Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2019, 14:24   #11
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Nowy York, 4 września, 9:00

Lockhart obudziła się rozdrażniona. Tak jak się spodziewała miała problemy z zaśnięciem, a gdy sięgnęła po lekturę, pochłonęła ją ona na tyle, że jeszcze kilka godzin spędziła czytając. Do tego ułożenie włosów po takiej noc graniczyło niemal z cudem.
Ann w pierwszej chwili pomyślała, że książka traktuje o jakichś pradawnych, pogańskich kultach ,ale kapłani egipscy przywołujący tajemnicze istoty z innych planów zakrawało w pierwszej chwili na jakąś fantastykę. Jednak przekazy, dosyć sugestywnie przedstawione powodowały, że kobieta jakby instynktownie wiedziała, że w tych bluźnierczych opowieściach jest sporo prawdy. Czytała o Hasturze, pradawnej istocie ukrytej w panteoni egipskim, któremu ogoleni na łyso kapłani oddawali cześć. Bóstwo używało tajemniczych Byakhee, podobnych do wielkich ciem, ale nie będących żadnym znanym na świecie motylem. Ani ptakiem, ze względu na skórzaste, ogromne skrzydła nie były też żadnymi nietoperzami. Była to obca rasa, podobno zamieszkująca zimną pustkę kosmosu, żywiącą się zaś najdelikatniejszym mięsem śmiertelnych istot...kobieta tak wkręciła się w czytanie tych przedziwnych historii, że po pewnym czasie jej umysł, broniąc się od czytania o składanych żywcem ofiarach, po prostu się wyłączył. Ann obudziła się rano, z omdlenia, a książka leżała obok łóżka. Czuła strużkę potu spływającą po czole.. czy to był koszmar? Czy może… tak bardzo nie chciała wierzyć by to mogło być prawdą. Jednak wszystkie puzzle zaczynały niepokojąco do siebie pasować. Usiadła wyprostowana na łóżku i wzięła kilka głębszych oddechów, starając się uspokoić. Musi się obmyć. Szybko.

Sytuację ratował fakt, że Lily zadbała o to by jej garderobę przeprasowano, a śniadanie podano punktualnie. To i dobra kawa, sprawiły że nie posyłała wszystkim morderczego spojrzenia i była w stanie nawet myśleć optymistycznie o zbliżającej się wizycie w antykwariacie.
- Od dłuższego czasu współpracujemy z Wilhelmem. - Powiedziała do swych towarzyszy po tym jak wyruszyli na poszukiwanie postoju taksówek. - Wspaniale sobie radzi z wyszukiwaniem starodruków.
- A jakie nas interesują? - zagadnął Jack. Lily tylko uśmiechnęła się, nie wiedząc o co w ogóle chodzi.
- Czytałam w nocy pracę Gliera… szukam czegokolwiek co mogłoby mi pomóc w zrozumieniu jego postępowania. - Westchnęła ciężko na wspomnienie stanowczo zbyt krótkiego snu.
-Aż taka ciekawa ta praca Gliera? - zapytał z powątpiewaniem Jack - odniosłem wrażenie, że staruszek nieco przekoloryzował - uśmiechnął się - za to te symbole wyglądają mi na hieroglify. Można by popytać kustosza z muzeum, może ma jakieś opracowania na ten temat - poradził Jack.
- Przyznam… że niepokojąco te rzeczy… spostrzeżenia Gliera, do siebie pasują. - Ann westchnęła ciężko i rozejrzała się po okolicy jakby spodziewając się, że gdzieś, kątem oka dojrzy znów mężczyznę o nieprzyjemnym spojrzeniu. Wolała nie opowiadać Jackowi o swoim omdleniu. - Planowałam się wybrać do muzeum po wizycie w antykwariacie.
- Wydajesz się niewyspana. Wszystko w porządku? - zatroskał się Jack.
- Chyba źle się wczoraj poczułam… to pewnie przez te emocje. - Lockhart oderwała wzrok od mijanych budynków i skupiła się na tym co przed nimi. Powinni być niedaleko tego postoju.
Taksówki istotnie były niedaleko. Ledwo przeszli kilkadziesiąt kroków, wąską, i nieco zaśmieconą o tej porze dnia ulicą a już znaleźli rozległy deptak nieopodal portu, i kilka taksówek stojących przed portowymi budynkami. Szybko znaleźli też Paula, poleconego im wcześniej kolegę taksówkarza z dnia wczorajszego. Sympatycznie wyglądający, nieco otyły, szpakowaty taksówkarz uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Dzień dobry… polecono nam Pana wczoraj. Pana kolega Billy zaręczał, że będzie Pan nas w stanie dowieźć do pewnego antykwariatu. - Lockhart podała mężczyźnie adres, pod który się wybierali.
- Jasne! To za Eastriver. Przyjemna okolica. Zapraszam. - uśmiechnął się czując dłuższy kurs i po chwili mknęli już ulicami Nowego Yorku. Antykwariat okazał się całkiem sporym budynkiem. Kilka pięter kamienicy zajmowały wszelkiego rodzaju antyki, choć wzrok Ann przykuwały głównie książki.
Lockhart już kusiło by zanurzyć się między regały i wyłapać co cenniejsze skarby, uznała jednak, że wypada się przywitać z korespondencyjnym znajomym. Rozejrzała się w poszukiwaniu kogoś z obsługi. Odnalazła jakiegoś młodego chłopaka, który najwyraźniej zajmował się układaniem nowych nabytków.
- Szukam Pana Williamsa. - uśmiechnęła do młodzika, zerkając z zainteresowaniem na wykładane przez niego woluminy.
- Zawołam. Jest gdzieś na piętrze - młodzik wyglądał, jakby dawno nie spał lub nie miał specjalnego kontaktu z rzeczywistością. Wzrok prawdziwego mola książkowego. Jednakże wypełnił swoje zadanie, sprowadzając sympatycznego jegomościa, mniej więcej około sześćdziesiątki
- Dzień dobry. Czym możemy pani służyć? - krzaczaste brwi pana Williamsa uśmiechnęły się wraz z jego ustami.
- Jestem przejazdem w Nowym Yorku i postanowiłam, że odwiedzę Pański antykwariat. Ann Lockhart. - Kobieta z uśmiechem wyciągnęła dłoń do właściciela obiektu. Pozwoliła by mężczyzna zamarkował pocałunek na jej rękawiczce. Przez chwilę pozwoliła sobie na to by wymienić się z Williamsem uprzejmościami. Podziękowała za ostatnią przesyłkę i dyskretnie wykręciła się od odpowiedzi za ile udało się jej sprzedać ją dalej. O ile Whiliam miał bardzo dobre oko do wynajdywania starodruków, to na szczęście dla niej miał problemy z ich dokładnym wydatowaniem. - Szukam obecnie pozycji dotyczących astronomii i dawnych pism. Hieroglify, umarłe języki…. mogą być dawne mapy nieba.

Wraz z Williamsem ruszyła między regałami przyglądając rozmieszczonym na nich książkom. W większości były to rzeczy ładne ale niezbyt wartościowe. Reprinty dawnych prac. Dużo współcześniejsze wydruki masowe, które w lepszym stanie można było spotkać w miejscach takich jak to, a w gorszym, na każdym pchlim targu. Pozwoliła się zaprowadzić do części, w której rozwieszono odnalezione przez Whiliama i jego ludzi mapy. Lockhart z uwagą zaczęła przeglądać wielkie szuflady wypełnione starannie ułożonymi starodrukami i reprintami. Szukała mapy nieba zbliżonej wiekowo do tej, którą znaleźli w domu Gliera.

Po zapoznaniu się ze zdobyczami antykwariusza i kilku życzliwych komentarzach dotyczących kolekcji, przeszli z powrotem do regałów z książkami. Właściciel pokazał jej miejsce, w którym będzie mogła odnaleźć poszukiwane przez Lockhart książki i pożegnał się z nią. Wzrok Ann przesuwał się po wysokim regale, rozpoznając książki już po wybarwieniu okładek i fontach jakimi były opisane. Wydobyła dzieło Gliera i zaczęła wertować kolejne książki, które pomogłyby jej w dalszej analizie tego dzieła. Zdecydowała się na jeden z tomów autorstwa H.A.Wallisa Budge`a. Pozwoliła sobie na to wybrać dosyć ładne, dobrze zachowane wydanie i ruszyła dalej. Williams pokazał jej przed odejściem gdzie odnajdzie dział dotyczący astronomii.

Przechodząc pomiędzy regałami niemal się potknęła, bo jej niedowierzający wzrok ugrzązł w niepozornej książeczce wciśniętej pomiędzy inne tomy z poezją angielską. Szybko poprawiła kok upewniając się, że nikt nie dostrzegł jej nieeleganckiego zachowania i odłożywszy swoje dotychczasowe znaleziska na jeden z licznych w antykwariacie stolików, sięgnęła po niepozorną książkę. Nie pomyliła się! Szekspir. Tak jak się spodziewało wydanie było z tego samego roku co Hamlet, którego sprzedała niedawno pewnemu nawiedzonemu brytyjskiemu kolekcjonerowi. Wysunęła dłoń z rękawiczki i ostrożnie sprawdziła szwy i stan okładki, po czym wydobyła wsuniętą do środka karteczkę z proponowaną ceną. Nie była niska… tak jak się spodziewała całkiem trafna, biorąc pod uwagę miejsce, w którym ją znalazła, jednak gdy znało się osobę, której bardzo zależało na skompletowaniu kolekcji… mogła się okazać dużo cenniejsza. Ann powstrzymała cisnący się na jej twarz uśmiech. Może choć odrobinę podreperuje fundusze po zakupie biletów do Aten. Wzięła tomik powtarzając sobie, że po wizycie w antykwariacie będą musieli na chwilę wrócić do hotelu… na dłuższą chwilę.

Wyposażona już w trzy zdobycze dotarła do regałów z działem astronomia i szybko zlokalizowała Podręcznik C.Younga. Dopiero w tym momencie zorientowała się, że chodzi po antykwariacie sama. Zamarła ściskając w dłoniach odnalezione książki i mapę. Powinna dotrzeć do kasy. Lily i Jack pewnie tam na nią czekają... tylko nagle powróciło wspomnienie pewnych chłodnych oczu. Kim był tamten mężczyzna i czemu aż tak niepokoiło ją jego spojrzenie? Spokojnym krokiem, starając się nie rozglądać co chwilę ruszyła w kierunku znajdującej się przy wejściu lady, przy której można było dokonać płatności.



Nowy York, ulica Lafayette 44, hotel Zielony Gościniec, godz 11:30
Powrót do hotelu może nie był najbardziej ekonomicznym rozwiązaniem, ale Lockhart chciała mieć spokój podczas ustaleń z klientem i antykwariatem. Zaproponowała swoim towarzyszom wspólne zjedzenie lunchu w Zielonym Gościńcu w okolicy godziny pierwszej i skupiła się na jak najsprawniejszym załatwieniu sprawy i przygotowaniu przesyłki do antykwariatu. Chciała jeszcze zdążyć do tego muzeum i czuła dziwną presję by jednak umożliwić Lilly zobaczenie co nieco Nowego Yorku.

Na szczęście Emma radziła sobie już z takimi sytuacjami i zapewniła, że zadba by przesyłka została przekazana przez znajdujący się w pudełku adres. Lockhart musiała tylko wykonać nieco dłuższy i mniej przyjemny telefon do klienta, podczas którego dogadała ostateczną cenę i czekało ją jedynie zapakowanie cennej książki i nadanie jej z pomocą recepcjonisty. Wynagrodziła swoim towarzyszom konieczność oczekiwania, dokupując do lunchu kilka smakołyków i zamawiając taksówkę, która już bezpośrednio z hotelu miała ich zawieźć do muzeum.

Nowy York, Muzeum Naturalne, godz 14:00


Gdy tylko dotarli na miejsce Lockhart zwolniła Lily wręczając bilet do muzeum i mówiąc, że ma dwie godziny dla siebie i umówiła się na spotkanie przy kasach.
- Planuję wypytać nieco o materiały z domu Gliera. - Powiedziała Jackowi pozostawiając mu decyzję czy się do niej dołączy.
- Pójdę z tobą. Na wszelki wypadek. - uśmiechnął się przepraszająco - poza tym byłem w tym muzeum i może nie zabłądzę tym razem… - mruknął Jack kładąc na ladzie biletowej banknot i zamawiając kolejny bilet - No to co...idziemy?
Ann przytaknęła i weszła na teren wystawy. Już spacerując alejką otoczoną pierwszymi obiektami wystawowymi przyjęła podane przez jacka ramię i zaczęła się rozglądać. Musieli dotrzeć do części egipskiej… potem antyk. Najlepiej jakby udało się im zlokalizować kustosza albo innego naukowca odpowiedzialnego za wystawę.
Muzeum było ogromne. Fakt, że nie było sposobu ogarnięcia całości bez jakiejkolwiek pomocy był jasny, kiedy tylko Ann spojrzała z linii kas na kierunki zwiedzania, i całkiem sporą broszurę dodaną do biletu. Ponad czterdzieści stałych wystaw, kilkanaście budynków, połączonych przejściami podziemnymi lub łącznikami tworzyło wielki kompleks muzealny zajmujący sporą część kwartału ulic. Przejście, czy chociażby odwiedzenie każdej wystawy z osobna zajęłoby sporo ponad godzinę. Na całe muzeum nie wystarczyłoby chyba tygodnia i Jack wyraźnie pobladł, widząc ponownie stertę kartek, pokazujących najciekawsze trasy do zwiedzania.
- A, do diabła z tym – mruknął wsuwając kartelusz do tylnej kieszeni spodni – poczekaj tu, zaraz wrócę – powiedział i poszedł w kierunku pomieszczenia z tabliczką "Dział naukowy". Po kilku minutach wyszedł z powrotem do hali, prowadząc niewysokiego, sympatycznie wyglądającego jegomościa, nieco przy kości, w szarym garniturze. Jego łysinka błyszczała w świetle lamp, umieszczonych na suficie hali, a inteligentny, nieco zmęczony wzrok wbił się w Ann
-Ann? Poznaj profesora Franka Harrisa, opiekuna działu archeologicznego - przedstawił naukowca.
- Ann Lockhart. - Antykwariuszka przedstawiła się z uśmiechem starszemu mężczyźnie. To były te momenty, które ją potwornie irytowały. Nie była pracownikiem naukowym, więc nie mogła zrobić tego co zrobił Jack. Teraz jednak powinna się uśmiechać i cieszyć tym, że może czegoś się dowiedzą. - Czy.. czy będzie Pan mógł nam pomóc?
- A z czym konkretnie mają państwo problem? - zapytał grzecznie profesor cmokając Annę w rękę z rewerencją.
- Mamy… dzieło, w którym pojawiają się znaki, których nie jestem w stanie przyporządkować konkretnym hieroglifom lub symbolom. - Lockhart cofnęła dłoń i wydobyła z torby książkę, w której trzymała obecnie złożony reprint mapy i list od Valikovskiego.
- Doprawdy? Och...symbole - profesor był pełnokrwistym badaczem i teoretycznie mógł wymówić się brakiem czasu...ale widok nowej zagadki pogrążył go niczym dzieciaka widzącego nową zabawkę, w dodatku całkowicie za darmo - popatrzmy… - mruczał grzęznąc w problemie -Może nie stójmy tak w tym holu? - zaproponował Jack puszczając oko do Ann - Oh, racja. Zapraszam. I tak zdaje się potrzebna będzie biblioteka - to mówiąc profesor zaprowadził oboje do swojego gabinetu, dużo schludniejszego niż gabinet starego Grunwalda, a zdecydowanie bardziej uporządkowanego niż spustoszone biuro Gliera, co mogło być miłą odmianą. Pokój pełen był regałów zastawionych książkami, a w rogach pomieszczenia stały drewniane rzeźby, najpewniej afrykańskiego pochodzenia. Ann od czasów gdy wybierała się do muzeów z ojcem nie wchodziła do części technicznej. Rozglądała się więc po pokoju z zainteresowaniem, przyglądając się tytułom znajdujących się tu książek. Jej wzrok przesuwał się po wytłoczonych na okładkach literach.
Kolekcja książek profesora nie zawierała niczego wartościowego dla antykwariusza. Różnego rodzaju miesięczniki, kwartalniki i monografie dotyczące bardzo szerokiego spektrum wiedzy, od astrologii, po religie i nawet fantastykę naukową. Właściwie każda sfera działalności człowieka miała jakieś miejsce na półce profesora, pod postacią jakiejś książki.
Ann sięgnęła po jeden z ostatnich numerów czasopisma Science News i przekartkowała je. DO tej pory dostawała prenumeratę ojca, za którą co roku płaciła, jednak nigdy nie było chwili by zagłębić się w tą lekturę. Gdy profesor odezwał się odłożyła gazetę i podeszła do stołu, na którym rozłożył przyniesione przez nią przedmioty.
- Hmm...dziwna sprawa. Gliere...hah, praca znajoma. Koncepcja wydawała się ciekawa, jakoby zmiany klimatyczne dawały się wytłumaczyć inaczej niż naturalnymi procesami natury. Odpowiedzialni za to mieli być zdaje się jakieś mityczne istoty, kosmici. Cóż...ale widzę, że ten rosyjsko brzmiący jegomość najwyraźniej w to wierzył, i chyba zdaje się współpracował. Co mają to tego weddowie...cóż, badanie aborygeńskich kultur nie jest obecnie zaawansowana, a o tym Velikowskim nie słyszałem – profesor spojrzał na gwiezdną mapę i zmarszczył brew – Hmm, z tą mapą...coś nie jest tak. Jakby brakowało tam gwiazd. Albo są inaczej ułożone... - mruknął i podszedł do jednego z regałów, wyciągając z półki książkę o astronomii i otwierając po chwili na zdjęciu w środku książki – o, od razu widać różnicę – pokazał ołówkiem jeden róg mapy. Ann wydobyła swój notes i przyglądając się wskazywanym przez profesora znakom powoli zapisywała ich znaczenie jedynie wskazując lokalizację na szybkim szkicu. – a to...- wskazał na odręcznie robione zapiski na marginesach dzieła Gliera – to są hieroglify egipskie. Można by to przetłumaczyć jako “Stary”, “Niebiański” lub “Niebo”, i “Zimny” lub “Mroźny”. Tu są kolejne– pokazał profesor – i wyglądają jak..."Jedni" lub może, "jedyni", potem mamy "kręcić się" albo "wirować". Tu kolejny symbol – przewrócił kartkę – "miasto" i to bez wątpienia. Potem to.– wskazał – "górny" albo "wyższy". Ale może być też w niektórych kontekstach "czubek" lub "szczyt" – podrapał się po głowie profesor, najwyraźniej biegły w egiptologii – “Akhteaten”....”grobowiec”, “wschód słońca”, “tajemnica” – palce profesora śmigały po kolejnych symbolach na marginesach, omijając jednak wiele z bazgrołów, najwyraźniej niezrozumiałych dla badacza. Palec profesora zatrzymał się na jednym symbolu, wyglądającym jak hieroglif, jednak Ann miała nieodparte wrażenie, że pasował on nieco opisem do istoty, o której wspomniano w drugiej książce Gliera, którą zdążyło się jej przejrzeć, a której treść była niepokojąca, dziwna i w ogóle niezrozumiała.- Sprawa wygląda zagadkowo, ale właściwie, poza przedziwną mapą, którą najchętniej bym sam zbadał, wydaje się, że profesor analizował stare podania, być może stare zapisy i próbował potwierdzać swoje teorie które zawarł w tej książce. Może warto byłoby go zapytać? - profesor patrzył na kartelusz z tajemniczym symbolem w kształcie krzyża maltańskiego – wskaźnik do mapy, ale jakiej? Pamiętam, jak w młodości bawiliśmy się w zagadki. Takie krzyże pokazują cztery kierunki świata, a X oznacza miejsce ukrycia. – uśmiechnął się staruszek.
