pracujący ale któż by mógł odmówić życzeniu najbardziej ulubionej gwiazdy estrady wspartej odpowiednią ilością papierów? W każdym razie lady Amari dała znać wczoraj, że na pewno nie będą wyjeżdżać dzisiaj z samego rana. Muszą się jeszcze przygotować a raczej przygotować ekipę bo przecież szlachetnie urodzeni nie zamierzali się dawać żreć insektom i topić się w dżunglowym bagnie.



Marcus



Wakacje się miały ku końcowi. Kupa zabawy było w tym mieście podczas dopiero zakończonego festynu dożynkowego. Mnóstwo imprez, konkursów, zabaw, mnóstwo ludzi, okazji i interesów. Było gorąco, hucznie, wesoło zupełnie jak w miniaturce jakiegoś Vegas, Detroit czy Miami. Marcus przybył tutaj jeszcze przed ostatnim weekendem i tym festynem więc miał okazję skorzystać z jego uroków.

Ale teraz po tym festynie, po niedzielnej licytacji, wszystkie ważniaki w mieście jakich ściągnął tutaj ten utopiony gdzieś na jakichś bagnach czołg przypominali przyczajonego do skoku kota. Który już namierzył swoją zdobycz i już kręci tyłkiem tuż przed skokiem. Jasne było, że lada chwila zacznie się wyścig do tego czołgu. Trwały pewnie ostatnie przygotowania, stroszenie piórek i napinanie mięśni. Ale lada dzień ktoś wreszcie wykona pierwszy ruch i lawina ruszy. Wszyscy spodziewali się pewnie, że pierwsi wyruszą Nowojorczycy bo w końcu to oni wygrali mapę do czołgowego skarbu. Poniedziałek jednak minął a ci się nie ruszyli z miejsca. Ale dziś był wtorek, ranek kolejnego dnia. Dla odmiany deszczowy chociaż nadal gorąc lał się z nieba tak samo jak deszcz. Może dziś się ruszą a za nimi inni.

Marcusa jednak czekało inne zadanie. Musiał wkręcić się w ten interes jeśli chciał mieć swój kawałek tortu. Najpierw więc musiał wybrać stronę którą już wybrał, a potem przekonać ją aby przyjęli go w swoje szeregi. Zorientował się przez ostatnie dni, że to może być nie takie oczywiste. Zwłaszcza jak ktoś widział by go pierwszy raz i nic mu nie mówiła jego twarz albo nazwisko czy miejsce pochodzenia. Bo co jak co ale Killing One to nie było Vegas czy Detroit albo Nowy Jork by każdy o tym słyszał. A swoje umiejętności mógł zaprezentować raczej w terenie i w trasie dlatego ktoś kto by go miał wynająć musiałby niejako kupować kota w worku. Musiał więc przekonać potencjalnego pracodawcę, że musiałby wybrać odpowiedniego kota wśród tylu innych. Zwłaszcza, że większość zespołów wydawała się już być skompletowana. Właśnie po to tutaj przyszedł do tej knajpy by dogadać się w sprawie pracy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline