Tajga nie pamiętała takiej uczty odkąd śpiewała na pańskim dworze, a to było bardzo dawno temu. Awanturnicze życie nie służyło eleganckim wyżerkom ani luksusowym wyrkom. No chyba że ktoś zamiast przebierać nogami korzystał z zarobionych (lub ukradzionych) monet, ale to od dawna Tajdze nie groziło. Z tego powodu ani myślała drażnić gospodarza podejrzanym myszkowaniem po zaczarowanej rezydencji, choć kusiło ją niemiłosiernie. Zawsze istniała opcja, że mag jest mistrzem iluzji i nie dysponuje zaawansowaną magią bojową. Ale nie warto było ryzykować.
S
koro pomoże nam pokonać nekromantę to na pewno tam znajdziemy kupę skarbów i się odkuję, przekonywała sama siebie. Przecież nawet w niby opuszczonych i opróżnionych włościach Slaak'Han'a znaleźli sporo cennych rzeczy. Zbuntowany kapłan musiał mieć ich jeszcze więcej. No i pewnie nie każdy przeżyje walkę... Bardce nawet przez myśl nie przeszło, że ona może być jedną z takich osób. Prześlizgiwała się między problemami jak węgorz i tak miało pozostać.
Póki co obżarła się jak bąk, zwinęła jedną z butelek do pokoju, który był tak wspaniały jak opisał to Thazar i zaległa z nią w wannie, wymaczając cały smród i brud statku, morza, walki i wędrówki prze dżunglę. Potem wrzuciła do balii wszystkie swoje ubrania, a sama wytarła się prześcieradłem i usiadła przed kominkiem, susząc włosy.
- Byłoby tak dobrze, gdyby nie pranie... - mruknęła, patrząc z niechęcią na szarą od brudu wodę, na której unosiły się resztki mydła. Nie było jednak mowy by z powrotem ubrała te śmierdzące szmaty. Rozejrzała się po pokoju w nadziei na jakąś skrzynię z odzieżą. Skoro magii starczyło nawet na widoczek za oknem... Rano sprawdzi, czy da się to okno otworzyć, a póki co - pranie i w kimę! Nie żeby nie miała siły na igraszki, ale Thazar był dość nudnym kochankiem, a Jasmal ją irytowała. Poza tym gzić się można wszędzie, a tylko głupiec rezygnowałby z porządnego snu w TAKIM łożu. Zwłaszcza przed walką.