Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2019, 15:32   #14
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
5 Września, RMS Scythia, popołudnie

Bez skrupułów skupiła na mężczyznach wzrok. Kim mogli być i dlaczego patrzyli na nią. Była niemal pewna, że jej strój był nienaganny. Nie powinna się wyróżniać na tle innych znajdujących się na pokładzie dam.
Starszy mężczyzna patrzył na Ann zimnym wzrokiem, jakby próbował pokazać kobiecie kto tu rządzi. Przez chwilę mocowali się wzrokiem, jednak całe te przedziwne spotkanie przerwał młodszy mężczyzna, szarpiąc starszego za ramię i odprowadzając go w głąb górnego pokładu. Rozmawiali ze sobą po cichu, i jak Anna mogła się zorientować, bardzo szybko i nerwowo wymieniając się jakimiś argumentami.
Lockhart skrzyżowała ręce na piersi i odprowadziła mężczyzn wzrokiem. Nie przepadała za takim zachowaniem, a po wydarzeniach z ostatniego dnia, dodatkowo ją ono niepokoiło. Obróciła się na pięcie i ruszyła dalej. Dopiero po kilku krokach zdała sobie sprawę, że Lilly gdzieś zniknęła. Starając się nie zachowywać nerwowo, rozejrzała się po pokładzie szukając swojej służącej.
Lili znalazła się po jakimś kwadransie, kiedy bystre oko Anny wypatrzyło jej sylewtkę blisko skomplikowanie wyglądającego systemu kabestanowego na dziobie. Dziewczyna flirtowała w najlepsze z dosyć okazale wyglądającym marynarzem, który pokazywał jej właśnie imponującej grubości przedramię z jakimś tatuażem.
Ann przeszła za plecy mężczyzny, tak by zapatrzona w muskulaturę służąca, mogła ją dostrzec. Zatrzymała się, skupiając na niej lodowate spojrzenie. Spojrzenie Lilly ześlizgując się po męskiej skórze trafiło na wzrok jej Pani i momentalnie z twarzy dziewczyny odpłynęła większość kolorytu i uśmiech. Przeprosiła cicho marynarza odprowadzana przez niego wzrokiem, który w opinii Lockhart wyraźnie zahaczał o miejsca, o które nie powinien. Gdy tylko służąca zbliżyła się, Ann ruszyła dalej. Dawanie reprymendy publicznie nie leżało w jej naturze.

Dopiero w pokoju Lockhart stanowczo upomniała swoją służącą, przypominając jej, że podczas tej podróży jest też “przyzwoitką” i nie powinna się od niej oddalać, chyba że załatwiała dla niej sprawunki. Po krótkiej naganie, przygotowała list do Jacka z pytaniem, czy zje z nimi obiad i posłała Lilly by go zaniosła.
Po jakiejś pół godzinie, Jack stanął w progu jej kabiny, trzymając w ręku liścik przyniesiony przez Lily
- Ach, nikt nie zapraszał mnie na obiad w tak uroczym stylu - zażartował Jack. Widać było, że jego wymięta marynarka została najwyraźniej w kajucie, i ubrany był w granatową, nieco bardziej wyprasowaną, choć też najpewniej wyjętą z jego przepastnego plecaka. Koszula, zwykle rozpięta, tym razem ciasno opinała szyję, a spod wyłogów konierzyka wystawał ciemny krawat.
Lockhart wstała od biurka.
- Wydawało mi się, że to całkiem popularny sposób. - Krytycznie przyjrzała się marynarce mężczyzny obiecując sobie, że pośle ją do pracowania gdy tylko nadarzy się ku temu sposobność. Jej wzrok zawisł na niechlujnie zawiązanym krawacie. Nie wytrzymała i sięgnęła do węzła by go poprawić. - Nie byłam pewna gdzie cię ulokowano.
- A, z takimi dwoma sympatycznymi jegomościami. Jakiś Ibrahim Mrijević, chyba chorwat albo czarnogórzec, nie potrafię zrozumieć gościa. Chyba żyd. I jakiś grek, Tatankopulos, czy jakiś inny...pulos. Za szybko mówił. Ale zaprosił na ouzo, ale przed obiadem…
- spojrzał na Annę i uśmiechnął się.
Lockhart ostrożnie wygładziła krawat i podniosła wzrok. Uśmiech mężczyzny nieco zbił ją z tropu.
- Nie mieli na głowie zawojów? - Cofnęła się na dystans który przystał przy takiej rozmowie. - Dzisiaj na pokładzie obserwowała mnie dwóch mężczyzn.
- Zawojów? Znaczy się, takich jak w egipcie, czy arabii? Nie...nie widziałem takich. Sądzisz, że…
- nie dokończył, myśląc o zbirach w muzeum.
- Może po prostu z jakiegoś powodu zwrócili na mnie uwagę. - Ann nie była przekonana do własnych słów. - Idziemy? Jeśli ich gdzieś zobaczę, to spróbuję ci zwrócić na nich uwagę, dobrze?
- Dobrze. Wiesz, że mają tu alkohol? Słodki jezusie, w końcu będzie można wypić coś innego niż wino z cegły
- zaśmiał się Jack podając kobiecie swoje ramię.
Ann zaśmiała się i wskazała na uzupełniony już barek.
- Tak. Zauważyłam. - Przyjęła podaną rękę i dała się poprowadzić w kierunku restauracji, pozwalając Lilly zamknąć za nimi pokój. - Jeśli dobrze rozumiem, zamierzasz skorzystać z tej okazji.
- Oh, a ty na pewno będziesz mi w tym towarzyszyć
- dodał - nie powiesz mi, że nie lubisz wina, albo dobrej whisky?
- Paniom nie wypada pić whiskey, wiesz?
- Ann mimowolnie uśmiechnęła się. Było coś w tym luźnym sposobie bycia Jacka, co ją uspokajało. - Ale prawdą jest, że mam sentyment do tego trunku.


Lilly, zakupy

- Lilly byłabym wdzięczna gdybyś załatwiła dla mnie kilka rzeczy. Należałoby zamówić pranie, nie odpowiada mi też tutejsze mydło, może w sklepach uda ci się dostać coś innego? Potrzebuję też napić się kawy. Czarnej i mocnej. - Lockhart odezwała się do służącej, gdy Jack oddalił się na chwilę od stolika. Przez chwilę zastanawiała się też, czy formułować ostatnią prośbę, w końcu jednak sentyment wziął górę nad przyzwyczajeniami. - Gdybyś… mogła nabyć też dla mnie strój kąpielowy. I proszę, żadnego oglądania się za marynarzami. - Zakończyła wypowiedź poważnym tonem, wyraźnie dając znak służącej, że nie życzy sobie takich zachowań.
- Jak pani sobie życzy, panno Lockhart - dygnęła grzecznie, pąsowiejąc i prędko umknęła z oczu Anny, korzystając z kolejnej chwili wolności, w dodatku spędzonej w przyjemnej perspektywie zakupów, czyli czegoś, co zawsze poprawiało humor większości kobiet.
Lily szła szybko pomiędzy witrynami sklepów pokładowych, oferujących wolnocłowe towary najwyższej klasy. Widok był zadziwiający, jakby ktoś przeniósł luksusową alejkę z butikami, salonami piękności, jubilerami i sklepami z pamiątkami i wszelkiego typu bibelotami na środek Atlantyku, tylko dla kaprysu podróżujących. Alejka była dziś dosyć zatłoczona, choć w samych sklepikach nie było jeszcze wielkiego ruchu. Najwidoczniej pasażerowie, przynajmniej ci dla których takie zbytkowne widoki były rzadkością, krygowali się jeszcze przed odwiedzeniem jednego z nich. Lily nie miała takiego problemu. Służąca dobrze sytuowanej w mieście kobiety, nie miała żadnych skrupułów przed odwiedzaniem najprzeróżniejszych sklepików, oczywiście tłumacząc swoje swobodne zachowanie gustami swojej pracodawczyni. Minuty zamieniły się w kwadranse, kwadranse wydłużyły się na zegarze w kilka godzin, i Lily nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest już późne popołudnie. Miała jednak wszystko, co trzeba. Kostium kąpielowy, najnowszy krzyk mody ze Stanów, robiący furorę elastycznym materiałem i jaskrawymi kolorami, kawę i resztę sprawunków, które niosła w zielonej, markowej torbie. Sama zaś, pachniała od stóp do głów perfumami, których próbkami spryskała się chyba tak mocno, że mogłaby się przez tydzień nie kąpać. Lili znajdowała się właśnie w sklepie ze skórzaną odzieżą. Głaskała z lubością krótkie płaszczyki z miękkiej, włoskiej skóry i oglądała z wypiekami na twarzy śliczne, bordowe rękawiczki.
- Fuj...a cóż to za brzydactwo? - rękawiczki, leżące na jednej z lad wydawały się nie pasować do całej reszty asortymentu. W odróżnieniu od innych ubrań wiszących na wieszakach lub leżących na sklepowych ladach, te wydawały się wręcz kleić od środka czymś nieprzyjemnym. Lily z obrzydzeniem zdrapała resztki suchej skóry. Jakby nosił je ktoś chory na świerzb, lub ktoś mocno poparzony. Lily odłożyła odrażającą część garderoby na półkę, zniesmaczona i zawiedziona, że w tak dobrze wyglądającym sklepie sprzedawane jest takie ohydztwo.
Wzięła jeszcze gazetę poranną dla Ann, która jak wiedziała lubiła przeglądać czasem prasę, i choć gazeta była poranna, a było już dobrze po południu, Lily wiedziała, że na statku raczej nie znajdzie się jutrzejsza gazeta. Ani po jutrzejsza. Choć może i by się znalazła? Młoda kobieta zdziwiła się ogromem i przepychem tego statku. Niemal każda kobieta, niezależnie z jakich nizin lub wyżyn społecznych pochodzi, miała ten pierwotny, instynkt, wyczuwający spojrzenia innych. Lily poczuła to przez chwilę, i przez moment z zaniepokojeniem obróciła głowę. Wydawało jej się, że w jednej witrynie sklepowej stoi dwóch ludzi, jeden nieco wyższy od drugiego. Wydawało jej się, że wpatrują się w nią. Jednak po dłuższej chwili zorientowała się, że to było tylko odbicie, a jej oczy szybko złowiły uśmiech przystojnego, ciemnowłosego marynarza. Był jeszcze bardziej męski od tego, za którego dostała burę od Ann. Spłoniła się i szybko wyszła, przypominając sobie słowa swojej pracodawczyni. Lepiej było dla niej, aby nie wpadła w jakieś kłopoty...


Anna i Jack, górny pokład

Ann zaczekała, aż jack wróci do stolika. Powinni w końcu porozmawiać o tym co wydarzyło się w bibliotece. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że Lilly nie skorzysta z okazji by znów udać się do jakiegoś marynarza. Westchnęła ciężko na to wspomnienie. Przynajmniej jedna z nich rzeczywiście planowała korzystać z “atrakcji” tego rejsu.
Uśmiechnęła się dopiero widząc nadchodzącego Jacka.
- Przejdziemy się? Chyba powinniśmy nieco porozmawiać.
- Jasne. Sympatyczny ten statek. Jak podróż?
- zapytał Jack
- Coś czuję, że będę miała kłopoty z Lilly. - Ann odezwała się gdy już ruszyli w kierunku wyjścia. Przyjęła podane ramię, wyjątkowo ciesząc się z tej podpory przy kołyszącym się pod nogami pokładzie.
- Hmm...młoda kobieta na pokładzie pełnym przystojnych marynarzy? Gdzie tam - zaśmiał się Jack - Jest dorosła, i chyba nic jej się nie stanie. W każdym razie, angole to dżentelmeni - zachichotał - mają nas, jankesów za dzikusów, ale dziewczyny traktują z dużym szacunkiem - zapewnił Annę Jack.
- Nie przypominam sobie by dżentelmeni mieli w zwyczaju przechwalanie się swoimi tatuażami. - Lockhart pokręciła głową z dezaprobatą. - Nie licząc tego i panów, którzy mnie zaniepokoili rejs wydaje się być przyjemny.
- Ci muzułmanie…
- pokiwał głową i podprowadził Annę bliżej relingu, opierając się o niego jednym łokciem - Zastanawia mnie, w co myśmy wdepnęli. Ten człowiek na nabrzeżu, jak i ten w bibliotece to był bandyta. Niewątpliwie. Być może najemnik, może były wojskowy...nie wiadomo. Ale to, że nie chcieli z nami tylko pogadać to fakt - Jack zatroskał się nieco.
- Widziałam ich na molo gdy odpływaliśmy. Byli z jakimś starszym mężczyzną… wyglądał na ich szefa. - Ann mówiła cicho nie chcąc być usłyszaną przez spacerujących po pokładzie pasażerów.
- Też go widziałem. I mam wrażenie, że go już gdzieś widziałem. Kilka ładnych lat temu, w Nikaragui. To był chyba marines. Wydaje mi się, że widziałem go w mundurze. Dlatego myślę, że to był najemnik. Niepokoi mnie, że oni doskonale wiedzieli, gdzie jesteśmy i co robimy. Wiedzieli, że odpływamy.- Jack spojrzał na Annę, czekając na jej opinię.
- I gdzieś zadzwonili… pytanie czy do kogoś na statku czy też w drugim porcie. Obawiam się, że to pierwsze. - Lockhart także obejrzała się na swojego towarzysza. - Mogą mieć kogoś “swojego” na statku.
- Myślisz o tych dwóch muzułmanach?
- Jack spojrzał pytająco na Annę - łatwo będzie ich znaleźć. Raczej wyróżniają się strojem...tylko jak tu ich zdjąć… - Jack myślał na głos - pistoletem raczej nie. Jak kapitan dowie się, że mamy broń, to trafimy do aresztu. Może na nich zapolować, i klasycznie, w łeb? - zaproponował.
Ann mimo całej powagi sytuacji zaśmiała się cicho.
- Myślisz, że patrzyliby na mnie w tak widoczny sposób gdyby rzeczywiście chcieli nam zrobić krzywdę? Toż teraz w każdej chwili mogłabym pójść do kapitana i zgłosić swoje obawy. - Lockhart uśmiechnęła się do mężczyzny ale szybko spoważniała. - Obawiam się, że to może być ktokolwiek. Obsługa statku? Z nią najłatwiej byłoby skontaktować się z portu. To może być każdy… kelner, marynarz… tancerka.
- Może dawno nie widzieli ładnej kobiety?
- zaśmiał się Jack - ale masz rację. To nie muszą być oni. Byle steward wniesie broń. O załodze nie wspominają. Niektórzy marynarze na tym statku to emeryci z Królewskiej Floty. Dobrze sobie ich obejrzałem - pokiwał głową - dżentelmeni, ale i żołnierze - podsumował Jack.
Lockhart poczuła delikatne pieczenie policzków gdy usłyszała określenie “ładna kobieta”. NIby nie był to komplement… chyba.
- A jest ktoś z tej Nikaragui? - Spytała starając się odciągnąć myśli od mniej istotnego tematu swojej urody. - Może to być jakiś jego znajomy z wojska.
- Nie...a przynajmniej jeszcze nikogo znajomego nie spotkałem. Zresztą niewielu nas zostało z kompani. To duży statek, no i dopiero pierwszy dzień. Póki co ciekawa mieszanka. Brytole, Grecy, Serbowie, Chorwaci, są też Francuzi, i zdaje się, słyszałem też Niemców. Jak otworzą flaszki, będzie się działo
- zachichotał Jack - ci dwaj, muzułmanie, rozpoznałaś skąd są?
- Jestem specjalistką od książek, a nie ubioru.
- Mruknęła Ann. - Zapewne bliski wschód… regiony arabskie… tureckie… Może udałoby się rozeznać u załogi. Tak się zastanawiałam… co masz w tej skrzyni?
- Ach...cóż...broń. Mnóstwo broni
- uśmiechnął się szeroko patrząc bezczelnie na jakiegoś dostatnio odzianego dżentelmena, spacerującego sobie po górnym pokładzie - pomyślałem sobie, że skoro czekają nas takie strzelaniny, jak w muzeum - dodał ciszej - to sympatycznie będzie mieć coś lepszego niż rewolwer.
- Uważasz, że to rozsądne trzymać to w pokoju gdy mieszkają tam inni ludzie?
- Ann świadomość tego, że jej towarzysz podróżuje z niewielkim arsenałem jakoś niezbyt przypadła do gustu.
- Są w luku bagażowym, spokojnie. Nikt tego nie znajdzie - mrugnął do niej konspiracyjnie.
- Pewnie masz rację… - Ann spróbowała się uśmiechnąć. - Tylko… myślałam, że nas też nikt nie znajdzie, a oni jednak byli na tym nabrzeżu.
- Bardziej niepokoi mnie nie fakt, że oni znajdą nas tutaj, tylko kogo mogą znaleźć jak nas nie ma w domu…
- zasmucił się Jack - my jesteśmy świadomi, uzbrojeni, i gotowi. Skoro wiedzieli o nas sporo, to mogą wiedzieć o nas jeszcze więcej…
- Powinniśmy uprzedzić swoich… ci ludzie są bezwzględni.
- Lockhart zadrżała nieco i przywarła mocniej do ramienia mężczyzny. Powinna zadzwonić do antykwariatu.
- Możliwe, że są bezpieczni. Nic nie wiedzą - Jack przytulił Annę, chcąc ją nieco uspokoić - nie możemy martwić się na zapas.
Lockhart poczuła się nieco dziwnie w objęciach mężczyzny, ale poddała się temu. Wyrywanie się nie byłoby raczej… eleganckie. Odruchowo przesunęła dłonią po piersi Jacka, starając się rozprostować jakieś zagniecenie.
- Może… będzie dobrze. Emma umie się bronić. - Powiedziała bardziej do siebie niż do mężczyzny.
- Hmm...a właściwie, czemu nie wysłać im telegramu? Może nawet dojść szybciej niż oni dojadą do Arkham z Nowego Yorku… - Jack popatrzył na Annę pytająco
- Możemy spróbować. - Lockhart odsunęła się nieco nie wyrywając się jednak z objęć mężczyzny. - Chcesz się ze mną przejść i nadać telegram?
- Jak najszybciej. Póki jeszcze jesteśmy blisko Stanów, telegram powinien dojść. Chodźmy!

Ann przytaknęła i podążyła za mężczyzną. Miała nadzieję, że uda im się nadać tą wiadomość. Wolała uprzedzić Emmę. Gdyby coś się jej stało… Z nerwów zacisnęła dłoń na ramieniu Jacka i po chwili poczuła jak ten ją poklepał.
- A potem wybierzemy się na drinka. - Widać było że stara się ją uspokoić. - Obojgu nam przyda się nieco relaksu.
Lockhart nie była przekonana do tego pomysłu ale przytaknęła.


Przygotowania do wyjścia

Lili przynosi gazetę i sprawunki i zdaje relację z tego, co widziała w sklepiku.
Ann wróciła do swojego pokoju by się przebrać. Emma oczywiście zadbałą na to by w bagażu znalazły się jakieś stroje wieczorowe. Nie była przekonana do wybranych przez guwernantkę strojów, ale wolała to niż udać się w stroju dziennym do baru.
Lili zdążyła już w tym czasie dotrzeć z powrotem do kajuty i Ann zastała ją właśnie przy rozpakowywaniu torby z zakupami. Na stoliku leżała przyniesiona przez nią gazeta.
Cytat:
“ 5 września “New York Herald Tribune. Profesor archeologii zabity w wojnie gangów!!! . Wiadomość o strzelaninie w Muzeum Historii Naturalnej i śmierć profesora Franka Harrisa, który zginął od postrzału w głowę zajmowała pierwszą stronę, wielkimi literami ogłaszając najnowszą wiadomość dnia.
“Sprawcy pozostają nieznani a policja robi co w jej mocy i jest na ich tropie. Redakcja składa wyrazy współczucia dla rodziny profesora, wieloletniego i zasłużonego pracownika muzeum.”
Artykuł opisywał również długą karierę profesora, jednego z twórców wielu wystaw i atrakcji muzeum, kreując zmarłego jako dobrego męża i ojca. Cokolwiek to oznaczało, potwierdzało, że bandyci, których Anna widziała z Jackiem stojących na nabrzeżu wykonali już wcześniej część swojego niecnego planu.
Lockhart poprawiła sukienkę i pozwoliła Lilly ułożyć swoje włosy gdy sama zajmowała się lekturą gazety. Dobrze, że udało im się przesłać telegram na ląd, wierzyła że Emma gdy będzie świadoma zagrożenia poradzi sobie z niebezpieczeństwem. Jak by nie patrzeć strzegła jej przez tyle lat po śmierci ojca.
- Możesz wyjść wieczorem. - Ann odezwała się do służącej odkładając gazetę. - Tylko zachowuj się jak na damę przystało.
Lily kiwnęła tylko głową nie mogąc jednak powstrzymać ukradkowego uśmiechu. Strój Anny nie wyglądał na grzeczny właściwie żadną miarą, co zresztą szybko potwierdziła mina Jacka, który punktualnie zjawił się w jej kajucie, by zabrać ją na umówionego drinka
- Jak ty to robisz, że w każdej sytuacji wyglądasz tak pięknie? -przez chwilę jakby nie wiedział co powiedzieć, kiedy wpatrywał się w nią stojąc zbaraniały w progu, podziwiając kreację i zachwycając się jej wyglądem. Potem jakby wybudził się z czegoś w rodzaju uroku - mesa będzie dziś mieć nową królową - powiedział cicho uśmiechając się i podając kobiecie ramię.
Lockhart przyjęła podane ramię. Dotyk męskiej marynarki na jej niemal nagiej skórze był odrobinę niepokojący, na szczęście miała świadomość iż było to jedynie jej odczucie.
- Obawiam się, że mój strój nie jest ostatnim krzykiem mody. - Lockhart westchnęła ciężko i jeszcze raz obejrzała się na Lilly. Nie powtarzała swoich zaleceń, ale miała nadzieje, że służąca wyczytała je w chłodnym spojrzeniu.


Wieczór “koktailowy”

Ann wkroczyła do baru pewnym krokiem i rozejrzała się po zgromadzonych w nim ludziach. Niestety przy swojej figurze nie powinna zakładać tych wszystkich, tak popularnych teraz, efemerycznych strojów. Ukradkowe spojrzenia mężczyzn i nieco nachmurzone oblicza ich partnerek przy stolikach mogły jednak sugerować, że Anna nie musiała się martwić o swój wygląd.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/8d/cb/d7/8dcbd7293da05108acf507c785885a3f.jpg[/MEDIA]

Rozejrzała się po pomieszczeniu krytycznie przyglądając się spożywającym alkohol pasażerom.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/61/41/4a/61414afe131cd0a510cb58c20e8a2735.jpg[/MEDIA]

Większość pijących była bardzo dobrze ubrana, i wyglądała na towarzystwo na odpowiednim poziomie. Co prawda bardzo ochoczo korzystali z dostępnych trunków i nieco raziły w oczy stojące na ich stolikach butelki, bardzo szybko opróżniane, jednak można było zrzucić to na panującą jeszcze w Stanach prohibicję, która nie obowiązywała już na pokładzie statku, szczególnie w iście międzynarodowym towarzystwie. Jack podprowadził Annę do jednego z pustych stolików z niewielką karteczką z napisem “rezerwacja” i kiedy oboje usiedli i złożyli zamówienia, mogli spokojnie porozmawiać. Brzęk szklanek, flaszek i gwar rozmów nie przeszkadzał za bardzo. Bar koktailowy miał świetne wytłumienie w postaci grubej wykładziny, i drewnianych paneli z boazerii. Nawet słyszalna muzyka foxtrota, dobiegająca z pobliskiej sali tanecznej dawała odpowiedni nastrój sprzyjający swobodnej rozmowie. Kilka stolików dalej, Anna zobaczył dwóch tajemniczych muzułmanów. Pili swój trunek, ale nie ze szklanek, kieliszków czy lampek, a z białych, angielskich filiżanek. W przeciwieństwie do otaczających stolików, na ich nie było widać żadnej flaszki z alkoholem, choć Ann mogłaby się założyć, że jeszcze chwilę temu steward podchodził do nich z butelką whisky.
Lockhart na kilka sekund zawiesiła wzrok na muzułmanach. Mieli prawo korzystać z tego baru jak każdy inny pasażer rejsu, a jednak ich obecność nieco ją niepokoiła. przeniosłą wzrok na Jacka opierając podbródek na dłoni.
- To oni mnie obserwowali. - Odezwała się na tyle cicho by tylko jej towarzysz mógł ją usłyszeć.
Jack oderwał wzrok od Anny i spojrzał w kierunku dwóch mężczyzn - Pogadać z nimi? - zaproponował.
Lockhart pokręciła przecząco głową.
- Może bezpieczniej będzie na razie spytać o nich obsługę. - Ann rozejrzała się po pomieszczeniu upewniając się czy aby ktoś jeszcze ich nie obserwuje. - Lilly przyniosła mi poranną gazetę. Zabili Franka Harrisa.
- Co?
- Jack wyglądał na zszokowanego i aż odstawił szklankę - Kiedy?
- Musieli to zrobić w dniu strzelaniny… bo inaczej nie pojawiłoby się w porannej gazecie.
- Lockhart westchnęła ciężko i upiła nieco zamówionego drinka.
Jack przez chwilę nic nie mówił. Potem upił siarczystego łyka, dopijając whisky - Hmm...po rozmowie z profesorem od razu szliśmy do biblioteki, a oni tam nas zaatakowali. Nie minęło więcej niż kilka minut… - obliczał - być może profesor nie zdążył im nic powiedzieć, ale dobrze, że ostrzegliśmy Emmę i mojego ojca. Zapewne najwcześniej jutro dotrą do Arkham, i jeśli telegram dojdzie, dojdzie jeszcze dziś - dodał już nieco uspokojony - zrobiliśmy wszystko co możliwe Anno. Nie wiem, w co się władowaliśmy, ale wypiję za pomyślność tego przedziwnego przedsięwzięcia - nalał sobie i kobiecie i wzniósł toast, wyglądając na nieco smutnego, ale nieco bardziej rozluźnionego, niż chwilę temu
- Co zrobisz, jak już znajdziemy Gliera? Chcesz to dokończyć, cokolwiek to jest? - zapytał po chwili.
- Tak… zrobiliśmy co mogliśmy… choć to przez nas są zagrożeni. - Lockhart westchnęła ciężko. Bała się o swoich bliskich. Nie podjęłaby się tej misji, gdyby wiedziała, że coś może im zagrażać, ale teraz… było za późno. - Przyznam że zaintrygowała mnie ta praca. Niepokojąco te wszystkie puzzle zaczynają do siebie pasować tylko… - Podniosła wzrok na Jacka. - Nie chcę narażać ciebie i Lilly.
- Lily to miła dziewczyna, ale mogą nawet nie brać jej pod uwagę. Ja...cóż, sam się w to władowałem i to też moja decyzja. Cokolwiek postanowisz, wchodzę w to
- zapewnił.
- Mogą nie brać ale… - Ann nachyliła się do Jacka chcąc się upewnić, że nikt jej nie usłyszy. - Podczas tamtej strzelaniny po prostu mogliby ją trafić, prawda? Toż to dla nich bez różnicy…
- Dobrze, że jej nie było wtedy w muzeum
- przypomniał Jack - wydaje mi się, że jak dasz jej więcej swobody, to może dadzą jej wtedy spokój i skupią się na nas.
- Jack… nie chce by skupiali się na tobie.
- Ann odchyliła się do tyłu i napiła się drinka. Alkohol rzeczywiście nieco ją odprężał, choć nie mogła się powstrzymać przed rozglądaniem po sali.
- No to zróbmy, by skupili się na nas - uśmiechnął się i przechylił głowę, łowiąc jakąś znajomą melodię - tańczysz? - zaproponował kobiecie z szelmowskim uśmiechem.
Lockhart powstrzymała odruch by pokręcić głową. Ten człowiek był niemożliwy. Naprawdę nie chciała by stała mu się krzywda.
- Dawno nie tańczyłam. - Ann także zerknęła w kierunku sali tanecznej. - Ale skoro… mamy się odprężyć.

Jack pociągnął Annę na parkiet, na którym zaczynało już tańczyć kilka par, i po chwili, przy dźwiękach foxtrota zaczęli tańczyć. Jack prowadził, pewnie zmieniając tempo z wolnego, na szybkie, w płynnych, swingujących przejściach pomiędzy figurami. Jack nie był na tyle wprawnym tancerzem, aby wykorzystać pełen wachlarz możliwości tego zmiennego, i zadziwiająco elastycznego tańca który mógł być zarówno wolny, podobny do walca jak i szybki, na wskroś nowoczesny i przetykany podnoszeniami i skomplikowanymi zmianami tempa. Nie chciał też narażania Anny na jakieś kłopotliwe momenty, bo przy szybszym tempie, i bardziej skomplikowanych manewrach tanecznych jej fryzura, jak i garderoba mogłaby ucierpieć, a jak zdążył się już zorientować, było to dla niej dosyć ważne. Pląsali więc spokojnie, bawiąc się chwilą. Kątem oka Ann mogła zauważyć, że ludzie kiwali z aprobatą głowami, widząc tańczące pary. I kiedy para wróciła już do swojego stolika, muzułmanów, którzy niepokoili Annę swoim natarczywym wzrokiem nie było już.na sali.
Zdyszani lekko i rozbawieni poczekali, aż kelner poda nowe drinki.
Lockhart musiała przyznać, że te dziwne pląsy wprawiły ją w bardzo pozytywny nastrój. Zdarzało się jej w życiu tańczyć ale zazwyczaj nie przynosiło jej to tak wiele radości. Uśmiechnęła się do kelnera, który podszedł do ich stolika.
- Mam pytanie… Czy wie pan coś może o mężczyznach, którzy siedzieli przy tamtym stoliku? - Wskazała podbródkiem na miejsce, które do niedawna zajmowali muzułmanie.
Kelner spojrzał w stronę stolika - Ach...Ci. Chyba Egipcjanie, sądząc z akcentu. Nie sprawiali państwu chyba jakichś problemów? - zainteresował się kelner.
- Przyznaję, że nieco mnie zaniepokoili. - Ann przyjrzała się kelnerowi zastanawiając się na ile może się zdać na jego ocenę akcentu. - Obserwowali mnie i nie wiem na ile to zwykła ciekawość, a na ile coś innego.
- Tak
- przytaknął kelner - Nieco dziwni ci egipcjanie. Proszę dać znać, jak będą sprawiać kłopoty, lub się narzucać - podpowiedział kelner zostawiając na stole kolejną butelkę alkoholu.
- A mógłby mi Pan zdradzić jaką klasą podróżują? Jeśli to zamożni dżentelmeni zapewne nie powinnam się ich obawiać.
-Ciężko stwierdzić. Mogę się dowiedzieć, choć mam wrażenie, że żadnego z pasażerów nie powinna się pani obawiać
- dodał kelner.
- Nie wątpię, choć czułabym się pewniej. - Ann uśmiechnęła się przepraszająco do kelnera.

Kelner kiwnął głową, zgadzając się z argumentem Anny i przeprosił ich, oddalając się w stronę baru.
Lockhart odprowadziła go wzrokiem i spojrzała na Jacka.
- Coś czuję, że i tak nie uniknę konfrontacji z tą dwójką. - Westchnęła ciężko, dopijając drinka i czując jak alkohol przyjemnie zaczyna szumieć jej w głowie. Będzie musiała bardziej się pilnować. Coś im zagraża i nie powinna sobie pozwalać na nadmierne spożycie takich trunków.
Na szczęście Jack szybko zmienił temat i mogli swobodnie porozmawiać o badaniach i o tym co działo się w ostatnim czasie na uniwersytecie. Lockhart szybko zdała sobie sprawę, że nie zaglądała tam przez kilka ostatnich miesięcy, dokładnie od ostatniego wyjazdu Jacka na wyprawę. Problem był tylko taki, że nie wiedziała gdzie ten czas się podział. Z jednej strony pamiętała każdą przeanalizowaną i, zakupioną i sprzedaną księgę. Była w stanie podać dokładne daty wysyłek i doręczenia, a jednak czuła, że czas zaczął jej uciekać i z jakiegoś niewyjaśnionego powodu jej to przeszkadzało. Pozwoliła Jackowi polać sobie kolejnego drinka choć wiedziała, że to już zbyt dużo. Już i tak zaczynała wyrzucać z siebie w takim miejscu informacje o jego kronice, ekscytować się nią jak dziecko, a nie było to zachowanie pasujące do damy. Jack wydawał się nie zwracać jednak uwagi na jej konwenanse.

Sposób w jaki uwiesiła się ramienia Jacka przy powrocie też nie był zbyt elegancki. CHoć to zwalała na dodatkowego drinka, którego mężczyzna zaproponował na odchodne. Gdy tuliła się do jego ramienia, przypomniał się jej obraz radosnej Lilly. Była ciekawa co służąca robiła.. jak spędzała swój “wolny” wieczór. Lockhart była niemal pewna, że dziewczyna nie przejmowała się konwenansami i jakąkolwiek przyzwoitością i może… po prostu bawiła się dobrze.

Gdy otworzyła pokój i zdała sobie sprawę, że ten jest pusty wszystkie przypuszczenia nagle się potwierdziły. Wpatrywała się w opustoszałe pomieszczenia czując… ukłucie zazdrości. Dziwne i niepokojące uczucie, do którego nie była przyzwyczajona. Stała w progu ściskając ramię mężczyzny i po raz pierwszy od bardzo dawna nie wiedziała co ma zrobić. Nie chciała być tu sama, ale niemoralna propozycja jakoś nie chciała jej przejść przez gardło. Obejrzała się na Jacka czując jak policzki zaczynają ją palić i licząc na to, że nie jest to widoczne w słabym świetle.
- W..wejdziesz? - Jej dłoń zacisnęła się nerwowo na rękawie marynarki.
- Już myślałem, że nigdy nie zapytasz… - uśmiechnął się i wszedł do kajuty, zamykając je za sobą i przyciągając Annę do siebie.
Lockhart dała się objąć i niepewnie sięgnęła do krawatu, który jeszcze parę godzin temu poprawiała. Drżącymi dłońmi go poluzowała.
- A zostaniesz na noc? - Spytała starając się uśmiechnąć.
- Ciii… - uśmiechnął się, objął Annę i gwałtownie zamknął jej usta w pocałunku, mocno tuląc w ramionach.

