Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2019, 14:11   #10
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Boston-Nowy York, 3 września

Ann szybko przypomniała sobie czemu nie lubi podróżować. Hałas pociągu utrudniał skupienie się na lekturze. Przelatujący za oknem krajobraz cały czas przypominał jej o tym, że opuszcza znane jej dobrze miejsce, w kierunku którego nie znała i który wydawał się jej być niebezpieczny.

Nie pozostało jej nic innego jak obserwować swych towarzyszy czasem doczytując po kilka zdań we własnych notatkach. Nigdy nie przebywała tak długo w jednym pomieszczeniu z Lilly. Gdy jeszcze zdarzało się jej podróżować, bywała zazwyczaj pod skrzydłami Emmy. Do tego Jack… Ostatni raz spędzali z sobą tyle czasu gdy była dzieckiem. A teraz, wystrojona przez starą guwernantkę, bo ta mimo iż Lockhart założyła strój podróżny, dopilnowała by miała elegancką, nieco przejrzystą koszulę i jedną ze swoich eleganckich zapinek pod szyją, wypełnioną turkusem idealnie pasującym do koloru oczu antykwariuszki.
- Taak. Policja i odpowiedzialność. Leniwi, tylko siedzieliby na tyłku i zajadali się pączkami – Jack narzekał na niefrasobliwość policji w Arkham, gdzie po rewelacjach w domu Gliera i znalezieniu niewątpliwych oznak włamania, policjant, gruby posterunkowy Jackson który akurat przyjmował zgłoszenie po zadaniu kilku pytań nawet wyraził zainteresowanie, zdawkowo i niemal nie otwierając przymrużonych oczu odpowiedział
- Nie przejmowałabym się tym. Wezwaliśmy ich tylko po to by to nas nie posądzono o włamanie. - Ann odwróciła wzrok od Jacka i skupiła go na mijanym krajobrazie. - Ktokolwiek to był albo znalazł to czego szukał i już dawno nie ma go w Arkham, albo nie znalazł… i wtedy obawiam się, że może chcieć odnaleźć Gliera.
- W takim razie nie możemy zwlekać. Im szybciej dotrzemy do Gliera, tym lepiej. A rzeczy z jego pokoju przypominają mi nieco puzzle. I chyba nie wydaje się, abyśmy mieli wszystkie elementy układanki. Być może nie wyjechał do Aten bez powodu, tylko aby zbadać coś, na co natknęliśmy się u niego…
- właściwie Jack powtarzał pewnie obawy Ann, bo rzeczy znalezione w jego mieszkaniu mówiły tylko o dziwnych zainteresowaniach profesora.
- Jestem niemal pewna, że kontynuował tam swoje badania. - Ann westchnęła ciężko. Jej ojciec był podobny, zbyt chętny do ryzyka jeśli tylko wielkie odkrycie było w pobliżu. - Nie wiadomo jednak czy jakiś element tej dziwnej układanki nie został ukradziony.
- Nawet jeśli, to tylko element. Z doświadczenia wiem, że prace polowe są dużo bardziej owocne niż strzępy informacji w jakichś księgach. Najpewniej w Atenach dowiemy się dużo więcej niż to co miał stary profesor. Ba, czasem da się kontynuować badania kogoś innego, posiadając tylko jego notatki - uśmiechnął się - Wiesz...planowałem podobną eskapadę za jakieś dwa, może trzy tygodnie. Tylko na podstawie kilku artykułów z dziewiętnastego wieku i wzmianki w kwartalniku biologicznym - Jack wyraźnie poczerwieniał.
Lockhart przeniosła wzrok ponownie na swojego towarzysza. Nie zgadzała się z nim. Wiedziała ile potrafią wnieść studia nad księgami i że takie eskapady wynikają zazwyczaj z braku cierpliwości i nadmiernej pochopności. Nie widziała jednak sensu w krytykowaniu człowieka, który jak by nie patrzeć zgodził się bezinteresownie jej pomóc.
- Ten wyjazd do Kanady, o którym wspominałeś na uniwersytecie czy coś innego? - Spytała nie odrywając spojrzenia od mężczyzny.
- Dokładnie to. Znalazłem ślady potwierdzające istnienie pewnej istoty, potocznie zwanej jako Wielka Stopa - uśmiechnął się jakby z dumą - dostałem nawet zielone światło z uczelni, ale póki co, czekam na fundusze. No i moja ekspertka - popatrzył znacząco na ciebie - musi mi potwierdzić, czy moje źródło jest oryginalne. Inaczej profesor Willson nakopie mi ostro za wywalanie funduszy na jakieś mrzonki.
Lockhart przytaknęła.
- Wzięłam z sobą sprzęt. Pewnie podczas rejsu będziemy mieli chwilę bym mogła się pochylić nad tą kroniką. - Ann powstrzymała westchnienie. Poszukiwanie jakiejś bestii… jednak pomysł Jacka był bardziej nierozsądny niż się tego spodziewała. Odruchowo wygładziła swoją suknię, upewniając się, że nie styka się ona z czymkolwiek co mogłoby ją zabrudzić. - Nie obawiasz się, że to niebezpieczne?
- Oh, mam nadzieję, że jest. W końcu po co badać coś, co nie jest w stanie zaszkodzić badaczowi? To nie daje żadnej sławy, przynajmniej nie w Stanach. Paparazzi tylko ziewną i będą fotografować jakąś gwiazdę kina albo piosenkarkę
- Jack jak widać miał plan na życie i święcie w niego wierzył.
Teraz Ann nie zapanowała już nad ciężkim westchnieniem i z dezaprobatą odwróciła wzrok w kierunku okna.
- Osobiście wolę widzieć w gazetach jakieś gwiazdy czy piosenkarki niż mieć świadomość, tego że coś ci może się stać.
Jack popatrzył na Ann zdziwiony - Hmm...gdzieś czytałem, że człowiek ugryziony przez Wendigo posiądzie moc czytania w myślach...więc chyba to dobry pomysł na bycie ugryzionym przez tą bestię - zaśmiał się Jack, próbując ukryć zakłopotanie jej bardzo miłą dla niego deklaracją dziewczyny.
Lockhart chciała zwrócić jego uwagę na to, że w książce, którą znaleźli u Gliera znajdzie bardzo podobne o ile nie jeszcze bardziej absurdalne ciekawostki. Jednak zów ugryzła się w język. Emma tym swoim “tak, pani” wyraźnie dała jej do zrozumienia, że ma nie psuć atmosfery na wyjeździe swoim ponurym nastrojem. Zerknęła na Jacka i powoli przesunęła wzrokiem po jego ciele.
- Z tego co rozumiem, przydomek “Wielka” świadczy o znacznych gabarytach poszukiwanej przez ciebie bestii. - Mówiła powoli ostrożnie ważąc słowa. Nie chciała ukracać dyskusji, ani też urazić towarzysza i przychodziło jej to z wyraźnym trudem. - Gdzie chcia… mógłbyś dopuścić by takie stworzenie cię “ugryzło”? - Mocno zaakcentowała ostatnie słowo, dając znać że jest raczej niewystarczające i powinno zostać zastąpione innym. Była niemal pewna, że ta bestia raczej by coś Jackowi odgryzła i przesuwając wzrokiem ciele niezbyt była w stanie zlokalizować fragment, który powinien spotkać taki los.
- Może w rękę? - zaśmiał się cicho - oby nie gryzło w ogóle - Jack starał się zachować dobry humor.
- Ta wersja chyba też najbardziej mi odpowiada. - Ann uśmiechnęła się nieznacznie. - Cieszę się, że mimo takich planów pojechałeś z nami. Osobiście… nie przepadam za podróżami.
- Ja mam na odwrót. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu. Kilka tygodni w Arkham i już mnie nosi
- pokręcił głową - może to przypadłość wszystkich naukowców, a może tylko tych z Miscatonic.
Ann interesowała bardziej czy brak takiej cechy mógł być powodem, dla którego nie pozwolono by pozostała na uniwersytecie.
- Raczej nie wszystkich, ktoś jednak te książki kiedyś pisze. - Ann zastukała palcem w torbę, w której spoczywała praca Gliera. - Cóż… ja mogę tylko liczyć na to, że sprawy w Atenach uda się załatwić sprawnie.
-Myślisz, że Gliera trzeba będzie wyrywać z więzienia? Cóż...może nie nawywijał tak bardzo, by trzeba było organizować jakieś ucieczki
- uśmiechnął się z przekąsem Jack
- Na pewno będzie trzeba go wykupić, a mam nie najlepszą opinię o załatwianiu spraw z Grekami.
- Ann do tej pory pamiętała batalię jaką stoczyła z kilkoma antykwariatami rozrzuconymi po krajach otaczających basen morza Śródziemnego. Niestety korzystanie z pośredników nie wchodziło w rachubę, a ci ludzie… mieli jakąś dziwną mentalność. - Jestem ciekawa co ukradł.
- Może nie ukradł...może po prostu go z czymś znaleziono -kiwnął głową Jack
- To prawda.
- Ann przytaknęła. - Oby tak było.


Nowy York, 22:30


Ann zajmowała miejsce obok Lily na tyle taksówki, pozostawiając Jackowi użeranie się z kierowcą z przodu. Starała się zająć jak najmniej miejsca by jak najmniejsza część jej stroju stykała się z tapicerką, która pozostawiała w jej mniemaniu, wiele do rzeczenia. Po raz kolejny podczas tej podróży przeglądała pracę Gliera, nadal nie do końca pojmując po co wujek miałby się zajmować czymś takim. Pytanie taksówkarza oderwało ją od lektury, a zdanie, które pojawiło się chwilę po nim sprawiło, że jej twarz wykrzywił grymas. Książki z obrazkami… małe i duże. Jakby słyszała przekupkę na targu.
- Współpracuję z pewnym antykwariatem na terenie Nowego Yorku, może doradzi mi Pan jak najłatwiej się tam dostać z Zielonego Gościńca? - Starała się brzmieć życzliwie, choć najchętniej opuściłaby to zakurzone, zachlapane, przesiąknięte zapachem taniego tytoniu pomieszczenie.
- A adres Pani ma? Albo nazwę? - zapytał taksówkarz uprzejmie, z uśmiechem
- Róg 4’th street i Berry street, Brooklyn. - Ann schowała książkę do trzymanej na kolanach torebki. - Williams books.
- A, to niedaleko. Jakieś pół godzinki jazdy, bo to za rzeką jest. Z pod hotelu będzie pani mieć spacerek do postoju taksówek i najpewniej jakąś pani złapie. Na słupku powinien stać mój kumpel, Paul, proszę o niego zapytać, to da pani zniżkę
- odpowiedział taksówkarz.
- Odniosłam wrażenie, że wspominał Pan iż to niebezpieczna dzielnica. - Ann wydobyła z torebki notatnik i zapisała imię taksówkarza. - Postój jest, w którym kierunku?
-Niebezpieczne? Tak, w nocy
- uśmiechnął się i machnął ręką wskazując kierunek - Antykwariaty nie są otwarte jak chleją dokerzy. Sądziłem, że zajrzy tam pani rano, ale jak pani chce, mogę podwieźć choćby zaraz - zaofiarował się taksówkarz - mosty o tej porze nocy są przepiękne, i widać z nich całe miasto.
- Myślę, że skorzystam z pańskiej porady i zajrzę tam rano. - Lockhart schowała notes i wyjrzała przez okno. - Tylko jakby mógł pan przejechać obok postoju taksówek.
Taksówkarz pokiwał głową i wykonał polecenie Anny tuż przed podjechaniem pod bramę hotelu.


Nowy York, ulica Lafayette 44, hotel Zielony Gościniec, godz 23: 30

Lockhart przez chwile wpatrywała się w opartą o drzewo postać. Ręce miała skrzyżowane na piersi i nerwowo przebierała ukrytymi w rękawiczkach palcami. Nie odpowiadało jej, że są obserwowani, bo i też nie widziała jaki miało to mieć cel. Czyżby to był jeden z ludzi, którzy “przeszukali” mieszkanie Gliera? Podeszła do stolika, na którym znajdował się telefon i wybrała wewnętrzny numer pokoju Jacka.
- Halo? - głos po drugiej stronie słuchawki był lekko zaspany, jakby dopiero co obudzony.
- Chyba ktoś nas obserwuje. - Ann bez oporów podzieliła się swoim spostrzeżeniem. - Gdybyś się szybko zebrał mógłbyś go zobaczyć ode mnie z pokoju. - Ann zerknęła w kierunku okna ciekawa czy tamten mężczyzna nadal znajduje się na swoim posterunku.
Ann zobaczyła jedynie wybiegającego na ulicę Jacka, który rozejrzał się, przeszedł się nawet kilka razy wzdłuż ulicy, po czym kręcąc głową wrócił do hotelu. Po kilku chwilach usłyszała jego kroki na korytarzu i pukanie do drzwi
-Ann? Wszystko w porządku? -
Lockhart odłożyła słuchawkę i przez chwilę obserowała swojego znajomego ciekawa co też planował osiągnąć takim posunięciem. Zerknęła na wiszący w szafie żakiet i zastanawiała się czy powinna go założyć na cienką koszulę nim Jack wpadnie na pomysł by trafić do jej pokoju. Uznała, że nie jest to konieczne.
- Oczywiście, wejdź. - Nie ruszyła się od okna zerkając na opuszczone teraz drzewo. Ciekawe czy tamten mężczyzna pozostawił niedopałki… może warto było się tam przejść?
Jack wszedł do pokoju, rozglądając się na boki - Ann, nikogo tam nie ma. Może to jakiś doker był? Podobno jest ich tu pełno o tej porze, choć jak wybiegłem na zewnątrz, ulica była spokojna - wyjaśnił i podszedł do okna - gdzie on stał dokładnie?
Lockhart wskazała drzewo.
- Widziałam go też na Boston Butler Station. - Ann przyjrzała się stojącemu obok Jackowi. - Co chciałeś osiągnąć wybiegając tam?
- Hmm...może dorwać go i sprawdzić kim jest i dlaczego nas obserwuje?
- zastanowił się przez chwilę - w sumie, masz rację. To byłoby dziwne… - mruknął i wzruszył ramionami - to był ciężki dzień, a jutro też będzie pracowicie. Odpocznij. To pewnie nikt ważny. Może po prostu przystanął jakiś przechodzień...to duże miasto. Może jechał tym samym pociągiem co my i to przypadek - popatrzył troskliwie na kobietę.
Ann przytaknęła ruchem głowy.
- Nie podobał mi się. - Mruknęła podchodząc do stolika, na którym pozostawiła przeglądaną kronikę. - Miał oczy mordercy.
Jack nie wiedział co odpowiedzieć. Najwyraźniej nie podzielał obaw dziewczyny - Myślę, że zamknięcie pokoju na klucz nie zaszkodzi. Taksówkarz wspomniał , że wielu się tu będzie kręcić, ale jak widzisz, nie ma go już. Może go przepłoszyłem, a może poszedł szukać szczęścia gdzie indziej. Dam znać portierowi na dole, by zerknął od czasu do czasu na zewnątrz i dał mi znać, jak pojawi się znów ktoś podejrzany. Chociaż z drugiej strony, kipisz w domu Gliera nie zrobił się sam. Ale to nie znaczy, że nie dadzą się nam wyspać, kimkolwiek są - uśmiechnął się do Ann i szykował się do wyjścia - potrzebujesz czegoś z hotelu?
- Nie. Dziękuję. Popracuję chwilę i też będę się kłaść. - Lockhart podeszła do drzwi by zamknąć je za mężczyzną. - Dobranoc.
- Dobranoc Anno
- Jack zszedł schodami na dół a Ann mogła słyszeć pstryknięcie jego zapalniczki, kiedy zapalał papierosa.
Kobieta pokręciła ze zrezygnowaniem głową i zamknęła drzwi na klucz. Przez chwilę stała pod drzwiami rozglądając się po pokoju i zawiesiła wzrok na spoczywającej na stoliku książce. Nadal była zirytowana. To utrudniało pracę. Czuła, że jeśli nic nie zrobi będzie miała problemy z zaśnięciem. Założyła żakiet i wyszła z pokoju zamykając go na klucz. Kto wie może Jack jeszcze pali.
