Normand potrzebował kilku chwil nim wrócił do osłuchiwania niemca. Przykładał stetoskop i mierzył tętno jak parę chwil temu, ale nie przykładał do tego większej uwagi. - Moi drodzy, zachowajcie proszę spokój. - powiedział cicho, acz wyraźnie, starając się kontynuować badanie - Mamy gościa, na mojej trzeciej. Chyba ten sam co wcześniej. Wygląda na to że będzie po twojemu Mikail. - niemal bezwiednym ruchem odwiesił stetoskop na szyję i otworzył kaburę ze swoim rewolwerem. W myślach natomiast liczył na to że istota jest pokojowo nastawiona. - Nie żebym był z tego zadowolony herr doctor. - odpowiedział psycholog również ułatwił sobie dojście do broni -[i] Zobaczmy co kot przyniósł. [/i[
Mikail obrócił się w stronę lekarza. - Myślicie, że powinienem się z nim… skontaktować? - zapytał unosząc brew. - Ostatnio nie poszło zbyt dobrze, może spróbujmy czegoś prostszego? Zwykła mimika i intonacja mowy? - odparł Wolff.
Niemiec spojrzał kątem oka na istotę w oddali głębi lasu i stwierdził. - Cóż, jest daleko… co sugerujesz? Będziemy machać i krzyczeć? Mogę mu wysłać impuls… jest subtelniejszy i wyraźniejszy, ale to dość daleko. - Nie wiem. - odparł ciężko Normand. - Możemy powoli ruszyć w jego stronę, żeby wiedział że go widzimy, zatrzymać się w odległości i ukłonić. Myślę że pochylenie karku jest na tyle uniwersalne w naturze że zrozumie że nie chcemy z nim walczyć.
- Mamy więcej batoników? - zapytała Claire.
- Niech to jasna cholera... - powiedział Aakash i zaklął, co zrozumiał poza nim jedynie Niemiec.
- Chodźmy dalej, może się znudzi i odejdzie - Young nadal optował za tym by nie przerywać marszu. - Oczywiście, że możemy iść dalej… - powiedział z przekąsem Mikail - ...a co jeśli jest wrogiem? Lub jeszcze nieokreślonym? Nie lepiej postarać się z nim porozumieć? Wy tu dowodzicie. - Jak już mamy pewność, że nas śledzi to powinniśmy się z nim porozumieć. - zawtórował niemcowi Wolff - Wcześniej myśleliśmy że nas nie widzi, teraz będziemy mieli z nim kontakt tak czy inaczej. Pytanie czy tutaj, na naszych warunkach, czy jak przyjdzie z kupą ziomków do naszej bazy.
Young chwilę ze sobą walczył.
- Dobra, idźcie. Pogadajcie sobie z nim - zgodził się i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej dwa batoniki i rzucił jeden Niemcowi, drugi Wolfowi. Lekarz wykazał się świetnym refleksem, a to psycholog już nie, więc musiał go podnieść z ziemi.
Legioniści oraz Claire stali na swoich miejscach, czekając na to co zrobią.
- Ale na wszelki wypadek starajcie się nie stać na linii strzału - pouczył ich jeszcze dowódca Legionistów. - Trzymajcie kciuki. - mruknął Wolff i ruszył powoli w kierunku obcego, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Jego dłoń odruchowo wylądowała na rękojeści broni.
Podobnie jak Wolff i Küchler ruszył. Tylko tylko z boku, tak dwa metry obok lekarza, by legioniści mieli pole ostrzału czyste, a w razie konfliktu nieznajomy by musiał wybierać między jednym z nich do eliminacji. |