Dobroleszy przeładował. Sięgnął po kolejne pudło z amunicją. Zwykłą. Zostało jeszcze jedno, ostatnie... zapalająco-przeciwpancerne... ostatni argument w bitwie. Jednak póki co rozkaz był, aby wycofać się na linię pomarańczową.
Usłyszał na łączności, o pomyśle na kontratak. To była myśl. - Albo podajcie naszej arty... artylerii gdzie są tamci bombardierzy... albo odnajdźcie tego który jest ich oczami. - rzekł do mikrofonu przy słuchawkach.
Po chwili kiedy świeży zasobnik był na miejscu w WKMie, zdał sobie sprawę, że nie nacisnął przycisku nadawania. - Tu Dobroleszy. Panie Bebok. Znajdźcie i zniszczcie ich oczy... albo powiedzcie gdzie jest ich mniej. Mogę się... przemknąć na ich tyły. - rzekł.
Zmierzał prędko ku linii pomarańczowej, a kiedy wpadł do okopu skulił się, oparł Utyosa o ziemię, poprawił chwyt i pojedynczymi strzałami zaczął zdejmować co roślejszych piechurów wroga. Czasem poszła krótka seria w lżejsze pojazdy.
Był jednak gotów po raz kolejny opleść się magicznym kamuflażem i ruszyć przez front na zaplecze wroga. Musiałby tylko wiedzieć gdzie jest go mniej, aby się nie potykać o bezrozumnych metaludzi. |