Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2019, 12:10   #144
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację

Burdele nie były jego specjalnością i elf pozwolił Haraldowi działać. Czuł, że nie jest tu potrzebny, a ostatnie wydarzenia w przedziwny sposób wiążą się ze sobą. Całe miasto śmierdziało już chaosem, rozpustą i rozpaczą. Jak zepsuty owoc, lub gnijące mięso. Czarodziej nie dziwił się podejściu starych ras. Krasnale, mimo ich prymitywizmu, okazywali się w tej materii całkiem praktyczni. Tak jak ludzcy łowcy czarownic, którzy wpierw palili do gołej ziemi, a potem zadawali pytania. Gdyby ktoś w tej chwili zapytał elfa o zdanie, usłyszałby, że należy ludność ewakuować, a miasto spalić do fundamentów. Armia która szła na miasto nie potrzebowała żadnych zasobów, poza takimi, co chodzili właśnie na dwóch nogach i próbowali cokolwiek zdziałać.

Na rozwiązywanie spraw ludzi, nie miał ani doświadczenia, ani predyspozycji. Był elfem, a tu traktowano jego rodzaj co najmniej podejrzliwością i obrzucenie mu płaszcza guanem jakiegoś zwierzęcia nie byłoby najgorsze. Mogłoby być gorzej, i mogło go spotkać to, co spotkało Coruję, choć pewnie ludziom chodziło o jej ciało, czarodziej wolał nie myśleć do czego mogły ludziom przydać się części ciała czarodzieja? Na komponenty do plugawych zaklęć? Może egzotyczny przysmak na stół jakiegoś degenerata? Elf słyszał rozmaite opowieści o moralnym rozkładzie psującym cywilizację ludzi i w tej chwili, będąc w lokalnym przybytku rozpusty ten rozkład widział.
Puścił mimo uszu prowokacyjną wypowiedź jednej z dziwek. Nie było sensu reagować, kiedy ta nieszczęsna istota nie była świadoma do kogo to mówi, i jaki los ją czeka.

"Kolejny elf" pomyślał Faeranduil widząc przedstawiającą się Coruję, której kiwnął głową.
- Faeranduil – rzucił krótko, wiedząc, że nie ma czasu na konwenanse. Było mu smutno, bo zakładana przez większość przewidywań i praw logiki zagłada miasta pochłonie kolejne elfie istnienie. W imię wygody i bezpieczeństwa ludzi, którzy w chwili zagrożenia, oddawali się jedynie przyjemnościom i nie byli zdolni do poświęceń. Zacisnął wargi w grymasie złości i słuchał przez chwilę toczącej się rozmowy, co jakiś czas spoglądając na niebo.

Było zachmurzone, ciemne i nie pokazywało elfowi przyszłości. Istota, która zbliżała się do miasta rozstawiała już swoje pionki, i być może fakt, że tak wiele niepokoju zostało rozbudzonego w okolicy, było jedynie częścią jego planów. "Może jedynie rozprasza nas na drobnostkach, aby miasto łatwiej wpadło w jego łapy? Może karmi się strachem i chaosem jaki wywołuje?" dywagował elf w myślach rozważając kilka opcji. "On jest najsłabszym punktem swojego planu. Chcesz zabić węża, celuj w jego głowę" brzmiało stare powiedzenie w jego klanie. Czas uciekał, i nie zostało go już wiele do działania. Plan opracowywany przez jego towarzyszy miał sens. Niestety, niewiele mógł zrobić aby im pomóc, a wręcz czuł, że jego obecność tam będzie marnowaniem być może jednej, jedynej szansy na ocalenie tego zgniłego i pogrążonego w chaosie miasteczka. Jakiś impuls kazał mu walczyć do końca. Zmęczony magią opata, szukaniem trupów, projekcjami, czuł, że walka nie jest skończona, a wysiłek włożony dotychczas w rozwikłanie zagadki zostanie zaprzepaszczona. Nie wiedział, ile czasu kupi mieszkańcom ich ewentualne zwycięstwo, ale należało spróbować. Po odłączeniu się Elsy, był jedynym czarodziejem w osadzie.
"Odpowiedzialność..." pomyślał przełykając w myślach to słowo niczym gorzką pigułkę.

- Zbliża się chwila próby, i moja obecność wśród pospolitych kryminalistów nie ma sensu. Jeśli znajdujecie czas na ratowanie kilku dodatkowych istnień, to dobrze. Róbcie, co do was należy i postarajcie się nie zginąć na marne. Spotkamy się niebawem – powiedział niskim, spokojnym głosem, kiwnął głową reszcie i podążył do karczmy, z której zamierzał zabrać swoje rzeczy, ze szczególnym uwzględnieniem pergaminów i przyborów do pisania. Zabrał również stołek, tak na wszelki wypadek.

Chwilę zajęło mu przedarcie się przez organizowany przez Haralda tłum ludzi, konstruujących barykady i przygotowujący się do rychłej bitwy. Elf dotarł pod poternę, prowadzącą do klasztoru Morra.
- Otwieraj. Niebawem tu wrócę, i wpuścisz mnie jak zastukam trzy razy – elf poinstruował strażnika który zdziwiony obładowanym utensyliami pisarskimi i stołkiem czarodziejem wybąkał coś w rodzaju "tak jest" i po chwili elf biegł już w kierunku przepaści, w stronę znajomej już magicznej pułapki. Przeskoczył pewnie nad przepaścią, łopocząc płaszczem na wietrze, zgarbiony niczym jakiś wielki kruk lub gargulec na skalnej grzędzie. Chwilę łapał równowagę i przeszedł dalej, rozpalając gestem dłoni swoją drewnianą laskę i unosząc ją do góry. Światło znów odsłoniło plątaninę magicznych symboli i znaków, których znaczenia początkowo nie byli świadomi. Najbardziej przydatny komponent do zadziwiającej magii, drzemiącej pomiędzy starymi stronicami jego księgi tajemniej wiedzy astromantycznej był na wyciągnięcie ręki. Aby być ścisłym, pióra.

Symbole wyglądały wspaniale, choć jak zwykle ból głowy nieco przytępiał estetyczne wrażenia. Elf nie miał jednak czasu na kontemplację całości. Położył stołek na skale, rozłożył pergamin i wyjął kolorowe tusze z przegródek. Siadł na piętach w skalnym zagłębieniu i pochylił się nad pergaminem.
- Vaulu, panie rzemieślników....kieruj mą ręką, aby żaden szczegół mi nie umknął – elf pomodlił się o błogosławieństwo, zwyczajowo próbując przedrzeć się swoim wiedźmim wzrokiem przez całun chmur i dostrzec przebłyski przyszłości. Po czym zaczął kreślić niebiańską mapę. Symbole i konstelacje szybko pojawiały się na rozwiniętym karteluszu pergaminu. Księżyc chaosu, z jego zmienną orbitą, i Księżyc równowagi, skomplikowane układy gwiezdne, według których zabobonni ludzie wróżyli los swoich nowo narodzonych dzieci znajdowały swoje miejsca na karteluszu elfa, a zwinne palce kierowały pióro, kreśląc linie łączące gwiazdy w zawiłe wzory i figury. Pojawiające się punkty, niezliczona ilość zaczęły tworzyć ogromny wir, który każdemu czarodziejowi niechybnie przypominałby o wichrze magii, ściąganym w jedno miejsce niczym woda w wirze wodnym.


Krzyże, kotły, pasy, rozmaita broń i postaci pojawiały się z każdą minutą. Oczy elfa niemal nie odrywały się od roboty, a powieki niemal nie mrugały. Jedynie pot, perliście występujący na czole świadczył o nadludzkim wysiłku i skupieniu, jakie kosztowała czarodzieja ta praca. Pióro skrzypiało, a wiatr wył po skałach, jakby kpiąc z jego daremnych wysiłków, albo może popędzając go jeszcze bardziej?
Faeranduil zagryzł zęby i pracował dalej, z głową pochyloną nad zapełniającym się stopniowo karteluszem...
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline