Hokk starał się ignorować swojego sąsiada, tak by nie zachęcić go rozmową czy nawet spojrzeniem do kolejnej interakcji. Spojrzał na Barę z kwaśną miną. Był akurat zajęta rozmową ze szmuglerem. Nie bardzo miał ochotę przebywać dłużej w zasięgu “rażenia” Gammoereanina. Podniósł się w geście wiwatu, zaklaskał w wyrazie podziwu i powoli przepychał się w przeciwnym kierunku do smrodu. Chciał dostać się na alejkę i chwilę tam postać, tak by złapać oddech. Przecisnął się obok Bary i Marki, nieszczególnie zainteresowanego rozmową z Zeltronką. Jego uwagę skupiali znacznie skuteczniej dwaj trandoshanie, którym Hokk właśnie deptał po szponiastych łapach, próbując przecisnąć się do przejścia.
-Oh, pardon… - rzucił do syczącego trandosha, wyraźnie zirytowanego sytuacją. Będąc tak blisko, mógłby przysiąc, że jaszczur ma złe zamiary i byłoby to całkiem normalne, zważywszy iż Jedi przed chwilą zmiażdżył mu buciorem ogromną stopę, ale jego agresja zdawała się płynąć głównie w kierunku jego kompanów. Cóż, nie zamierzał na powrót gramolić się na swoje miejsce, by dać znać o tym Marce i Barze, ale stanął na schodach zaraz obok trandosha, tak na wszelki wypadek. Korzystał z chwilowej ulgi. Choć powietrze Nar-Shaddaa przed wdechem trzeba było dobrze pogryźć, to i tak było wybawieniem w porównaniu do aury roztaczanej przez Gammoreanina.