Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2019, 08:56   #64
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 18 - 2037.II.21; sb; wieczór

Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Rzeka; ulice
Warunki: mało ruchliwa ulica, zimno, plamy światła i ciemności, pada śnieg



“Amadeo”



- To nie ten. Zgubiłem ich. - szef sekcji wojskowych nie bawił się w podchody i ładne słówka tylko przedstawił lakoniczny meldunek. Gdy otrzymał polecenie z HQ zrobił co mógł aby je wykonać. Wrócił biegiem przez ciemny, mokry i zaśnieżony zaułek aby dotrzeć na klubowy parking. Tam sytuacja przypominała godziny szczytu albo zaczątek karambolu. Wszyscy chcieli wszystko w jednej chwili. Głównie wyjechać z parkingu i oddalić się jak najdalej zanim przybędzie ten cholerny ADVENT czy choćby policja. Samochody więc odpalały, ruszały tylko po to aby zaraz zatrzymać się z piskiem opon przed kolejnym ruchomym lub nie pojazdem, zderzały się, ocierały, niektórzy taranowali parkingowe słupki i łańcuchy aby tylko wydostać się z matni. A nawet jak ktoś się wydostał to i tak natrafiał na korek na ulicy. To oczywiście był kryzys, nie mógł potrwać zbyt długo. W końcu liczba pojazdów na parkingu i w okolicy była dość ograniczona i z biegiem kolejnych minut ten korek musiał się rozładować. Ale na tą chwilę ten korek jak na potrzeby Moritz’a był idealny.

Poza samochodami, zwykle starszymi modelami z kilkoma dekadami na karku i wieloma milami na licznikach, biegali i krzyczeli ludzie. Wyglądało na to, że zdecydowana większość jeśli nie wszyscy w okolicy nie mieli ochoty mieć nic wspólnego z siłami rządowymi. Jakimikolwiek i w jakikolwiek sposób. “Amadeo” jako niedawnego “gliniarza” albo w tym chaosie nikt nie rozpoznał albo miał inne priorytety niż go ścigać. Szefowi zbrojnych pomógł ten cały rwetes i chaos. Dojrzał jak jakiś gość chyba nie mógł w nerwach odpalić swojego samochodu a ktoś zaczął się właśnie drzeć, że gliny już jadą. Więc facet po prostu wyskoczył ze swojego kombiaka i zaczął uciekać pieszo. Nawet drzwi za sobą nie zamknął.

Moritz szybko zajął jego miejsce i wystarczyło trochę opanowania aby stwierdzić, że samochód jest sprawny. Jeszcze trochę przeciskania się pomiędzy innymi uciekającymi i wyjechał z tego karambolu. Przyspieszył aby ruszyć w stronę gdzie wydawało mu się dojrzał odjeżdżający wóz warsztatowców. Jechał w rowzleczonym sznurze szybko jadących samochodów ale w końcu go dogonił. Niestety gdy zbliżył się do jego rufy stwierdził, że to nie ten. Podobna bryła, podobny ale nie taki sam kolor no i inne blachy. Nawet widział ludzi w środku no ale to nie był ani Ruben ani nikt z obsady warsztatu. Zgubił ich. Miał tylko kierunek w którym odjeżdżali z warsztatu. Musieli skręcić w którąś z licznych odnóg wcześniej albo byli znacznie bardziej do przodu na tej drodze. Niestety w tej dzielnicy byli u siebie więc poruszali się po niej płynnie i mieli pewnie spore możliwości ukrycia samochodu i siebie.



Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:45
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VII - The Hill; klub “Hood”
Warunki: klubowy parking, zimno, plamy światła i ciemności, pada śnieg



Furgonetka



- To gdzieś tutaj. - z racji braków kadrowych pod względem profesjonalnych kierowców za kierownicą furgonetki zasiadł kierowca handlowców. Zbrojni ani Lekcy swojego kierowcy bowiem nie mieli. Znaczy u zbrojnych był “Amadeo” no ale w tej chwili robił co innego. Poza ludźmi Hodowskiego na pace furgonetki siedział jeszcze umięśniony olbrzym z jeszcze większym dwuręcznym młotem bojowym czyli Dave “Faust” oraz technik i paramedyk z lekkim pm czyli Thomas “Junior”.

Kierowani namiarami z HQ na “zranionego” drona mieli dość łatwą robotę. Yoshiaki udało się wylądować względnie bezpiecznie więc nadajnik robota nadal działał. Ale rejon przeszukania był na tyle duży, że z samochodu było to dość trudne do zrobienia. Namiernik zaprowadził furgonetkę kilka budynków od klubu. Gdy się zatrzymali i wysiedli zostało poszukać go osobiśćie. Powinien być gdzieś w jednej z dwóch sąsiadujących ze sobą mrocznych i zaśnieżonych uliczek abo pobliskiej okolicy.

- O cholera. Jest. - Dave mruknął zwracając uwagę innych. Zobaczyli jak stoi z łysą głową zdartą do góry i postąpili podobnie. Dojrzeli drona. A raczej jego fragment. Wystawał albo ze szczytu schodów przeciwpożarowych albo z dachu. Z dołu trudno było to ocenić. No ale był.

Pozostało wbiec szybko po schodach aby zgarnąć drona z powrotem. To akurat poszło dość gładko. Udało się odzyskać postrzelanego drona i wrócić z nim do pojazdu. Mogli więc zameldować do HQ, że pod tym względem osiągnęli sukces. W świetle lampki sufitowej zamonotowanej w pace furgonetki okazało się, że dron oberwał swoje od kul. Swoje zrobiło też awaryjne lądowanie. Ale na oko i lekkich i Thomasa raczej powinno dać się mu przywrócić sprawność. Uszkodzenia nie były takie tragiczne.




Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



HQ



W centrali panował nerwowy spokój. Wszyscy starali się robić swoje ale wiadomo było, że akcja nie poszła tak jak to sobie zaplanowali. Już wiedzieli, że zgubili warsztatowców i Rubena. Moritz z samochodu potrafił tylko podać przybliżony do kilku przecznic rejon gdzie ich zgubił. Najgorsze, że tamci byli lokalni czyli poruszali się po swoim podwórku. Mogli potem skręcić w kolejne ulice albo skitrać się w jakiejś kryjówce. To ostatnie sugerował agent Carter. Jeśli bowiem łyknęli to, że lada chwilę w okolicę mają ściągnąć siły rządowe to te zwykle wspomagały się rozpoznaniem z powietrza. Mogli więc chcieć się przed tym schować zanim nadlecą. No ale to była czysta spekulacja. Drugą jaką postawił szef szpiegów była taka, że skoro nie rozwalili go od ręki na parkingu tylko trudzili się aby go zabrać to pewnie coś od niego chcą. Co dawało nadzieję, że zaginiony xcomowiec jeszcze może żyć. Niestety nie było pewne jak długo.

Pewnym pocieszeniem było to, że mieszanej obsadzie furgonetki udało się odzyskać drona. I przy współpracy ze Yoshiaki przy stawianu diagnozy doszli do wniosku, że raczej są go przywrócić do stanu lotnego całkiem szybko. Może nawet bez potrzeby brania na warsztat w bazie. Ale ta sprawa była w toku. Wszystkich zaalarmowała kolejna wiadomość od “Amadeo”.

- Mam telefon od Rubena. Odebrać? - w pierwszej chwili reakcja wszystkich w HQ była podobna jakby szef zbrojnych poinformował, że dostał telefon z zaświatów. A w kolejnej chwili wszystkie głowy zwróciły się ku Lawowi który koordynował całą akcję.



Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40
Miejsce: ???
Warunki: wnętrze pomieszczenia, zimno, plamy światła i ciemności



Ruben



- Witamy z powrotem. - czarnoskóry xcomowiec akurat zamrugał oczami i poruszył głową czując jej ciężkość. Zresztą też mu w niej szumiało jakby był po nie wiadomo jakiej imprezie. Czuł też ciężkość swoich członków. Próbował nimi poruszyć ale zorientował się, że one nie są jakoś specjalnie ciężkie tylko przywiązane. Siedział na krześle do którego był przywiązany. Ręce miał skrępowane na plecach, za oparciem i chyba przywiązane do niego. A kostki do nóg krzesła. I jeszcze w pasie też do krzesła. Ale poza tym był chyba cały. Nadal był w swoim ubraniu. Chociaż został w samej koszuli. Ale zostawiono mu spodnie, buty i resztę. Brakowało więc tylko tego tajniackiego pancerza jaki sprokurowali mu ludzie Hodowskiego na tą akcję. Czyli budził się w całkiem innej sytuacji niż ta w którą pamiętał ostatnio. Czyli klub “The Hood”, światła, muza, tańczące dziewczynki, drinki, roześmiane twarze Rando i reszty warsztatowców wokół siebie. Miał kompletną dziurę w pamięci jaka dzieliła te dwie czasoprzestrzenie.

Gdy podniósł głowę dostrzegł parę innych rzeczy. Po pierwsze trząsł się z zimna. Byli w jakimś nieogrzewanym pomieszczeniu więc temperatura i warunki były podobne jak na zewnątrz. Słaby pomysł by siedzieć tylko w podkoszulce a to właśnie mógł sprawdzić osobiście. Poza krzesłem siedział w plamie światła jaka dawała lampa umieszczona gdzieś nad nimi. Poza tym okręgiem światła w którego był prawie w samym centrum reszta pomieszczenia tonęła w mroku. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Może jakś magazyn, piwnica czy garaż. Chyba raczej nie w mieszkalnym pomieszczeniu. Czyli jak na razie to mógł być gdziekolwiek. No i nie był sam.

- Fajnie, że się obudziłeś. Mamy do pogadania. - facet który do niego mówił sięgnął gdzieś poza światło i ręka wróciła mu z krzesłem. Postawił je oparciem w stronę Rubena i usiadł na nim opierając się frontem o to oparcie. Wpatrywał się w xcomowca uważnym spojrzeniem. Dzieliło ich może krok. Ruben znał go. To był jego nowy kumpel, Rando. Tylko na razie siedział i mówił jakby swojego nowego kumpla Rubena podejrzewał o coś. O co to pewnie się zaraz od niego dowie. Ale technik zdawał sobie sprawę, że na razie jeszcze chyba ma szansę się wygrzebać. Skoro podejrzewają go o coś ale nie mają pewności bo inaczej by się obudził z sycylijskim uśmiechem na gardle albo trzecim okiem w czole. A tak jeszcze gadali. No o tym że trafił na jakichś psychopatów co mogą go wykończyć dla zasady, profilaktycznie albo bo nie mają innych planów na tą sobotę lepiej było nie myśleć.

- Ciekawe wdzianko. - Rando wskazał gdzieś w bok. Gdy Ruben posłał tam swoje spojrzenie dojrzał tego grubego Ebera który badał ten pancerz jaki dotąd miał na sobie “Ace”. Byli gdzieś za jego plecami dlatego musiał bardzo odwrócić głowę aby tam spojrzeć. Była tam jeszcze ta latynoska dziewczyna. Stali przy jakimś biurku, stole czy warsztacie oświetlonym małą ale mocną lampką. Gruby trzymał w ręku jakieś ustrojstwo. Pewnie sprawdzali czy nie ma podsłuchu czy czegoś podobnego. Nigdzie nie widział tego Azjaty.

- Opowiesz mi skąd masz takie ciekawe wdzianko. I o co chodziło z tym starym piernikiem co był w klubie zanim się zmył. Co to za typ? Co cię z nim wiąże? - Rando przeszedł do sedna. Oparł się ramionami o oparcie krzesła i po zadaniu serii pytań czekał co odpowie skrępowany kumpel. A skrępowany kumpel wiedział, że gra o najwyższą stawkę. Mogli go tutaj skasować w każdej chwili. Jedyną chyba metodą aby się z tego wyślizgać to sprzedać odpowiedni tekst. Taki po jakim go nie rozwalą.

Rando chciał wiedzieć co go łączy z “tym starym” czyli Moritzem jakiego wyłuskali z klubowych gości parę stolików dalej. Musiał coś wymyślić. Na pewno dobre było to, że nie zabrał ze sobą żadnego nadajnika. Co prawda nie wiedział co wiedzą o nim w bazie no ale jakby tacy nowi koledzy znaleźli przy nim nadajnik to już by pewnie się nie obudził. A tak to poza częściowym rozebraniem i pewnie przeszukaniem nic właściwie mu jak na razie nie zrobili. Z “ciekawym wdziankiem” nie było jeszcze tak źle. Co prawda nie był to powszechny ubiór ale w pewnych mało codziennych kręgach coś takiego było zrozumiałe. Więc dowód niby sam w sobie to niby nie był. No ale ze “starego piernika” musiał się jakoś wytłumaczyć. No i nie wiedział co oni już wiedzą. Ani w bazie co wiedzą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline