Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2019, 16:21   #15
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Strzała kapitana pomknęła prosto do celu. Musnęła go jednak rozrywając rękaw jego szaty. Zaraz za miksturą poleciała mikstura alchemika. Uderzyła w pokład, szkło pękło i rozległ się huk eksplozji a płomienie ogarnęły mnicha. Ten jednak stał niewzruszony podnosząc ręce do góry i wołając w mrok jaskini.

- WŁADCO ODMĘTÓW ODDAJE CI ME CIAŁO A TY DAJ MI POTĘGĘ BYM ZNISZCZYŁ TWYCH NIEPRZYJACIÓŁ SIAŁ BÓL I ŚMIERĆ KTÓRE RADUJĄ TWÓJ LUD.

Płomień eksplozji jeszcze nie wygasł, gdy z bojowym okrzykiem przebił się przez niego czarnoskóry wojownik. W dłoniach miał długie ciężkie szable. Ciął pierwszą. Płasko w pierś mnicha. Ten jednak opadł nisko w przysiadzie tak, że ostrze zagwizdało tylko w powietrzu. Bosman nie czekał uderzył od góry drugą ręką. Mnich jakby to przeczuwając wywinął się półobrotem stając niemal tuż obok bosmana.

Dziewczyny nie było widać eksplozja musiała wyrzucić ją za pokład.

Auaulies naciągnął swój łuk i wzorem kapitana wypuścił strzałę. Strzała zmierzała prosto w głowę mnicha. Aulies widział, że trafi. Czuł, że to był dobry strzał, gdy łuk w luźnym nadgarstku delikatnie opadał. Wtedy ręka mnicha wyskoczyła do góry i w ostatniej chwili złapała strzałę tuż przed jego twarzą. Przed twarzą na której zagościł złowrogi wyraz tryumfu.

Pozostali zamarli…

Mnich cofnął nogę o krok i zamachał rękami jakby zagarniał powietrze, nagle wypchnął obie dłonie do przodu. A potężna siła uderzyła. Niczym najpotężniejszy podmuch sztormu jaki pamiętali. Bosman zaparł się nogami. Deski pokładu zaskrzypiały, ale ustał zasłaniając twarz ręką.
Kapitan chwycił się masztu i z trudem ustał. Reszta załogi została odrzucona uderzając z potężną siła w ścianę kasztelu.

Nawigator nie miał tyle szczęścia, czy to przez zawirowanie powietrza, czy wolę złego mnicha podmuch rzucił nim bardziej w bok za burtę okrętu prosto w czarne odmęty.

Wiatr momentalnie ustał, a mnich wyprostował się z triumfalnym uśmiechem na twarzy.

Zaraan gdy tylko poczuł, że nie musi przezwyciężać podmuchu wykorzystał napięcie mięśni i wystrzelił do przodu dźgając mnicha jednym mieczem. Mnich wyczekał do ostatniej chwili i nagłym skrętem ciała zszedł z linii ciosu. Drugiego ciosu nie mógł uniknąć… dlatego podbił ramię bosmana. Ostrze przeszło cal od jego twarzy.

- Każę cię przeciągnąć pod kilem, jeśli tylko przeżyjesz - warknął kapitan, wyciągając szablę. Nawet mnich nie będzie mógł uciec od ostrza bosmana i Heista.

Pierwszy szybko podpłynął i wygramolił się na brzeg. Mnich był śmiertelny i trucizna wyśle go w zaświaty. Wspinał się na pokład. Miał zamiar zatruć go.

Kapitan przeskoczył nad zwiniętą zmurszałą liną porośniętą dziwnym porostem dobywając jednocześnie swojej broni ciął znad głowy. Jednak szabla łukiem minęła mnicha, który bez trudu zszedł z jej toru ataku.

Nawigator z chlupotem wpadł do wody rozbryzgując dookoła pióropusze wody. Zaczął młócić rękami i nogami i z trudem wypłynął na powierzchnię. Było tutaj głębiej niż przypuszczał. Na dodatek ubranie momentalnie mu namokło stając się niemiłosiernie ciężkie. Z trudem utrzymywał się na powierzchni. Dobrze, że tutaj nie było prądu, bo źle by się to skończyło dla niego. Czuł narastające powoli zmęczenie, mimo to młócił rękami i nogami jak oszalały próbując dopłynąć do brzegu.

Reszta załogi na pokładzie nie może otrząsnąć się po potężnym podmuchu. Jedynie łucznik wstał wyciągnął jedną ze swoich lepszych strzał. Nałożył sobie na cięciwę i wymierzył. Mówiąc po cichu
- Dopadnę cię zdrajco…

Przycelował i czekał na dogodną okazję.

ając dotarł do burty okrętu. Nie była wysoka, deski były poluzowane było widać szpary i pęknięcia. Nabrał powietrza i przymierzył się do wspinaczki…

Mnich nie przejął się przewagą wrogów. Stanął na jednej nodze wygiął nienaturalnie rękę i ułożył dłoń w coś co przypominało głowę węża. Przechylił się niebezpiecznie na bok i uderzył błyskawicznie od dołu poniżej ręki bosmana prosto w jego pierś. Mnich przerzucił nogę i opadł gładko na deski pokładu cały czas w dziwnej bojowej postawie.

Uderzenie nie było silne. Jednak bosman cofnął się o krok. Czuł tylko chłód rozchodzący się po całym ciele. Już miał uderzyć gdy nagle całe ciało zapłonęło żywym bólem. Zupełnie jakby na raz ukłuło go tysiąc sztyletów. Tak przerażającego bólu nie czuł nigdy w życiu. Bosnam mimowolnie zawył, a Mnich uśmiechnął się niczym żmija. Uśmiech jednak mu zrzedł gdy zobaczył jak bosman stawia kolejny krok do przodu przełamując falę bólu. W jego oczach płonął gniew.

- Jak padniesz na kolana i zaczniesz błagać o litość - wysyczał Heist - to może nie każę cię obedrzeć ze skóry.

Wyrzykłszy groźbę, kapitan rzucił czapką w twarz mnicha i poprawił atakiem.

Bosman zaryczał niczym ranne zwierzę pryskając śliną i uderzył oburącz na krzyż rąbiąc w oba obojczyki.

Kapitan zamarkował atak, pochylił się i jakby od niechcenia rzucił czapką prosto w twarz mnicha. Ten uskoczył nie spodziewając się takiego ataku. Wtedy potężna czarnoskóra furia rzuciła się na mnicha. Ten zaskoczony cofnął się o krok zasłaniając rękami. Dwa potężne ciosy dosięgły celu. Jednak mnich musiał mieć jakieś stalowe karwasze. Bo uderzenie tylko zazgrzytało o metal a mnich został odrzucony do tyłu na burtę statku…

Na to czekał Aulies. To był ten moment wstrzymał oddech i delikatnie zwolnił cięciwę. Strzała pomknęła w stronę mnicha. Ten wychylił się instynktownie do tyłu, a strzała przemknęła centymetry od jego twarzy.

Magiczny atak mnicha potraktował jednak solidnie załogę, która z trudem podnosiła się na nogi. Caledorn oparłszy Bercha o ścianę, zaczął pomagać Ferusowi.

Oczy przypartego do burty mnicha pałały żądzą mordu. Jego twarz postarzała się i nabrała niezdrowego odcienia. Złapał się rękami za burtę podskoczył i zaparł się nogami po czym wystrzelił do przodu niczym pocisk z balisty prosto w bosmana. Upadli na ziemię i przetoczyli się. Mnich zaciskał ręce na gardle Bosmana. Czarnoskóry gladiator czuł, że ten dotyk niemal wydziera duszę z jego ciała. Zacisnął szczękające z zimna zęby gotów do walki… Mnich patrzył na niego rozszerzonymi ze strachu oczami. Nikt nie powinien tego przeżyć…

Kapitan, widząc, że to nie przelewki, podbiegł do mocującej się pary i spróbował wejść w zwarcie z mnichem - oby tylko do czasu, aż pierwszy przybędzie i będzie mógł użyć swoich trucizn, Jeśli tylko mu się uda, spróbuje mnichowi poderżnąć gardło szablą. Wiedział, że będzie to trudne, ale widząc, że obie ręce ma zajęte, Heist zgadywał, że nie tak szybko wykaraska się ze zwarcia z bosmanem.

- Sprzedałeś duszę za moc, która już dwa razy powinna mnie zabić - wycedził Zaraan napinając mięśnie szyi - Sprzedałeś się za nic. Za mrożonki i ułudy. A teraz czas na wieczność w piekle. Docisnął brodą palce mnicha na swej szyi i pchnął oboma mieczami celując pod pachy.

Nawigator z trudem podciągnął się i wspiął na burtę statku. Przerzucił nogi i z trudem upadł na pokład. Westchnął ciężko. Był wyczerpany. Przemoczone ubranie strasznie mu ciążyło. Gdyby nie wściekłość nie wyłaził by na ten przeklęty wrak. Poniósł się na nogi dobywając swojego sztyletu. Wtedy zobaczył jak kapitan dopada od tyłu duszącego bosmana mnicha. Podniósł go do góry oswobadzając wściekłą czarnoskórą furię, która momentalnie wbiła w pierś mnicha dwa potężne sztychy, swoich długich ciężkich szabli. W ciało wroga w tym samym momencie wbiła się strzała. Nawigator odwrócił wzrok i spostrzegł, że Aulies po raz pierwszy do czegoś się przyłożył, choć jego zaskoczona mina mówiła, że sam w swoje szczęście nie wierzy.

Aulies nagle poczuł się pewniej nim ktokolwiek się obejrzał dobył kolejną strzałę i niemal bez mierzenia wypuścił ją prosto w głowę mnicha.. Nie zważając, że tuż obok znajdowała się głowa kapitana. Mnich szarpnał się widząc nadlatującą strzałę. Ale ból w piersi i chwyt Heista był zbyt mocny. Przechylił w ostatnim momencie głowę. Strzała uderzyła tuż koło oka, odbijając się od kości, wyrywając spory kawałek ciała i niemal pozbawiając mnicha ucha. Odbita strzała przeleciała tuż koło głowy kapitana. Który jednak nie zamierzał zwlekać. Przyłożył do szyi mnicha swoją szablę i pociągnął z całej siły odpychając mnicha na bok. Ten zatoczył się i upadł na deski pokładu, a krew trysnęła z poderżniętego gardła.

Niemal wszyscy byli na nogach. jedynie Berh trzymał się za ranny bok, a Wrona dalej klęczała na pokładzie trzymając się zakrwawioną ręką za twarz.

Wówczas to pokład zatrząsł się, a woda wokół wraku zaczęła bulgotać.

Zaraan splunął na trupa i spojrzawszy na nawigatora z ukosa zapytał:
- Masz tam coś na moje zadrapania, bo coś mi mówi, że będziemy zaraz potrzebować wszystkich sił. A teraz uciekajmy z tego przeklętego statku zanim, demon go wciągnie w odmęty.

- Dalej, kurwy portowe, otrząsnąć mi się i wynocha z cholernego okrętu - zaryczał Heist, obryzgany krwią, który złapał trupa mnicha i zaczął go wlec ze sobą. - Zejść z pierdolonego okrętu na ląd, krypa się rozpadnie!

Dario był wściekły, podszedł do mnicha i przeciągnął zatrutym sztyletem po gardle zdrajcy. Żył nadzieją, jeśli trzeba będzie żył zemstą. Będzie zabija każdego kogo uzna za mnicha i z tego będzie czerpał pocieszenie.
- Nie leczę zabijam.
Szybko podszedł do Wrony podniósł ją na nogi.
- Zbieramy się z tego przeklętego statku. Nasi na pokładzie potrzebują Twojej pomocy
Kapitan ciągnął trupa przez pokład. Większośc załogi dotarła już do burty. Ci bardziej poszkowoani wspierali się na tych zdrowszych. Z każdą chwilą statek coraz bardziej chwiał się i trzeszczał. Heist widział jak blady, przemoczony i płonący furią Nawigator zbliżył się do jego ofiary i swoim sztyletem poprawił nacięcie, rozchlapując kolejną strugę krwi mnicha. Był to mocno niecodzienny widok. Nawigator odwrócił się i ruszył w kierunku burty.

Nagle gdzieś z tyłu coś zatrzeszczało, zaszumiało z tyłu i pod sklepienie wzniosła się kolumna wody. Wszyscy przypadli nisko z dobytą bronią. Spodziewając się najgorszego. W tem z kolumny wynurzyła się długa szeroka niczym dorosły mężczyzna macka i pomknęła w stronę statku. Kapitan i cała jego załoga rzucili się na boki schodząc potworności z drogi. Masa odnóża musiała być gigantyczna. Bez trudu połamała maszt i uderzyła w pokład, wybijając w nim dziurę. Dookoła fruwały połąmane kawałki desek. Statek niebezpiecznie się przechylił na bok. Tylko po to by po chwili szarpnąć w drugą stronę, gdy tylko potężna macka wzniosła się do góry. Owinięte w nią było ciało mnicha zupełnie niczym bezwładna lalka w dłoni dziecka.

Statek wyrównał przechył. Ale jego pokład mocno falował, zupełnie jakby uderzenie ściągnęło go ze skał, na których się wspierał, a prąd zaczął go znosić w stronę zaciemnionej części jaskini.

Kapitan poganiał, aby piraci wydostali się z pokładu, sam opuszczając go dopiero, kiedy ostatni z piratów z powrotem wrócili na stały ląd groty.

Statek skrzypiał i trzeszczał, zupełnie jakby miał się zaraz rozpaść. Po uderzeniu statek wyrównał pozycję, ale zdawał się nabierać wody i coraz bardziej pochylać. Załoga zebrała się na nogi i błyskawicznie dopadła burty i zaczęła zeskakiwać. Pierwszym udało się jeszcze tylko zamoczyć nogi. Ostatni trafili już w czarne odmęty. Ostatni zeskoczył kapitan i szybko dopłynął do brzegu. Większość załogi była przemoczona, a jaskinia zdała się chłodniejsza niż jeszcze chwilę wcześniej.

Wszyscy zbili się w jedną gromadę i powoli wycofywali od wody z dobytą bronią - nasłuchiwali. Nic się jednak nie działo. Dotarli wreszcie do sterty skrzyń i beczek pod ścianą. Beczki były zamknięte, podobnie kufry. Wszystko jednak wyglądało na stare i zniszczone podobnie jak statek. Który powoli tonąc ginął w mroku. Od sterty dochodził zapach zgnilizny.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline