Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2019, 21:48   #51
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Smile

Oddziałowa Martha Higgins była wyjątkowo pamiętliwa a upokorzenie jakie jej zafundował młody Barker wyzwoliło w niej dodatkowe pokłady jadu i złości. Niedzielnym rankiem wróciła do swojego domu, trzaskając drzwiami. Czarny sierściuch drzemiący na kanapie, poderwał się z poduszek i uciekł za fotel. Swoimi zwierzęcymi zmysłami wyczuwał, że lepiej się nie zbliżać do swojej pani, gdy jest w takim humorze. Pielęgniarka rzuciła torebkę w kąt, wyciągnęła z paczki lucky strike’a i paląc w kuchni zastanawiała się jak uprzykrzyć życie tym cholernym smarkaczom. Gdy jednak wieczorem wróciła do szpitala i zaczęła swój dyżur okazało się, że łóżka w których leżeli jej zaprzysięgli wrogowie są puste. Chwilę później siostra Higgins zapomniała o piątce niewdzięcznych bachorów. Jedna z jej małych pacjentek walczyła o życie.

To był dziwny dzień. Pod pewnymi względami o wiele dziwniejszy, niż ostatni dzień wakacji, podczas którego omal nie zginęli topiąc się w rzece. Czuli się jak nowonarodzeni a jednak działo się z nimi coś niepokojącego. Najpierw Hisako zaczęła mieć problemy ze wzrokiem i dostrzegać wokół ludzi, dziwne poświaty, raz ciemniejsze, raz jaśniejsze. Potem Jesse dotykając oddziałowej Higgins doświadczył snu na jawie, który uznał za narkotyczne wizje. Podobne wizje nawiedziły też i Heather a potem jej azjatycką koleżankę. Marty, który cieszył się, że wzrok mu się wyostrzył i nie potrzebuje okularów zaczął zauważać wkoło innych dziwne poświaty, Jimmy witając się na korytarzu z kolegą ze szkoły, nagle przeniósł się do walącego się budynku. Ubrany w garnitur, trzymając pod pachą neseser uciekał schodami razem z innymi ludźmi. A potem sufit spadł mu na głowę i zapadła ciemność. Każdy z nich miał tego dnia wizje, każdy z nich widział półprzezroczyste mgły otaczające ludzi. Gdyby powiedzieli o tym lekarzowi, zapewne ten zlecił by dodatkowe badania i musieli by zostać w szpitalu dłużej. A że wyniki mieli wzorowe, dr.Kushir, niski hindus z przystrzyżoną od linijki brodą uznał, że nie ma sensu dłużej dzieciaki stresować i lepiej jak po prostu wrócą już do domu.

HISAKO


Przyjechał po nią ojciec. Jak zwykle mało wylewny, nawet się z dziewczynką nie przywitał. Kazał jej się przebrać w ubranie, które dla niej przywiózł. Zanim Hisako wyszła, podeszła do niej mała Abby, która kaszląc postanowiła się pożegnać z koleżanką z sali. Abby była obrażona na Heather, wiec ją ostentacyjnie pominęła.
- Miło było cię poznać. Może się jeszcze kiedyś spotkamy? – powiedziała i podała jej rękę.
Hisako chcąc nie chcąc odwzajemniła uścisk. Znajdowała się wciąż na sali, ale leżała na łóżku małej Abby. Wokół niej zrobiło się zamieszanie. Doktor Kushir stał nad dziewczynką uciskając jej klatkę piersiową. Był przerażony. Do pokoju próbowała wejść jakaś kobieta.
- Moja córka! – krzyczała – Moja córeczka!
- Proszę wyjść! – rozkazał lekarz a oddziałowa Higgins złapała kobietę pod rękę i wyprowadziła siłą na korytarz. Kushir w dalszym ciągu naciskał na klatkę piersiową, a po chwili nastała ciemność i Hisako znów stała na nogach ściskając dłoń dziewczynki.
W końcu opuścili z ojcem szpital.
- Taki wstyd…taka hańba – powtarzał całą drogę Buntu Ishihara –. Ludzie w miasteczku gadają, że byliście pijani. Że Wrexler częstował was narkotykami. Nigdy ci więcej nie pozwolę spotkać z tymi chłopakami. Nigdy.

Kiedy weszła do domu a domownicy zaczęli się z nią po kolei witać, przytulać, całować a dziewczynka doświadczała kolejnych wizji. Przytulając braciszka znalazła się w wannie. Była naga, stara, pomarszczona. Gdy wynurzyła się z wody, zauważyła, że wcale nie jest kobietą lecz mężczyzną. Brzydkim starcem. Wysunęła nogę z wanny, postawiła stopę na płytkach. Nagle stopa podjechała jej do tyłu i Hisako poczuła jak traci równowagę a potem głową uderza o brzeg wanny. Osunęła się na ziemię i zapadła ciemność. Gdy mama wzięła ją w ramiona Hisako znalazła się w bujanym fotelu. Trzymała…swoje zdjęcie i wpatrywała się w nie intensywnie. Czuła jak po policzkach spływają jej łzy. A po chwili jej głowa osunęła się na pierś i wizja się skończyła. Gdy przyszła pora na babcię, dziewczynka była przerażona. Każdy dotyk powodował, że w jej głowie pojawiały się te okropne obrazy! A jednak nie protestowała gdy sędziwa Nanami Ishihara złożyła na jej czole opiekuńczy pocałunek. Hisako znalazła się pokoju sędziwej staruszki. Nic się w nim nie zmieniło, przy ścianie stał malutki czarnobiały telewizor, który rok temu Bunta sprezentował matce, by miała się czym zająć. Telewizor był włączony a na ekranie leciał film „Siedmiu samurajów”. Był środek nocy, film jeszcze się nie skończył jednak Hisako powoli odpływała w sen. Gdy zamknęła oczy, dziewczynka ocknęła się. Znów była w swoim ciele.

Wieczorem Fumiko Ishihara odebrała telefon. Wieść rozniosła się po Breadhouse lotem błyskawicy. Mała Abby McGill zmarła w szpitalu.


JESSE


Jessiego tak jak Hisako, ze szpitala odebrał tata. Jeszcze w sali gdy pan Bullligton witał się z synem, Jesse doświadczył kolejnej dziwnej wizji. Znalazł się w jadącym na sygnale ambulansie a dwóch mężczyzn wyglądających na ratowników medycznych klęczało nad nim. Jeden wentylował go jakimś dziwnym workiem, drugi ładował defibrylator. Po chwili wizja się skończyła i Jesse ocknął się znów znajdując się w szpitalnej sali. Gdy wrócił do mieszkania, czekało na niego…przyjęcie. Zupełnie jakby miał urodziny. Poniekąd tak było, Jesse czuł jakby urodził się na nowo. Nawet bóle stawów, które tak często z racji tuszy mu dokuczały po prostu minęły. Z Dalligton przyjechali dziadkowie, dołączyła do nich ciotka Julia i paru sąsiadów z mieszkań obok, z którymi Bulligtonowie się przyjaźnili. Małe czynszowe mieszkanko zapełniło się ludźmi, którzy chcieli celebrować powrót trzynastolatka. Wszyscy zapomnieli już o strachu jaki im towarzyszył wczoraj, gdy dostali wiadomość o wypadku. Jesse jednak był coraz bardziej przerażony. Za każdym razem gdy ktoś go dotknął, miał wizję własnej śmierci – raz był starcem chodzącym o kulach, raz staruszką, która podczas robienia zakupów w supermarkecie zasłabła. Kiedy ośmioletnia Klara z wyraźnym obrzydzeniem na polecenie matki pocałowała brata w policzek, Jesse znalazł się w ciemnym, ponurym pomieszczeniu przypominającym jakiś pustostan. Ściany pomalowane były w grafitti, w koło niego, na brudnych, podartych kanapach siedzieli ludzie, którzy słuchali jakiejś dziwnej muzyki. Jesse spojrzał na swoją rękę, w którą wbita była strzykawka. Odpływał w ciemność. Obrazy się skończyły a chłopca oblał zimny pot. Od tamtego momentu zaczął unikać ludzi, nie chciał znów przeżywać tych koszmarów od nowa.

Nic nie przeraziło go jednak bardziej niż jego sąsiad, Barney Le Rey, mieszkający na parterze.

Kiedy wychodził z mieszkania, Jesse spostrzegł, że Le Rey otoczony jest poświatą. Czarną i gęstą jak smoła mgłą, która wyglądała niczym otchłań lub czeluść piekielna. Wydawało mu się, że w smole tej widzi ludzkie twarze. Płaczące i wydzierające się w niebogłosy. Po chwili poświata zniknęła jakby była tylko zwyczajną fatamorganą.
Barney spostrzegł, że Jesse mu się przygląda. Nie mógł nie zauważyć jego przestraszonej miny.
- Wszystko w porządku Jess? – spytał uśmiechając się przyjaźnie – Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
Le Rey wyciągnął rękę na pożegnanie.
- Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy zuchu
Gdy Jesse uścisnął mu dłoń znalazł się momentalnie na dziwnym krześle, do którego przypięto go pasami. Ubrany był w pomarańczowy uniform, dookoła głowy przymocowano mu jakieś ustrojstwo. Po chwili przez jego ciało przeszedł prąd, trzynastolatek poczuł swąd spalonej skóry i znów znalazł w swoim mieszkaniu.
- Do zobaczenia Jess. Cześć Klara. Wpadnijcie do mnie kiedyś, to pokażę wam moją kolekcję porcelanowych lalek – Le Rey poczochrał dziewczynkę po włosach
- Wow! Na pewno przyjdę proszę pana! – ucieszyła się podekscytowana ośmiolatka.
Le Rey jeszcze raz posłał im przymilny uśmiech, po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.

MARTY


Marty nie wiedział o jakiś halucynacjach wspominał Jesse dopóki sam ich nie doświadczył. Przyjechali po niego państwo Barker. Wciąż wydawali się podłamani całą sytuacją, mieli świadomość, że przez ich córkę, mogło dojść do niewyobrażalnej tragedii. Chłopcu niemal zrobiło się ich szkoda, gdy patrzył na ich ponure miny. Jeszcze wczoraj byli tacy szczęśliwi, a dziś…Na pewno żałowali, że zaufali Donie i powierzyli jej w opiekę cudze dzieci. Kiedy Klara Barker objęła syna na powitanie, chłopiec doświadczył pierwszej wizji. Siedział na fotelu i oglądał stare, poniszczone zdjęcia. Równie stare jak zdjęcia były jego dłonie. Co dziwne były to dłonie kobiety a nie mężczyzny. Po chwili Marty zamknął album i położył się do łózka. Obok chrapał jakiś mężczyzna, siwowłosy, wyłysiały staruszek. Kobieta zgasiła lampkę, ułożyła głowę na poduszce a potem zamknęła oczy i wizja się skończyła. Ledwo Marty doszedł do siebie zaczęła się kolejna halucynacja. Tym razem sunął korytarzem trzymając za wózeczek na kółkach. W pokoju było pełno bardzo starych ludzi, wyglądało jakby tu mieszkali. Po chwili Marty, zmęczony przycupnął na krześle i zaczął ciężko oddychać. Z pokoju wyszła młoda pielęgniarka.
- Wszystko w porządku panie Barker? Dobrze się pan czuje? – zapytała.
Marty osunął się z krzesła.
- Pomocy! – krzyknęła pielęgniarka. Chłopiec poczuł na policzku zimny dotyk kafelek, którymi pokryta była podłoga a potem znów pojawił w szpitalnej sali.
- Synu, co się dzieje? – spytał Harry Barker, trzymając go za ramię. Marty sam nie wiedział co się dzieje. Nie wiadomo skąd te wizje się wzięły, co oznaczały.

Wrócili do domu. Rodzice wyjaśnili synowi, że Dona i jej przyjaciel Derek są przesłuchiwani na komisariacie przez szeryfa Tappinga. Ojciec Heather wziął za punkt honoru dowiedzieć się, kto odpowiedzialny jest za wypadek jego córki. Dla Dony nie oznaczało to chyba nic dobrego.
Niebawem nastolatka wróciła, odwieziona do domu przez jednego z policjantów. Kiedy tylko zobaczyła Martina, rozpłakała się i padła mu w ramiona.

I wtedy zaczął się koszmar.

Martin doskonale znał miejsce, w którym się znalazł. To była szkolna biblioteka. Martin kulił się pod stołem, przytulony do…starszego brata Jimmiego. Przeraźliwie płakał a brat Jimmiego próbował go uspokajać. Usłyszeli kroki. Ktoś wszedł do pomieszczenia wesoło pogwizdując.
- Słyszę was – usłyszał Marty i zaczął szlochać jeszcze mocniej. Thompson zatknął mu usta, próbował uciszyć. Kroki stawały się coraz głośniejsze, mężczyzna gwizdał.
Unieśli głowy do góry. Marty zobaczył wymierzoną w siebie strzelbę.
- Hello – przywitał się wesoło morderca i nacisnął spust.
Marty ocknął się a Dona wciąż tuliła się do niego szlochając i przepraszając za to co zrobiła.

JIMMY


Po Jimmiego przyjechał jego tata. O dziwo nie samochodem, ale swoim motocyklem. Ale mu zrobił niespodziankę! Widocznie chciał mu wynagrodzić, ten koszmar, który przeszedł wczoraj syn. Jimmy pewnie by się ucieszył, na pewno by się ucieszył, gdyby nie ta dziwna wizja, której doświadczył gdy Trevis Thompson przywitał się z synem. Jimmy pędził autostradą na motorze. Ubrany w skórę, kask motocyklowy. Czuł jednak, że coś jest nie tak, że nie panuje nad maszyną tak jak powinien.. Jimmy wyminął forda, zjechał na drugi pas i nagle jak z pod ziemi wyrósł przed nim olbrzymi samochód ciężarowy. Zdążył tylko zatrąbić gdy motocykl z impetem wbił się w jego maskę. Jimmy ocknął się, znów był w szpitalu, żył, choć po zderzeniu z ciężarówko, nie było by co z niego zbierać.
- Wszystko gra synu? Jakoś blado wyglądasz – spytał Travis syna, gdy wsiadali na motor. Jimmy nie wiedział co powiedzieć. Co myśleć o tym co zobaczył w swoich halucynacjach.
W domu przywitała go mama i siostra. I znów to samo. Gdy tylko przytulił się do rodzicielki, znalazł się w innym miejscu. Leżał na łóżku w szpitalu, wszystko go bolało, podpięty był do kroplówki. Jego kobiece ręce wyglądały jak wysuszone patyki, nie miał nawet siły ich podnieść.
- To już chyba ten czas, pożegnajcie się – powiedział lekarz towarzyszący jakimś ludziom czuwającym przy łóżku. Szpakowaty mężczyzna po pięćdziesiątce podniósł się z krzesła i pocałował Jimmiego w łyse czoło. Mężczyźnie towarzyszyła młoda, dwudziestoparoletnia kobieta. Dopiero po chwili James zdał sobie sprawę, że to przecież jego siostra Emma. Emma złapała go za rękę, a z jej policzków polały się łzy. Jimmy zamknął oczy i znów był w swoim domu, ściskany i obcałowywany przez matkę. Bał się tego co zobaczy, gdy dotknie Emmy. Niepotrzebnie. Wizja była niewyraźna. Leżał w łóżku i zasypiał, w pokoju grało cicho radio, w ciemnościach trudno było coś zauważyć. Po chwili zamknął oczy i wizja się skończyła.
- A gdzie Michael?– spytał Jimmy nieco zaskoczony nieobecnością starszego brata.
- A co, stęskniłeś się za mną młody? – uśmiechnął się Mike stając w progu domu. Podszedł do brata przybijając z nim mocną braterską piątkę.

Gdyby tylko James Thompson mógł cofnąć czas, w porę wycofałby rękę.

Znalazł się w szkolnej bibliotece, kryjąc się pod jednym ze stołów. Z zaskoczeniem odkrył, że Dona Barker, ta, ta Dona Barker przytula się do niego szlochając.
- Uspokój się kochanie, proszę, uspokój się bo nas usłyszy – błagał Jimmy głosem swojego starszego brata. Czule otarł z jej twarzy łzy.
Usłyszeli kroki. Ktoś wszedł do pomieszczenia wesoło pogwizdując.
- Słyszę was – usłyszał Jimmy a Dona zaczęła szlochać jeszcze mocniej. James zatknął jej usta, próbował uciszyć. Kroki stawały się coraz głośniejsze, mężczyzna gwizdał.
Unieśli głowy do góry. Jimmy zobaczył strzelbę wymierzoną w głowę Dony.
- Hello – przywitał się wesoło morderca i nacisnął spust.
Głowa Dony eksplodowała. Jimmy poczuł na twarzy gorącą wilgotną krew dziewczyny.
- Nie!!! – zapłakał– Co ty zrobiłeś skurwysynu!?
Rzucił się na mordercę z pięściami. Ten spokojnie cofnął się krok do tyłu i znów nacisnął spust. Nastała ciemność.

- Hej, Jimmy, co ci jest? – Michael pstryknął mu palcami przed oczami – Mamo, na pewno z nim wszystko w porządku? Patrzcie na jego minę. Wygląda jakby zobaczył diabła.

HEATHER


Heather z jednej strony cieszyła się, gdy przyjechał po nią dziadek i mama, z drugiej była rozczarowana, że znów nie zobaczyła taty.
- Tatuś jest na razie zajęty, ale niedługo wróci do domu – wytłumaczyła dziewczynce Claire Tapping. Gdy pocałowała dziewczynkę, Heather znalazła się w jakimś pomieszczeniu przypominającym biuro. Siedziała pochylona nad jakimiś dokumentami, liczyła coś na kalkulatorze. Nagle przez jej głowę przeszła fala gorąca. Dziewczynka popatrzyła na swoją lewą rękę, próbowała nią poruszyć, ale ta stała całkowicie bezwładna.
- Pani Tapping, pani Tapping!? – ktoś zaczął szturchać ją w ramię – O Boże…panie burmistrzu! Coś się stało Claire!
Głowa Heather opadła na biurko a Heather znów była w sali, przytulając się do mamy. Dziewczynka nie zdążyła nawet zebrać myśli, bo podszedł do niej dziadek, który poczochrał ją po włosach a ona znów była w innym miejscu, w innym ciele. Siedziała teraz w samochodzie dziadka i słuchała jakichś starych piosenek. Po chwili oczy zaczęły jej się kleić, zasypiała. Kiedy zamknęła oczy, zobaczyła, że dalej jest w szpitalu razem z mamą i dziadkiem.

W domu czekało na nią rodzeństwo. Iris widząc Heather rozpłakała się, John próbował być twardy i niewzruszony, ale po chwili też uronił malutką łezkę wzruszenia. Dziewczynka już wiedziała co się stanie, kiedy jej dotkną. Że w głowie znów pojawią się te okropne obrazy, ale nie miała na to wpływu, przecież nie mogła przed nimi uciec. Przytulając się z Iris, znalazła się na w jakimś gorącym, parnym miejscu. Leżała w klimatyzowanej sali, pełnej kwiatów. Była bardzo słaba a gdy popatrzyła na swoje ręce zobaczyła, że wyglądają gorzej niż dłonie dziadka. Pełne zmarszczek i plam wątrobowych. Po chwili zamknęła oczy i wizja się skończyła. John o dziwo powstrzymał się od przytulania i całowania Heather. Posłał jej tylko uśmiech, tak promienny, że dziewczynka nie pamiętała by zrobił to kiedykolwiek wcześniej.
- Fajnie, że jesteś młoda –

Wieczorem przyszedł w końcu tata. Widać, że był zmęczony, ale od razu kiedy tylko wszedł do domu, udało się do pokoju najmłodszej córki.
- Heather…malutka - westchnął z czułością stając w drzwiach. Heather zapomniała już o tych okropnych wizjach i rzuciła w ramiona ojca.

Szybko tego pożałowała.

Szła szkolnym korytarzem, w ręku trzymała pistolet. Miała na sobie mundur policyjny, taki o jakim zawsze marzyła, odkąd postanowiła zostać policjantką tak jak tatuś. Mijała kolejne ciała, brodząc w kałużach krwi. Gdzieś w oddali słyszała rozpaczliwy płacz, gdzieś za plecami rozległ się jęk bólu, ale w całej szkole panowała przerażająca cisza.
Heather podeszła do wejściowych drzwi, przy których leżało cztery ciała. Drzwi były owinięte grubym żelaznym łańcuchem zamkniętym na kłódkę.
Usłyszała kroki, odwróciła się, wycelowała…
Usłyszała huk wystrzału, rzuciło ją na drzwi, odbiła się od nich z impetem i upadła na kolana. Na brzuchu poczuła gorącą wilgoć.
Morderca podszedł powolnym krokiem, stukot jego wojskowych buciorów odbijał się echem po korytarzu. Odkopał pistolet.
- Nie rób tego – szepnęła głosem swojego taty.
Morderca przeładował strzelbę.
- Dlaczego? – spytała dziewczynka spoglądając na jego maskę.
[MEDIA]http://zapodaj.net/images/856ad26b6ad3d.jpg[/MEDIA]
- I tak nie zrozumiesz - odpowiedział mężczyzna i pociągnął za spust.
Heather się ocknęła. Ojciec wciąż tulił ja w ramionach.
- Co się dzieje maleńka? Cała drżysz. – zmartwił się.
 
waydack jest offline