- Co się stało? Nic wam nie jest? - Marti wykrztusił z siebie jeszcze trochę wody i rozejrzał najpierw sprawdzając stan zdrowia przyjaciół, później okolicę. Szukał czegokolwiek wzrokiem, co mogło stanowić punkt zaczepienia w celu uzyskania pomocy. Ruszył kilka kroków w kierunku drogi. Ktoś może im pomoże.
Wszędzie ciemność… Starał się nie patrzeć w głąb mroku otaczającego ich ze wszystkich stron. Najgłębsza ciemność bowiem skrywała “to”, czego Marti obawiał się najbardziej. Nie czuł takiego niepokoju jak w domu, tutaj czuł czysty strach. Wiedział, że przecież ważne jest racjonalne myślenie i nie ma potworów, duchów i innych bzdurnych podmiotów opowieści. Wszystkie odgłosy, który aktualnie wydawały mu się wyjątkowo głośne, nie pomagały mu w racjonalnym myśleniu.
- Może wszyscy pójdziemy w kierunku drogi? Ktoś musi w końcu nią jechać, a nawet jeśli nie… to nie możemy tu zostać - na razie nie dopuszczał do siebie myśli, że przecież nie ma z nimi Felixa. - Powinniśmy się trzymać razem - dodał.