Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2019, 11:10   #110
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Molestowanie Hany… a tak poważniej: Czas w obozie dla wszystkich

Nie wiadomo było czy Dot była bardziej rozdrażniona dzisiejszymi wydarzeniami czy bardziej przerażona. Nie mogła skupić się na pracy, co ja jeszcze bardziej rozzłościło. Wyszła więc z namiotu dochodząc do wniosku, że kawa z whisky dobrze jej zrobi. W drodze do “kuchni” natknęła się jednak na siedzącą nieruchomo Azjatkę. Klapnęła przy niej.
- Dobrze się czujesz?- zapytała z troską w głosie dotykając jednocześnie jej ręki.

Ta wystrzeliła przestraszona nagłym dotykiem. Z przestrachem i panika zaczęła się rozglądać gdzie jest i co ją atakuje. Dopiero po chwili zdała sobie z tego sprawę gdzie i z kim przebywa.
- Przepraszam? - pytanie było próbą dowiedzenia się o co chodzi, ewentualnie czy ma się przesunąć bo przeszkadza.
- Czy dobrze się czujesz?- Ruda powtórzyła pytanie przyjaźnie uśmiechając się przy tym
- Tak tu siedzisz, wyglądało jakby…- Pani Lie zamilkła na krótką chwilę. - Tu jest strasznie gorąco, a Ty nie ruszałaś się. Myślałam, że masz udar.
- Przepraszam, dużo wrażeń. - Azjatka używała słów kluczy, dopiero się rozbudzała i czułą się jeszcze ciut przymulona potarła powieki i przeciągnęła się rozkosznie, ziewając. - Musiałam się na chwilkę zdrzemnąć. Wasza misja, udała się, tak?
- Tak, raczej tak. - Odpowiedziała jakoś tak bez entuzjazmu. - Odnaleziono co miało zostać odnalezione.- Ciągnęła tym samym tonem wyraźnie znudzona tym. - Chcesz kawy?- wypaliła nagle.
- Emm, chętnie się przyłączę, ale zostanę przy wodzie. - Powiedziała Hana i powoli wstała ciągnąć plecak na ramię. - Gdzie idziemy?
- Do kuchni po kawę. A później do mnie po wzmocnienie. - Dot murgneła porozumiewawczo do Azjatki.
Gdy dotarły do prowizorycznej, polowej “kuchni”, nalała kawy do dwóch kubków, a później zaprowadziła Hana do swojego królestwa. Był to największy namiot w obozie.
Pilotka przyjęła kubek, bo głupio jej było powtarzać, że nie lubi kawy i miała zostać przy wodzie. Przekraczając próg namiotu azjatka zaczęła się rozglądać po wnętrzu z zaciekawieniem i zainteresowaniem.
- Co robisz tym całym sprzętem?
- Analizuję znalezione czy też odkryte gatunki. - Dot pokrótce wyjaśniła swojej towarzyszce do czego to wszystko służy. Jednak najbardziej zrozumiałymi wyrazami w całym tym akademickim bełkocie było tylko DNA. - Jestem biologiem, botanikiem - dodała na końcu.


W czasie gdy prowadziła ów monolog wyciągnęła z plecaka butelkę z brunatnym płynem w środku i z szerokim uśmiechem i niemym zapytaniem pomachała Azjatce przed nosem whisky.
- Chętnie, - pokiwała głową, jej mina wskazywała że Azjatka rzeczywiście potrzebuje się napić - David wspominał, że macie jakieś zasoby.
- To moje prywatne - odezwała się Rudowłosa dolewając najpierw Azjatce, a później sobie do kawy.- To zdrowie. - uniosła kubek niby do toastu.
- Kappai! - zawtórowała Azjatka dość popularnym japońskim toastem, ale połyku skrzywiła, się najwyraźniej kawa plus whisky nie było dla wszystkich..
- Tego mi było trzeba. - powiedziała Dot z błogim uśmiechem na ustach po pierwszym, solidnym łuku. - Rozgość się. - zaproponowała wskazując na krzesło przy stoliku na którym stał laptop. Sama usiadła na drugim.
Hana była naprawdę zafascynowana całym tym sprzętem zasiadła na wskazanym krześle. - Wasza firma musi być okropnie zaawansowana technologicznie. To wszystko wygląda jak z filmu science fiction - powiedziała z podziwem.
- I tylko wygląda - zamarudziła Dot. - W tych warunkach niczego lepszego nie dało się załatwić. - Wzruszyła ramionami, pociągając kolejny łyk wzmocnionej kawy.
-Och.. - zdziwiła się Azjatka, jednocześnie nie wiedząc co powiedzieć, dalej więc wróciła do tematu biologii. - Znalazłaś jakieś interesujące cię rośliny? - Udała, że bierze łyk “kawy” a potem odstawiła kubek na bok.
-Chyba, właśnie je badam. Ale to trochę jeszcze potrwa. Więc lepiej nie zapeszać.- Lie puściła oko do swojego gościa. Wzięła, kolejny spory łyk pozwalając by ciepło i zbawienny wpływ alkoholu rozlał się po jej członkach. Wyciągnęła się na krześle.
- A ty czym się zajmujesz? Poza byciem ratowaną przez dzielnych najemników. - Zaśmiała się przy tym.
- Jestem pilotem w prywatnej firmie lotniczej, znaczy nie wiem jaki mam teraz status bo wszyscy mogą myśleć że nie żyje.- odpowiedziała Azjatka, po śmiechu rudej Hana stwierdziła że też wypadało by rzucić żartem, choć jedyne na co się zdobyła to czarny humor. - Chyba że pytasz o tutaj na wyspie, to jestem poławiaczem ryb na jedną piątą etatu, zbieraczem grzybów i testerem nieznanych grzybów na kolejną jedną piątą etatu, trenerem biegów sprintowych w uciekaniu, mistrzynią w chowanego a ostatnio zajęłam się pleceniem kapeluszy z liści palmowych...wszystko na jedną piątą etatu.
Dot wybuchnęła śmiechem. Upał plus alkohol nie był dobrym połączeniem. Kobieta uznała, że kawa jest za słaba. Dolała sobie jeszcze porcję i podała Azjatce butelkę by ta sama się obsłużyła.
- Jakie masz doświadczenia z grzybkami, testerko na jedną piątą etatu?
Hana popatrzyła na uważnej na Amerykankę, pociągnęła wielki łyk prosto z butelki. Po odstawieniu jej sięgnęła do plecaka.
-Te są dość pożywne, te pomagały mi przy bólu, te wywołują gorączkę, Te… powinny być nielegalne, ale chyba dzięki nim nie znaleźliście moich rozkładających się od miesiąca zwłok, te trzymałam jakby te wcześniejsze przestały działać…- Azjatka wyciągnęła jeszcze parę kolorowych dziwnie wyglądających okazów - ..Ten wzięłam bo fajnie wygląda, a to jest borowik.
- No, dziewczyno… - Dorothy zagwizdała z podziwu. - Widzę, że potrafisz się zabawić. Będzie ci dobrze w naszej wesołej gromadce.
- Nie chcę zabrzmieć niewdzięcznie, ale chyba bardziej bym się cieszyła, gdybym mogła już się skontaktować z moją rodziną i dać im znak, że nic mi nie jest.
- Oj, tyle wytrzymałaś, to te kilka dni więcej cię nie zbawi. - Dorothy zaserwowała jej brutalną prawdę najdelikatniej jak tylko mogła. - Także korzystaj z gościnności naszego obozu. - Dodała na pocieszenie. - Bo mówiłaś coś o Dawidzie. - Raz jeszcze wzniosła toast i spełniła go.
- Kappai - Powiedział mniej entuzjastycznie Azjatka.
- Coś nie tego?- zainteresowała się Ruda
- Trochę, ...po prostu wszyscy wydawaliście się tacy mili ...a on… nad rzeką ..potraktował mnie jak... zboczeniec studentkę w tokijskim metrze. - powiedziała naprawdę rozczarowana i zażenowana tą sytuacją, a nawet zaczynała czuć winę za tą sytuację.
- O moje biedactwo. - Na twarzy Dot pojawiło się współczucie.
- Przepraszam, zaprosiłaś mnie na drinka, a ja psuje atmosferę moimi problemami. - przeprosiła gospodynie Hana. - Opowiedz jeszcze o swojej pracy, byłaś już koło wodospadu? Rośnie tam to wielkie drzewo na którym rosną te różne gatunki orchidei.
- Nie, wcale nie - zapewniła ją Lie. - Więc jeśli chcesz… - Ruchem ręki zachęciła do wyznania.


Hana popatrzyła na nią potem pociągnęła kolejny wielki łyk z butelki. Skrzywiła się, pomyślała chwilę co powiedzieć.
- Czy u was hasło ‘idziemy nad rzekę’ to tajne hasło do ‘wychędoż mnie nad brzegiem’? - spytała Azjatka.
Dorothy parsknęła śmiechem o mało co nie opluwając gościa kawą. Płyn poszedł nie w tę stronę, gdzie trzeba i Ruda zaczęła kaszleć śmiejąc się.
- Nie… to znaczy jeśli chcesz… wszak jesteśmy dorośli.
“Najwyraźniej jednak, tak”, pomyślała Hana zderzając się z inną kulturą, i oceniając ją przez pryzmat swojej. Zaśmiała się udając, że też ją to bawi i spróbowała zmienić temat. - Dużo zostało wam do zbadania?
- Chyba nie zrobił ci nic złego? - Dot zauważyła zamieszanie.
Pokręciła przecząco głową.
- Poczułam się bardzo niekomfortowo, najpierw dał mi tyle rzeczy i zrobił ten wasz obiad. A potem się jakby oczekiwał ode mnie….. przysługi seksualnej. - Hana aż wzdrygnęła się mówiąc to. - Teraz sama nie wiem, próbuje sobie przypomnieć czy to na pewno nie moja wina i czy przypadkiem go nie zachęciłam.
- To nie twoja wina. - Dorothy odstawiła swój kubek. Podeszła do Azjatki, ujęła ją za brodę. - Nie twoja. Rozumiesz?
- Hai, - Przytaknęła Azjatka, temat zrobił się ciężki parę razy próbowała go zmieniać ale Dot nie dała się wbić na inne tory. Hana z braku pomysłów na reakcje sięgnęła po tą obrzydliwą kawę i zajęła się jej dopijaniem.
- No. - Dot uśmiechnęła się przyjaźnie do Azjatki. - Mogłabyś tu naga pradować, a żaden z nich nie mógłby cię tknąć palcem.
Azjatka śmiała wątpić w tę tezę, zwłaszcza że ktoś ją tknął i to jak była naga, ale zamiast dyskutować popiła jeszcze łyk kawy. Nie rozumiała jak oni w taki upał mogą pić dodatkowo gorącą kawę.
- Dużo zostało wam do zbadania?
- To zależy. Każdy ma swoją działkę i badania nie posuwają się w jednakowym tempie.
- Ty jesteś od roślin, kogo macie od reszty?
- Jakiej reszty? - Dot zdziwiła się lekko.
- No, reszty badań - doprecyzowała Azjatka.
- Oł…- Ruda wydała z siebie taki odgłos jakby dopiero teraz zrozumiałam pytanie. - Są tak mało istotne, że nawet nie zwracałam sobie tym głowy. - Ton jej wypowiedzi sugerował, że to naprawdę błahe sprawy.
- Ow.. czyli jesteś właściwie najważniejszym naukowcem tutaj… Właściwie to głupia jestem, mogłam się domyślić po tym całym wyposażeniu. Jak mnie oprowadzali nigdzie indziej takiego nie było.
- Byłaś już u wszystkich?- Lie zainteresowała się.
- Właściwie to nie, ale po rozmiarach namiotów, twój jest największą, no oprócz medycznego to reszta chyba nie jest tak zaopatrzona. Mhm.. Poznałam Doktor Miles, Majora, no Davida, tą starszą panią em…doktor Elsworth, Marco, T, no was ale tylko przez chwile jak mnie wieźliście...o i tego,..- Azjatka próbowała sobie przypomnieć imię ale nie szło więc zaczęła opisywać. - Blondyn, barczysty z miną jak u jakiegoś psychopatycznego maniaka, zadaje pytania jakby kogoś przesłuchiwał..no ten….Douglas!
- I co o nim sądzisz?- Ruda przyjrzała się z zaciekawieniem Azjatce.
Azjatka wzruszyła ramionami. - Nie mam jeszcze opinii, nie minęło dopiero parę godzin i jestem szczerze ciut przytłoczona tym wszystkim. - zastanowiła się chwilę - Ale wszyscy wydajecie się mili.
Ostatnie zdanie wywołało kolejny wybuch śmiechu u rudowłosej kobiety. Bo to był naprawdę świetny żart.
- U ciebie w pracy, też wszyscy są tak mili?- pora było zadać gościowi kilka pytań o niego, a nie tylko paplać o sobie.


Pilotka zastygła, pytanie przypomniała sobie drugiego pilota i trzy stewardessy, które zginęły w katastrofie. Twarz Azjatki wyrażała wstyd i żal. - Byli mili. - Tak dawno nie myślała o tym i o czternastce ludzi którzy nie przeżyło jak samolot runął do oceanu. A ona żyła i miała się dobrze i miało być jeszcze lepiej. Uczucie winy dało o sobie znać.
- Przepraszam - powiedziała cicho Dorothy zastanawiając się co zrobić.
Tym prostym na pozór pytaniem wprowadziła swojego gościa w stan daleko odbiegający od tego jaki zamierzała.
- Tylko znowu nie wpędzają mi się w poczucie winy. - Powiedziała twardo.
Hana zaskoczona taką władczą postawą spojrzała zaskoczona na panią botanik i i przytaknęła z werwą - Yes!
- Bo będę musiała zastosować bardziej radykalne środki - Ruda zagroziła, jednak w wypowiedzi dominował żartobliwy ton.
- Hi hi hi… nie nie będzie potrzeba żadnych terapii wstrząsowych. - przyznała pilotka śmiejąc się widząc i doceniając starania drugie kobiety by poprawić jej humor.
- Major Baker znalazł ci już jakieś zajęcie?- Dot spróbowała pchnąć rozmowę na bardziej neutralny temat.
Pokręciła przecząco głową. - Nawet jeszcze nie wie gdzie ulokować, dopóki nie wyśle mnie z kimś po moje rzeczy. Mam tam namiot, no nie używam go odkąd zamieszkałam w jaskini więc powinien być nadal w dobrej formie.
- Pewnie ma za dużo na głowie - Dorothy dopiła swoją kawę. Zamknęła i schowała butelkę. - Będzie musiał o tym jednak pomyśleć i to bardzo szybko. Na jedną noc to mógłby cię do Kim dać. I tak nie znaleźli i raczej nie znajdą, Lyssy. Co to za pomysły, żeby w taką dzicz samej…- ostatnie zdanie wypowiedziała jakby bezwiednie.
- David mówił że Ona jest ochroniarzem doctor Miles, możliwe że poradzi sobie lepiej niż ja.
- Tak - Dorothy prychnęła. - Ochrona pierwszą klasa co?- pokręciła przy tym głową z dezaprobatą.
- No trochę nieprofesjonalne, że zostawia osoby ochraniane, masz racje. Ty też masz wyznaczonych ochroniarzy na stałe?
- Skąd wiesz?- pani Lie przyjrzała się uważniej swojej rozmówczyni.
- Co wiem? Znaczy że wasza zaginiona miała ochraniać Doctor Miles? David mi powiedział.
- No jasne -Dorothy zaśmiała się.
- Wspomniał też że przez to musieliście zrobić rotacje kto ochrania kogo więc, zrozumiałam że ty też masz swoich własny ochroniarzy.
- Tak jakoś wyszło. - Ruda odparła z uśmiechem na ustach.
- To dobrze. To jest bardzo niebezpieczne miejsce… Głównie spędzacie czas na pracy?
- Mamy bardzo elastyczny czas pracy. - Dot odpowiedziała jej żartobliwie.
- Czy wszystkie mniejsze wyprawy musicie uzgadniać Z Majorem, czy to wy dowodzicie?
- Masz na myśli wyprawy nad rzekę?- w głosie Rudowłosej pojawił się dwuznaczny ton, a w jej oku takiż błysk.
- Raczej wszystkie wyprawy, myślałam że ze mną jest inaczej bo nie jestem częścią waszej ekspedycji.
- A co Ci Baker powiedział?
- Niewiele, bardziej mnie pytał kim jestem, kiedy tu trafiłam, czy mam dowody, żeby to potwierdzić. Dopiero Douglas powiedział, że macie problemy z łącznością i nie możecie się skontaktować ze statkiem i tak naprawdę nie wiadomo kiedy ktoś po mnie przypłynie. Wiem że pojawiliście się niedawno w czasie sztormu. Wasza wyprawa miała trwać miesiąc. Nie chcę oceniać, ale Pan Major wydawał się … niezbyt ucieszony, że ma jeszcze mnie na głowie, więc staram się nie przeszkadzać.
- Jak już mówiłam, Baker znajdźcie ci zajęcie. A wtedy zapytasz go o samodzielne wyprawy poza obóz.
- Cóż powiem szczerze zanim David... no wiesz, to czułam się pewniej ze świadomością że ktoś pilnuje mi pleców.
- Chcesz żeby z nim porozmawiać?
- Z Majorem? Nieee, pewnie ma dużo na głowie
- Z Davidem.
-Owww, emmm, nie wiem… ta cała sytuacja jest... żenująca i nie chcę jej bardziej rozkręcać.
- No to idziemy. - Dorothy chwyciwszy Azjatkę za rękę ruszyła do wyjścia.
-Co? Gdzie? - Odpowiedziała skołowana.
- Wyjaśnić tę sytuację.
Serce Azjatki zaczęło bić w strachu. Konfrontacja z Davidem była niczym przyznanie się do bycia upokorzonym. Japończycy, by nie musieć przyznawać się do swoich porażek i poczucia upokorzenia, mieli ‘seppuku’.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 06-01-2019 o 11:25.
Obca jest offline