Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2019, 23:29   #105
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kiedy wraz z resztą grupki wrócił ze znaleziskami z hotelu, ponownie miał wrażenie, że mogli spisać się lepiej... Cóż... okoliczności nie sprzyjały poszukiwaniom. Zmęczenie dawało się we znaki. Nieustanna presja, której byli poddawani powoli zaczęła dokuczać nawet analitycznemu umysłowi doktora. Tracił rachubę czasu, zaprzestał notatek w dzienniku, które stanowiły jakiś punkt odniesienie. Ostatni wpis to nocleg w pierwszej kryjówce. Od tego momentu nie było wolnej chwili, by zapisywać historię hibernatusów skazanych na walkę o przetrwanie.

Po chwili względnego spokoju znów odgłos nieznanego zagrożenia. Merv odruchowo skoczył w rozbitą sklepową witrynę, szczęśliwie nie raniąc się o kawałki szyby. Oparty o szafkę nerwowo nasłuchiwał, wpatrując się w gramofony leżące w kącie i zakurzone, porozrzucane płyty winylowe. Chłopcy z Liverpoolu jakby nigdy nic wiecznie spacerowali po pasach na Abbey Road... Stonesi wywalali jęzor, a Eddie szczerzył się z okładki Iron Maiden, ten ostatni najpełniej oddawał koszmar Londynu...
Po kilku minutach niepewności okazało się, że sprawcami hałasu byli zaginieni Sigrun i David. Fakt ich odnalezienia zdawał się być dobrą wróżbą i choć na chwilę stłumił atmosferę rezygnacji i smutku po wcześniejszych stratach.
- Trzymasz się Sig? - wyściskał buntowniczkę i podzielił z nią whisky. Należało uczcić niespodziankę od losu. Poklepał też Davida po plecach. "Kto wie co nas czeka na moście" - pomyślał. Nie zwykł kiedyś okazywać takich gestów, teraz sytuacja był zgoła inna. Zaczynał myśleć o nich jak o drużynie.

Ubrani w te same skafandry, byli gotowi do próby przekroczenia rzeki mostem cieni... To, co w dawnym życiu Mervina było łatwe i przyjemne, teraz podsycone zostało aurą grozy i tajemniczości. Stalker nadal niemiłym głosem przedstawiał plan przedsięwzięcia. Obserwując reakcje jego kompanki, biolog zastanawiał się jakie relacje łączyły tę parę w przeszłości? Czy tylko strefowego survivalowca i jego uczennicy. Czy może jednak coś więcej? Chłodna postawa Nicka kazała przypuszczać, że były to jednak profesjonalne relacje, bez cienia uczuć, czy romansu. Zanotował, iż dziewczyna wydawała się nieco zaskoczona tym, że poprowadzi grupę przez most. W czerwonej mgle sprawiał on upiorne wrażenie. A przecież cienie znali tylko z opowiadań przewodnika...

Pierwszy trup... i kolejne... biolog uzmysłowił sobie, że gadka stalkera nie była straszeniem naiwnej grupy. Miała częściowo przygotować ich na spotkanie z czymś wybitnie nienaturalnym. Twarze nieszczęśników były widokiem, który uparcie powracał, mimo że oddalili się od zwłok. Mervin zastygł nieruchomo, niczym sylwetki, które minęli i czekał. Czekał na sygnalizacyjne światło, które przebije się przez rdzawą mgłę... a kiedy raca wreszcie pofrunęła w niebo, niczym noworoczne fajerwerki most nagle ożył... Zimny pot oblał ciało Wilgrainesa. To działo się naprawdę! Pomroki niemal takie, jak w filmie "Uwierz w ducha"... Doktor bez cienia wahania uwierzył...

Zaczął się czołgać za Sigrun. W ciszy, chociaż miał nieodpartą ochotę rugać ją niczym wojskowy instruktor swoich leniwych rekrutów marines. Wiedział, że to ślimacze tempo to nie jej wina, że grupę prowadzi stalkerka, lecz czuł, że czas, który zyskali kurczy się w zaiste ekspresowym tempie... Miał rację... kiedy byli niemal u celu... cienie zamajaczyły ... Nie analizował, co zrobi kiedy się zbliżą i próbują go dosięgnąć. Patrzył na glany Sigrun i niemo odliczał metry do ocalenia...
 
Deszatie jest offline