Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2018, 12:05   #228
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację

*** Borys, Robin, Vermin, Wolfgang (Frotz) ***

Vermin widząc drzewo, które żyło zbladł a po plecach przeszedł mu zimny dreszcz. Wrzaski kobiety wyrwały go z odrętwienia. Drżącą ręką zrzucił z ramienia swój worek i wyciągnął pochodnię. Śpiesząc się próbował rozpalić ogień za pomocą hubki i krzesiwa by następnie przenieść płomyk na pochodnię.
- Macie jakieś bandaże albo szmaty? Albo jedną pochodnię do rozmontowania? - zapytała Robin wyjmując łuk i wiążąc cięciwę - mogłabym płonącymi strzałami spoza zasięgu drzewa strzelać - wyjaśniła.
Na jej prośbę zareagował Borys, wyjął jeden z bandaży i przekazał Robin. Następnie wspólnie z nią zebrał kupkę najbardziej przesuszonych gałęzi, dodatkowo polał je swoją brandy i wzniecił ogień. Następnie wziął jedną z większych gałęzi, obwiązał szmatą robiąc z niej pochodnię. Robin również odpaliła pierwszą z przygotowanych strzał, Vermin, który swoją pochodnię miał już wcześniej odpaloną. Trzymana przez drzewo kobieta krwawiła coraz bardziej, przyciskające ją do konara gałęzie odbierała wszelkie siły. Jej stan stawał się krytyczny.

Woflgang ruszył ile miał sił w kierunku morderczego drzewa. W tym samym czasie Albert odbił nieco w bok, by zająć dogodniejszą pozycję do strzału. Nie miał na linii, ani kompanów z grupy, tak samo jak miał dogodniejszą pozycję do wycelowania w samo drzewo, jak najbliżej zaatakowanej dziewczyny.


Wolfgang na pełnej prędkości lawirował między gałęziami i po chwili usłyszał huk wystrzału. To Frotz, kula połamała kilka gałęzi, nie trafiła jednak w konar. Trudno było powiedzieć, czy przyniosło to jakiekolwiek korzyści, gdyż ciężko było ocenić ślady bólu po drzewie. Czy ono w ogóle czuło?

Na pewno czuł Vermin. Jedna z gałęzi chlasnęła go po twarzy, co na moment oszołomiło szczurołapa. Sam przez to nie zdołał skutecznie podpalić żadnej z nich. Udało się to za to Robin, strzała świsnęła nad głową mężczyzny wbijając się konar. Drzewo zapłonęło, jednak ognień nie rozprzestrzeniał się szybko, był przygaszany przez ciecz, która go pokrywała, prawdopodobnie soki trawienne, które pomagały właśnie wchłonąć uwięzioną dziewczynę. W końcu i Vermin odpłacił jednej z gałęzi, której liście również zapłonęły.

Wolfgang, stojąc już przy konarze, po nieudanej próby odciągnięcia gałęzi od dziewczyny, zaczął dźgać drzewo raz po raz. To próbowało go chwycić, zaatakować, jednak zdołało tylko odebrać żołnierzowi tarczę.

Frotz, gdy tylko mógł, strzelał. Borys odstraszał ogniem atakujące go gałęzie. A Robin posłała kolejną ognistą strzałę. Ta również się wbiła, jednak w momencie przygasła. Stara jednak wciąż się paliła. Vermin również podpalił kolejną z gałęzi, jednak nie zauważył jednej pędzącej ku niemu przy ziemi. Trafiła go w piszczel, a ból był tak silny że upuścił przygotowaną przez siebie pochodnię, by chwycić się za goleń.

Uwięziona przez gałęzie dziewczyna była w coraz tragiczniejszej sytuacji. Drzewo przyciskało ją coraz mocniej w okolicy klatki, a z tyłu była żywcem trawiona. W pewnym momencie, aż Wolfgang usłyszał trzask, który szybko ocenił że musiał pochodzić ze złamania wątłych żeber kobiety. Baderhoff dźgał coraz szybciej, coraz mocniej, aż w końcu zauważył, że gałęzie ustępują. Drzewo przestało się poruszać, jakby zastygło. Dziewczyna opadła bezwładnie na ziemię, by po chwili stracić przytomność.


*** Abelard, Fay, Rudolf ***

- Ale jak my w… - Rudolf rozejrzał się licząc, gdy Acierno w końcu zwolnił - piątkę… szóstkę? Mamy pojmać tuzin bydłokradów? - mruknął do akolity. Kiedy mózg mógł zacząć znowu funkcjonować po wyczerpującym biegu zmartwił się. Przypomniał sobie gnającego osła. Objuczonego. Pewnie był wart więcej, niż zapłata, jaką miał dać Acierno. A niech to. Teraz nigdzie nie mógł go dostrzec mimo, że rozglądał się uważnie. - Jak się nad tym zastanowię… to do aresztowania tuzina to nas powinno być dwa tuziny. Od samego początku nas za mało było. Nie podoba mi się to - mruczał pod nosem dalej.
- Albo ten obcokrajowiec jest pierdolnięty… - odmruknął cicho Abelard udając ziewnięcie zakryte dłonią - ...albo jest heretykiem i z nimi trzyma. Innej opcji nie widzę.*
Fay nie była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Wydawało się jej, że ze szlachcicami się nie dyskutuje, tylko się ich słucha. Tak przynajmniej uczyli ją rodzice. Rodzice mówili też, że jak będzie słuchać męża to ten będzie ją kochał. Ta mądrość okazała się nic nie warta. Kto więc wie jak to było ze szlachcicami.
- Szlachetny Panie - odezwała się nieśmiało ciesząc się, że garnek przestał obijać się o nią przy szybkim marszu - bardzo nieroztropne jest to, że część ludzi oddaliła się od grupy. Wierzę, że twa łaskawość, przewyższa ich impulsywne działanie. Ma hrabia rację, że jest to nierozsądne. Może jednak znaleźli tam kogoś, kto pomoże nam odnaleźć bandytów?
- Panienko - ton tileańczyka w rozmowie z Fay był zupełnie inny. - Ja wiem, gdzie są bandyci. I ja, Vicenze Acierno, ich pojmę. Ci coś nas opuścili, narazili nas na niebezpieczeństwo i tacy ludzie są jedynie przeszkodą. Jak panienka mówi, działają impulsywnie. Nie myślą i zawodzą. Są jak drzazga, która na szczęście wyszła. A i obiecuje panience, że za te niebezpieczeństwa, na które nas swym zachowaniem narazili, odpowiedzą. Jak tylko przeżyją zasadzkę, w którą właśnie idioci wpadli.
Abelard nasłuchiwał rozmowę… póki co. Kobieta zdawała się mieć największe szanse przemówienia obcemu do rozumu. Co zakrawało na lubieżną herezję i szybką śmierć na stosie, skoro płeć piękna miałą większy posłuch niż sługa boży, ale… to się jeszcze zobaczy. To się jeszcze zobaczy…

***

- W przeciwieństwie do tamtej zgrai, udowodniliście swą lojalność - zaczął swego rodzaju przemowę tileańczyk. -. Doceniam to i doceni też to hrabia. Korony przygotowane na wypłatę za to zadanie nie zmniejszą się toteż możecie liczyć na premię sowitą. Obiecuję wam to. Jeno liczę, że ta lojalność się utrzyma - spojrzał po wszystkich, jakby liczył na wyrazy wdzięczności i wielkiej radości. - Pamiętajcie jednak, przywódca spisku ma być pochwycony żywcem. Jego ludzie też nie stanowią dla nas zagrożenia, to zwykłe parobki. Winny będzie ukarany, jednakże nie chcę, by ktoś zginął przy tym. Czy to z naszej, czy to z ich strony. Nie jesteśmy katami. Oni, z tego co słyszałem, oszczędzili też was. My też ich oszczędzimy. Zmierzając do sedna, nie chcę byście ostrą bronią się posługiwali. Taką zabezpieczycie, bądź zdacie mi, a w zamian dostaniecie od chłopaków inną.
- Panie Acierno, ale ich cały tuzin na raz mamy pochwycić? Trochę nas mało do tego. A ich przywódca odgrażał się, że jeżeli będziemy za nim podążać, to nie będzie już taki łagodny - zmartwił się Rudolf.
- Dlatego myślenie zostawcie mi - rzekł buńczucznie. - Tuzina ich sprowadzać nie będziemy. Płotki nie są ważne, z resztą już dawno się rozeszli. Ważny mózg tego niecnego występku i to na niego zapuściłem sidła. I teraz po tą złapaną zwierzynę idę.
Fay poważnie się zastanowiła, czy w tej sytuacji gotowanie jest jedynym co będzie musiała robić i czy szlachcic ma rację mówiąc, że poradzi sobie z tuzinem przeciwników. “Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa” mówiło przysłowie i przeliczając umiejętności bojowe jednego przeciwko dwunastu nie mogło ono bardzo odbiegać od prawdy. Cóż jednak było robić? Wracanie samotnie nie uśmiechało się jej, a grupa, która pobiegła za krzykiem nie oferowała, żadnego zarobku. A to przecież właśnie po to tu była. Kucharz ginie ostatni pomyślała sobie - bo każdy musi jeść i ruszyła za grupą.
- Herr Acierno… - powiedział Abelard beznamiętnie - ...jeśli wiedzieliście, że nieśmiertelnej broni używać będziemy, dlaczego nie mówić o tym przed wymarszem? Oszczędziłoby to waszym ludziom noszenia, wszak objuczony człowiek mniej sprawny w walce jest.
- Męczą mnie już wasze pytania. Lepiej być przygotowanym na jedną, czy więcej sytuacji, co? Zauważcie, że nie udowodniliście wcześniej, iż potraficie się sprawą tych bydlaków porządnie zająć. Zostawcie to teraz komuś, kto potrafi - jego ton i sens wypowiedzi był niezmienny.

 
AJT jest offline