Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2019, 12:27   #211
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Sprawa honoru cz. 4,5

Zakupy słodyczy. Jarvis tak ważne zadanie zlecił swojej kochance. Co prawda on płacił, ale to ona wybierała smakołyki, dla dzieci… i dla siebie. Kupili wszystko co sklep miał na stanie, przynajmniej jeśli chodzi o rodzaje łakoci, bo czarownik przyciął kwestię ilości zakupów poszczególnych towarów. Bądź, co bądź, nie mogli się zmienić w dwunożne juczne muły. Tak czy siak, słodycze wystawały niemal z każdej kieszeni i sakwy u obojga. I przyciągały uwagę, gdy oboje przemierzali port. Niemal każde dziecko wodziło za nimi wzrokiem… a wbrew temu, co można było sądzić… dzieci w porcie było sporo. Kurierzy, posługacze, majtkowie na statkach, pomocnicy… żebraki i złodziejaszki. Dla dzieci i podrostków w pełnym statków i ludzi porcie zawsze była jakaś robota. Legalna lub nielegalna.
Dholianka była mocno zawiedziona, że jej partner nie pozwolił na zukupienie większej ilości rarytasów. Szła obok niego nadąsana i cicha, nie zwracając uwagi na otoczenie, choć nie… to maga bardziej ignorowała od całej reszty. Kilku marynarzy z poznaczonymi tatuażami rękoma, miało więcej szczęścia niż jej własny kochanek, bo na nich przynajmniej zawieszała na kilka chwilę swoje spojrzenie.
Mężczyzna nie zauważał tych dąsów, albo udawał, że nie zauważa… przemierzał port, kierując się do dużej, na wpół rozwalonej, wieży, znajdującej się na obrzeżach portu. A Chaaya… dostrzegła oprócz zadziornych uśmiechów nieznajomych, których łaskawie obdarzyła uśmiechami, że ktoś ją śledzi. Trójka otroków w obszarpanych łachmanach. A jako, że nie była w nastroju i czuła jawne zagrożenie dla swojej małej kolekcji łakoci, odwinęła się na pięcie z bojową miną, gotowa pogonić każdego, kto wyciągnie łapy po jej cukierki.
Zwęziwszy oczy w szparki, wzięła się pod boki, stupiąc gniewnie bucikiem, jakby wystukiwała melodyjkę do walki.
- A wy to nie za młodzi jesteście na takie zakusy? - sarknęła surowo, pusząc się jak bojowa kokoszka, lub prędzej jak kołnierzasta jaszczurka.
- A ty nie jestes za stala na slodyce? - odparł rudowłosy dzieciak, sepleniąc przez szczelinę w uzębieniu, a pozostała dwójka się schowała za skrzyniami, uznając, że nie zostały zauważone.
Smoczy Jeździec przyglądał się temu z zaciekawieniem.

“Stara to cie robiła!” wykrzyknęła wściekle Deewani, wyrywając się do przodu, by zdominować ciało swojej tworzycielki.
“A ty kiedy wróciłaś?” Umrao ożywiła się nagle, powstrzymując siostrę przed atakiem.
“Wróciłam? Ja się nigdzie nie wybierałam… byłam tu cały czas” stwierdziła zdziwiona maska, po czym zaraz szybko odzyskała rezon. “Od tego ciągłego ruchania to ci się coś poprzestawiało w głowie!”
“Ach…” westchnęła smętnie jej starsza, choć młodsza, rozmówczyni. “Chciałabym tak… ciągle…”
Chłopczycy zrobiło się niedobrze od tego wszystkiego i nagle straciła zapał do dalszych kłótni.

- Na słodycze… nigdy… się… nie… jest… ZA S T A R Y M! - wycedziła z pasją kurtyzana, tupiąc z całych sił obcasem o bruk, aż cukrowe laski posypały się na ziemię, roztrzaskując się na kawałki.
Dziewczyna z cichym jękiem przerażenia, kucnęła i zaczęła zbierać ze smutkiem to co zostało z jej lizaków.
- Utyjes jak tyle bedzies wscinala… duze baby tyjo od cukielków, fsyscy to wiedzo. Dlatego ze slodyce so dla dzieci. One nie tyjo… - odparł “fachowo” dzieciak jakby wyczekując okazji, by gwizdnąć coś bardce, ale ta była czujna.
- A niech utyje! - żachnęła Kamala. - Przynajmniej od razu będzie widać, że ma się do czynienia z kobietą, a nie z deską… jak ty - syknęła, wstając i z powrotem upychając cukierki do kieszeni.
- Jak na ciebie patrzę, to nie wiem czy rozmawiam z chłopcem… czy może z dziewczynką.
- Laczej s duzo zabą, ropucho nie kobieto… jak bedzies tyle cukielków jadla - odparł chłopaczek ignorując przytyk. - Ja jesce urosne i będe duzy… ty tylko rostyjes na boki.
- Ciesz się Maryśka, że nie urodziłaś się na pustyni… takie pyskujące starszym dziewczynki jak ty spotyka bardzo przykry los - stwierdziła tancerka, rozpakowując ciągutkę, którą się zaraz zakleiła.
Cóż… było warto. Potrząsnęła charakterystycznie głową, tracąc zainteresowanie obdartusem.
- Muszo być stlasznie powolne i leniwe baby i dzieci na tej pustyni… sadna by mnie nie zlapała. - Zaśmiał się złośliwie chłopak. - Tak jak ty.
Odwrócił się tyłem do Sundari i klepnął prowokująco po zadku. - Nie dotocys sie do mnie.

Tawaif zastanowiła się, po co miałaby go gonić… oraz dlaczego dzieciak tak uparcie jej dogadywał. Nie mógł się zająć sam sobą? Ona w jego wieku była w pełni samodzielna. Na chwilę uderzyła ją myśl, że może nikt z tym chłopcem nie rozmawia, ani się nie bawi i choć wcale nie była dla niego miła… to przynajmniej zwróciła na niego uwagę i korzystał z tej chwile ile mógł.
- Chfef się ścikać? - spytała, próbując oddessać zęby od gęstego karmelka.
~ Kamalu… to wabik. On chce cię wciągnąć w pułapkę ~ odezwał się telepatycznie jej ukochany, a dzieciak skinął głową energicznie w odpowiedzi.
Złotoskóra podrapała się po policzku, przyglądając się umorusanej buźce chłopca. Nawet jeśli Jarvis mówił prawdę, to i tak, nie widziała sensu, by się wysilać. Bardziej... chciała zrozumieć.
- Hmmm… jesteś małym i podstępnym nicponiem - stwierdziła surowo, po chwili namysłu. - Dobrze wiesz, że w takich butach nie da się biegać. Niezła próba zaimponowania kolegom, ale musisz jeszcze trochę popracować nad swoją techniką.
- Stala zolza, chudellawe tluchlo, bsydula, wiedzma… otelma… dwie lewe nogi! - W desperacji dzieciak uciekał się do coraz bardziej obraźliwych, ale odległych od rzeczywistości odzywek.
- Przynajmniej mam słodycze, a ty nie - skwitowała zblazowana panna, potrząsając ponownie głową w charakterystyczny dla siebie sposób. - Głośne szczekanie ma to do siebie, że z czasem zaczyna być uciążliwe i ktoś w końcu wyjdzie z domu by przetrzepać psu skórę. Lepiej uważaj co komu mówisz.
- A kto ci losbuja te patyki… tfój kochaś? - odparł rudzielec wystawiając język.
- Nie mówię o sobie, mi tam nie bardzo przeszkadzasz. To była… rada - wyjaśniła.
- Glupi babstyl - warknął na koniec chłopiec i zwiał uznając swoją porażkę.
Chaaya rozpakowała kolejną karmelkę.

“PFFF… powinnaś mu skopać ten chudy, zawszony tyłek!” Deewani nie bardzo była szczęśliwa, że swojej tworzycielki.
“Albo wziąć jego dziewictwo…” dodała Umrao.
“O boże… fuuu… rany, niech ktoś ją zamknie…” głosy rozkrzyczały się w głowie z wyraźną odrazą.

Tancerka nadal jednak nie rozumiała po co to wszystko było. Ostatecznie dzieciak nie tylko jej nie zwabił do zaułka, jak podejrzewał czarownik, ale również nie spróbował okraść - choć jedyne co przy sobie miała to słodycze.
~ Hmmm… to było dziwne. Ty też taki byłeś? ~ spytała bez ogródek, dzięki telepatycznej więzi, odwracając spojrzenie na swojego kochanka.
~ Czasami. Choć raczej nie taki dokładnie. Ja nie bawiłem się kradzieże i rozboje, więc nigdy nie robiłem za wabik. No i… gdybyś ich nie przyłapała, to by się do ciebie podkradli. I albo ukradli ci cukierki, albo sakiewkę ~ wyjaśnił milczący przywoływacz.
~ Zabiłabym… gdyby ruszył moje cukierki ~ stwierdziła chłodno bardka, gładząc się po kieszeniach. Najwyraźniej złoto nie miało dla niej większego znaczenia jak coś smacznego do zjedzenia. ~ To co dalej?
~ Zaczniemy od wieży… a właściwie od budynków obok niej. Tam jest dobra kryjówka, jak jest się małym i gibkim. I szczupłym ~ wyjaśnił mag wskazując na wieżę, w której kierunku szli.
Kobieta wzięła go za rękę, bo od tego wydarzenia chyba zapomniała już o swoich dąsach.
~ Czyli miejsce nie dla ciebie. ~ Zaśmiała się chytrze. ~ Do małych i gibkich to ty zdecydowanie nie należysz, ale to dobrze… sprawiasz mi tym więcej przyjemności.
~ No... może być problem z przeciskaniem się… ~ odparł czule Jarvis, a gdy oboje byli już bliżej wieży, coś… się zmieniło. Nagle port opustoszał bardziej. Stare ruiny zastąpiły piękne i nieludzko gładkie budowle, ozdobione złotymi polichromiami.
Wieża… stała się długą i wysoką budowlą, znacznie wyższą i zakończoną dużym kryształem. Klejnotem za który można byłoby kupić królestwo. Dokoła pary przemieszczały się elfy różnych kast i ludzcy niewolnicy. Było nieco krasnoludów nie przypominających zakutych w stal barbarzyńców. Były i gnomy o kolorowych czuprynach, o czymś rozprawiające. Była i ona w towarzystwie swojego kochanka. Uśmiechnęła się ciepło i czule do tawaif, jakby tylko ona ją widziała i w milczeniu wskazała na wieżę. Na jej szczycie znajdował się kryształ z którego szmaragdowa smuga snuła się jak nić prowadząca do kłębka. Wizja ta trwała kilka chwil, zanim wszystko znów było… normalne.

Kamala zamrugała kilka razy, po czym popatrzyła pytająco na towarzysza, pytając.
- Widziałeś to co ja?
- Nie… wiem. Widziałaś przeszłość? Wieżę? I elfiego czarodzieja, przyglądającego mi się badawczo? - zapytał Jarvis.
- Widziałam wieżę… ale elfka z odbicia pokazała mi kryształ… o tam był. - Sundariwskazała palcem miejsce.
- Mi elf nic nie pokazywał. Ale widziałem wieżę i jej kryształ. To musiała być kiedyś jakaś magiczna latarnia. - Zadumał się przywoływacz.
- Latarnia? - Tancerka nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Skąd elfka ją widziała? Dlaczego pokazała na kryształ? - A ta smuga… widziałeś ją? Co to mogło być?
- Smuga? Nie. Tego nie widziałem. A wieża… mogła być latarnią astralną lub eteryczną. Elfy ponoć miały dostęp do latających okrętów… latających pomiędzy planami. Astralny i eteryczny to plany, które służą właśnie do takich wędrówek, więc taka latarnia jest punktem sygnalizacyjnym - zaczął wyjaśniać magik.
- To może dlatego była ta smuga… - Chaaya powiedziała bardziej do siebie, kiwając głową jak skwapliwa uczennica. - Chodźmy sprawdzić kto w niej teraz rezyduje.
- Ale w takim razie czemu ty ją widziałaś, a nie ja? - zadumał się czarownik, podążając przodem i przeciskać zaczął przez tragarzy, trzymając kurtyzanę za dłoń, żeby mu się całkiem nie zgubiła.

Okolice wieży pełne były starych drewnianych baraków postawionych po to by służyły magazyny. Było tu kilku więcej wynajętych strażników, co by odpędzić swą obecnością chętnych do splądrowania owych magazynów. Przyglądali się oni podejrzliwie parce, ale tylko przez chwilę. Jarvis i Chaaya nie wyglądali bowiem na stereotypowych złodziei. A przywoływacz podążał z nosem dość blisko ziemi. Niczym hart jakowyś. W końcu dotarł do starej rozlatującej się szopy… w której nikt od dawna nic nie magazynował.
Rozejrzał dookoła i przyjrzał się deskom. Oderwał jedną i odłożył. Zdjął cylinder i zaczął się przeciskać do środka. Dziewczyna przyglądała się temu z rozbawieniem, ale minę miała poważną i zawodową. Cierpliwie czekała na swoją kolej lub ewentualne rozkazy, co miała począć dalej. Jednakże kiedy mężczyzna był w połowie przejścia, nie wytrzymała i klepnęła go w tyłek, cicho się przy tym śmiejąc.
- Uważaj… bo sama możesz stać się obiektem takich żartów - zagroził jej Jeździec, wchodząc do środka. Po czym dodał. - Twoja kolej Kamalo.
- Uważaj, uważaj - przedrzeźniała go pod nosem bardka, przeciskając się przez małe przejście. - Od dawna mnie klepiesz… choć raz ja mogłam ciebie - burknęła dumnie.
- W sumie też prawda… i obłapiam… i wsadzam dłonie pod ubranie. I całuję… - wymieniał Jarvis gdy tancerka przedzierała się z trudem do niedużego, acz mrocznego pomieszczenia w którym czuć było mokre drewno i bagienne zapachy. Przez szczeliny wpadał tu i ówdzie promyk światła pozwalający dostrzec, że połowa magazynu nie miała podłogi… i przez to widać było lustro wody.
Sundari popatrzyła koso na kochanka, który lubił psuć jej zabawę swoją męską dumą, po czym przyjrzała się miejscu.
- Po co my w ogóle tu zaglądamy? Jak to nas ma naprowadzić na złodzieja? - spytała, zmieniając temat.
- Szukam… śladów dawnych towarzyszy - wyjaśnił Jarvis, przyglądając się temu miejscu. Po czym ruszył przez magazyn dobrze wiedząc, gdzie nie powiniem stawiać nóg. - Widziałem znaki… ktoś korzysta z tego przejścia. Zobaczmy kto.
Dholianka ściągnęła usta w ciasną linijkę po czym ruszyła ostrożnie za kompanem, przeklinając cholerne sandałki na obcasie.
Ściana magazynu opierała się o ścianę wieży. I było widać białą szczelinę, wymagającą kolejnego przeciskania się. Magik uparł na czworaka i pierwszy wcisnął się do środka.
Bardka uderzyła go, tym razem w oba, pośladki, wydając głośny pomruk satysfakcji, po czym gdy przejście było wolne, najpierw wyjrzała przez nie ciekawsko, by upewnić się, że nic na nią nie spadnie, nic nie zaatakuje, ani ona nie wpadnie do czegoś lepkiego i mokrego… co to niby miałoby, tego nie wiedziała, ale takie miejsce, aż prosiło się o przykre i oślizgłe niespodzianki.
Przeszła jak zgrabna kotka, po czym zabrała się do czyszczenia dłoni i kolan z błota.

Znaleźli się w czystej i białej komnacie, o ścianach do złudzenia przypominających porcelanę.
Można tu było znaleźć piękne meble, godne sułtańskiej komnaty, oraz ładne polichromie o abstrakcyjnej tematyce. Tyle, że one akurat były upstrzone kolorowymi malunkami, wykonanymi przez dzieci jakimiś barwnikami. A na meblach leżały różne drobiazgi, w tym wybebeszone sakiewki, oraz kolorowe piórka…
Na górę wieży ciągnęły się w miarę stabilne schody… które nie budziły strachu u tawaif. Były szerokie z wysoką poręczą. Wszędzie wisiały też ptaszki zrobione ze słomy i piór. Znak tutejszego gangu… “Dziobiące Sroki”.
Złotoskóra przyglądała się temu miejscu z wielkim zaskoczeniem. Oczekiwała jakiejś dziury w ziemi, z brudną kałużą na środku, a nie pałacyku nawaba. Jeśli wszystkie gangi dzieci, miały takie miejscówki, to musiała poważnie zrewidować swój światopogląd i współczucie wobec czarownika.
Mały, bezdomny chłopiec, walczący o przetrwanie na ulicy? Dobre sobie!
Ich przybycie nie zostało niezauważone. Para chłopców, wylegiwała się w wykuszu okna, obserwując z zaciekawieniem i zaskoczeniem jak para intruzów przełazi na czworaka do ich lokum.
Później wszczęli głośny alarm, który momentalnie ściągnął na głowy Smoczych Jeźdźców tuzina dzieciaków w różnym wieku, którzy zaczęli zbiegać po schodach, wydzierając się przy tym jak nawalone czymś koty.
- Chyba przyciągnęliśmy ich uwagę - stwierdził Jarvis, poprawiając cylinder i zadzierając głowę w górę.
- A czego ty się spodziewałeś? - wypaliła tancerka, chowając się za mężczyzną jak za tarczą.
Pierwsi chłopcy byli już na parterze i mierzyli w nich małymi kozikami. Ktoś spuścił długaśne liny, po których zjeżdżało dodatkowe wsparcie. Tym, którym nie udało się pomieścić w wąskim pomieszczeniu, zostało mierzyć z proc, usadawiając się na schodach.

- Kim jesteście i czego chcecie od gangu Dziobiących Srok?! Wtargneliście na teren pilnie strzeżony i priwatny! - Zakrzyknął groźnie blondynek o zielonych oczkach, zezując to na Jarvisa, to na jego kieszeń w marynarce z której wystawała cukrowa laseczka.
- Prywatny, jełopie! - Ruda dziewczynka, strzeliła z procy trafiając kamyczkiem w tył głowy chłopca, który zapiszczał głośne “AŁ!”.
- Jestem poprzednim właścicielem tego miejsca. Kiedyś rządziły tu borsuki. - Czarownik kciukiem wskazał za siebie na szczelinę. Uśmiechnął się ironicznie. - Spodziewałem się zresztą, że będziecie mieli czujki już w magazynie. Za moich czasów straż wiedziała, że tu się młodociane gangi kręcą.
Westchnął na koniec.
- A poza tym… przyszedłem pogadać i może ubić interes. Mamy… cukierki ze słodkiej żywicy jako znak dobrej woli.
Tym razem sięgnął po swoje zapasy… no prawie. Po potencjalnie Chaai zapasy, bo to co mu zostanie wszak przejmie tancerka.
- Głupia nazwa… - stwierdził szatyn z czymś ala dzidą.
- No nie? - zawtórowała mu jego koleżanka obok. Kilka dzieci zachichotało.
- Durna nazwa to i durny lider - powiedziała rudowłosa z procą, opuszczając jednak broń. - Nasz wódz umie się dogadać z tą bandą staruszków. Pozwalają nam tu mieszkać, pod warunkiem, że nie okradamy ich statków - wyjaśniła elokwentnie, na co blondas, rozmasowujący guza dodał.
- Wy musicie pogadać z Tili, jest na górze, ale wpierw… trzeba opłacić myto.
Wspólny pomruk potoczył się echem w wieży i dzieci momentalnie wyciągnęły ręce po datki. Kurtyzana burczała jak mała, gniewna chmurka, wbijając paznokcie w bark ukochanego.
- Się domyślam - odparł przywoływacz, sięgając po przygotowane paczuszki ze słodyczami. Po czym pokazał je dzieciakom. I zaczął je rozdzielać między nich.
Berbecie były wyjątkowo grzeczne. Każde czekało na swoją kolej, nie wykłócało się i nie przepychało. Gdy było niezadowolone ze swojego przydziału, zaraz zaczęło szukać kompana do wymiany.
Mag w końcu mógł im się przyjrzeć z bliska. Choć wyglądały na brudne i zabiedzone, wcale takie nie były. Po włosach nie skakały wszy, a chude rączki nie były pogryzione przez pluskwy. Dzieci były szczupłe, ale nie wychudzone, a ubrania tylko charakteryzowane na porwane. Dartun miał racje, że Dziobiące Sroki wybudowały sobie małe imperium, które rządzi dokami. Nie przypominały grupki, przypadkiem zebranych osób. Zachowywały się jak dobrze zorganizowana, kupiecka rodzina, gdzie każdy miał swoje zadanie i znał swoje miejsce.

- To teraz ttt… eee… pani… - Blondasek zająknął się, gdy popatrzył na ukrywającą się za czarownikiem tancerkę. Jej niespotykana uroda podziałała nawet na młodego wiekiem. Chłopak zarumienił się i nieco zląkł, bo Kamala jawiła mu się jako księżniczka.
Zresztą nie tylko jemu. Inne dzieci również były pod wrażeniem jej pięknej twarzy. Dziewczynkom, aż świeciły oczy, gdy podziwiały szarą spódniczkę z falbanką, albo złote pantofelki.
- Ja nie idę - bmruknęła tawaif, nie mając zamiaru oddawać swoich łakoci. Takiej odpowiedzi na pewno się nie spodziwała gromadka, bo wyraźnie zesztywniała z ogłupienia.
- Ale jak to? - spytał ktoś z tłumku, nie rozumiejąc.
- Tak to… dostaliście już swój haracz, drugiego nie dostaniecie - odparła złowrogo Dholianka.
Dzieciaki wymieniły się spojrzeniami, przy wzruszeniu ramion. No świrnięta baba jak nic i lepiej jej nie tykać, bo się ktoś jeszcze zarazi.
- Ktoś musi ją pilnować, kiedy my zaprowadzimy go na górę…
Zaczęła się tajna narada, która objawiała się tym, że dzieci odwróciły się do parki plecami. Najwyraźniej bardzo pewnie się czuły na swoim terenie. W końcu ustalono, że chłopcy zabierają przywoływacza na górę do lidera, a dziewczynki będą pilnować pięknej pani.

Jarvis zostawił swoją ukochaną otoczoną przez zastęp żądnych miłosnych historii słuchaczek. Sundari zaczęła coś opowiadać, dając dotykać się po butach, ubraniu i ozdobach, nie bardzo bacząć, czy zostanie okradziona z kosztowności, za to dokładnie pilnując słodyczy.
Chłopaki zaczęli się naśmiewać, że baby są takie guuupie, ale i im oczy świeciły, gdy przyglądali się mężczyźnie.
Cóż… nie bez przyczyny należeli do Srok.

Marsz po schodach odbył się we względnej ciszy, to znaczy nikt nie odzywał się do przywoływacza, jakby traktując go jak niegroźnego, niemowę i jeńca. Jeździec miał okazję zobaczyć jak wiodło się gangowi. Kolejne mijane piętra, choć bez mebli, udekorowane było z dziecięcym gustem, acz przytulnym. Prawie każde posłanie było ładnie poskładane i posiadało przynajmniej jedną przytulankę lub zabawkę.
Na samej górze był skarbiec w ktorym urzędowało kilka starszych dzieciaków. Dwie dziewczyny i jeden chłopak. Jedna z nich, była nieco postawna, o pękatym nosie, lekko skośnawych oczach z których bił dziwny spokój i wystających dolnych kłach, jak szable dzika.
Na kolanach trzymała gniazdo z trzema pisklakami. Jedno było gołębie, drugie srocze, a trzecie wyglądało jak połączenie sikorki z kanarkiem.
Dzieci zrelacjonowały wydarzenie, po czym upchały się pod ścianą, ciekawe plotek. Tili z uwagą słuchała chaotycznych zeznań, po czym popatrzyła na czarownika z wyczekiwaniem.
- Szukam kogoś… straż złapała ją na waszym terenie. Jej opiekun ją uwolnił. Nazywa się Bumi. - Jarvis od razu przeszedł do rzeczy, dając sobie spokój z grzecznościami. To nie była komnata gościnna miejscowej elity.
- Cukierki… my też chcemy - upomniała dziedziczka mieszanej krwi, odkładając gniazdo na podłogę i wyciągając rękę po należne słodycze.
Przez cały czas nie spuszczała nieznajomego z oczu, przyglądając mu się szarymi, jak kałuże, tęczówkami. Gdzieś tam na dnie czaiła się inteligencja i chłodne kalkulowanie, oraz pewnego wyrazu wyrachowanie.
- Oczywiście… nie ma problemu. - Uśmiechnął się magik, upominając się w myślach, że nie przywołał Gozreha, by go rzucić dzieciakom “na pożarcie”. I rozdał kolejną porcję słodyczy.
Liderka gangu uśmiechnęła się delikatnie, rozpakowaując mleczną ciągutkę z niejaką nostalgią. Spałaszowała ją nad wyraz porywczo, oblizując wąskie usta.
- Nie znamy Bumi… ile ma lat i jak wygląda? - spytała z ciekawością, kiedy chłopcy wokoło szeptali do siebie w konspiracji.
Jarvis przyjrzał się jej uśmiechając ironicznie. Naprawdę sądziła, że jej uwierzy? Co to miejscowy gang, który nie wie co się dzieje na jego terenie?
- Z pewnością sami to ustalicie, ja mam imię i mogę mieć hojną zapłatę, jeśli dostanę wartościowe informacje, które doprowadzą mnie do niej.
Tili uniosła brew w rozdrażnieniu, po czym warknęła bardziej gardłowo.
- Słuchaj cwaniaczku, bo nie będę się powtarzać. Ile ma lat i jak wygląda? Jeśli nie masz zamiaru podać odpowiedzi to wypad stąd… nie potrzebujemy twoich pieniędzy, bo mamy swoje.
Atmosfera w wieży ochłodziła się. Dzieci nie były już tak przyjaźnie nastawione. Z pewnością nie dało się im w kasze dmuchać, a ich rozwydrzenie w dokach aktualnie sięgało podwójnego zenitu.
- Mała. Chuda. Biała, blada jak śmierć… blond włosy miała skręcone w dredy, sięgały do ramion. Oczy jasne jak bławatki, ale białka… miała całe czerwone… jakby zamiast łez, płakała krwią… Nie mogła oddychać, jakby ją coś dusiło od środka. Może wampir, może dhampir… jeśli rzeczywiście istnieją. Kradła na waszym terenie i została złapana przez straż - stwierdził spokojnie czarownik. - O detale nie pytaj, bo na oczy jej nie widziałem. Szukam jej dla kogoś w ramach przysługi.
Ćwierćorkini uśmiechnęła się krzywo, jakby wygrała nierówną walkę.
- Nie nazywa się Bumi, a Beatrycze i jest siostrą Angelo. - Wzruszyła ramionkami i przywiodła wystrachanego chłopca z tłumu.
Miał około dwunastu, góra czternaście lat. Był jasnej, kredowobladej cery, o dużych czarnych jak węgle oczach i równie ciemnych włosach. Na swój sposób miał arystokratyczne rysy i bardzo hipnotyzujące spojrzenie.
- Zaginęła jakiś rok temu - kontynuowała mała złodziejka, wracając do głaskania piskląt, które ułożyła na kolanach. - Trzymamy się od niej z daleka… jest niebezpieczna. Oszalała, a teraz jeszcze posługuje się magią. Ciekawa jestem co ukradła… nie zagląda tu do nas od dawna.
- Kolczyk przyszłej panny młodej, o wartości sentymentalnej i rytualnej. Chcę go odzyskać… - wyjaśnił Jarvis, zerkając to na dzieciaka to, na orkinkę. - Ma teraz… jakiegoś Francisa na usługi.
- Kolczyk? Ona? Tu w dokach? - Dzieci zaczęły wymieniać się pełnymi niedowierzania komentarzami. - Od kiedy ona lubi biżuterie? Od kiedy szefuncio przymyka za kradzież kolczyka. E… to pewnie nie ona.
Angelo zaczerwienił się wyraźnie i zwiesił głowę, zamykając rączki w piąstki, gdy słuchał jak obmawiają jego siostrę. Najwyraźniej był bardzo z nią zżyty i cierpiał z rozstania. Zdawało się, że Tili również to widziała, bo pogoniła hałastrę z piętra.
- “Niestety” nie wiemy gdzie ona się znajduje, a nawet jeśli byśmy wiedzieli to nie ma tyle złota na świecie byśmy to zdradzili. W końcu jest… była jedną ze Srok, a Sroki stoją za sobą murem - wyjaśniła liderka.
- Nie interesuje mnie doprowadzenie jej w objęcia prawa, czy ukaranie za kradzież. Chcę tylko kolczyk… nachętniej tą kwestię załatwiłbym polubownie i może… - Zadumał się mag. - …może da się coś zrobić z jej szaleństwem i magią. Są osoby, które mogą pomóc w takich kwestiach.
- MOJA SIOSTRA NIE JEST SZALONA! - wybuchł chłopak, tupiąc ze wściekłości nogą, po czym popatrzył groźne na czarownika, a później na koleżankę, która tylko przewróciła oczami.
- Wszyscy magowie są świrnięci - stwierdziła zdawkowo. - A ona to już w ogóle biła rekordy…
- NIE PRAWDA! - obruszył się czarnowłosy. - Ona zawsze mówiła z sensem… tylko, że ten sens… był ukryty.
Popatrzył bezradnie na mężczyznę, jakby już nie chcąc szukać u niego wroga, próbował odnaleźć wsparcie.
- Jako mag… a więc świrnięty… - stwierdził sarkastycznie przywoływacz - z pewnością jestem najlepiej wykwalifikowany, by ocenić stan mentalny innej czarującej osoby.
Nie chciał się wdawać w kwestie innych powodów obłędu, jak opętanie, kontrola umysłu, czy przeklęty przedmiot.
- Pfff… - Dziewczyna zbyła jego wywód, rozpakowując kolejnego cukierka. Nie bardzo ją obchodziła kwestia magii, zapewne czując silny związek z siłą mięśni, jaką odziedziczyła po krwi orczych przodków. - Jak tak bardzo chcecie to idźcie sobie gdzieś pogadać o gadaniu z sensem czy bez… byle z dala od wieży - odparła łaskawie, bawiąc papierkiem młodego gołębia.
- Acha… i byłoby miło jakbyś tu nie przychodził… nigdy więcej - zwróciła się chłodno do Jarvisa. - Jest wiele łatwiejszych i dyskretniejszych prób kontaktowania się ze Srokami.
- Odwiedziłem tylko stare śmieci - odparł w odpowiedzi Smoczy Jeździec, nie do końca mijając się z prawdą. Podszedł do framugi drzwi i sięgnął do niewidocznej, niemalże, szczeliny wydobywając z niej małe zawiniątko. Rozwinął je, przyjrzał się zawartości i pospiesznie schował ją do kieszeni. - Nie przeszukaliście kryjówki dokładnie… po jej zajęciu.
Skłonił się dziewczynce dotykając ronda kapelusza.
- Do widzenia i oby sny tej nocy były przyjemne - odparł trzymając się roli “świrniętego maga”.
Niestety nie spotkał się z żadną reakcją. Tili zajęta była przesuwaniem złotka nad łebkiem groźnie napuszonego gołębia, a Angelo stał w rozkroku nie wiedząc czy ma iść za nim, czy zostać… czy cokolwiek.
Czarownik spojrzał na chłopaka i spytał go wprost. - To idziesz czy nie? Chcesz znaleźć swoją siostrę?
Po czym bez słowa ruszył po schodach w dół.
Ten nie odpowiedział, ale sądząc po odgłosach pośpiesznego człapania za jego plecami, można było sądzić, że w końcu się na coś zdecydował. Kiedy schodzili przez kolejne piętra, Jarvis czuł na sobie czuje spojrzenia młodocianych przestępców. Niektórzy wcinali słodycze, inni bawili się swoimi “skarbami”. Starsi byli bardziej wrogo nastawieni od tych młodszych, którzy chyba nie za bardzo ogarniali niuansów w “stadzie”.

Chaaya siedziała tam gdzie ostatnim razem magik ją widział. Miała jednak zaplątane włosy w burzę krzywych warkoczyków. Otaczające ją dziewczynki również miały widowiskowe fryzury, a ponadto wystroiły się w biżuterię jaką porozkradały bardce. Kobieta trzymała na kolanach najmniejsze dziecko, które z zapałem słuchało opowieści o zielonym smoku mieszkającym na dnie jaskini.
Na widok schodzących wszystkie odwróciły się w ich kierunku.
- I jak? I jak? Wszystko załatwione? - spytała rudowłosa procarka, wpatrując się w czarnookiego chłopca.
- Mhm…
- Co “mhm”? - dopytywała się, tupiąc nóżką i wywołując smętne westchnienie u Angelo.
- Taaak… weź się odczep - burknął.
- Odczepić to się może rzep! - zripostowała dziewczyna i wycelowała w niego małym kamyczkiem, strzelając i pudłując.
- Możemy się już stąd zbierać? - zapytał przywoływacz, ignorując pyskówkę dzieciaków. Wpatrywał się przy tym z zaciekawieniem i lekkim rozbawieniem na samą tancerkę.
- Mmm… no tak - stwierdziła Dholianka, odkładając berbecia na ziemię, po czym wyjęła mu z rączki cukierka i pogroziła palcem.
- Muuusisz już iść Paro? Zostań jeszcze chwilęęę… - prosiły zawiedzione panny, smutniejąc na widok podnoszącej się tawaif.
- Mój pan i władca rozkazał, a ja jako jego wierna służka muszę usłuchać. - Kamala nie mogła stracić takiej okazji do dokuczenia kochankowi. Tym zachowaniem przypominała w równym stopniu dzieci ją otaczające.
- Możemy zostać chwilę. - Łaskawie zgodził się czarownik, szczerząc zęby w ironicznym uśmieszku. - Jest jeszcze parę kryjówek do sprawdzenia.
- KRYJÓWKI!!! - zawołały uradowane dziewczęta chórem, a Sundari zwięziła oczy w szparki, gdy mężczyzna ukradł jej audiencję. Brat Beatryczne popatrzył to na jednego to na drugiego z dorosłych i jęknął zbolale, chyba tracąc nadzieje, że ta dwójka pomoże mu w odnalezieniu choćby wczorajszego dnia, a co dopiero zaginionej siostry.
- Myślę… że tam była jedna… tam ze dwie… tam trzecia - stwierdził w zamyśleniu przywoływacz, wskazując różne miejsca w pomieszczeniu, z których tylko jedna była prawdziwą kryjówką.
~ Chyba możemy już iść ~ stwierdził telepatycznie po chwili.
~ Złodziej…~ ofukała go kurtyzana, ale skwapliwie uklękła i zaczęła się przeciskać na drugą stronę ściany, kręcąc przy tym pupą i niebezpiecznie wiele odsłaniając spod spódnicy.
Angelo wytrzeszczył oczy i zaraz się odwrócił do widoków bokiem, kiedy roześmiana czereda miejskich amazonek, przeszukiwała pomieszczenie, skacząc, piszcząc, śpiewając, śmiejąc się, przepychając i wspinając po murze, jak czteronogie pajączki.
~ I jako złodziej wyniosłem łup. W tym coś dla ciebie ~ odparł Jarvis, bezczelnie chwytając za pośladek przeciskającej się bardki, masując go drapieżnym ruchem.
Kobieta pisnęła, niby to w zaskoczeniu, po czym znikła w czeluści dziury, śmiejąc się jak chochlik.
~ Mój jamun taki męski… okradł bandę bezdomnych dzieci… ~ stwierdziła cynicznie. ~ Dowiedziałeś się czegoś ciekawego?
~ Odzyskałem co moje ~ stwierdził czarownik, podążając za kochanką. ~ I uważaj, bo mam ochotę ponownie chwycić za twoją pupę. Ta Bumi jest stąd i jest ponoć nieco szaloną i niebezpieczną czarodziejką… może zaklinaczką. Ten blady chłopaczek co zszedł ze mną, to jej brat ponoć.
~ Wiesz, że nie zubożejesz od tego jeśli odstąpisz im nieco swojego “dziedzictwa”... ~ wyjaśniła złotoskóra, ostrożnie drepcząc do drugiego przejścia.
~ I tak dowiedziałam się o… Angelo i Beatryczne La Strange, podobno są dziećmi szlachciców zabitych przez wampira ~ pochwaliła się swoją wiedzą, jak widać nie próżnując w “salonie urody” na parterze.
~ Tili nie była dość pomocna, bym miał ochotę podzielić się z nią sekretami tej wieży… Niech sama je odkryje ~ odparł mag, stając na nogi i zerkając czy Angelo podąża za nimi. ~ A wyjaśniły czemu są tacy bladzi i “schorowani”?
Chłopak szedł za nim, niepewnie oglądając się za dziewczynami, jakby w obawie, że za nim pójdą.
- Em… wiesz, że jest drugie wejście… takie normalne - spytał, niechcący wpadając na Jarvisa, gdy się zatrzymał.
~ Nie wiem jak jej brat… ale ta Beatrycze urodziła się z martwej matki. Została zagryziona, kiedy ta była w jej brzuchu i kapłani cudem ją odratowali… przez pewien czas zajmowała się nimi służba, ale i oni padli w końcu ofiarami wampirów. Uznano więc, że dzieci są przeklęte i wylądowały na bruku. ~ Chaaya wsadziła nogę w szparę między deskami, wyginając się jak egzotyczne zwierze i przechodząc przez szczelinę. ~ Choroba podobno nie jest przenośna ani magiczna… to raczej spadek po zmarłej matce… podobno widzi duchy… ta mała znaczy się.
~ Dhampiry ponoć tak się rodzą… aczkolwiek są i inne teorie ~ wyjaśnił Jeździec i zwrócił się do chłopaka. - Za moich czasów nie było. To była największa zaleta wieży. Nie można się tam było dostać, jeśli się było portowym osiłkiem o szerokich barach.
- To nowe przejście…- odparł chłopaczek. - Tili dogadała się ze strażnikami, więc możemy wchodzić od okna, po schodach zrobionych ze skrzyń w jednym z magazynów. Raz Maya zadrapała się w rękę przechodząc tędy i wdała się straszna infekcja, dużo złota poszło na leczenie.
Jak widać, choć Liderka była oschła, to dbała o swoich kompanów jak najlepiej. Choć interesującym był fakt, że Sroki miały konszachty ze strażą.
- Bardzo krótkowzroczne… - ocenił tę kwestię czarownik, mając mało zaufania do owej straży najwyraźniej. Ale nie była to kwestia znacząca dla niego wiele.
- Co powiecie na małą przekąskę z pieczonych ryb z przyprawami? Przy okazji porozmawiamy o twoje Baetrycze, Angelo - zaproponował.
Ten pobladł nieznacznie w blasku dnia, a może dopiero w pełnym świetle mężczyzna mógł zobaczyć jak faktycznie mały arystokrata był biały. Niemniej kiwnął głową, przybierając poważną i zaciętą minę.
Chaaya klaskała w dłonie, uradowana z tego pomysłu i już planowała co sobie zamówi i ile zje, trakjocząc do siebie jak turkawka. Jarvis miał wrażenie, że zachowywała się bardziej beztrosko i dziecinnie nich dotychczas, ale dzięki temu ich mały kompan nie był taki spięty.
~ A gdy już będziemy sami, poszukam cichego zaułka i ukradnę ci bieliznę… na jego końcu ~ “pogroził” jej ukochany, ruszając przodem w kierunku wybranej przez siebie knajpki. ~ Bo w końcu złodziej jestem.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline