Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2019, 14:59   #145
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Nim podszedł do znajomych elfów, rycerz zagadnął biedaka uderzonego wcześniej przez zamtuzowego wykidajłę.
- Dobry człowieku, ufam, że nie wyrządzono ci zbyt wielkiej krzywdy. W ciężkich czasach trzeba się bratać, a nie dzielić. Będziesz pilnował tej okolicy dla mnie? Jeśli zdarzy się cokolwiek dziwnego wokół tego przybytku, znajdź kogoś z nas i powiedz nam o tym.
Wcisnął złotą koronę w rękę bezdomnego. Ten mimo początkowego dystansu momentalnie poczuł się jak zwycięzca loterii i przytaknął kilkakrotnie. Nerwowo, ale z zaangażowaniem.
- To za twoją fatygę. Cokolwiek nietypowego, pamiętaj.
Odchodząc Harald był przekonany, że nędzarz mu pomoże. Nie był jednak pewien, czy zrozumiał on intencje rycerza.

Harald przywitał się z pozostałymi, na dłuższą chwilę zawieszając wzrok na twarzy elfki.
- Mam nadzieję, że nie wystraszyłem was zbytnio w lesie. Sam do końca nie jestem pewny, co to za magia mnie tam przeniosła, ale ufam kapłanom Zakonu, że uczynili to dla dobra ogółu.
W skrócie przekazał im zdobyte do tej pory informacje.
- Coruja wojowniczka z klanu ‘Białych Sów’ - przedstawiła się znajomej jej byłej już zjawie. Pochwaliła się w duchu, że opanowała swoje zapędy sprawdzenia czy na pewno rycerz jest materialny i jej palec nie przeniknie przez niego. Resztę wyjaśnień zostawiła Erastyrowi.
- Mamy pewne podejrzenia - powiedział elf na tyle tylko głośno by usłyszeli to tylko najbliżej niego stojący - że ktoś chce wykorzystać pojawienie się nieumarłych by porwać kobiety i dzieci.
Rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu ewentualnych podsłuchiwaczy.
- Jakiś krzykacz na rynku namawiał mieszkańców, by wsadzić dzieci i niewiasty na barki i przewieźć na drugi brzeg. A potem paru ktosiów spróbowało porwać Coruję. Dwóch nic już nikomu nie powie, chyba że Morrowi. A trzeci uciekł.
- Mają jakiś związek z rybakami - dodał - bo jeden z nich miał typowo rybackie narzędzie.
- Przy ataku wszystkie bramy miasta będą zamknięte. Jeśli macie rację, rzeka byłaby najlepszą drogą dla porywaczy.
- Pytanie co teraz. Chyba najłatwiej będzie znaleźć podżegacza. Wydawał się na dostatecznie głośnego człowieka. Łatwego do znalezienia.
- Niestety nawet nie wiem, czy on jest tutejszy, czy też jest przybyszem - powiedział elf. - Spytałem jednego z mieszkańców, ale nic mi nie powiedział. Mam wrażenie, że ten jego występ nie będzie jedynym, więc go z Corują znajdziemy. Ale ktoś też musiałby pilnować przystani. Z pewnością trafi się paru głupców, którzy uwierzą w ponure przepowiednie.
- Możemy, też wystawić kolejna osobe jako przynętę. - Tutaj elfka spojrzała się na Benedyktę. - Mała szansa że wybiorą mnie drugi raz jeśli przy jednej z prób stracili ludzi.
- W zasadzie... Mogłabyś udawać chętną do takiego wyjazdu - powiedział elf do Benedykty. - A nuż by się dali skusić.
- No chyba, że znają już dobrze jej twarz… Tak czy owak, ten podżegacz mógłby się przydać, naprowadzić nas na swojego chlebodawcę. Ja muszę jeszcze zorganizować drogę ewakuacji mieszkańców.
- Cóż nie ma co czekać w takim razie. Gdzie mamy was szukać jeśli się czegoś dowiemy?
- Powinienem być na drodze prowadzącej do rozpadliny.
- Rycerz pokazał kierunek. - Postaram się wrócić do was tak szybko, jak to możliwe. Pan Faeranduil chyba przyda się wam teraz bardziej, niż mnie.
Elf pokręcił głową.
- Wolałbym zostać w mieście i przygotować się na niechybny atak - powiedział cicho czarodziej. - Chyba, że potrzebujecie mojej magii aby poskromić kilku pospolitych bandytów, choć nie za bardzo widzę jak mógłbym się tam przydać.
Benedykta spojrzała na elfkę niepewnym wzrokiem.
- Mnie już jeden śledzi. Myślałam, że chce mojej kolczugi lub kuszy, ale mam teraz tylko to - wskazała na tandetny łuk - a on dalej za mną łazi - postukała małym palcem w łykowate drewno. Chciałam się z nim dogadać, ale on chyba chce mnie po prostu złapać.
- Mogę spróbować zapytać o przeprawę, jeśli ktoś z was będzie mnie obserwował. Poza tym muszę sprawdzić dlaczego jakiś niziołek dał żebrakowi złotą koronę i dlaczego jako jedyny z grupy opuścił miasto na piechotę a nie łodzią.
- W takim razie spytaj tego żebraka, a zaraz potem pójdziemy zapolować na tego człeka, co do ucieczki namawiał - zaproponował Eryastyr. - A jak się uda, to i tego, co za tobą chodzi przyłapiemy.
- Ja mogę poszukać podżegacza, nie powinno być to trudne. - zaoferowała się Coruja.
Benedykta zmrużyła oczy.
- Czegoś tu nie rozumiem - bardzo nie lubiła czegoś nie rozumieć. Kiwnęłą głową i udała się ponownie do żebraka. Potem wygrzebała z wianka kawałek zasuszonego kwiatka i wręczyła go mężczyźnie.
- Kto wręczył ci złotą koronę, panie? I gdzie poszedł? To chyba człowiek, który obiecał mi pomoc - wygrzebała z plecaka jabłko i kanapkę i z wielką uwagą przekazała je na ręce żebraka.
Ten patrzył na nią podejrzliwie odkąd opuściła dom rozpusty. Pochwycił jabłko dość gwałtownie.
- Czy mnie dziewka w ogóle słucha-ty? Nie człowik, niziołek. Nieludź. Jak te, o, długouchy, tylko głowę bliżej ziemi miał. Na wosokości, że niby jak ja zad. Karzełek. Bramą wyszedł z samego rańca. I tego, tyle.
Ugryzł soczysty i kruchy owoc tryskając na Benedyktę sokiem.
Benedykta popatrzyła na niego jakby wystraszona. Potem odwróciła się na pięcie i pobiegła do elfów zdając relację z tego dziwnego zdarzenia. Trop wydawał jej się ciekawy, ale było daleko więcej spraw, które należało ocenić i zbadać.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline