Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2018, 18:33   #108
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację




W pomieszczeniu sporo się zadziało w czasie gdy Żenia nie kontrolowała sytuacji. Starsza kobieta leżała zakrwawiona na podłodze. Druga, młodsza odciągała faceta nazwanego Dobrowolskim. Podkoszulek kręcił głową z niedowierzaniem i przysłaniał część twarzy okrwawioną ręką. Dar wykorzystany przez Żenię w pomieszczeniu przyniósł spore żniwo.

Żenia posłuchała Samsona i ruszyła na górę ale zrobiła to po swojemu. Odskakując i wpadając do salki niemal z eksplozją.

- Samson nas wszystkich oszukuje! - wrzasnęła przy okazji - A teraz grozi mi za ujawnienie prawdy. Chce władzy tylko dla siebie, reszta się nie liczy!

W odgrywanej panice próbowała przejść w kierunku wyjścia z budynku.

Pojawienie się Żenii wywołało kolejną falę poruszenia. Trójka zebranych patrzyła na dziewczynę z mieszanką zaskoczenia, radości z powrotu Dzikiego Serca i wstydu za to w czym właśnie uczestniczyli.

- Eee o czym ty mówisz Kamila? - zapytał Dobrowolski, którego puściła młoda brunetka.*

- O tym, że Samson robi wszystkich w ciężkiego wała. Wysługuje się każdym z tu obecnych, byle tylko odbębnić swój rytuał. Kto dostał fetysz od Kleszcza? Co będzie po rytuale? Nic nie powiedział jak Kleszcz ma niby zastąpić Minotaura. Jerrik zdechł jak pies przez jego niedopatrzenie. - Żenia plotła pajęczynę by podbijać podminowane towarzystwo rzucając istotne pytania. Odgrywała też wściekłość, wykrzywiając twarz. Byle znaleźć się w pobliżu okna lub na drodze do drzwi wyjściowych. Skierowała oskarżycielski palec na Samsona by odwrócić uwagę pozostałych. Liczyła, że automatycznie spojrzą w jego kierunku.

Brunetka spojrzała natychmiast. Podkoszulek opuścił dłoń ukazując plamę z krwi na twarzy i też patrzył na Samsona. Żenia zniknęła z oczu tej dwójce.
- Antek, zatrzymaj ją. To dziewczyna z bandy Czarnego. Ma twarz Dzikiego Serca, ale to oszustwo. Chcą nas załatwić - powiedział Nicolas do swoich ludzi.
Antoni Dobrowolski patrzył z uwagą na “Dzikie Serce”. Wręcz się gapił.

- Powiedz wszystkim lepiej o czym rozmawialiśmy w piwnicy. I czemu groziłeś mi kleivem? - Żenia znowu odwróciła uwagę od siebie na Samsona. - Żenia posuwała się w stronę zranionego podkoszulka jakby u niego szukając pomocy. - Jest szansa na dogadanie się z ekipą Czarnego. Ale ty tego nie chcesz, co, Samson? Powiedz, dlaczego?

- Chodź do mnie, mała - powiedział Antoni, a dziewczyna poczuła nieodpartą chęć, żeby iść właśnie w jego stronę. Zmieniła więc kierunek swojego marszu.

- Tak, kwestionowałaś Kleszcza jako nasz totem. Przybyłaś tu pod osłoną nocy, zakradając się jak złodziej. Nosząc twarz naszej towarzyszki. Zaproponowałaś dołączenie do watahy Szmaragdowego Smoka. Widzisz, tak się składa, że nikt tutaj nie chce dołączyć do Tancerzy Czarnej Spirali. Choć nasz totem jest żądny krwi. A na fetysze przyjdzie czas dla każdego. Później, niż byśmy chcieli, ale przyjdzie. Powiedz, czy to ty doprowadziłaś do tego co się tu stało? Ty zaczęłaś napuszczać nas na samych siebie?

Wzrok zebranych powędrował na leżącą kobietę. Wzrok wszystkich, poza Antkiem Dobrowolskim, który usilnie wpatrywał się w Żenię niczym kobra wabiąca swoją ofiarę.

- Oszalałeś do końca? - wrzasnęła Żenia niczym rozjuszone zwierzę. Nie musiała udawać podminowania w napiętej sytuacji - Jerrik przewidział, że będziesz zasłaniał się Spiralami choć sam śmierdzisz Żmijem. Żądny krwi? Czyjej? Twojej? - spytała Antka mrużąc oczy - a może Twojej? Dlaczego nie porozmawiać z ludźmi Czarnego? Czemu nie uzyskać ich poparcia? Czego się obawiasz?

- Cóż, czego się obawiam. Dobre pytanie. Z tego co kojarze wilkołaki dość zazdrośnie strzegą swoich darów. I mają dość nietypowe podejście do życia. Weźmy taką Monikę Perez. Ahroun. Z naszej watahy. Urodziła córkę. Masz dzieci? Oczywiście, że nie. Gdybyś miała, to nie szłabyś w pierwszej linii. I co? Jej córka była jedną z was. Ruszyła do walki z nieznanym wrogiem zostawiając matkę. Monika nigdy nie odzyskała jej ciała.

Samson szedł powoli w jej stronę.

- I co? I w końcu zabiliście Monikę. Nie słyszałem, żeby ktoś od Czarnego chciał gadać. Zabijecie nas wszystkich, jeśli dostaniecie taką możliwość. I tego się boję - dar Żenii działał cuda. Ile alf w obliczu swej watahy przyznawało się do strachu? Żenia wyczuwała jak poparcie dla Samsona topnieje z każdym kolejnym zdaniem. - Cóż, potrzebujemy silnego przywódcy. Silniejszego niż ja. Dlatego wskrzesimy Samuela. Szybciej niż myślisz.

I wtedy właśnie dał o sobie znać wiszący nad nimi miecz Damoklesa. Przez jedno z wielkich okien wpadł duży przedmiot. Przedmiot, który dość szybko okazał się głową Jerrika.

Z ust kobiety wyrwał się jęk. Podkoszulek zaczął zmieniać się w bestię. Samson też. Nawet wgapiający się w Żenię Dobrowolski.

- Kurwa mać - mruknęła Żenia przez zęby i wycofując się spomiędzy młota a kowadła w kierunku okna, zarzuciła ciemnością w całym pomieszczeniu.
Adrenalina znowu podskoczyła. Harad oszalał. We dwójkę z Dalemirem będzie szarżował?

- Nikt nie musi dzisiaj ginąć! - wrzasnęła Żenia - Nicolas, Antek ogarnijcie się! Macie tu krewniaczki. Jeśli teraz zacznie się walka co z nimi się stanie? Jaka będzie różnica między wami a garou, których winicie za całe zło świata? Co? Rodzina was skrzywdziła? Nie wspierała? Czujecie się zdradzeni? Wykorzystani? Nie wy jedni do cholery. Obwiniacie o wszystko garou? A jednak zabijacie ich by się nimi stać. Polowaliście grupą i zaszlachtowaliście Nadzieję - lupusa, która kilka dni wcześniej walczyła z pomiotami Żmija by otworzyć pierwszy od stu lat caern w Polsce. Porzuciliście ją przy drodze jak psa. Zabiliście samotnego nastolatka w górach i wyrzuciliście go na śmietnisko. Ah no tak bo Monica straciła córkę w walce. To nic, że Marcin nie miał za sobą rytuału przejścia i Nie był nawet garou. To ten wasz honor? te wzniosłe cele? Wy wszyscy w przeciwieństwie do garou dokonaliście świadomego wyboru by zostać jednym z nich. A teraz wasz przywódca otwarcie mówi, że boi się konsekwencji i ceny za podjęte ryzyko? Ze strachu wskrzesi Haighta? Haighra nienawidzącego garou czyli was samych?!!! - Żenia nabrała powietrza krążąc obserwując reakcję watahy - i co dalej?! Co potem?! Nic?! Nie wiecie? Macie szansę nadać znaczenia swojemu nowemu istnieniu. Spróbować zmyć krew z rąk i zrozumieć własny cel. Bo nienawiść i gniew i pustka jakie czujecie będzie waszym chlebem powszednim. Taka jest cena bycia garou. Gdybym była tu by was zabić już byście byli martwi. Ale Jeszcze nie jest za późno. Gadam z wami bo Próbuję wam pomóc. Bo wiem co znaczy być krewniaczką. I wiem co znaczy być wykorzystywaną i traktowaną jak przedmiot. Garou jestem od miesiąca a swoją ważność jako garou muszę udowadniać na każdym kroku.

- Carver pytałeś czego chcę? Chcę zjednoczyć plemiona. Zgnieść Pentex i wbić Żmija daleko w głąb maelfasu. Dobrowolski wiesz, że do tego liczy się każdy garou. Dołączcie. Pomóżcie zjednoczyć plemiona. Nicolas wiesz, że to właśnie w tym leży siła. Tak uratujesz swoich ludzi. Jaka jest wasza decyzja?

Nie było to pierwsze dziwne zagranie ze strony Córki Ognistej Wrony. Z jednej strony zachęcała do negocjacji. Roztaczała wizję empatycznych wilkołaczych plemion. Z drugiej zalała prawie całe pomieszczenie ciemnością dezorientując zebranych. Realizowała przygotowanie do ataku. Sama ukrywając się przed ich wzrokiem. Krewniaczka była zdecydowana podążyć za Żenią. Było to po niej wyraźnie widać. Zresztą ciężko spodziewać się innej reakcji gdy wkoło rosną ponad trzymetrowe bestie gotowe do zabijania.

Samson natychmiast wycofał się z cienistego pomieszczenia. Żenia miała problem z kontrolowaniem sytuacji wokół, gdy mówiła i jednocześnie spodziewała się ruchu Harada. Za Nicolasem Carverem zamykały się drzwi prowadzące na dół do kostnicy.

Dwa crinosy wyglądały bliźniaczo podobnie. W mroku rzuconym przez Żenię widziała wyraźnie linie szycia między różnymi maściami futra. Choć same futra wydawały jej się różnymi odcieniami szarości i czerni. Antek przestał się gapić. Zamiast tego na ślepo ruszył do pomieszczenia, w którym Żenia dojrzała ostatniego z wilkołaków. Uderzył w ścianę i wzdłuż niej szukał drzwi.

W pomieszczeniu wilkołak o pazurach wyglądających jak ze stali stał i wpatrywał się bez zrozumienia w ścianę ciemności. W końcu puścił się biegiem poza zasięg wzroku Żenii. Logika podpowiadała, że szturm Harada się zaczął, a ten były żołnierz ruszał do walki.

Podkoszulek był wspomnieniem. Znaczy wilkołak w niego ubrany stał i wpatrywał się w Żenię. Jego zielone oczy zdawały się połyskiwać w ciemności. On widział ją równie dobrze jak ona jego. I do niego też zdawały się trafiać słowa dziewczyny. Stał nieruchomo czekając na rozwój wypadków.

- Kurwa mać - Żenia pokręciła ze smutkiem głową zbliżając się z wolna. Krzyknęła raz jeszcze za Dobrowolskim: - Antek, proszę, pomóż wyprowadzić ludzi! Ty, słuchaj, wiem, że mnie widzisz. Jeśli ściągnę ciemność pozostali tu wpadną. Musimy dotrzeć do kotłowni. Tam musicie przeczekać.

- Tu jestem - Żeńka dotknęła ramienia przestraszonej krewniaczki - Chwyć mnie za rękę. Ty weź Renię. Dzikie Serce żyje. - mówiła poklepując pocieszająco dziewczynę - Ja jestem Żenia Bondar, Córka Ognistej Wrony. - dokonywała prezentacji w biegu - Chodźmy. Prędko.

Plan Wrony był prosty jak wszystkie jej plany.
Schować tę trójkę w kotłowni.
Znaleźć Harada i Nicolasa.
Chronić dupę Dalemira.
Wyjść z tego z minimalnymi stratami.

***


Ciszę rozdarł huk wystrzału. Gdzieś tam srebrny pocisk trafił w cel. Albo i nie. Ciekawe ile miał ich Harad. I ciekawe co robił szaman. Czy radził sobie z duchami lepiej niż Samson? Żenia straciła nieco pewności po incydencie w ich caernie.

Wilkołak widzący w ciemności złapał renię i jednym ruchem zarzucił ją na plecy. Krewniaczka szła niepewnie trzymana za rękę przez Żenię. Ruszyli w stronę kotłowni. Za Samsonem.

Żenia zatrzymała się na moment w progu. Trzy i pół metrowa bestia miała problem z przejściem przez drzwi. Tymczasem Dobrowolski dzierżył w dłoni kościany sztylet. Żenia szybko skojarzyła rany Karola. Cóż, jego już nie obroni przed gniewem Harada.

- Pochyl się i przekręć, właź bokiem! - syknęła - Szybciej. - ponaglała nerwowo Podkoszulka. Miała nawet ochotę go przepchnąć. Przytuliła uspokajająco kobietę. Żałowała braku Nahajki.

Dotarli do ciasnej kotłowni. Teraz z crinosem naprawdę ciasnej. Żenia mogła z nimi zostać, mogła ścigać samsona, albo też mogła pomóc w ofensywie Harada.

- Nie wychodźcie. Bądźcie cicho. Zabarykadujcie się tu. Wrócę jak szybko się da.

Żenia pognała do „sypialni Samsona” by sprawdzić na szybko czy nie znajdzie czegoś do zabarykadowania drzwi.

Wparowała do pomieszczenia w piwnicy. Tym razem było w nim zapalone światło. Bardzo dużo światła. Kostnica miała jedną ścianę zajętą przez chłodnię. Dwa rzędy po cztery przegrody. Miejsce na osiem trupów. Poza tym dwa stalowe stoły jeden czysty, drugi z czymś… albo kimś. W każdym razie przykryty prześcieradłem. Obok był mniejszy stoliczek na kółkach na którym leżały narzędzia operacyjne. Cała lewa ściana była za to przerażająca. Wisiały na niej trzy skóry. Oczyszczone. Jedna była ogromna, zdarta z metysa, który po śmierci został w swej naturalnej formie bojowej. Dwie pozostałe były ludzkie. Twarze wyglądały przerażająco rozciągnięte, z pustymi otworami na oczy i rozciągniętymi ustami bez śladów zębów. W pomieszczeniu nie było widać Carvera. Cos przez moment podpowiadało dziewczynie, że znowu jest za jej plecami.

Odskoczyła gwałtownie skulona jakby spodziewając się cięcia czy szarpnięcia pazurów. Wiedziała, że długo nie zapomni tego koszmarnego widoku. Puste miejsca po straconych wspomnieniach na nowo wypełniały się w zastraszającym tempie. Rzuciła okiem sprawdzając czy intuicja jej nie myliła. Tym razem jednak tak. Szybko sprawdziła zawartość zakrytego prześcieradłem stołu. Wolała nie przeżyć niespodzianki gdyby Carver uznał to za dobry motyw na ucieczkę. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ukrytych drzwi czy przejścia.

Na stole leżał jakiś mężczyzna, którego nie potrafiła rozpoznać. Mial zdartą skórę z twarzy i reszty ciala. Był nasmarowany formaliną, której zapach unosił się wszędzie. Na stole obok jego głowy leżało coś jeszcze. Małe urządzenie przywodzące na myśl stare kompasy. W środku unosiła się igła, jednak nie było na nim wypisanych kierunków. Na igle znajdowała się nie zakrzepła jeszcze krew. Poza tym w kącie było lustro. Samson nie spał w tym pomieszczeniu. Był gdzieś w umbrze gdy Żenia przybyła na zwiad. I teraz pewnie uciekł w to samo miejsce.

Capnęła urządzenie i zmieniła formę do glabro. Teraz wolała mieć nieco więcej pary w rękach. Ruszyła na górę za Dobrowolskim.

Poczuła gniew.
Kolejna grupa kinfolków wydudkanych i teraz płacących za naiwność i desperację.

Gnała po schodach nadsłuchując i szukając potyczki.
Nic nie słyszała. I chyba właśnie to wywołało największe przerażenie.
Biegła wprost na drzwi, a gdy okazały się zamknięte to ruszyła przez rozbite okno. Na zewnątrz trzy ciała leżały na chodniku, a Harad klęczał plecami do niej wspierając się o wbity w przestrzeń między płytkami chodnikowymi długi srebrny kleiv. Nie było jej ile? Półtorej minuty? Dwie? Więcej niż trzy na pewno nie…
Ale wilkołaki były nieludzko szybkie. W końcu nie były ludźmi. W końcu Gaja powołała ich jako swoich wojowników. Scena miała w sobie coś patetycznego. Oto Harad, alfa o srebrzystym futrze klęczał niczym krzyżowiec na jednym kolanie, wsparty o swój „miecz”. Kontemplował pokonanych wrogów. Opłakiwał sojuszników?

Obok niego leżał wojskowy z cięciem od lewego ramienia do połowy brzucha z prawej strony. Nieco dalej leżała obcięta ręka i połowa korpusu. A tuż przy niej druga połowa. Cięcie szło idealnie przez środek czoła, elegancki nos, środkiem linii szczęki i dalej w dół. Nie trzeba było znać się na medycynie, żeby uznać, że z Dobrowolskiego już nic nie będzie. Na drodze twarzą do dołu leżało trzecie ciało. Choć nagle się poruszyło i zaczęło kaszleć. Jednak fakt, że był w ludzkiej formie niepokoił Żenię. Tylko na ciele Harada pobłyskiwala srebrzystobiała sierść. Poranne słońce odbijało się od niej niemal rażąc po oczach.

- Dalemir!! Harad!! - Żenia rozglądała się po scence rodzajowej jakiej nie powstydziłby się Matejko. - nic wam? Caliście? Samson zwiał do Umbry. To jego trzeba dopaść i Kleszcza. Ta dwójka zrobiła resztę w wielkiego ch.

Wilkołaczka zdawała relację biegnąc do leżącego szamana.

- Dalemir!!! Dalemir!! Zobacz! Mam coś dla Ciebie!
W głosie brunetki brzmiał strach.
O młodego szamana.
Noż kuwa.
Od kiedy na drugie ma matka kwoka?!

Odwróciła szamana na plecy i zobaczyła trzy komplety cięć przez klatkę i brzuch. Nadal były otwarte. Ślady czterech równolegle przechodzących pazurów. Słowak lewą dłonią dotknął tych na brzuchu.
- Tak, wszystko dobrze - powiedział i pociągnął nosem - jelita całe. Gówno się nie rozlało. Pomóż mi wstać, bo nasz twardziel potrzebuje pomocy.
- Wypchaj się Dal - padło z ust Harada. Teraz gdy Żenia na niego spojrzała to widziała jak kiepsko wyglądał jego tors. Szereg głębokich pchnięć wyglądał jak kratery po kulach. Na szybko naliczyła ich siedem. Alfa nie drgnął odkąd do nich dobiegła i zastanawiała się, czy to z bólu zamarł w tej pozycji. Jednak najbardziej przerażająca była jego twarz. Z lewego oczodołu wilczego pyska sterczał sztylet z kości owinięty rzemykami.

- Ja… jasne - Żenia powstrzymała komentarze na temat przysłowiowej klasy Srebrnych Kłów. Zastanawiała się jak daleko jest Zapalniczka. Kminiła też jak mocnymi przeciwnikami byli Tancerze. To co widziała do tej pory wyglądało na poważnych przeciwników. Nie składało się do kupy z Kleszczem i ich sposobem pozyskiwania skór. Podciągnęła Dalemira ku Haradowi. Nie wiedziała któremu pierwszemu pomagać. O kotłowni na razie nie wspominała.

Dalemir najpierw wyjął z oka nóż. Wyglądał on raczej jak prymitywna broń neandertalczyków, niż jak coś, co mogło być prawdziwym zagrożeniem. Potem dotknął ramienia Harada. Wielkiej bestii. Szeptał coś pod nosem, a Żenia widziała jak rozerwany oczodół zespala się i odrasta w nim błękitne oko. Rany na ciele też się zasklepiały. W końcu Crino wstał.
- Ktoś został? - rzucił warcząco w stronę Żenii.

- Samson zwiał w umbrę. Znalazłam to - Żeńka pokazała kompasopodobne ustrojstwo omijając dodatkowe szczegóły. Czuła się jak w wyścigu labiryntem Minotaura - Była na tym krew świeża jak to znalazłam. Ale raczej Dalemir nie jest w stanie ruszyć za Zasłonę. Ściągnijmy Zapalniczkę, opatrzymy Dalemira i ruszymy razem Harad. Ok?

Mała w porównaniu do bestii brunetka zajrzała w jasne ślepia.

Wilkołak obejrzał maleńki w jego szponach przedmiot, po czym rzucił go na leżącego na chodniku Dalemira.
- Co to? - dobiegło z pyska.
Szaman zakaszlał głośno, po czym rzucił:
- Żartujesz nie? Żenia ma dobry pomysł. Poczekajmy.
- Żmij - powiedział Crino - czuję. Tam.
Wzniósł do góry srebrne ostrze i wskazał na dom pogrzebowy, a do Żenii dotarło, że na ramieniu wyszła jej gęsia skórka. Czyżby jej ciało tak źle znosiło obecność srebra?

- Tam sporo skór śmierdzących Żmijem. Dalemir dasz radę zadzwonić do Zapalniczki? - dziewczyna rzuciła alarmujące spojrzenie na szamana - Harad, nie machaj kleivem bo mi zmora chce ramię urwać. - skrzywiła się próbując odwrócić uwagę Alfy.

- Zmień się proszę. Muszę pogadać. A tak nie ma jak.
- Harad, zanieś mnie do samochodu. Nie chcę tu leżeć goły. Trzeba tu posprzątać. Widzisz, koleś puścił na nas najlepszych ludzi i spieprzył. Szkoda byłoby gdyby ktoś tutaj zainteresował się leżącymi na ulicy kawałkami ciał.

Retoryka Żenii zdawała się opływać Harada niczym rzeka skałę. Już po raz wtóry wilkołak zdawał się nie słyszeć dobrych rad brunetki. Z drugiej strony ranny szaman był podatnym gruntem. Po tym co przeszedł zdawał się rozsądniejszy. I miał wpływ na alfę.

Góral wrócił do ludzkiej postaci. Co ciekawe był w niej nadal wyższy niż Żenia w swej postaci neandertalskiej wojowniczki.

- Dobra, przegrupowujemy się. - Harad ujął Dalemira w wojskowy sposób zarzucając go sobie na ramiona i ruszył nie zważając na jęki szamana.

Żenia westchnęła i zaczęła zbierać szczątki poległych tancerzy z ulicy. W sumie, zakład pogrzebowy był pod ręką. Tak samo jak i chłodnia. Żenia uznała jednak, że być może właściwy pogrzeb będzie kolejnym bodźcem dla krewniaków i wilkołaka do przemyślenia zajść?

Przeszukała też budynek w poszukiwaniu materiałów opatrunkowych. Sprzętu do skórowania było sporo. Ale Tancerze działali głównie na martwych. Tym opatrunki potrzebne nie były.
Nie pomyliła się. Znalazła jedną apteczkę w łazience. Były w niej dwie szpule bandaży i jałowe opatrunki. Z kotłowni wychylił się facet w podkoszulku zaniepokojony rozwojem wypadków, ciszą, i biegającą po zakładzie Żenią.
- Co się dzieje?
Żenia przyłożyła palec do ust i zgarnęła po drodze jakąś zapomnianą butelkę z wodą. Wcisnęła ją facetowi i popchnęła z powrotem do kotłowni.

- Jak Ci na imię? - spytała - Siedźcie tutaj. Czekamy na zaplecze. Przyjedzie wtedy Sędzia, z Dzikim Sercem. Samson zwiał, zostawiając wszystkich. - spojrzała na faceta ze smutkiem w spojrzeniu - zajmujemy się rannymi. Sprzątam. Poczekajcie proszę. Dojedzie Sędzia, będziecie bezpieczni. Zaufaliście mi do tej pory. Zaufajcie jeszcze trochę. Przyniosę Ci zaraz ciuchy. Co z Renią?

Kobieta przy kości pojawiła się za ramieniem mężczyzny. Miała wielkiego siniaka pod okiem i pękniętą wargę, ale nie przeszkodziło jej to powiedzieć:
- Są ranni? Mogę pomóc. Jestem lekarzem.
- Ja mam na imię Rychu - dodał mężczyzna.

Żenia wyobraziła sobie reakcję Harada.
- Sprawdzę sytuację. Alfa Kłów nie jest waszym fanem. I nie wie jeszcze, że tu jesteście. Dlatego muszę sprawdzić jak nastrój. Obrażenia brzucha i to? - dziewczyna uniosła znalezioną apteczkę - Co mogę zrobić w między czasie?
- Trzeba upewnić się, że nie ma perforacji jelita. Jeśli jest to wypłukać i możliwie szybko zawieźć do szpitala. Unieruchomić, bo jeśli nie ma, to z otwartym brzuchem to łatwe do zrobienia żeby była - mówiła dziewczyna.

- Ok. Dzięki. Lecę na górę a wy spokojnie poczekajcie. Będę zaglądać tutaj ale bądźcie cicho. Rysiek zaraz wrócę z ciuchami, żebyś nago nie latał. Zastanówcie się jak ogarnąć… pomieszczenie obok. - Żenia spojrzała na parę. - Tam przeniosłam waszych martwych towarzyszy.

Wrona nie dodawała nic więcej.
Sama poczuła ciężar niewypowiedzianych komentarzy.

Pognała do Dalemira i Harada spróbować opatrzeć szamana wedle słów lekarki.

Zapalniczka nie mogła przyjechać szybciej.

***


“Kurwa jak boli. Nie rób tego więcej, co.”
Rozległo się w głowie Żenii gdy oddaliła się od domu pogrzebowego.
“Co to było?”

“O! Wróciłaś!” - Żenia rzuciła ironicznie - “Zostawiłaś mnie samą, żebym się użerała z tancerzami. Dzięki”. - dodała sfochowana.

“Ej!”

W głosie w głowie Żenii pojawił się ton zdenerwowania.

“Trzeba było tam nie włazić! Nie mam wpływu na twoje błędy w tym świecie.”

W ciszy zawisło stwierdzenie… w innym świecie mam. Co brzmiało dość niepokojąco.

“Co niby masz na myśli?”
Żenia zamarła, czując rosnącą irytację.
“Nie jestem pieskiem na smyczy i zawsze możemy się rozstać skoro ten fakt burzy ci wizję wszechświata”.
Jej wadera kłapnęła zębami ostrzegawczo.

“Tak? Rozstać mówisz?”

Głos zszedł kilka tonów niżej. Był jakby bardziej uwodzicielski.

“I chciałabyś zrezygnować z mojej pomocy? No tak, przecież nie musisz przestawiać ciężarówek na co dzień. Masz przecież spokojne życie, chodzisz na ósmą do pracy do biura i wychodzisz o szesnastej. Co innego jakbyś wdawała się w jakieś walki. Albo nie daj boże byłabyś wilkołakiem.”

Po tych słowach w głowie Żenii rozległ się irytujący chichot.

“Kilka minut mnie nie było i już zatęskniłaś. Przyznaj.”

Ból w prawym ramieniu jaki nagle się pojawił skojarzył się z przyjaznym szturchnięciem.

“Bywasz przydatna, nie powiem. Ale co z tego jak byle jaki szaman Cię zblokuje i nie mogę na ciebie liczyć? Mnie się coś stanie, to co? Będziesz szukać innego chętnego, który cię znajdzie i może przyjmie na piękne oczy? No tak. Zapomniałam. Całe wojska się ustawiają” - Żenia prychnęła - “Lepiej wymyśl jak załatwić Kleszcza, który załatwił Minotaura. Hmm?”

“A jak się zwalcza kleszcze? Terpentyną? Masłem? Nie wiem… nigdy nie miałam kleszcza”
Żenia poczuła pełznięcie gdzieś po karku, jakby Nahajka owinęła się wokól kręgosłupa i szyją wdzierała się do głowy.

“Wymyśliłam coś. Z tą twoją niechęcia do duchów… żebyś mnie nie zagłodziła. Gotowa?”

‘ Ej! Czy ja się tobie wbijam w łeb z butami?” Żenia poruszyła ramionami jakby chcąc zgonić zmorę “Co wymyśliłaś?” - dopytała podejrzliwie - “Kleszcze się usuwa. Pensetą. Będziesz moją pensetą?” - zachichotała naśladując uwodzicielski ton głosu Nahajki sprzed kilku chwil.

“Mogę być jak trzeba. Usiądź”

Zmora nie czekała aż Żenia skorzysta z ostrzeżenia. Wtłoczyła jej do czaski kolejną porcję wiedzy powodując nieprzyjemny ból za oczami i w skroniach. Żenia bez udziału świadomości wywinęła oczy do góry niczym w jakimś dziwnym ataku.

“To rozwiąże na jakiś czas nasz problem z gnozą”

Padło w końcu, gdy ból odchodził, a obce ciało pełzło w dół na powrót do kończyny.

Żenię dla odmiany zgięło w pół jakby miała wymiotować.
“Muszę nauczyć cię czułości” - wydyszała chcąc splunąć, ale w ustach miała sucho. - “Za chwilę będę musiała się kąpać w formalinie, żeby zakryć smród” - pokryła czarnym humorem dziwne wrażenie implozji w mózgu. - “Dzięki. Chyba. Chociaż nadal nie odpowiedziałaś na pytanie”.

“Jakie pytanie?” - zapytał niewinny głosik.

“Nie mam wpływu na twoje błędy w tym świecie” - Żeńka przedrzeźniła niewinny głosik - “Co to znaczy dokładnie, Nahajka?, co?”
Brunetka maszerowała z buńczuczną miną w stronę wozu Kłów i z powrotem.

“No wiesz, nie steruje twoim ciałem. Jak trzeba komuś przywalić w łeb to nie wyciągam cię i nie uderzam tobą po pyskach wrogów. Nie?”

Kobiecy głos zmory zdawał się zmieniać i ewoluować, jakby jej osobowość dopiero się kształtowała. Teraz brzmiała jakby żuła gumę.

“Hmm myślałam, że walę biczem a nie tobą. Czyli w Umbrze będziesz sterować?” Żenia stosowała taktykę kija i marchewki lub też krzyżowego ognia pytań.
“Zobaczymy”
Nerwowy chichot.

Żenia nic nie odpowiedziała. Ale chichot zmory jej całkowicie nie odpowiadał. I wcale, ale to wcale nie czuła się uspokojona.

***


Harad siedział skupiony przy kaszlącym szamanie. Szamana najbardziej potrzebowali w starciu z Samsonem. Szamana najbardziej potrzebowali w interakcji z Kleszczem. I z Minotaurem. Tymczasem leżał pocięty.

Żenia nie słyszała już Btk'uthoklnto. Miała ciężki orzech do zgryzienia. W końcu miała pod opieką śmierdzącego Żmijem Rycha.

W końcu przyjechała Zapalniczka. Konwój miał trzy samochody. Wan z Miszą, Karolem i Vavro. Chłodnia z Kasią i Zapalniczką, a na koniec ich “centrum dowodzenia”. Harad nie ruszył się. Był w tej chwili odpowiedzialny za wszystkie te wilkołaki. I w głowie już miał szaleńczy plan pościgu. Pościgu przez umbrę pełną duchów. Przeciw szamanowi. Bez wsparcia Dalemira.

Żenia musiała przyznać, że choć nigdy nie darzyła go sympatią, to teraz relacje między nimi były jeszcze bardziej napięte.

W końcu blondynka podeszła do Żenii.

- I jak poszło?

- Zajebiście jak zwykle. - Żenia odciągnęła Zapalniczkę na bok - Samson spierdzielił. Ale w zasadzie to jego należy dopaść. Pozostali dali się wodzić mu za nosy licząc na niewiadomo co. Musimy ogarnąć Dalemira. Harada i … tylko się nie denerwuj - dodała jakby ostrożniej przerywając wyliczankę - dwóch krewniaków i jednego Tancerza. Wszyscy są chętni do współpracy i chcą pogadać. Jedna z krewniaczek jest lekarzem. Z zapleczem na miejscu mogłaby połatać Dalemira. Problem w tym, że Harad nie wie, że żyją. A tobie jak poszło z dziewczyną? Powiedz, że żyje?

Zapalniczka wypuściła powietrze. Wstrzymywała oddech czekając na rewelacje Żeńki. Przesadą byłoby gdyby powiedzieć, że spodziewała się tego. Ale spodziewała się zaskoczenia i się nie zawiodła.
- Żyje. Kojarzysz transseksualistów? - zaczęła zupełnie nie na temat Zapalniczka. - Na przykład facet myśli, że jest kobietą. Zaczyna od przebieranek. Potem oszczędza na operację, aż w końcu realizuje to co konieczne.
Zapalniczka intensywnie drapała się po udzie. Urok gojących się ran.
- No, to Kamila Anders aka Dzikie Serce jest lupusem, który urodził się w ciele kobiety. Pół życia poświęciła, żeby spełnić swoje marzenie i stać się cieleśnie wilkiem. Całe jej ludzkie życie było pomyłką, aż w końcu dołączyła do Samsona i miała szansę na swoją operację. Skubana myśli, że jest wilkiem. I chce, żeby wszyscy wkoło ją tak traktowali. Nie wiem co z nią w zasadzie zrobić. Jest w chłodni.

- Dać ją Szramie - walnęła od razu Żenia - Coś udało Ci się z nią ustalić?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Szrama jest lupusem. Dzikie Serce myśli, że jest lupusem. Nie wiem jak zareaguje jeśli lupus jej powie, że nie jest lupusem. Na razie leży rozdrażniona. Założyłam jej srebrną obrożę. W formie wilka strasznie ją musi mierzić, ale nie przyzna tego, bo udaje, że to jej prawdziwe ciało.
Zapalniczka podrapała się po potylicy.
- Ogólnie to strasznie ją mierzi jeśli kwestionujesz jej bycie wilkiem. Myślę, że mogłabyś podejść do niej i opowiedzieć o tym co zaszło. Ucieczka Samsona może ją nastawić korzystnie dla naszej sprawy. A ja skoczę pogadać z tym Tancerzem i krewniaczkami.

- Ok pójdę do niej ale do tej radosnej trójcy chodźmy we dwie. Na wszelki wypadek załóżmy opcję limitowanego zaufania, co?

Zapalniczka zaśmiała się nerwowo.
- Dobra, do Dzikiego Serca też możemy iść razem.

Jak powiedziała tak zrobiła. Gdy ruszyłą w stronę chlodni przestała się drapać po nogach. Wymieniła jakiś gest z Kasią, która skinęła głową w odpowiedzi. Aniela otworzyła ciężarówkę i weszły na naczepę chłodni. Tym razem nie działało chłodzenie. Auto stało w słońcu i od razu rzuciła się we znaki nieco wyższa temperatura.

Wilk, którego skóra składała się z czarnych i szarych łat nachodzących na siebie zastrzygł uszami na widok dziewczyn. Na szyi miał obrożę, która Żenii od razu skojarzyła się z Burakiem. Z pomieszczenia zniknęły prosektoryjne stoły, więc miały sporo miejsca.

- To jest Córka Ognistej Wrony - powiedziała do wilka Aniela wskazując dłonią na brunetkę, a ta klapnęła przed wilczycą.

- Normalnie bym zmieniła formę w wilka ale to co mam do powiedzenia jest zbyt skomplikowane jak na moje zdolności porozumiewania się w wilczej mowie. Musisz przecierpieć ludzki język. - Wrona nie miała za wiele doświadczenia z lupusami - Sytuacja wygląda tak, że Samson nawiał sam zostawiając wszystkich samym sobie. Ewidentnie nie miał wielkiego interesu w trosce o waszą watahę. Dobrowolski, Jerrik i koleś z PTSD nie żyją. Została Renia, Rysiek i jeszcze jedna kobieta. Zaoferowałam im dołączenie do walki z Pentexem i próbę ogaru. Alternatywą jest próba ucieczki i w zasadzie to nie wiem co, bo nikt z waszej watahy nie zdawał się mieć na to planu. Włączając w to Nicolasa. Chcemy przyprowadzić pozostałą trójkę i pomówić z wami wszystkimi. Szczeknij raz jeśli chcesz się dołączyć - Żenia uśmiechnęła się lekko.
Wilczyca podrapała łapą o srebrną obrożę i zaszczekała pojedynczo.
Zapalniczka przykucnęła i syknęła. Nogi musiały nadal boleć.
- Nie mogę zdjąć obroży. Widzisz, Jerrikowi zaufałam i prawie mnie zabił. Ledwie chodzę po tym jak rozszarpał mi uda. Takie rzeczy uczą ostrożności - po tych słowach poczochrała szary płat skóry za uchem wilczycy.

- Uznaję to szczeknięcie za zgodę na dołączenie do rozmowy. Zaczekaj tutaj. Pogadamy z Ryśkiem, Renią i koleżanką i przyjdziemy tutaj. Jedna uwaga: jest tutaj cała grupa, która nie jest waszym fanami. Z pewnością rozumiesz, że stąpamy po cienkim lodzie i narażamy dla was własne karki. Zależy nam na dojściu do porozumienia, ale chcę postawić sprawę jasno. Jeśli ktokolwiek poczuje się w jakikolwiek sposób zaatakowany, szanse na waszą obronę są minimalne. Rozumiesz? - Wrona poczekała na odpowiedź.

Wilczyca pokiwała głową i wystawiła język sapiąc.

- Hej! Wiem, że się denerwujesz ale bez takich. Ja Ci jęzora nie wystawiam! - Żenia prychnęła z ironicznym chichotem.

- Chodźmy - zwróciła się do Zapalniczki.

Po drodze zahaczył je Harad.
- Dokąd idziecie?
- Żeńka chce mi pokazać którędy uciekł szaman - skłamała gładko Zapalniczka.
- Zaraz do was przyjdę. Też muszę się rozejrzeć.
- Harad, weź sprawdź swoich ludzi. Ja nie czuję się w kompetencjach, żeby wydawać im rozkazy. Potrzebujemy zwartej bojowej ekipy. A fakt, że nie mamy szamana czyni całą sprawę szczególnie niebezpieczną. Pomów z nimi. Oni teraz cholernie potrzebują kogoś, kto podbuduje ich morale. Są połamani. Pobici. A ich szaman otarł się o śmierć. Weź do cholery alfuj, a ja zajmę się sprzątaniem.

Zapalniczka zachowała się jak nie ona. Czyżby zaczynała czerpać inspiracje z brunetki?
Harad zamrugał jakby nie wierząc w to co widzi. Przeniósł wzrok na Żenię, która stała z kamienną miną obok PO, po czym wrócił do Zapalniczki. Już miał coś powiedzieć. Uniósł nawet dłoń w jakimś geście, aż w końcu machnął i odpuścił. Odwrócił się i poszedł w stronę busa, którym przyjechała reszta jego watahy.
- Później zejdziemy tam wszyscy przetrząsnąć tę budę - powiedział oddalając się od dziewczyn.

- Hmm… nie poznaję koleżanki - Żeńka mruknęła tak by tylko blondynka mogła ją usłyszeć i poklepała ją po łopatce. - Nie wiem czy on nam grozi czy obiecuje. - skomentowała słowa górala.

- Szczerze, to nie mam pojęcia jak się z tego wykaraskamy bez Czarnego. Formalnie, jeśli nie mamy nad sobą Sola to Harad może mieć jakieś chore roszczenia, które może próbować rozwiązać kleivem. Sytuacja jest skomplikowania niczym węzeł gordyjski i czułabym się dużo lepiej gdyby ta banda już wróciła z Malfeasu.

Jedyne na co zdobyła się Wrona to pokiwanie głową. Myśl jaka przebiegła jej niczym Struś Pędziwiatr była “a co jeśli nie wrócą?”. Nie chciała powiedzieć tego na głos.

Weszły do budynku, dotarły do półpiętra. Zapalniczka położyła ręce na biodrach.
- Prowadź.

- Mogę wyprowadzić ich tylnymi drzwiami, żeby przemycić do lodowni. - Wrona pociągnęła Zapalniczkę ku kotłowni. - A najlepiej by było ich na obecną chwilę upchnąć gdzieś, żeby przeczekali.

***


- Renia, Rysiek, to ja, Wrona. - Żeńka zastukała cicho w drzwi - Jest ze mną Sędzia. Trochę się uspokoiło, ale pospieszcie się.

Drzwi otworzyły się pokazując trójkę zebranych. Starsza kobieta przy kości podniosła się z ławki. Młodsza obserwowała z uwagą wchodzących. Na moment jej wzrok skrzyżował się z Zapalniczką. Rysiek stał i trzymał drzwi, jakby chciał w kluczowym momencie zamknąć je w razie gdyby wszystko okazało się pułapką.

Zapalniczka odłożyła telefon. Żenia nawet nie załapała kiedy blondynka to zrobiła.
- Kaśka zrobi kółko i podjedzie od strony lasu. Ja pójdę gadać z Haradem. - oceniła trójkę zdrajców. Na ile mogli sobie zaufać? Cóż, Zapalniczka z pewnością nie była już tak ufna jak przed zajściem z Jerrikiem.
- Nie wiem dlaczego zdradziliście Harada i Zaara, ale teraz nie bardzo macie wybór. Samson uciekł zostawiając was samym sobie. Ja chcę wam dać szansę odkupienia win. Harad chce waszej śmierci. Widzieliście jak skończył Edward Stanek, prawda? Leży tam pocięty razem z Dobrowolskim. Dlatego cichosza i z Żenią do ciężarówki. Bocznym wyjściem.

Odwróciła się i ruszyła schodami do góry.

- Gotowi? - Wrona poczekała na odpowiedź i weszła między Zapalniczkę a tancerzy i krewniaków. - No to szybko i bez ociągania.

Poprowadziła trójkę do tylnego wyjścia.
- Zobaczę czy wóz już stoi. - mruknęła do kobiet i Rycha - Na mój znak biegiem.
 
corax jest offline