Po zniszczeniu Oka, Ryś leżał przez chwile, jęcząc i zastanawiając się czy w ogóle jeszcze żyje. Jednak po chwili ból w boku nasilił się, a on nie odpłynął w nicość. - A kto nie umarł ten zdrów - wymamrotał. - Kurw... - Zaklął przez zęby zbierając się na nogi. Włócznia okazała się dobrą podporą i po dłuższej chwili Ryś był już na kolanach, ostrożnie oglądając ranę. Jednak szybko jego uwagę przyciągnął żar dochodzący od rozgrzewających się do czerwoności wrót. Śmierć w walce to jedno, ale spalenie się żywcem? Przysłowiowej "ni cholery". Rany i inne bzdury musiały poczekać. - Iskra! - Szybko odnalazł wzrokiem czarodziejkę i pokuśtykał w jej stronę. Zaskakująco ostrożnie sprawdził w jakim kobieta jest stanie i zerknął na jedyną drogę ucieczki jaka im została. - Proponuje wyjść. Atmosfera w lokalu wyraźnie się psuje. Może spacer w jakimś chłodniejszym miejscu? - Zażartował starając się pomóc czarodziejce w jak najszybszym dostaniu się do wyjścia i na zewnątrz.
Wychodząc z sali odwrócił się na moment wystawiając środkowy palec w stronę ołtarza - I taki chuj! - Rzucił na odchodnym.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |