Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2019, 15:34   #212
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Tawerna ta wyróżniała się jedzeniem: świeżymi rybami smażonym z dodatkami wybranymi z całego zestawu egzotycznych i zwyczajnych przypraw; oraz klientelą, marynarzami i robotnikami portowymi. Ci jednak nie zaczepiali ani jaśnie państwa, ani ich bladolicego sługi. Alkohol podawano tu słabej mocy, więc nikt nie był na tyle pijany by mieć głupie pomysły.
Tancerka zabrała się za wnikliwe studiowanie karty, chłopiec również ją przejrzał, ale tylko pobieżnie.
- Pewnie mnie nie spytają czego chcę, więc poproszę pozycję numer jeden. - Była to najtańsza rybka, prawie w ogóle nie doprawiona, ale za to z porcją wodnych warzyw. - I coś do picia.
Angelo sięgnął do kieszeni i wyciągnął drobne monety, które podał czarownikowi do zapłaty.
- Ja stawiam - odparł Jarvis, odmawiając przyjęcia zapłaty. Za to wybrał również niedużą rybkę, okraszoną mieszanką miejscowych przypraw, z których czumburkuł stanowił główną podstawę tej kompozycji.
Młodzik pociemniał na twarzy od rumieńca zażenowania i złości. Może i był on bezdomnym szlachcicem, ale... szlachcicem i swój honor miał.
- A tooo… mi też jamun postawisz? - zaszczebiotała bardka, nawijając krzywy warkoczyk na palec.
- Wiedz młodzieńcu, że jeśli ktoś zaprasza cię na wieczerzę to obrazą byłoby wykładać własne pieniądze i sugerować w ten sposób, że jest skąpcem - stwierdził obojętnym tonem mężczyzna, wyjaśniając sytuację dzieciakowi i dodał czule do kochanki. - Oczywiście, jakbym mógł inaczej.
La Strange zaczerwienił się jeszcze mocniej i widać było jak gorączkowo myśli nad przeprosinami, ale ponownie wtrąciła się Dholianka.
- Ach… jesteś taki słodki kochanie… Angelo znasz się na tutejszej kuchni? Mógłbyś mi poradzić coś wyjątkowo drogiego i smacznego, by poszło temu czarusiowi w pięty?
Chłopiec wytrzeszczył oczy w dojmującym szoku, po czym roześmiał się cicho, pokazując jedną z pozycji. Chaaya pokiwała głową i tego właśnie sobie zażyczyła, a on poprosił o to samo.

Po chwili pojawiły się trzy smakołyki…. z których dwie, bliźniaczo duże sandacze, okraszone były kolorowymi plasterkami różnych cytrusów i obłożone trawą cytrynową. Zapach ich, aż kręcił w nosie. W porównaniu z nimi, to co wybrał przywoływacz było wielkości połowy ich posiłku, pływające w zawiesistym lekko czerwonawym sosie, okraszonyn ogonami małych rzecznych krewetek i plasterkami jakiegoś złocistego korzenia z czerwonym środeczkiem.
- Więc… opowiadaj o swojej siostrze. Mówią wszyscy, że czarodziejka… jakie więc czary rzucała? - zapytał Jarvis, zabierając się do jedzenia, gdy na stole przed nimi wylądowały cynowe kielichy z cienkim acz świeżym cydrem.
Bardka pałaszowała strawę, a jej orzechowe oczy nie przestawały się świecić z radości jaką sprawiało jej danie. Młodzieniec odetchnął z ulgą, gdy zobaczył, że jego porpozycja przypadła do gustu i sam zabrał się za jedzenie. Choć wyłuskiwał ostrożnie ości i nakładał małe porcje mięsa na widelec, widać było, że aż trzęsie się z wysiłku, by nie wciągnąć ryby w całości.
- Beatryczne słyszy czary… - wyjaśnił skwapliwie. - Gdy przechodzi ulicą, słyszy je i łapie w ręce. Umie parę sztuczek, ale głównie rzucała zaklęcia, które “usłyszała”. Nie do końca rozumiem jak to robi, ale czasem, to znaczy… gdy jeszcze byliśmy razem, potrafiła iść jak pies myśliwski, aż nie dotarła do mieszkańca, który wypowiadał inkantację. Wtedy łapała czar w ręce i mówiła, że jest już jej.