Stał w portierni, przy ladzie, czekając najpewniej na portiera. Patrzył przez okno na ulicę, jakby pilnował, czy podejrzany osobnik nie wróci. Wydawało się to nieco dziwne, bo Jack właściwie nie wiedział, jak wygląda podejrzany osobnik, w związku z czym wydawało się Annie, że będzie przyglądał się podejrzliwie każdemu z ludzi którzy przechodziliby koło hotelu.
- Chcę podejść do tego drzewa. - Powiedziała mijając Jacka i nie czekając na jego reakcję wyszła na ulicę i rozejrzała się. Wątpiła by mężczyzna o zimnych oczach nadal tu był, ale nie zaszkodziło by się upewnić. Była ciekawa skąd Emma może mieć znajomych, którzy zakładają lokale w tego typu dzielnicach.
Ann nie znalazła żadnych śladów pod drzewem pod którym ukrywał się wcześniej mężczyzna. Wiatr rozwiał już nawet papierosowy dym i potrzeba byłoby chyba dobrego psa tropiącego, by wywęszyć tajemniczego nieznajomego. Jack wyszedł za nią, rozglądając się wzdłuż ulicy - mógł odejść w kilka sekund - zawyrokował wskazując pobliskie uliczki, ciemne i wąskie, prowadzące w stronę doków, nad którymi górowały widoczne z oddali portowe dźwigi i rusztowania.
- I pewnie to zrobił gdy zobaczył wybiegającego z hotelu, rosłego, zaspanego mężczyznę. - Ann oparła się o drzewo i spojrzała na budynek, w którym mieli spędzić noc, ciekawa co też mógł widzieć tajemniczy obserwator.
Każdy, kto stanąłby w miejscu, w którym stała w tej chwili Anna mógł spokojnie obserwować zarówno okno pokoju Ann, jak i okno pokoju Jacka. Co ciekawe, portier również mógł obserwować to, co działo się pod drzewem. Ann doskonale widziała go, jak wpisywał jakieś dane do porozkładanych na ladzie dokumentów.
- Portier był na miejscu, gdy wybiegałeś na zewnątrz? - Lockhart odsunęła się od drzewa i ruszyła z powrotem w kierunku hotelu ostatni raz rozglądając się po ulicy.
- Był… - mruknął i pokiwał głową, rozumiejąc plan Anny - mógł coś widzieć - Jack wszedł z powrotem do hotelu zamierzając rozpytać portiera.
- Może będzie wiedział czy to ktoś z tutaj, przynajmniej jedną ewentualność byśmy wykluczyli. - Ann dała się przepuścić w drzwiach i weszła razem z Jackiem do budynku.
- Coś się stało? - portier podniósł wzrok znad dokumentów. Widać było, że jest zmęczony lub znudzony. Albo i jedno, i drugie. Jack popatrzył na Annę, czekając, aż powie o co chodzi.
- Przepraszam. - Ann uśmiechnęła się do portiera. - Zaniepokoił mnie pewien mężczyzna obserwujący mój pokój. Stał tam. - Wskazał przez drzwi, drzewo o które jeszcze niedawno sama się opierała. - Czy widział go Pan może?
Portier spojrzał na ulicę i pokręcił głową - Niestety. To duże miasto. Wiecznie ktoś patrzy na budynki, przechodzi ulicami, głównie dokerzy. Wie pani, taka dzielnica, niestety. Ale proszę go opisać, będę zerkał co jakiś czas i dam znać jak się pojawi - zapewnił portier - bezpieczeństwo naszych gości naszym priorytetem - powiedział uśmiechając się.
- Szkoda, odniosłam wrażenie, że stał tam i palił dłuższą chwilę.
- Anna opisała mężczyznę, którego widziała na stacji w Bostonie.
Portier kiwnął głową - Będę go wypatrywał - potwierdził portier.
Ann przytaknęła, choć miała spore obawy o “wypatrywanie” tego mężczyzny. Skoro nie zwrócił uwagi na osobę, która przez jakiś czas stała i wpatrywała się w hotel, to jej pojawienie się później też może przeoczyć.
- Dziękuję. Wobec tego dobrej nocy. - Idąc w stronę schodów pozwoliła sobie na ciężkie westchnienie. Irytowało ją, że nie może nic zrobić.
 
Aiko jest offline