- Też bawiłam się w podobne rzeczy… z moim ojcem. - Lockhart usiadła przy stole i już w wygodniejszej pozycji zaczęła dopisywać spostrzeżenia profesora. - Mam nadzieję, że uda nam się spotkać z Glierem i omówić jego pracę.
- A czego konkretnie państwo szukają? - zainteresował się profesor - może któryś z działów w naszym muzeum mógłby być pomocny?
- Miałam nadzieję, że ta mapa może coś zdradzi… - Ann zerknęła na torebkę, w której znajdowała się książka wujka. Była ciekawa czy to tego, co oznaczono na tej mapie szukał włamywacz. - Czy ten znak. - Wskazała na symbol przetłumaczony przez Harrisa jako “tajemnica” - ma jeszcze jakieś inne znaczenia?
- Większość ma inne znaczenie. To piktogramy. Jeśli znajdziecie konkretny zapis, taki ciąg piktogramów to będzie można powiedzieć więcej. “Zakryty” lub “Ukryty” a nawet w niektórych przypadkach “niewidzialny” - profesor przytaknął , zdejmując okulary i wkładając do ust jeden koniec oprawki, pogrążając się w myśleniu.
- Czyli prawdopodobnie to taki... rebus? - Ann dopisała przy wskazanym znaku kolejne słowa. - W zależności od układu może znaczyć coś zupełnie innego?
- Być może. Albo rodzaj szyfru, który zastosował profesor. - naukowiec wciąż gryzł swoje okulary, w zamyśleniu.
- Coś Pana niepokoi, prawda? Spotkał się Pan kiedyś z czymś podobnym? - Ann zerknęła na milczącego Jacka, ciekawa co on o tym wszystkim sądzi.
- Hmm...po prostu wygląda to nieco dziwnie, jakby ktoś próbował istotnie sprawdzać swoje teorie za pomocą egipskich symboli. Są tu też takie, których po prostu nie rozpoznaję. Jakby podobne, ale jak dla mnie nieczytelne. - profesor wskazał na jeden z symboli, który Ann kojarzył się nieco z opisanym w “Nienazwanych Kultach”.
- Rozumiem… a kojarzy się Panu z jakimś dawnym pismem? Wydaje się niewiele różnić od pozostałych. - Lockhart wskazała na pozostałe symbole. - Oczywiście gdy patrzy na to laik.
- Niespecjalnie z jakimś konkretnym. Podobne do pisma egipskiego, ale symbole obce. A laikiem bym się nie nazwał. - powiedział cicho i zamyślił się - na pewno warto o te symbole zapytać tego, kto je zrobił. Gdzie jest profesor Gliere? Bo widząc was tutaj, pewnie nie jest dostępny? - uśmiechnął się lekko.
- Obecnie przebywa w Europie i jest z nim utrudniony kontakt. - Lockhart złożyła mapę i list by schować je z powrotem do torby.
- Hmm...szkoda. Być może któraś z naszych wystaw mogłaby okazać się pomocna, choć nie kojarzę, aby takie pismo było na którymś z eksponatów. Ewentualnie, pan Grunwald wie, gdzie jest nasza biblioteka. Jest do państwa dyspozycji, jeszcze przez jakieś dwie godziny - profesor spojrzał na zegarek - Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? - popatrzył pytająco na Ann i Jacka
- Nie będziemy zajmować Panu czasu. gdyby mógł nam Pan tylko powiedzieć, gdzie znajdziemy Pana Grunwalda. - Lockhart zapięła torbę upewniając się, że żadne ze znalezisk i notatnik z niej nie wypadną.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 07-01-2019 o 14:29.
Asmodian jest offline