Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2019, 16:51   #104
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Buka + Efcia + Kerm

Towarzystwo ruszyło więc ponownie w dżunglę, a jeep prowadzony przez Dorohty… po początkowych trudnościach pani Lie, wkrótce przebijał się przez okoliczny teren całkiem sprawnie. Czy ktoś chciał, czy nie, trzeba było przyznać, iż kobieta umiała prowadzić.

Minęli więc wkrótce miejsce, gdzie znaleziono Hanę, po czym towarzystwo pojechało dalej, zagłębiając się bardziej w nieznane tereny wyspy… i w sumie przez najbliższe 2 kwadranse wiało nudą, jeśli nie liczyć typowej trzęsawki wywołanej samymi pojazdami pokonującymi zieleninę… aż w końcu dotarli na miejsce.


A tak przynajmniej twierdził Honzo, gdy w końcu zaczął podekscytowany nawoływać, by zatrzymać to pudło.
Dorothy sprawnie zatrzymała jeepa. Z wdziękiem i klasą wysiadła z niego i z przesadną wyniosłością spojrzała na swoich pasażerów, a zwłaszcza na geologa.
- Nie pozabijałam was, kotek.
Po czym rzuciła się Peterowi na szyję, radosna jak skowronek.
- Było super! Z powrotem też chcę! - dodała, szczebiocząc radośnie.
Peter odpowiedział uściskiem.
- Chcesz zostać zawodowym kierowcą? - spytał żartem.
- Chcę się zabawić - odparła puszczając go.
- Chyba że będziemy wieźć góry złota... - szepnął jej na ucho.
- Ty, niegrzeczny…- skarciła go tonem mówiącym, że właśnie usłyszała coś rubasznego uderzając jednocześnie wierzchem dłoni w jego tors i śmiejąc się.
Peter uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał na Honzo.
- I co teraz?
- Ta… dajcie jej medal. Za to że umie jeździć autem... - Burknął Geolog, wyciągając swój plecak z jeepa - A tak w ogóle, to może wy sobie pokój gdzieś wynajmiecie? - Dodał z przekąsem.
- Dla wygłoszenia tej odkrywczej myśli chciałeś tu przyjechać? - spytał Peter. - Czy może chcesz pokazać, jaki z ciebie fachowiec?
- Blabla. - Honzo poruszył dłonią do Petera, naśladując chyba mowę?
- Tędy. - Wskazał kierunek.
- Idę pierwszy - wtrącił się Van Straten, po czym ruszył we wskazaną stronę.

Dorothy zdusiła parsknięcie, którym chciała skomentować żałosną złośliwość Alazraquiego. Poczekała, aż wokół niej sformuje się mały kordon bezpieczeństwa i podążyła we wskazanym kierunku.
- Blabla? - powtórzył Peter. - Zdziecinniał, biedaczek - dodał. W zależności od terenu, szedł obok Dot lub krok przed nią.
- To raczej objawy zaburzeń psychicznych będących powikłaniami chorób wenerycznych- odpowiedziała kobieta nawet nie siląc się by szeptać.
- Widzę, że się polubiliście? - Wtrąciła się idąca obok nich “T”.
- I to bardzo… - Dot zlustrowała ją od góry do dołu i z powrotem na dłużej zatrzymując wzrok na nogach kobiety. A gdy ponownie ich oczy spotkały się, uśmiechnęła się nad wyraz miło.
- Ciekawie będzie jak się okaże, że on ma rację - powiedział Peter z całkowitym brakiem przekonania.
- I tak pozostanie palantem? - Uśmiechnęła się “T”, również nie przejmując się możliwością usłyszenia przez Honzo jej słów.
Tym razem Dot już nie powstrzymała parsknięcia śmiechem, przystając przy tym.
Peter również się zatrzymał.
- Zero szacunku dla kogoś, kto za chwilę sprawi, że będziemy pławić się w bogactwach - powiedział z udawaną powagą.
- Zaskarż nas - Cooke odezwała się głosikiem parodiującym jakąś niby wielce bogatą snobkę… w tym czasie, Van Straten, Honzo, Collins i “Zapałka” nadal szli do przodu, oddalając się od reszty na jakieś pięć metrów.
- Idziemy dalej? - spytał Kaai, pilnując tyłów całej grupki.
- Nie. Znudziło mi się. Wracam - odpowiedziała mu Dot wpatrując się w niego natrętnie.
- Jeszcze kawałek - powiedział Peter, wskazując odległe o jakieś 20 metrów miejsce. - Tam się rozejrzymy.
- No chodź. - Najemniczka kiwnęła głową w kierunku marszu, jednocześnie się do rudowłosej uśmiechając. - Czy może sierżant ma cię zanieść? - “T” wyszczerzyła ząbki.
- Wy mnie wykończycie we dwójkę. - Dot wywróciła oczami i ruszyła za oddalającą się częścią ich małej wyprawy.
- To czas zapłaty za przyjemności - odparł Peter.
- Bo zaraz skorzystam z opcji “sierżant ma cię zanieść“. - Dot pokazała im język.
- Słodki ciężar... dowodzenia - uśmiechnął się Peter.
- Dlaczego sierżant? - Dorothy straciła jakby zainteresowanie opcją noszenia i zmieniła temat. - Wy tu wszyscy z wojska?
Peter nie miał zamiaru zdradzać sekretów z przeszłości swych podwładnych, więc tylko spojrzał na "T", a potem na Marcusa.
- Z reguły tak - powiedział Kaai. - Byli policjanci, agenci rządowi, wojskowi różnych formacji… wszystko w teń deseń.
- Uuuuu… - Ruda wydała z siebie pomruk będący przesadnym połączeniem zainteresowania i strachu. - Sami niebezpieczni ludzie.
- Taaa... Jesteś całkiem bezpieczna. - Peter pokiwał głową. - Albo wprost przeciwnie... - dodał z uśmiechem, który można było różnie zrozumieć .
- Już gdzieś to słyszałam…- Dot zamyśliła się teatralnie.
- Samo życie. Niektórzy mają prosty i skuteczny sposób rozwiązywania problemów. - W głosie Petera brzmiała obojętność. - Więc nie tylko ty to słyszałaś.
- Chyba słyszałam to w innym kontekście… - Ruda zaśmiała się.
- Tak? - Peter spojrzał na nią, jakby oczekując odpowiedzi.
- Od Sosnkowsky'ego na przykład. Myślisz, że on ma jakieś konflikty ze mną do rozwiązania? - Lie odpowiedziała żartobliwym tonem.
- Mówisz o tym, co goły biegał po obozie?
- Ale ja mu naprawdę chciałam oddać jego rzeczy. - Dot zaczęła się tłumaczyć, śmiejąc się jednocześnie.
- Nie wiem, czy był zachwycony tą... pożyczką - stwierdził Peter. - Ale pewnie się nie zemści... krwawo.
- No i po to mam ochronę. - Lie spojrzała najpierw na Petera, a później na Marcusa. W jej oczach nadal tańczyły wesołe ogniki, które wskazywały na to, że zupełnie nie przejmuje się groźbami.
- Wzrusza mnie twoja wiara... - Peter skłonił się teatralnie.
- Chcesz mi powiedzieć, że potwory sama mam wyganiać? - Przybrała zasmuconą minę.
- Sosna to nie potwór... raczej... - W odpowiedzi Petera wyraźnie brakło pewności, ale z całością wypowiedzi nie współgrał towarzyszący jej uśmiech.
- Skoro tak… - Pokazała mężczyźnie język i pomaszerowała dalej.
- Czyżbym miał cię bronić przed całym światem? - rzucił za nią.

Dorothy, Peter, i reszta obstawy rudowłosej dotarli w końcu do miejsca, do którego doczłapania tak przed chwilą namawiano Lie, gdzie siedział już sobie w towarzystwie “Zapałki” Collins, przecierając czoło chusteczką… Honzo z kolei poleciał dalej do przodu wraz z Van Stratenem.
Dorothy nawet specjalnie nie zmęczyła się. Uprzejmie uśmiechnęła się do inżyniera i “Zapałki “.
- Dobrze się pan czuje? - zwróciła się do starego mężczyzny.
- Trochę się tylko zasapałem, wszystko w porządku... - uśmiechnął się do niej Collins.

- Jiiiiiii-haaaaaa!! - wydarł się ledwie po minucie nieobecności Geolog, gdzieś “za zakrętem” formacji skalnej. Część towarzystwa spojrzała po sobie, lekko zaskoczona, a Peter… no cóż, miał chyba dziwną minę.

- Ruszcie zadki wielkie niedowiarki! Podziwiajcie mój geniusz! - wołał Honzo - Jesteśmy bogaci!

Oczom towarzystwa, które w końcu się ruszyło jeszcze kilkanaście metrów dalej, ukazały się formacje skalne, poprzecinane… żyłami złota??


A było tego naprawdę dużo… owe żyły rozciągały się na powierzchni około 10 na 10 metrów, na poziomej ścianie skalnej, przy której Honzo tańcował z małym, odrąbanym już kawałkiem złota w dłoni.
- Nie chciałabym poddawać w wątpliwości twoich kompetencji… - Dorothy krytycznie rzuciła okiem na skały.
Na niej wizja bajecznego bogactwa nie zrobiła jakoś wrażenia.
- A właściwie nie. Chciałabym… dlatego trzeba pobrać próbki do badań. - Obdarzyła Honzo beznamiętnym spojrzeniem.

- Ow yeah… ow yeah... - Alazraqui odstawiał coś jak nieudaną wersję breakdance, po czym pokiwał przecząco palcem do Lie. - Nie nie, kotek, nie zjebiesz mi tego - powiedział do niej z nieco wrednym uśmieszkiem. - To nie jest piryt, to nie jest biotyt, to złoto... - Rzucił jej kawałek, który sam do tej pory trzymał w dłoni. - Struktura się zgadza, twardość, nawet możesz powąchać… chcesz to zrobię tu natychmiast analizę chemiczną, zajmie to może minutkę niedowiarku...
- Ależ proszę, masz nawet dwie - powiedział Peter, który prędzej by uwierzył w kosmitów, niż w złoto.
Lie złapała kawałek skały. Zważyła go w ręce, nadal jednak patrząc się na geologa.
- Zaskocz mnie, kotek… swoją techniką. - Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, jak gdyby mówiła o czymś innym niż analiza składu.

Alazraqui spojrzał na Dorothy mrużąc oczy, po czym wyciągnął ze swojego plecaka dwa niewielkie pudła… jedno z nich było drewniane i miało w sobie kilka plastikowych flaszek, w drugim z kolei było jakieś urządzenie elektroniczne…



- To może ja obejrzę najbliższą okolicę... - burknął Van Straten, i zabrał ze sobą “Zapałkę”... Collins z kolei usiadł niedaleko Honzo, przyglądając się jego badaniom....

- To daj tą próbkę - powiedział do Dot Geolog, i zaczął analizę elektroniczną, która potrwała ledwie minutę.
- Złoto, 14 karatów - stwierdził w końcu Alazraqui, po czym spojrzał na Lie wzrokiem “a nie mówiłem”.
- Mam jeszcze wykonać analizę chemiczną, czy to już wystarczy? - Wskazał na pudełko z buteleczkami.


- No nieźle, nieźle... - odezwała się siedząca na pobliskiej skale “T”.

- Tylko niby za co wydobędziesz to czternastokaratowe złoto? - Dorothy nie podzielała jego emocji.
Peter wizją nieprzebranych skarbów niezbyt się przejął. I tak było wiadomo, że wzbogaci się korporacja, a znając korporacyjnych urzędasów spodziewał się nawet rewizji osobistej na zakończenie wyprawy, by tylko nikt nie uszczknął nawet grama bogactw dla siebie, bez wiedzy wspomnianej TMI.

Honzo spojrzał zdziwiony na Dot jej słowami. Zamrugał oczami, odchrząknął… i zaczął się śmiać. I to tak porządnie, do rozpuku, i nie mógł się przez dłuższą chwilę opanować.

“T” to olała i napiła się wody z manierki, Kaai wzruszył ramionami, a Collins odchrząknął, przetarł znowu czoło chusteczką, spojrzał na Dorothy, i uśmiechnął się.
- Dobre kotek! Dobreeee! - odezwał się do rudowłosej Geolog, gdy się w końcu opanował. - Heh… no to wezmę jeszcze kilka próbek, pokażemy Majorowi, pan władza się zgadza? - spytał Petera.
- Bierz, ile uniesiesz. Godzina jest jeszcze młoda, mamy czas - odparł zagadnięty.
 
Kerm jest offline