Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2018, 09:10   #239
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację

otrzeba oczekiwania z jednej strony pozwalała odpocząć i odzyskać siły, lecz z drugiej irytowała. Wzbierające napięcie powodowane brakiem jakichkolwiek wskazówek o tym, cóż może dziać się za drzwiami, sprawiało, że coraz trudniej było mu wysiedzieć na krześle. Kiedy już napełnił żołądek sięgnął po swój bułat, którym począł się bawić. Wodził palcami po ostrzu, czasami dostrzegając w nim swe własne odbicie.

Wtem Thazar postanowił, że sprawdzi cóż znajduje się za drzwiami. Otworzył je i wszedł do korytarza za nimi. Edrik z braku czegoś lepszego do roboty obserwował go na tyle, na ile pozwalały rozwarte drzwi. Dostrzegł kolejne zamknięte pomieszczenia, a sposób w jaki zaglądał do nich magik świadczył o tym, iż musi być zaskoczony, przynajmniej w pewnym stopniu, tym co zobaczył. Niedługo potem powrócił jaszczuroludź i nieumarły mag. Wyprostował się na krześle, powstrzymał uczucie senności, które cisnęło mu się na usta i wysłuchał w skupieniu cóż tamci mają do powiedzenia.

Fakt, iż udało im się dogadać był pokrzepiający, aczkolwiek niezbyt zaskakujący. O wiele istotniejszą kwestią było to na jakich warunkach miałaby być to współpraca. Jakby na zawołanie Florence przeszedł od razu do tego. Obopólna korzyść była jak najbardziej zrozumiała. Zasadniczo nie zawadziłoby wiedzieć, jakiż to zysk wyniesie z tego ich gospodarz, lecz uznał, iż zachowa te myśli dla siebie. Dobrze bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że czasami lepiej po prostu o niektórych sprawach nie wiedzieć i żyć w błogiej nieświadomości.
Niech tak będzie. – Edrik powstał z krzesła. Uczynił niewielki ukłon w stronę maga. – Dziękuję za posiłek i życzę dobrej nocy. – Kątem oka zerknął na swych towarzyszy, po czym udał się za Thazarem do komnat.

Kwatera, w której miał spać prezentowała się zaiste wspaniałe. Piękne meble, kominek, balia z wodą. Dopiero na ten widok dotarło do niego, że kolejny już niemal cały dzień spędził zakuty w pancerz. Buchająca para niejako pobudziła zmęczenie. Zamknął za sobą drzwi, by po chwili je otworzyć i po raz kolejny poprosić o pomoc Thazara. Niestety pancerze takie jak zbroje płytowe miały tę niedogodność, że potrzebowało się pomocy zarówno do ich wziewania, jak i ściągania. Kiedy wszystkie blachy już z siebie zdjął podziękował za pomoc.

Został sam. Idąc w kierunku balii zdjął z siebie resztę ubrania. Ostrożnie zanurzył się w ciepłej wodzie, która przyjęła jego ciało. Wprawdzie cały ten cholerny las był ciepły i mokry, lecz w ten nieprzyjemny sposób. Jednakże teraz uczucie to nie było irytujące, a odprężające. Ciało otrzymało pożądany odpoczynek. O duchu nie można było rzec tego samego. Kolejny przestój w podróży do nekromanty denerwował go, chociaż wiedział, że pomoc Florenca z pewnością okaże się cenna. Niestety dręczące go uczucie bezsiły nie pozwalało na odnalezienie spokoju.

Po zakończonej kąpieli udał się na spoczynek…




łońce na bezchmurnym niebie grzało na tyle mocno, że stary wojownik odziany w ciężką zbroję zapragnął skryć się przed nim w cieniu drzewa o rozłożystej koronie gęsto obrośniętej liśćmi. Od razu poczuł przyjemny chłód gdy oparł się ręką o szeroki pień. Położył stalową tarczę na trawie i...

Witaj – usłyszał kobiecy głos dobiegający zza pnia. Powoli obszedł drzewo i ujrzał młodą kobietę. Ubrana była jak szlachcianka wybierająca się na konną przejażdżkę: buty o wysokiej cholewce, czarne dopasowane bryczesy oraz białą koszulę i kamizelkę opinającą ją w pasie. To co mogło dziwić to miecz, który niewiasta miała u pasa i nie wyglądał tylko na ozdobę. Na szyi wisiał medalion z symbolem Wiecznie Czujnego Oka. Kobieta miała kruczo czarne włosy sięgające jej do ramion i błękitne oczy o niezwykle przenikliwym i chłodnym spojrzeniu. Mężczyzna pomyślał, że tak wyglądałby anioł w ludzkiej skórze.
Twoja córka umiera. Nie zdążysz wrócić z lekarstwem. Bez niego o poranku dokona żywota – powiedziała strapionym tonem. Słowa zmroziły Edrika tak bardzo, że nie był w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa.

Wypełniły go nieme gniew, sprzeciw i rozpacz. Chwycił się dłońmi za głowę, wbił wzrok ziemię. Zagryzł wargę, niemal począł rwać włosy ze swego czerepu. Pierwsza fala wzburzenia i sprzeciwu minęła pozostawiając jedynie rozpacz, która odebrała resztki sił z ramion i nóg. Rozległ się chrobot i zgrzyt metalu, gdy opancerzone kolana ciężko uderzyły o ziemię. Ramiona zawisły niemrawo wzdłuż ciała.

Zrobiło się cicho, nawet wiatr przestał szumieć w koronie drzewa.

Jest jednak inna możliwość by uratować Joannę – nieznajoma przerwała to nieznośne milczenie, dając zarazem ulgę w postaci nowej nadziei. Odwrócił ku niej głowę. Ręce poczęły mu się trząść. – Helm docenia twoje poświęcenie – uśmiechnęła się ciepło, co zmieniło nawet wyraz jej spojrzenia. – Przyjmij błogosławieństwo Wiecznie Czujnego i oddaj siebie wraz z córką jemu na posługę – wyjaśniła.

Spoglądał na nią wzrokiem, który emanował rozpaczą i rozpaloną na nowo iskierką nadziei. Jego wolny, ciężki oddech zaczął rozchodzić się po okolicy. Spuścił wzrok na swoje trzęsące się dłonie. Wtem począł się lekko trząść. Brodą przywarł do blachy na piersi, a dłonie zacisnął w pięści.
Gdzie był przez ten cały czas kiedy GO potrzebowałem?! Kiedy ONA GO potrzebowała?!
Mężczyzna zerwał się na równe nogi stając przed kobietą. W oczach kotłowała się rozpacz, gniew i żal. Morze żalu.
Dlaczego nie odpowiadał na me błagania? Dlaczego?! Dlaczego dopiero teraz?!

Kobieta była nieco niższa od niego, dlatego musiała unieść głowę by spojrzeć mu prosto w oczy. Pomimo zachowania Edrika, zachowała spokój, a nawet współczucie malowało się na jej twarzy.
Czyż cudem nie było odnalezienie informacji o samym lekarstwie? – zapytała go unosząc prawą rękę. W jej dłoni znikąd pojawiła się tuba, ta w której mężczyzna przechowywał pergamin ze szkicem rośliny.

Zaniemówił. Oczy zmieniły wyraz, płonący w nich gniew przygasł zastąpiony spokojem zrozumienia. Oddech zaczął mu się uspokajać. Postąpił krok w tył. I jeszcze jeden obracając się do niej bokiem. Wbił wzrok z zieleniutką trawę. Zasłonił usta dłonią. Wziął głęboki oddech.
Ja... Ja... – głos mu się łamał. Ponownie przygryzł wargi i odetchnął. Spojrzał jej w oczy. – Czy... czy Joanna wyzdrowieje?

Kobieta skinęła głową i wyciągnęła ku niemu swoją prawą rękę. W dłoni, w której jeszcze chwilę temu trzymała tubę, teraz miała medalion, taki sam jak ten, który uwieszony był na jej szyi. Ten gest dał staremu wojownikowi do zrozumienia, że sięgnięcie po podarek będzie oznaczało przyjęcie błogosławieństwa Helma.

Edrik wpatrywał się w medalion. Wzrok miał spokojny, jednocześnie smutny, jak i z iskierką ulgi. Z nadzieją. Sięgnął ręką za koszulę i ujął w dłoń wisior, otworzył go. Spoglądała z niego Joanna, jej wizerunek utrwalony farbami na drewnie. Wręcz niesłychana rzecz, iż przetrwał ten sztorm. Przeniósł wzrok z powrotem na trzymany przez kobietę amulet, a następnie raz jeszcze na portrecik. Westchnął głęboko. Zamknął go, uniósł do ust i ucałował.

Następnie zbliżył się do kobiety i wyciągnął ku niej dłoń umieszczając ją tuż pod zwisającym symbolem Helma. Na otwartej dłoni spoczywał już wisior z portrecikiem. Spojrzał jej w oczy. Wciągnął powietrze.
Nie zawiodę jej zaufania. To mój obowiązek. Moja.. służba jako ojca – głos miał cichy, ale pewny. Oczy jego emanowały spokojem, nadzieją i... miłością.

Służ przykładnie Helmowi – kobieta położyła medalion na jego dłoni i cofnęła rękę. – I wróć do niej. Joanna wkrótce będzie potrzebować twojego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – dodała i zrobiła krok w tył.


rzebudził się nagle, z ciężkim oddechem. Był znów w pokoju, który użyczył mu mag. Usiadł na łożu i dopiero wówczas wyczuł coś chłodnego w swojej dłoni. Odwrócił wzrok w tamtym kierunku i ujrzał medalion, amulet ze świętym symbolem Helma. Tym samym, który otrzymał w swym śnie… czy może wizji? Zdawał sobie sprawę z tego, że być może przez jego głowę powinna przetaczać się właśnie burza myśli i uczuć, lecz jedyne co w nim było to jakby wilgotnawe uczucie spokoju i ulgi. Zamknął medalion w pięści, przystawił do piersi, a następnie z głębokim oddechem ulgi opadł na poduszkę. Po policzkach zaczęły z wolna płynąć łzy.
 
Zormar jest offline