Łóżko, czysty pokój, niemal królewskie śniadanie... Można było zapomnieć, że są w środku dżungli na zapomnianej przez wszystkich wyspie. Przynajmniej na chwilkę... no, kilka dłuższych chwilek, podczas których Tajga przewalała się po łożu delektując się ciepłem i miękkością pościeli. W końcu zmusiła się do wstania, ale skoro nikt jej nie poganiał to i sama nie zamierzała pędzić ku przygodzie. Może tu i czas płynął inaczej? Dlatego bez pośpiechu ubrała się w czystą odzież, rozczesała dokładnie włosy i splotła je w "koronę", a nie mogąc znaleźć puzderka z barwiczkami wywaliła całą zawartość plecaka na łóżko.
- O bogowie... - jęknęła widząc pierdzielnik, który objawił się z plecaka. Czego tu nie było! Większość nowości pochodziła z ich obecnej lokacji, ale bardka na śmierć o nich zapomniała. Cóż, spotkanie nieumarłego maga z magiczną chatką każdego mogło wybić nieco z równowagi. Dziewczyna westchnęła i zaczęła porządkować graty, odkładając te przeznaczone do identyfikacji. Fiolka, fiolka zwój, znow fiolka... Nie było sensu marnować zaklęć przed wyprawą w nieznane, lecz może głowa wystarczy. Jak nie jej to Thazara, albo tego, no... Florence'a w ostateczności.
Może dlatego w osadzie było tyle magicznego... wszystkiego. Ciekawe czy licz nią rządził? Pracował tu? Zaklinał przedmioty czy robili je dla niego? Hm... z tego co mówił znał jaszczury, może współpracowali? Jak nie z nimi to może z kapłanami Helma, po których zostały skarby w zikkuracie? W końcu bardzo pozytywnie zareagował na widok zbroi Edrika...
Tajga robiła się coraz bardziej ciekawa historii tego miejsca, co było bardzo ożywczym uczuciem zwłaszcza w porównaniu ze zmęczeniem wyprawą i znużeniem ciągłą walką o przetrwanie... czy o oddech w ogóle w tym dusznym klimacie. W końcu była bardziej bardką niż najemnikiem, mimo że ostatnimi czasy to czarami zarabiała na chleb.
Niech no się tylko stąd wydostanę... - mruczała rozkładając na stole fiolki, zwoje i inne magiczne badziewie. -
Tematów starczy mi i na sto pieśni! Dość szlajania się w błocie...
Wreszcie przestała gadać do siebie i zabrała się do roboty. Efekt nie był spektakularny, może się jeszcze nie do końca obudziła... Ale był. Potem spakowała wszystko, włącznie ze znaleźnymi strojami i poszła na śniadanie. Co prawda miała ochotę pobuszować jeszcze po domostwie, ale wiedziała, że nie powstrzyma świerzbienia palców, więc wolała nie ryzykować.
***
Głodna była, a tu wszyscy mieli MANIERY... Na szczęście nie musiała długo czekać na przybycie reszty drużyny i mogła zabrać się do jedzenia, a potem do pakowania najlepszych kąsków, zwłaszcza tych słodkich. Gdy gospodarz rozpoczął konwersację panowie z miejsca poruszyli najważniejsze dla powodzenia misji kwestie, więc Tajga ograniczyła się tylko do pytania:
W moim pokoju znalazłam taki zielony płaszcz. Mogę go zachować?
Gdy zakończą omawianie kwestii strategicznych miała zamiar zapytać też czarodzieja o właściwości zaklętych przedmiotów, których samej nie udało jej się odkryć. Patrząc na jego bogactwo nie obawiała się raczej, że zechce je zagarnąć dla siebie.