Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2018, 19:50   #139
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wypyszczający się na podwyższeniu krzykacz za grosz nie spodobał się Eryastyrowi. Bo co to za pomysł, by - miast zagrzewać wszystkich do walki w obronie kobiet - straszyć wszystkich i nawoływać do czynów, zdaniem elfa przynajmniej, nierozsądnych.
- Gada, jakby mu kto płacił za straszenie tych biedaków - powiedział cicho do swej towarzyszki.
- Na pewno nie pomaga tylko szerzy niepokój - przyznała mu rację Coruja - Chcesz ingerować?
- Za chwilę... Kto to jest? - Elf zwrócił się do stojącego obok człowieka.
- Dajcie mi spokój, nie mam pieniędzy - burknął zaczepiony człowiek i odszedł w swoją stronę. Widocznie nawet nie usłyszał pytania.
- Coś są głuche te mieszczuchy - mruknął elf, po czym ruszył w stronę szafotu. Elfka podążyła za nim, rozglądając się bacznie po okolicy.
- Te, czarnowidz... - odezwał się Eryastyr, gdy znalazł się niedaleko krzykacza. - Kto ci płaci za opowiadanie tych bzdur?
- Nie twój, zasrany zresztą, interes. Tej paniusi też, zresztą. Na przystani powinna kursować łajba, zabierze was na drugi brzeg rzeki. Ratować dupsko, źle? Ginąć tu też zresztą źle! - Odpowiedział podżegacz kończąc wypowiedź głośnym zwrotem ku wszystkim zgromadzonym. Ludzie mimo wszystko rozchodzili się, zostawało ich na placu coraz mniej i pewne było, że za chwilę również krzykacz gdzieś się zmyje. Coruję aż dreszcz przeszedł, gdy mówiąc o niej wskazał ją palcem w znany tylko osobom z przestępczego półświatka sposób. Wskazał ją jak cel.
Coruja podeszła do towarzysza po cichu w elfickim:
-To przestępcy i właśnie zrobili ze mnie cel. Chyba najwyższy czas zamienić się miejscami. Nie zgub mnie i nie daj się zauważyć. - To powiedziawszy ruszyła rozejść się z tłumem wchodząc nonszalancko w jedną z uliczek. potem kolejną i kolejną. Przyjęła rolę przynęty, a przynajmniej chciała by te podstępny psy “widziały w niej przynętę”.
Eryastyr nie poszedł bezpośrednio za nią, ale najpierw ruszył w bok, całkiem jakby przestał się interesować swą towarzyszką. Dopiero po chwili poszedł tam, gdzie udała się elfka. Miał też nadzieję, że uda mu się zauważyć osoby, które podążą w ślad za Corują.

Elfka nie widziała już momentu, w którym podżegacz zniknął z placu. Słyszała, że skończył swe popisy oratorskie. Zniknęła za rogiem. Jej towarzysz za to widział - mężczyzna udał się na rynek.
Eryastyr dobrze zagrał swą rolę i bez trudu wychwycił stojącego na ganku domu mężczyznę, który chwyciwszy worek upchnął go sobie za pas i ruszył za Corują. Nie przejmował się tym, że mógł zostać zauważony. Szedł pewnym, zdecydowanym krokiem a jego twarzy nie zdobiły emocje.
Niskie domy rzucały długie i niekompletne cienie. Wiatr utrudniał nasłuchiwanie. Elfowie, choć znajdowali się kilka metrów od siebie nie widzieli się zaplątani w gąszcz ścian, przybudówek i ogrodzeń. Zbirów było trzech. Pierwszy, skryty w drzwiach budynku zręcznie pochwycił elfkę oplatając ją mocnymi ramionami. Choć spodziewała się napadu, zupełnie ją zaskoczył. Tak jak drugi napastnik. Trafił ją mocno pięścią w głowę i wrodzonej wytrzymałości i spięciu mięśni elfka zawdzięczała zachowanie przytomności. Wojowniczka wykorzystała trzymającego ją dryblasa jako podporę i wierzgnęła nogami w górę celując w głowę drugiego przeciwnika. Uderzyła jednak w powietrze.
Przeklęła pod nosem i z całej siły uderzyła tyłem głowy w twarz tego co ją trzymał. Rzucała się jak wyciągnięta na brzeg ryba. Porywacze widocznie niedoszacowali swej ofiary i mocowali się z nią zajadle. W końcu zarzucili jej worek na głowę.

Eryastyr zobaczył, jak śledzony mężczyzna wszedł do jakiegoś domu a następnie pozostając w ukryciu zorientował się, że tamten opuścił budynek drugimi drzwiami. Musiał dostrzec, że ktoś za nim podążał.
Elf doskoczył do rogu by nie zgubić łotra z oczu. Ten jednak wziął z podwórka taczkę i wyszedł z powrotem na uliczkę. Spojrzał na elfa ze spokojem. Nagle zza przeciwległego domu dobiegły stłumione dźwięki szamotaniny. Facet z taczką niekontrolowanie, w zaskoczeniu, spojrzał raz jeszcze na Eryastyra.
A Eryastyr ruszył biegiem w jego stronę, po drodze sięgając po miecz.
Gdyby tamten był niewinny, to raczej nie chowałby się gdzieś po kątach. A jeśli był bez winy... to pewnie Morr przyjmie go z otwartymi ramionami. Dlatego też elf nie zadawał żadnych pytań tylko zadał mieczem cios, który miał tamtego wyeliminować z walki na długie godziny... Albo i do bliskiego końca życia.
Choć musiał się przy tym nieźle namachać dopiął swego. Zaskoczony zbir unikał kolejnych sztychów i cięć zdradzając niemałe doświadczenie w walce. W końcu jednak z odrąbanej na dwa razy nogi trysnęła na elfa fontanna krwi. Przeciwnik legł na ziemi bez ducha.

Eryastyr pobiegł dalej w stronę zamieszania. Nie tracił czasu na oczyszczenie miecza z posoki. Odgłosy walki dobiegały z jednego z budynków. Chwilę wcześniej napastnicy wciągnęli tam szamoczącą się elfkę. W dalszym ciągu jeden utrzymywał Coruję w stalowym uścisku a drugi miotał się dookoła próbując ją uciszyć. Obaj mieli umorusane węglem twarze. Niskie pomieszczenie było spowite półmrokiem. Wystrój wnętrza był ascetyczny nawet jak na mieszczańskie standardy, jeden stół, dwie ławy i brak ozdób.
Elf natarł na bliższego z mężczyzn i już kilkoma ciosami zepchnął go do defensywy. Wyraźnie nienadążający za tempem walki człowiek ograniczył się do parowania a i tak regularnie co rusz otrzymywał kolejne draśnięcia. Jego koszula cała poznaczyła się czerwonymi liniami.
W końcu jednak Eryastyr popełnił błąd. Zrobił jeden krok do przodu za dużo, wolną ręką zahaczył o sterczący ze ściany gwóźdź i na moment stracił równowagę. Jego przeciwnik odciął się niegroźnie dźgając elfa w tułów. Wąskie ostrze sięgnęło ciała przerywając kilka kółek w kolczudze.
Obserwujący walkę zbir nagle puścił elfkę. Postanowił wykorzystać okazję i rzucił się z łapami na Eryastyra, skutecznie odpychając go pod ścianę. Obaj napastnicy bez słowa rzucili się do wyjścia z izby.
Coruja czując że nie jest w uścisku ściągnęła z siebie worek. Następnie dobyła własny miecz by zaatakować. Nie było już jednak kogo bić.
Odsłoniła swój wzrok w porę by zobaczyć jak jej towarzysz patroszy poranionego przeciwnika rozcinając mu głęboko brzuch nieco powyżej biodra. Napastnik był martwy jeszcze zanim doleciał do ziemi by plasnąć w kałuży własnej krwi i jelit.
- Gdzie reszta? - zwróciła się w ojczystym, nadal gotowa do ataku jeśli była taka potrzeba ale po chwili trochę się rozluźniła się choć serce nadal waliło w jej piersi.
Elf wybiegł na ulicę i rozejrzał się, lecz ostatniego napastnika nie było.
- Uciekł - powiedział, wracając do izby. - Ale jeszcze jeden gdzieś tam leży - dodał, machnąwszy ręką w stronę wyjścia.
- Mhmm - zamruczałą patrząc na jego dzieło, ruszajac za nim we wskazanym kierunku - Nie zostawiasz w nich wiele życia. - zauważyła przechodząc przez drzwi.
- Pech... - Eryastyr pokręcił głową. - Jeden mógłby przeżyć. Pewnie powiedziałby coś ciekawego. Pomóż mi wnieść tego drugiego. Potem sprawdzimy, co mają w kieszeniach, no i poinformujemy kapitana o kolejnych niespodziankach.
- Grupa zamierzała uprowadzić kobiety i dzieci, chyba nie trzeba być geniuszem gdzie można szukać reszty. - Powiedziała elfka idąc za nim gotowa mu pomóc.
Po chwili oba truposze leżały grzecznie obok siebie, a elfy szukały śladów i wskazówek gdzie szukać reszty choć Coruja była prawie że pewna by rozejrzeć się koło domu publicznego albo jakiegoś większego magazynu w porcie. Eryastyr nalegał by najpierw znowu spotkać się z kapitanem, elfka nie oponowała.
 
Obca jest offline