Zszokowana kobieta przez chwilę nie wiedziała co ma zrobić. Zaczęła odpowiadać na pocałunki, starając się nadążyć za Jackiem. Nie do końca świadoma ruchów swych dłoni, rozwiązała jego krawat i rzuciła na jeden z foteli.

Jack, nie przestając całować Anny, chwycił ją mocniej w talii i posadził na stole, zajmującym centralne miejsce w kajucie.
Lockhart z trudem rozpięła marynarkę mężczyzny i zabrała się za jego koszulę. Zrobią to… Jeśli nikt nie wejdzie do kajuty oni naprawdę to zrobią! Czuła jak zaczyna ogarniać ją panika, nie mogła się jednak oderwać od męskich ust.

Z całych sił starała się nad sobą zapanować. Jeśli będą kontynuować może przeżyć swój pierwszy… Z jej ust wyrwał się jęk gdy Jack przytulił ją mocniej i odsłonięte przez głęboki dekolt piersi spotkały się z jego nagą skórą. Tak bardzo chciała więcej, czuła jak gorąc tam… na dole… nie daje jej spokoju. Jak przybiera na sile spychając wszelkie wątpliwości i zahamowania. Poczuła jak sukienka nagle się rozluźniła. Jack musiał odnaleźć suwak na plecach i zrobił z niego użytek. Chłód owiał nagie plecy wywołując dreszcze, a może jednak była to rozpalona dłoń mężczyzny, wsuwająca się pod materiał? Ann poczuła jak sukienka zsuwa się z jej ramion oswobadzając, zbyt duże jak na współczesną modę, krągłości. Uniosła wzrok ciekawa jego reakcji i dostrzegła dwoje wpatrzonych w siebie oczu.
To działo się szybko. Być może za szybko. Ale Jack nie był do końca świadomy tego, co się z nim działo. Ann, którą pamiętał jako ucieszną dziewczynkę, potem dorastającą nastolatkę. Nigdy nie wyobrażał sobie siebie i jej, razem. Nawet w ich obecnej sytuacji, starał się ją traktować jako przyjaciółkę z dawnych lat.

Dotyk jej aksamitnych ust działał jak narkotyk, upajał, ale nie sycił pragnienia, a wręcz je potęgował. Chciał więcej, i więcej i brał jak oszalały, licząc, że ona odepchnie go, zabroni mu tego. Nic takiego się nie działo i czuł jej palce na swoim krawacie, koszuli, jej paznokcie rysujące linię na jego skórze.

Pieścił jej szyję, uwalniając ją z jej seksownej kreacji, która tak zawróciła mu w głowie tego wieczora, i sprawiła, że zachowywał się niczym uczniak w jej obecności. Wdychał zapach jej skóry, kosztownych perfum, badając palcami każdy cal jej białego ciała, zatracając się w niej coraz bardziej, słuchając jej coraz głośniejszego oddechu.

Zobaczył jej wzrok, jakby niepewny, szukający aprobaty, jakby wstydziła się swojej nagości. Nie musiała. W lekkim półmroku lampy elektrycznej, przypominała mu jedną z bogiń, wyrzeźbioną ręką natchnionego artysty.
- Jesteś śliczna Anno... - powiedział cicho i zdjął ją ze stołu, niosąc w ramionach do łóżka, układając ją w chłodnej pościeli.
Potem już zatopił się w jej podnieceniu, rozkosznym dotyku jej palców, muśnięć jej kobiecości, podniecających spazmach i namiętnych ruchach jej ślicznego ciała.

Skomplementował ją… Poczuła jak rumieniec rozlewa się z jej policzków, na uszy, szyję… sięga nagich piersi. I wtedy świat zawirował. Zniknął stół, salon. Były tylko niosące ją ramiona i wargi jacka, całujące jej skórę. Gdzieś podczas tych pocałunków z włosów musiała wypaść zapinka, bo gdy tylko mężczyzna ułożył ją na łóżku, jej ciemne włosy rozsypały się po poduszcze tworząc coś jakby aureolę.

Poczuła na swej rozpalonej kobiecości chłód, gdy Jack odsłonił ją ściągając z Ann majtki. Została tylko w pończochach czy je też zdejmie… Nie zdjął. Poczuła na sobie jego ciężar i w jakimś dziwnym odruchu rozchyliła szerzej nogi by było mu wygodnie. Za szybko… Emma opowiadała jej co jest dalej. Ból. Zaboli… zawsze boli… Tylko czemu jej ciało tak wołało o to? Gorąc stał się już nie do zniesienia. Jej biodra poruszały się jakby domagając się uwagi, a Jack… Jack skorzystał z tego zaproszenia. Zdobył ją pewnym ruchem nie pozwalając na ucieczkę. Ann krzyknęła wbijając paznokcie w jego ramiona i poddała kolejnym płynnym ruchom męskiego ciała, prowadzącym ją w nowy… bardzo przyjemny i kuszący świat.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 23-01-2019 o 11:31.
Aiko jest offline