Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2018, 22:09   #787
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Stół nie był ani wyszukany, ani piękny, ani nawet ładny. W zasadzie to można było o nim powiedzieć "stół" z braku lepszego określenia. Były to w zasadzie dwie zbite kobyłki, na których położono kilka zbitych ze sobą desek. Co można było zatem powiedzieć o tym stole? Był stabilny, ale nade wszystko czysty. Nie było to oczywiste wobec faktu, że gospodarzem przybytku był ork. Znaczna część populacji, ludzi i nie ludzi postrzegała zieloną rasę jako zbieraninę istot prymitywnych, żyjących na granicy istot rozumnych i zwierząt... cóż.... znaczna część wyżej wymienionego społeczeństwa się myliła... w większej części. Czemu?

Orki owszem bywały czasem nieokrzesane, owszem ponosił je szał bitewny, owszem przy jedzeniu wydawały całą gamę odgłosów, które innym mogły się wydawać obleśne czy nie na miejscu... ale czy różniły się tym tak bardzo od krasnoludów dla przykładu? Czy niektórych ludzi?


Na wspomnianym przed chwilą stole stała drewniana zastawa. Głębokie talerze, czy może raczej miski, obok łyżki i drewniane kubki, gdzieś nieopodal deska z pokrojonym, pachnącym chlebem i gliniana flaszka zawierająca coś czym zapewne można było popić posiłek.

Wszędzie wokoło roznosił się zapach pieczystego. Nie sposób było skupić się na czymś innym. Szczególnie komuś takiemu jak Laron, kto w podróży spędził kilka ostatnich dni, kto marzył o tym aby porządnie się najeść, wyspać... krótko mówiąc odpocząć.


- Nogę?

- Co nogę?

- Czy mam Ci nałożyć nogę?

- Całą?

- A co pół?

- No wiesz... nie każdy ma taki spust jak Ty.

- Chcesz mi powiedzieć że jestem gruby? Nie dość, że wpuszczam Cię do domu, karmię... nie dość że nie rozwaliłem Ci głowy na dzień dobry, to śmiesz mi jeszcze mówić, ze jestem gruby.

- Nie to miałem na myśli...

- Znaczy się że co?

- Znaczy się...

- Że głupi jestem i nie rozumiem?
Ton głosu orka zaczynał pomału, ale jednostajnie obniżać swoją temperaturę.

Laron przewrócił oczyma wzywając pod nosem na pomoc wszystkie bóstwa siły sprawcze, bogów, boginie i wszystkich świętych razem wziętych...

- Poproszę.

- Co poproszę?

- No nogę.

- No to proszę.


Noga dzika wylądowała w misce drowa. Nie był to jakiś przesadnie wielki dzik... ale miska do olbrzymich też nie należała. Logicznym zatem było, że mięsiwo (przygotowane w sposób wyborny) znalazło się tak w naczyniu... jak i wszędzie dookoła.

- Bardzo Ci dziękuję. Stwierdził Laron omiatając porcję, którą spokojnie mógłby żywić się przez tydzień. Oraz swoje ubranie, które cudem jakimś nie było jeszcze upaprane sosem i tłuszczem.

- Czym chata bogata! Odrzekł był gospodarz umieszczając w swojej misce podobną porcję. - Czego się napijesz?

- hmm....

- Mogę Ci zaproponować pigwówkę albo pigwówkę.

- To pigwówkę poproszę.

- Doskonały wybór.


Zielona, wielka jak bochen chleba łapa powędrowała w kierunku jednej z szafek. Naczynie jakie pojawiło się zaledwie chwilę potem niczym nie zwiastowało tego, co miało zadziać się za chwilę. Ork jednym płynnym ruchem odkorkował flaszeczkę i polał. Specyficzny aromat pigwy i miodu uderzył w nozdrza, gdy Laron podniósł kubek.

- To za co? Zapytał.

- Za ciszę i spokój

- Za ciszę i spokój!
Odparł, po czym podniósł do ust naczynie i delikatnie pociągnął.

Nie zakrztusił się, ale niewiele brakowało. Początkowo słodki smak, gęstej jak olej nalewki po chwili uderzał mocą znajdującego się w niej spirytusu, rozchodził się ciepłem po całym ciele i sprawiał, że miało się nieodpartą potrzebę popić... lub zakąsić przynajmniej. Elf sięgnął więc do mięsiwa, uniósł do ust i odgryzł kawalątek wdzięczny za soczystość potrawy, za to że zawarte weń zioła szybko rozpędzały ostry smak błądzący jeszcze po ustach.

Barbak w tym czasie wychylił całe naczynie. Jednym płynnym ruchem. Grdyka zaledwie dwa razy uniosła się i opadła świadcząc o tym, że zielony nie wlewał w siebie alkoholu, a jednak przełykał. Następnie kubek stuknął o blat głucho, ork obrócił swą twarz w kierunku ognia wesoło trzaskającego w kominku i beknął przeciągle.

Opar spirytusu może nie wybuch spektakularnie, ale uległ zapłonowi i z sykiem dopalił się w zastraszająco szybkim tempie.

- Eh... dobre.... Mlasnął.

- Równie dobrze mógłbyś tego używać do czyszczenia broni.

- Używam...

- A jeśli wlał byś to w naczynie, rzucił i podpalił...

- ... to żaden mag do ciskania kul ognia nie jest mi potrzebny.
Zielony uśmiechnął się brzydko. - To co na druga nogę?

- Daj spokój.

- Przepraszam co? Ze mną się nie napijesz?

- A porozmawiamy potem konkretnie?

- A nie rozmawiamy?

- Wiesz o co mi chodzi.

- Pij nie marudź.

- Zdrówko.


Druga kolejka weszła już łatwiej. Opar spirytusu spalił się podobnie.


***


Skradanie się nigdy nie leżało w naturze Barbaka. Bo i po co? Ani to obyczajne, ani grzeczne. Przeciwnik zasadniczo powinien wiedzieć z której strony dostanie w łeb. Czy daje mu to czas na przygotowanie się? Pewnie tak, ale co z tego? Zawsze dobieraj tak przeciwników, żeby im dać w łeb, a nie żeby oni dali tobie. Co robić z tymi, którzy mogli by przyłożyć i nie daj boże wygrać? Takich należy załatwić sposobem!


Pomieszczenie do którego trafili pozornie tylko różniło się od tych w których byli wcześniej. Owszem jakieś meble, owszem jakiś ład... w gruncie jednak ten sam smród i bałagan.

Znaleźli jakieś lusterko w którym zajęła się wilczyca (wiadomo kobieta zawsze w pierwszej kolejności zwróci uwagę na lusterko), Dirith natomiast wyprzedził Barbaka w drodze do szafy w której najprawdopodobniej ktoś był... wyprzedzając odsłonił plecy... to mógłby być błąd... Gdyby Barbak takiego błędu szukał.

Zielony zamłynkował młotem i ustawił się w gotowości. Czekał na to co miało wypaść z szafy. Gdyby była taka konieczność gotów był cisnąć "Zabójcą Sierot" obok głowy drowa, tak aby zdemolować szafę... i to co się w niej znajdował. Tylko i wyłączeni jednak gdyby okazało się, że coś co z niej wypadnie miało złe zamiary. W przeciwnym zamierzał czekać na rozwój wypadków.

- Kici, kici... taś, taś.... Stwierdził na głos wielce zadowolony z siebie.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline