Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2018, 18:18   #107
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po drodze Harad prowadził, a Dalemir zaczął przeprowadził drobny rytuał uhonorowujący dotychczasowe zasługi Żenii dla ludu wilkołaków. Wyglądało to zupełnie inaczej niż w przypadku Czarnego. Dalemir nie był ani z jej plemienia, ani z jej watahy, dlatego Żenia czuła się obco w czasie swojego własnego rytuału Osiągnięć. Później musiał wymyślać historię. Dzikie Serce uciekła, ukryła się. Później ukradła jakieś ciuchy. Dlatego Żenii przypadły ciuchy Dalemira. Ciut za duże i dobrze pasujące do historii. Kamuflaż utrzymywał się w sposób nienaganny.

Najpierw przejechali powoli obok budynku. Przed domem pogrzebowym był zaparkowany czarny mercedes-karawan. Auto na warszawskich rejestracjach zarejestrowane przez Wrocławski monitoring. Na parkingu z tyłu stał dobrze znany Żenii bus. Był tak zaparkowany, że nie zauważyłaby rozerwanego jednego z boków. Ale ona dobrze wiedziała, że to właśnie to auto.

- O rany - powiedział Dalemir.
- Co jest? - Zapytał Harad jadąc ulicę dalej i oddalając się od celu.
- Zablokował lokalizacje w umbrze. I odciął duchy. Wokół budynku jest krąg ochrony. Jeśli wskoczymy do umbry, to przed budynkiem napotkamy ścianę. Jeśli wskoczymy w umbrę w środku, to chcąc uciec napotkamy ścianę.
- No to niewesoło - podsumował Harad. - Fetysze?
- Duchy w fetyszach są zamknięte. Da się wnieść fetysz i wynieść. Ale…- spojrzał na zakryte przedramię Żenii.
- Ale co? - dopytywał Harad.
- No nie wiem jak to zagra z kamuflażem Żenii.

Harad zgasił silnik. Wysiadł i sięgnął po torbę leżącą na siedzeniu obok Żenii. Wyjął z niej sporej wielkości karabin. Sprawdził kule. Jeden wielki, srebrny pocisk. Karabin z czterotaktowym magazynkiem miał sporą lunetę.

- Nie muszę korzystać z Nahajki. - mruknęła dziewczyna - Pójdę od tyłu. Pamiętajcie, żeby choć jednego zostawić żywego. Wciąż nie wiemy co z cmentarzem. Obserwujcie budynek.

Żenia poczochrała włosy Dzikiego Serca i ponaciągała i tak za dużą koszulkę. Po namyśle zdjęła buty. Od butów się zaczęło, bo to przecież w śmietnikowym zaułku zajumała babci lakierki.

Skupienie przygotowań przerwała jedynie puknięciem Nahaki.
“ No. Gotowa?”
“Zawsze”

Jak zawsze serce jej przyspieszyło, poczuła szum adrenaliny w skroniach. Mimo to zdawała się być poważna.
- To idę - skinęła obu Kłom - Uważajcie na siebie. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu - Chcę was widzieć całych po akcji.
Nie czekając na warknięcie Harada, ruszyła by przemknąć się na tyły budynku przed oczami mając niedawną akcję w Pentexie.

***


Tył budynku wyglądał nieciekawie. Odrapany tynk. Cztery okna. Nigdzie nie paliło się światło. Czyżby spali? W zasadzie kiedyś musieli. A był wczesny ranek. Żenia była na nogach już prawie dobę.

Za budynkiem przeskoczyła sporej wysokości betonowe ogrodzenie. Za budynkiem była tylko pusta przestrzeń porośnięta zaniedbaną trawą.

“Aua”

Rozległo się w jej głowie,a potem zapadła cisza.

Hmm, czyli jednak bariera wyłączyła Nahajkę.
Dziwne uczucie.
Dziwniejsze tym bardziej, że w zasadzie dziewczyna nie zdążyła się jeszcze na dobrze przyzwyczaić się do gadatliwej zmory a poczuła jej brak. Powoli sięgając po umiejętność niezwracania-na-siebie-uwagi-tak-bardzo-hasztag ruszyła w stronę budynku. Po drodze zaczęrpnęła jeszcze garść z mocy Smoka by wyczuć innych pachnących Żmijem. Nie wierzyła by budynek pozostawał bez monitoringu.

Nie wyczuła żadnych sług Żmija. Tancerze Skór musieli nie być tak spaczeni jak myślała. Zapach przyszedł jednak po dłuższej chwili. Dwa albo trzy źródła. Im dłużej się nad tym zastanawiała tym bardziej była pewna, że trzy. I jeszcze jedno dziwnie delikatne. I Nahaja intensywnie wbijająca się w jej nozdrza. Dlaczego nie wyczuła ich wtedy w Kamionkach?

Z tyłu budynku nie było widać żadnych kamer. Nie widziała też systemów alarmowych. Dopiero gdy zbliżyła się do okna zauważyła czujnik. Otwarcie okna włączy alarm. Wybicie okna pewnie też.

Skóra na ramionach dziewczyny ścierpła. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiegoś otworu, który pozwoliłby przenieść stąd do tam. Nie chciała jeszcze stawiać w pogotowie, kogokolwiek kto był w zakładzie pogrzebowym.

Oczywistym wyborem wydał się komin sterczący z dachu. Ale on był wysoko i wymagał nieco wysiłku.
Komin skojarzył się jej jednoznacznie z kremacją. Żeńka skrzywiła się na to skojarzenie i ruszyła w stronę zachodniego wejścia. Tego obok rozharatanego vana.
Teraz mogła obejrzeć uszkodzenia. Nikt nic nie robił z uszkodzeniami pozostawionymi przez wilkołaczkę. To dużo mówiło, bo oznaczało, że praktycznie nie korzystali z tego wozu. Od tej strony były dwa okna i jedno wejście. Z tej strony też nie było żadnego ułatwienia w drodze na dach.

Zapewne tylko wtedy, gdy zgarniali skóry.
Żeńka poczuła gniewne drżenie na wspomnienie bezgłowego ciała Marka.

Zajrzała ostrożnie do środka przez jedno z okien.

Wewnątrz było ciemno. Dojrzała jedynie stojący wieniec i połyskujące na nim złote litery.
“Ostatnie pożegnanie”
Poza wieńcem nic się nie wyróżniało. Ot ciemne pomieszczenie z zamkniętymi drzwiami po drugiej stronie pomieszczenia.

Wrona poczuła nowy impuls. Zablokować drzwi tylne vanem tak by zmaksymalizować zblokowanie ruchów ewentualnych uciekających. Rozejrzała się za czujkami i sięgnęła ku wężowemu sztyletowi by raz jeszcze skorzystać z mocy wyciszania absolutnie wszystkiego wokół siebie. Czając się niczym Szpieg z Krainy Deszczowców pochwyciła wana i… cisza. Nic. Zero roztargnionego komentarza. Nahajka niby była… ale jej nie było. Dziewczyna nie miała nadludzkiej siły do której przywykła. W sumie nie musiała rezygnowac z planu przesunięcia samochodu. Wystarczyłoby, żeby zmieniła się w crinosa i w swej bojowej formie poradziłaby sobie z autem… ale czy chciała?

‘Nahajka? Śpisz? No kuwa... “
Dojmująca cisza nasuwała skojarzenie ze słuchawką od Zaara. Zmora była nieobecna.

‘FUCK!”
Żenia przyspieszyła.
Wróciła na tyły budynku i zaczęła kombinację jak dostać się na dach bez biczyska. Chwilę skupiła się by sięgnąć po nowonabyty upgrade: skrzydła. Sama była ciekawa jak to jest latać.

Kurtkę Dalemira rozerwały cieniste węże, które kilkanaście centymetrów od ciała dziewczyny zaczęły się splatać i łączyć w wielkie cieniste skrzydła. Gdy je rozprostowała, to nie była w stanie sięgnąć ich końców swoimi palcami. Była niczym mroczny anioł niesiony na skrzydłach z cienia. Jedynie brązowe włosy Dzikiego Serca nie pasowały do tej wizji. Czarne włosy Żenii byłyby lepszym uzupełnieniem.

“Ciekawe co powie Czarny?” zagnieździło się w głowie dziewczyny, gdy ruszyła skrzydłami w niesłyszalnym łopocie.
“No to w górę!”
Wcale nie była pewna jak to to działa i czy aby musi wznosić pięść jak Superman.
Skupiła się i samą siłą woli ruszyła cieniste błony.

Skrzydła machnęły i wzbiły z ziemi tuman kurzu. Żenia była pewna, że gdyby nie wężowy nóż, to narobiłyby sporo hałasu. Dwa mocniejsze machnięcia i już była na wysokości dachu.

‘Meh” rozczarowanie przepełniło myśli dziewczyny. Zamiast czołgać się po kominach wolałaby spróbować wzbić się wysoko ponad dachy. Tymczasem ‘czarny anioł’ przechylił się przez krawędź komina by zajrzeć w dół.

“Święty Mikołaj z piekła rodem” - z żalem zwijając skrzydła, ruszyła w dół.

Komin nie biegł daleko. W zasadzie urywał się. Warszawa zafundowała wspaniały projekt dopłat do pieców gazowych, które pozwalały wymieniać stare ogrzewanie w budynkach. Przez to Żenia na moment utknęła i musiała się nieźle wykręcić, żeby przecisnąć się do nowej instalacji. W końcu wycisnęła się w małej kratce pod sufitem ciasnego pomieszczenia. Pomieszczenie było ciemne jak cały dom pogrzebowy. Nie miało też okien, co utrudniało orientację.

Krok po kroku Żenia obeszła pomieszczenie niemal jak ślepiec przy okazji nasłuchując jakichkolwiek szeptów czy głosów nadchodzących z okolicy

Była w kotłowni. Pomieszczenie poza ustawionymi pod ścianą miotłami i środkami czystości było zdominowane przez spory piec gazowy. Miało też jedne drzwi prowadzące do wyjścia z niego. Prawdopodobnie było gdzieś w środku budynku.

Wolnemu naciśnięciu klamki, towarzyszyło chwilowe nadsłuchiwanie dźwięków zza drzwi a potem szybkie przesunięcie się przez powstałą szparę. Wrona rozglądała się uważnie szukając dalszej drogi, w dłoni ściskając wężowy sztylet.

Kotłownia była na półpiętrze. Dziewczynie ukazały się schody oświetlone blado światłem przypodłogowym. Z półpiętra prowadziły w dół a obok w górę. Na dole czuła wyraźnie zapach sług Żmija. Do góry też. Jakoś jeszcze nie potrafiła się odnaleźć w przestrzeni po przeciskaniu wąskim kominem.

Logika podpowiadała…
Nie, logika rzadko powiadała Żeńce wiele.

Dziewczyna wybrała szybką eksplorację dołu by nie mieć za plecami wrogów gdy w końcu ruszy w górę. Wolała upewnić się, że jej przeczucia dotyczące zapachów jej nie mylą.

Na dole panował mrok. Jedynie małe lampki na schodach rzucały jakieś światło. Na dole znajdował się niewielki przedsionek z windą i drzwiami kojarzącymi się z wejściem do kuchni w restauracji. W nikłym świetle ujrzała przez małe okienka coś, co wyglądało na zajmującą całą ścianę lodówkę. Delikatnie uchyliła drzwi i poczuła uderzający zapach formaliny, który przytłumił jakikolwiek inny zapach. Nie była pewna czy dobrze widziała w mroku stoły przykryte prześcieradłami, czy był to wytwór jej umysłu. I wtedy rozległ się hałas. Dziwne drażniące piszczenie. Rytmiczne. W pierwszej chwili pomyślała, że aktywowała jakiś alarm, jednak poruszenie do góry sugerowało, że komuś zadzwonił budzik. W końcu Żenia balowała całą noc, a tutaj wszyscy mogli sobie wypoczywać. Zaraz po tym usłyszała czyjeś kroki. Jakieś stłumione przekleństwo. Tancerze Skór budzili się.

Miała szansę na szybką ocenę ilości przeciwników zanim ci zdaliby sobie sprawę z jej obecności.
Wbiegła po cichu po schodach przystając na ostatnich tak by rozejrzeć się po pomieszczeniu, ocenić jego układ i jeśli się da podsłuchać rozmowy budzących się ze snu. Zastanawiała się jak dać znać Haradowi i Dalemirowi do ataku. W głowie układała plan ewentualnego wjazdu solo na początku.

Z tej strony klatka schodowa też kończyła się drzwiami. Ale te były dużo bardziej ozdobne niż te na dole. Cóż, z pewnością goście domu pogrzebowego nie chcieli wiedzieć, że ich bliscy byli przygotowywani do pochówku w pomieszczeniu sterylnym niczym kuchnia.

- To mnie miały przypaść skóry… - kobiecy głos dochodził z pomieszczenia za drzwiami.
- Samson przegina. Czekałam dłużej niż Fuz i reszta!
- Słuchaj, mamy wojnę, a on jest żołnierzem. Musimy odbić Jerrika i Dzikie Serce z ich rąk. Bardziej przyda nam się do tego żołnierz, niż lekarz - towarzyszył jej męski głos.
- Przecież on jest psycholem - kobieta nie dawała za wygraną, ale zeszła do szeptu. I wtedy Żenia zaczęła słyszeć ją wyraźniej.
- Od powrotu z wojny ma zespół stresu pourazowego.
- Renia, ale widzisz… on tam nie był sam. Zna Czarnego. A jego wataha zaczyna nam ostatnio bruździć. Samson ma plan. Musimy się go trzymać - mężczyzna ją uspokajał.
“Do cholery, jaki plan? Dajcie szczegółów!” domagała się w myślach Żenia. “Mają tam więźnia? Fuz służył z Czarnym w wojsku? “

Dzikie Serce nasłuchiwała nadal. Nagła myśl uderzyła ją jak młot.
Dzikie Serce, Ryk Gromu…
Alfa nie występował jako homid lecz jako lupus.
W ludzkiej formie miałaby inne imię jak Jerrik albo … Żenia.
Powinna była podejrzeć formę lupusa nie homida.
Myśli Ukrainki na chwilę wypełnił stek przekleństw we wszystkich trzech językach.

Nadsłuchiwała dalej rozważając, że wpuszczenie tutaj Harada to całkowita porażka.

Drzwi otworzyły się ukazując przez szczelinę wysokiego mężczyznę w przylegającym T-shircie i markowych majtkach. Facet był wysoki, miał mocno zarysowane kości policzkowe i wysoko nosił podbródek. Widziała wielu takich. Marek. Dalemir. Harad. Czy nawet Bartek. Tylko Misza z ich plemienia wyróżniał się pod tym względem.

Obok szła kobieta, która była kilka lat starsza od niego. Niższa i nieco przy kości. Miała pogodny wyraz twarzy osoby, która chętnie by wszystkim matkowała.

- Wkurza mnie już to, że Samson się z nikim nie dzieli swoimi planami.
Obok drzwi, przez które wychodzili otworzyły się kolejne. Stał w nich wysoki facet o brązowych włosach w białym podkoszulku.
- O, wstaliście. Ktoś chce się ze mną przejść po zakupy?

Haradopodobny i kobieta popatrzyli po sobie. Żadne nie miało ochoty wychodzić. Zwłaszcza po ostatnich słowach jakie powiedział mężczyzna.
- Kurwa Antek! Niczym się od nich nie różnisz, wiesz! Odkąd macie te pierdolone skóry to jesteście tacy sami jak inne wilkołaki - po tych słowach zdenerwowana kobieta uderzyła w ramię mężczyzny.
- Renia! - mężczyzna krzyknął, czy niemal ryknął na nią a ślina z jego ust poleciała przy tym na jej twarz. - Dopiero co była pełnia, weź mnie nie wkurwiaj lepiej, bo skończy się zabawa z wilkołakami.
- Dobrowolski! Płowska! Zamknąć ryje i won po śniadanie - wrzasnął facet w podkoszulku wskazując palcem główne wyjście z budynku.

Żenia obserwowała rozwój wydarzeń przez wąską szparę w drzwiach. Nie dała się zauważyć. Jednak coraz mocniej czuła zapach sług Żmija.

- Dobrze się bawisz? - usłyszała za plecami dobrze znany głos szamana, który poprzednio ją unieruchomił.

- Zawsze - mruknęła jakoś odruchowo zaskoczona dziewczyna. Przez myśli przebiegały setki kombinacji jak to rozegrać. Wybiec i przekabacić zbieraninę przeciwko Samsonowi, spróbować walki z szamanem, a może negocjacji. - A Ty, Nicolas? - Żenia zagrała na czas.

- Ciekawe. Masz ciało Dzikiego Serca. Ale jest przy tobie duch kameleona. Jest też duch węża. No i moja ulubiona Btk'uthoklnto. Zatrzymał ją mój pierścień. Ale cały czas chce się tu wbić. Przychodzisz jako skrytobójca, czy jako rozpoznanie przed szturmem? Otwórz drzwi i wyjdź powoli - głos szamana był bardzo spokojny.

- A co jeśli nie? - Żenia odwróciła się i ruszyła w kierunku szamana. Grała va bank ale uznała, że ciutka szaleństwa może zrównoważyć spokój Samsona. - Ani to? Ani to? Jerrik mówił, że masz plan. Że nie oszukujesz. - nadsłuchiwała awantury z pomieszczenia obok - Tak jest, Nicolas? Naprawdę nie oszukujesz? Powiedziałeś im o konsekwencjach wymiany totemu? Powiedziałeś o tym, że grasz dla samego siebie?

Sam stał na pólpiętrze. Niżej niż Żenia. Ale miał w dłoniach wielki miecz wzniesiony i przygotowany do ataku. Jego ciało było napięte, zupełnie nie pasowało do spokoju jego głosu. Miał na sobie dżinsy. I nic więcej. Klatkę zdobiły tatuaże. Żenia zatrzymała się na skraju schodów uważając, żeby trzymać się poza zasięgiem ostrza.

- Jeśli nie wyjdziesz tam przez te drzwi? Chcesz się przekonać? - rzucił spojrzeniem na wielki miecz.

- To czego ja chcę zostawmy na nieco później. Masz dwie opcje. Móc przeprowadzić rytuał jeśli uda Ci się stąd wyjść żywym. Druga to pomyśleć i dołączyć wraz z twoją watahą do mnie i do Szmaragdowego Smoka. Co wybierasz? - Żenia przekrzywiła głowę jak lupus.

Wszedł na pierwszy stopień, a ostrze zbliżyło się do klatki dziewczyny.
- To co masz przed sobą, to podarek od naszego totemu.
Ostrze było dziwnie mroczne. Srebro miejscami było czerniejące. Matowe… jakby wchłaniało światło.
- Idź na zewnątrz.

Tymczasem w pomieszczeniu na zewnątrz było gorąco. Na pewno ktoś kogoś znów uderzył.

- To jest łapówka od ducha z dużymi ambicjami. Nie totemu. Kleszcz nie jest waszym totemem. Masz jakiś plan po odbębnieniu rytuału na cmentarzu? - Żenia udała większy przestrach niż czuła. Kleiv zaciekawił ją i przyciągnął uwagę ale chciała to ukryć przed szamanem.

Ukrywanie emocji Żenii szło dużo lepiej niż Nicolasowi ukrywanie emocji przed nią. Poprawiał chwyt na broni. Ręce mu się pociły. Denerwowała go ta sytuacja. Maskował zaskoczenie informacjami o Kleszczu. Żenia jako osoba go intrygowała. Żenia i jej fetysze. Dojrzała ten błysk w oku na wspomnienie imienia Zmory. Był jej ciekaw tak, jak Dalemir.

W pomieszczeniu obok rozbrzmiał damski głos. Ktoś nowy. Kobieta próbująca uspokoić zamieszanie. Oczy Samsona zwęziły się.
- Wychodzimy. Już! - nawet jego głos wskazywał, że się denerwuje. Żenia zadawała niewygodne pytania. To wszystko razem z posiadanymi przez nią fetyszami powodowało, że życie dziewczyny wisiało na włosku. Ostrze dotknęło skóry na jej klatce i naparło.

Ragabash skinęła głową i cofnęła się wolno krok a potem drugi.
Czyli jednak Jerrik się mylił co do wielkich planów Nicolasa aka Samsona. Dlaczego ktoś zawsze próbuje robić w hugona kogoś innego? Krewniacy byli kolejny raz robieni w ….

Jerrik - cóż, szkoda go było. Szaman wyprowadzający na końcu miecza Dzikie Serce. To będzie widok, który może przeważyć szalę. Jak to mówił Zaar? Kwestia PRu?
 
corax jest offline