- To nietypowy talent - zadumał się Smoczy Jeździec i podrapał po brodzie. - I niebezpieczny. Nie bez powodu młodzi magowie opanowują najprostsze zaklęcie. Potężne czary wywierające potężny nacisk na umysł, przez to przygotowuje się ich zwykle mniej, niż słabszych zaklęć.
- Acha… ja się na tym nie znam, ja nic nie potrafię - odparł zawstydzony Angelo. - Naprawdę ukradła kolczyk? Ona nigdy nie lubiła biżuterii… z naszej dwójki to ja byłem ten delikatniejszy.
- W zasadzie to ułatwiła tą kradzież swemu opiekunowi… Francisowi. I to on chyba go ma… - Czarownik zresztą powątpiewał w to, że kolczyk został ukradziony. Raczej sama “panna młoda” dała go swojemu gachowi. - Nie lubi biżuterii… a co lubi?
- Jesteś czarodziejem - stwierdził tą oczywistość chłopiec. - Pewnie lubicie to samo… śmierć, zagadki i rozmawiające zwierzęta.
Kurtyzana zaśmiała się jak chochlik, bo i dzieciak nie był daleki prawdy.
- Tylko moja siostra nikogo by nigdy nie skrzywdziła! Nie, nie… ona nie taką śmierć lubi. Ona lubi się jej przyglądać, obserwować jak powoli unicestwia czyjeś ciało. Rozkład, rozpad, degradacia. Uważa, że jest bardzo ładny i poetycki. Szalenie ją fascynuje… Och, przepraszam, że o tym mówię przy posiłku. - Ostatnie słowa skierował do Chaai, która trochę pobladła na te opisy. - Poza tym bardzo lubi łamigłówki, wszelkiego rodzaju gry logiczne, pułapki, skrytki, układanki. Nie wiem po kim to ma, bo nikt w naszej rodzinie nie pałał do tego typu rozrywek, a ona po prostu nie mogła niczemu przepuścić. Każdy zamknięty zamek otwierała, każdą pułapkę rozbrajała i… i tworzyła swoje własne. Był z tym wielki problem, bo dzieci w nie ciągle wpadały i się kaleczyły… Dlatego trochę mnie dziwi… że została zamknięta w więzieniu, zamki w celach są wyjątkowo prostackie, nawet ja umiem je otworzyć, a nie jestem łotrzykiem. Więc… czemu sama nie wyszła? Po co dała się złapać? Jeśli by zechciała, potrafiłaby zrobić magiczną mgłę w której czają się potwory. Wszyscy się jej boją. - Popatrzył pytająco na oboje dorosłych. Tawaif nieco się ożywiła, rozpoznając magiczną sztuczkę.
- Znam ten czar, też go używam, kiedy ktoś chce mnie złapać.
- Naprawdę? Pani też czaruje? - Angelo zdziwił się, przyglądając ślicznej twarzy kobiety, która nijak pasowała do jego czarowniczych wyobrażeń.
- Nie jestem magiem, bardziej kuglarką. Zmieniam wygląd, tworzę iluzje, naśladuje różne dźwięki i inne takie… psoty - stwierdziła polubownie.
- Kiedy dała się złapać? I gdzie była przetrzymywana? - zapytał Jarvis nie komentując kwestii, tego co lubią czarownicy.
- A skąd mam wiedzieć, ty mi powiedziałeś, że została złapana - obruszył się młodzik.
- Aaaa… o to chodzi. Wyglądało to raczej na przedstawienie pod publiczkę. Obmyślone przez Francisa, żeby wypadł… dobrze przed dziewczyną. Ale nie wyglądał mi na myśliciela. - Zadumał się przywoływacz. - Czy twoja siostra ma dzisiaj urodziny? I czy… wiesz… jak właściwie było z tym jej opuszczeniem waszego gangu i ciebie?
- Przed jaką dziewczyną? - spytał coraz bardziej poddenerwowany były szlachcic. - Przed moją Beatrycze?
Popatrzył z wahaniem na Kamalę, lecz ta tylko uśmiechała się pod nosem i pałaszowała dalej rybę. Odetchnął głębiej i dodał cicho.
- Nie… nie ma dziś urodzin. - Skubnął widelcem odstający kręgosłup sandacza. - My nie kradniemy. Siostra i ja. Utrzymywaliśmy się z innej pracy i pomagaliśmy dzieciom zdobyć podstawowe umiejętności czytania, pisania i liczenia, ale tak jak już wspominałem… moja siostra jest dość… ciężka w obyciu. Nie jest jak inne dziewczynki, w zasadzie jest dla mnie bardziej bratem. Pewnego razu miarka się przebrała, gdy kolejna dziewczyna skończyła z niby zatrutą strzałką w szyi, albo któremuś chłopakowi osmaliło palce. Po prostu powiedziała, że pójdzie do znajomego. On też czaruje i jemu nie przeszkadza jej sposób zachowania. Chciałem z nią iść, ale powiedziała, że nie dałbym sobie rady u niego… podobno jest inny od reszty ludzi. Zimny. Oschły. Brutalny. Myślę, że on krzywdzi innych… bardzo, ale z jakiegoś powodu zaprzyjaźnił się z Beatrycze.
- A więc… dała się złapać i ten Francis ją wykupił z aresztu straży na oczach córki kupca, by zrobić na niej wrażenie czułego na krzywdę maluczkich arystokraty. Taka była rola Beatrycze w tym wszystkim - wyjaśnił ową drażniącą chłopaka kwestię Jarvis. - Dalej… nie brała już chyba większej roli w zdarzeniach, które zaowocowały kradzieżą kolczyka. Ale… wedle słów tego Francisa, on opiekuje się Bumi… czyli Beatrycze.
La Starnge pokiwał głową, wyraźnie przybity. Przejmował się rolą bycia starszym bratem i to w dodatku nieudacznikiem, skoro nie mógł pomóc siostrzyczce w krzewieniu pasji do magii.
- Trochę szkoda, że się nie spotkaliśmy… ale może nie chciała, bym poznał tego “znajomego”.
- Bardzo szkoda. Bo nie wiemy gdzie jest… ani co naprawdę robi - zamyślił się magik, podjadając kolejne fragmenty swojej rybki. - Mówiła ci cokolwiek o nim poza tym, że jest groźny? Gdzie i jak go poznała?
- Haha… no jasne, wymieniamy się listami - odparł smyk promieniejąc, ale zaraz przygasł. - Niestety te szczegóły nie są na tyle szczegółowe, bym mógł zlokalizować gdzie konkretnie mieszka, ale może Timothy wam pomoże. To nas były służący. Rzeźnik, trochę myśliwy… On jako jedyny wie gdzie się Beatrycze kryje… myślę, że się w niej podkochuje… trochę mi go żal.
Czarownik miał na ten temat inne zdanie. Angelo wyglądał na podrostka, siostra musiała być nieco młodsza, więc… trochę go taka kwestia obrzydzała.
- Więc może jutro jej poszukamy razem, co? Z rana? - zaproponował Smoczy Jeździec i potarł podbródek. - Za moich czasów wybieraliśmy starannie ukryte szczeliny w murach starych budynków i tam zostawialiśmy sobie liściki, jeśli była potrzeba tajnego kontaktu… Nie wiem czemu ty z siostrą nie moglibyście podobnie.
- Za dużo par oczu - wyjaśnił dzieciak. - A poczciwy Timi nie umie czytać… jest trochę ułomny, ale ma dobre serce. Jako jedyny nas nie opuścił po… tym wszystkim.
- Cóż… powiem ci gdzie mieszkamy i zjawisz się tam rano z Timothym, a ja z moim wsparciem. I razem poszukamy, co? - zaproponował Jarvis z ciepłym uśmiechem na obliczu.
Chłopiec podrapał się po kruczoczarnych włosach.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję, bo jeśli Tim poszedł polować… to go nie będzie przez najbliższe kilka dni… ale popytam w karczmie w której biesiaduje z kumplami.
- Rozumiem - odparł z uśmiechem mężczyzna.
- Mam ochotę na deser - obwieściła nagle bardka, po czym przypomniała sobie, że nosi go w kieszeniach, torbie i staniku. Wyciągnęła więc cukrową laskę, którą polizała. - Mmm miętowa. - Uśmiechnęła się jak kocię do spodeczka mleka.
Młodzian zachichotał cichutko i z zapałem wrocił do jedzenia chłodnego już obiadu.
- Tutaj deserów nie podają… a mnie łapówki się skończyły, więc… jeśli chcesz coś słodkiego to… - Przywoływacz spojrzał na dziewczynę, a potem na chłopaczka. - ...to ją musisz oczarować i skłonić do podzielenia się.
- Niiiee… ja mam własne, dałeś mi. - Zaśmiał się Angelo i wyciągnął z kieszeni pięć karmelków w kolorowych papierkach. - Chcesz jednego?
- Nie. Dziękuję, ale ja akurat deseru nie potrzebuję. Może czegoś mocniejszego do przepłukania gardła po posiłku, ale tu tego nie dostanę - odparł z uśmiechem mag.
Resztę spotkania spędzili w miłej atmosferze ssania i ciamkania przeróżnych frykasów z cukierni, aż chłopiec nie powiedział, że musi już wracać na obowiązkowe zebranie i lekcję liczenia. Odebrawszy wskazówki jak dotrzeć do siedziby Smoczych Jeźdźców, zeskoczył z krzesła i machając ręką na pożegnanie, opuścił karczmę z pełnym brzuchem i miłymi wspomnieniami.


Jarvis zaś odczekał chwilę i zapłaciwszy za posiłek chwycił tancerkę za dłoń, by wyciągnąć ją z karczmy.
- Ocho… ktoś tu chyba wyraźnie zgłodniał… - stwierdziła zawadiacko Dholianka. - Nie dziwie się… ta polewka była w ogóle dobra?
- Smakowita… jednakże… jutro znów zostawię cię samą, chyba, że chcesz uganiać się za cieniami na cmentarzach w moim towarzystwie? - zapytał z uśmiechem mężczyzna, przyglądając się kochance i oddalając się z nią od kipiących życiem obszarów miasta.
- Myślę, że mogę się przydać - odparła dumnie dziewczyna. - Choć nie powiem, że się nie boję… trochę się obawiam tego tajemniczego znajomego Beatrycze.
- Poradzimy sobie… poza tym, przypuszczam, że Godiva będzie chciała dołączyć. - Westchnął cicho czarownik, obejmując bardkę i cmokając ją czule w policzek, przy nielicznych co prawda, ale jednak... przechodniach idących wzdłuż przeciwległego brzegu kanału.
Tawaif zarumieniła się, zwieszając nieco głowę, jakby chciała ukryć twarz we włosach… tylko, że zapomniała o warkoczykach.
- To też mnie martwi… jeśli ta dziewczynka faktycznie jest taka dobra w pułapkach… to Godiva zdobędzie złoty laur w uruchamianiu ich wszystkich na sobie.
- Od tego mam przywoływane stwory - pocieszył ją z uśmiechem Jarvis, tuląc mocniej i zjeżdżając dłonią poniżej pasa. Na jej pośladek. - Godiva tym razem będzie bardzo zdyscyplinowana. Bardzo jej zależy na powodzeniu tej misji.
- Jarrrvisie… - upomniała go cicho kurtyzana, podciągając jego rękę nieco wyżej na plecy. - Nie przy ludziach.
- Jestem głodny… - mruknął jej wybranek do ucha, ale tym razem zachowywał się grzecznie. Może dlatego, że dostrzegł pustawą uliczkę w którą skręcił. Rozejrzał się bacznie i podążył nią dalej, prowadząc wtuloną w niego Chaayę, ukrywającą szeroki uśmiech zadowolenia.
- Od razu cię uprzedzę i powiem, że nie będę się rozbierać, co to to nie.
- To bardzo mi utrudnia moje plany śmiałej kradzieży - marudził mag znów schodząc dłonią po plecach na pośladek bardki. Tym razem jednak nie było świadków.
- Cóż… trudno, jesteś sprytny i coś wymyślisz. - Kobieta nie zamierzała dawać za wygraną, bo i widok kombinującego przywoływacza był dla niej wielce zabawny. - Co znalazłeś w wieży? Powiedziałeś, że może mi się spodobać.
- Magiczny przedmiot zdobyty dawno temu, z którego nie miałem pożytku ze względów estetycznych - wyjaśnił Jeździec, wyciągając miedzianą ozdóbkę… ładną, ale nie wyglądającą na coś drogiego.
- Myślę, że na tobie będzie prezentowała się lepiej - odparł z uśmiechem, wręczając jej ów drobiazg.
- Ojej... jest bardzo ładny, dlaczego go nie nosiłeś? - Zdziwiła się wielce Kamala, biorąc do ręki zapinkę. - Czy to miłorząb? Co potrafi?
- To zapinka do włosów, ozdoba mająca utrzymać w ryzach wymyślną kobiecą fryzurę… przeważnie burzę loków. A co potrafi? - Czarownik podrapał się po brodzie. - Co potrafi… hmm… to było tak dawno temu, że… nie pamiętam.
Sundari nie wyglądała na zadowoloną z odpowiedzi, bo potrząsnęła głową, odsuwając się ramienia rozmówcy.
- Też mi wytłumaczenie, a to podobno kobiety są mało praktyczne - mruknęła pod nosem i zatrzymując się pod ścianą jakiegoś domostwa, oparła się o nią plecami i zabrała do rozwiązywania warkoczyków.
Kochanek jak zwykle spadł na drugi plan. Niestety nie miał szans ani ze słodyczami, ani z pięknymi rzeczami.
- A tak… pamiętam. Ma dwie moce… jedna z nich to… jeśli kiedyś zostaniesz ranna, tak, że twoje życie będzie zagrożone, to raz dziennie zapinka cię uzdrowi. Odrobinkę, tyle byś przetrwała śmiertelny cios. - Przypomniał sobie Jarvis, kucając przed bardką. Jego dłonie wodziły po jej zgrabnych kostkach i łydkach. - Drugiej mocy nie mogę sobie przypomnieć.

Dziewczyna rozpuściła pukle i zebrała włosy w kucyk, który zwinęła w koczek, przepinany podarkiem.
- Nie ważne. To pamiątka i prezent od ciebie - odparła, jakby to wyjaśniało wszystko. - Będę go strzec i pielęgnować jak prawdziwego skarbu.
- Cieszy mnie to… wyglądasz ślicznie z nią. - Uśmiechnął się mężczyzna zerkając w górę i dłońmi wodząc po nogach Chaai podwijał jej szaty coraz wyżej. - Swoją drogą, teraz kolej na mój deser.
Tawaif zaśmiała się cicho, po czym dodała z przekorą.
- Nie sądzisz, że powinniśmy zamienić się miejscami?
- Jeszcze nie… moja śliczna… - Wyszczerzył się łobuzesko czarownik, dochodząc dłońmi do ud złotoskórej. Jego język musnął je prowokująco. - Najpierw… moja kolej trochę się pobawić i sprawić rumieniec na twojej ślicznej budzi.
I dlatego zsuwał bieliznę kochanki w dół, by odsłonić skarb do którego zmierzał. Kobieta wizgnęła troszkę speszona, rozglądając się w panice, lecz zaułek w którym się skryli był pusty.
- Pamiętaj, że nie chcę ubierać się w popłochu, jak ktoś nas nakryje - przypomniała z udawanym dąsem, drapiąc czule klęczącego po głowie. - I byle szybko… i w ogóle…
- A gdzie się spieszymy? - Muśnięcia języka były delikatne, powolne i skrupulatne. Jak ruchy pędzla na płótnie. Problem w tym, że płótnem był teraz najbardziej wrażliwy na dotyk obszar bardki, a przywoływacz z premedytacją muskał go tak, by doznania były jak najsilniejsze. Sprawiając tym, że kurtyzana topiła się jak masło na patelni. Była przy tym słodka jak miód i płochliwa jak łania, co i rusz upewniając się, że byli jedynymi ludźmi w alejce. Na zadane pytanie nie padła odpowiedź, bo i sens pośpiechu gdzieś uciekł, gdy rozkosz rozlewała się ciepłem po jej podbrzuszu.
A jej wybranek kolejnymi muśnięciami języka dorzucał kolejnych drew do ognia rozpalanego w jej ciele. Do języka dołączyły palce, pieszcząc subtelnym masażem wrażliwy punkcik, ale puścił przy tym spódnicę, więc ta okryła go nieco. Nie zmieniło to jednak faktu, że nie dawał tancerce zapomnieć o sobie. Przeciwnie… niemal wszystkie zmysły skupiły się na jej kochanku, aż do wybuchowego końca, który wyrwał jęk z jej ust.

- Nie lubię… gdy to robisz - poskarżyła się Chaaya, gdy uspokoiła oddech. Jej łono przeczyło jednak jej słowom. - Czuje się bezradna. Słyszysz? Słuchasz mnie? - Podciągnęła z furkotem falbaniastą spódniczkę, by zmierzyć gniewnym i rozmarzonym spojrzeniem mężczyznę.
- No cóż... teraz masz okazję się odegrać… - Jarvis wstał i cmoknął ją czule w czubek nosa. - A u nas poćwiczymy bardziej sprawiedliwą pozycję do takich zabaw… co ty na to? Tawaif nadęła policzki, po czym podciągnęła majtki na pupę.
- Nie ma sprawiedliwej… twój język jest niesprawiedliwy - burknęła pod nosem, zamieniając się z przywoływaczem miejscami. Uśmiechnęła się do zapięcia jego spodni, nie mogąc doczekać się spotkania ze swoim ulubieńcem.
- Wolisz łagodnie czy na ostro? I nie mów, że ci obojętne.
- Łagodnie… tym razem - odparł cicho magik, dłonią głaszcząc włosy klęczącej. - Ładnie ci w niej Kamalo.
Ustami mógł kłamać, ale to co odsłoniła Dholianka było szczere w swojej gotowości do figli.
Sundari podniosła wzrok w górę i uśmiechnęła się promiennie, delikatnie marszcząc przy tym nosek. Jego komplement ją ucieszył, a może… cieszyła się z tego co trzymała w dłoni.
- A więc będzie łagodnie… i nie przejmuj się jak nas przyłapią, połknę cie całego, że nikt nic nie zauważy - zażartowała, chichocząc cicho, po czym zajęła się czułym całowaniem miniaturki Jarvisa, zupełnie jakby całowała kotka po głowie. Szybko jednak rozochociła się w zabawie, stopniowo dozując doznania, by budować zmysłowe napięcie.
Czarownik posłyszał jak mruczy rozkosznie, gdy trzymając go w ustach kreśliła językiem zmyślne szlaczki, lub kiedy ściskała mocniej jego dwa skarby i waga ich, jak i dotyk, spełniały jej oczekiwania. Jemu zaś ciężko było panować nad sobą. Teraz bowiem podlegał temu samemu droczeniu i budowaniu napięcia, jakie zafundował wcześniej bardce, która nie śpieszyła się… Jeszcze nie torturowała, ale z każdą chwilą przyjemność stawała się słodkogorzka, bolesna.
“Nie rób ze mnie bezbronnej, bo ja uczynię z tobą to samo.” Tak, z pewnością kurtyzana czerpała satysfakcję ze zamiany rolami, aż w końcu nie dostrzegła, że mężczyzna pragnie spęłnienia.
Łaskawie mu go użyczyła, odbierając solenną zapłatę, którą przęłknęła z lisim grymasem na licu.
- Kocham cię… Kamalo - wyszeptał czule Jarvis.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline