Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2019, 21:36   #50
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Night City. Mieścina, do której sporo ludzi ściągało przyciągniętych festynem i możliwością zarobku. Z Marcusem było podobnie, choć bardziej interesował się tym drugim. Jego towarzysz odłączył się od niego w chwili przybycia na miejsce, chcąc załatwić sprawę sprzedaży zdobycznych skór i mieli się spotkać później. Każdego ciągnęło w inną stronę w tym miejscu.
W ciągu całego festynu nie zgłosił się do żadnego konkursu, choć z przyjemnością obserwował zmagania dziewczyn w rywalizacji która najlepiej wygląda na wpół nago oblana wodą czy też w kisielu walcząc z przeciwniczką. Głównie jednak starał się rozeznać w sytuacji, sprawdzić która grupa może zaproponować najlepszą ofertę i która też będzie potrzebowała wsparcia zwiadowcy podczas tej wyprawy. Najsprawniejsi wydawali się ci z Teksasu jeśli chodzi o chęci i ludzi, ale za to ci z Nowego Yorku chyba mieli najlepsze zaplecze by się bawić czołgiem. Marcus nie przepadał za tymi gościami zapatrzonymi we własne ego, udający najlepszych na świecie. Do tego goście z Vegas nadziani prochami i lekami oraz całe stado szlachciców z Federacji. Czas umykał i musiał się zdecydować, co nie było łatwe biorąc pod uwagę kto wygrał licytację mapy… nowojorczycy, żeby to cholera wzięła. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewał, ba sądził nawet że to ta banda szlachciców spokojnie przebije oferty całej reszty. Skoro tak się nie stało musiał zmienić podejście do całości. Nikt z tej grupy nie wyglądał na takiego, który by się znał na robocie w terenie a jedynie na bawieniu się zabawkami. A skoro jeszcze nie wyruszyli to mogło oznaczać, że brakuje im czegoś. Postanowił wykorzystać czas by postarać się dołączyć do jednej z pozostałych grup. Skierował swe kroki do lokalu gdzie siedzieli ci z Appallachów. Raz już pracował dla nich, zatem kolejna fucha powinna być równie owocna jak ostatnia.
Hotel “Hamilton” gdzie się zatrzymali był okupowany przez różnych osobników, ale Marcus już wiedział jak z takimi gadać.
- Przekaż swojej pani, że dobry zwiadowca może być na jej usługi. - odezwał się do jednego z osobników, który wyglądem i zachowaniem pasował do kogoś kto służy szlachcicom. Miał oko do szczegółów, a takie tutaj można było łatwo wyłapać kto może być kim.

- A więc jesteś w sprawie pracy? - po jakimś czasie przez hol przeszedł starszy, elegancko ubrany mężczyzna który nosił na sobie widoczne elementy herbowe. Zaprosił gestem młodszego i nie tak eleganckiego ubranego mężczyznę do jednego z bocznych stolików. Czujne oko zwiadowcy bez trudu wyłowiło drugiego, pewnie w podobnym do gościa wieku, który wypisz,wymaluj wpasowywał się świetnie w rolę ochroniarza rodu. I zapewne celowo stał przy barze, kilka kroków od stolika aby cała trójka miała tego świadomość, że starszy pan nie jest tutaj samopas. Ochrona hotelowa, tak zacnych gości też pewnie by nie pozostała bierna gdyby doszło do jakiejś scysji.

- Nazywam się James Harwer i reprezentuję interesy milady. A jak twoja godność? I na co możemy liczyć z twojej strony? - rozmówca “Buźki” usiadł po drugiej stronie stołu i zaczął negocjacje jak na przedstawiciela szlachty wypadało czyli uprzejmie i konkretnie. Posadził obok siebie teczkę ale na razie nic z niej nie wyjmował.

Marcus przeszedł te parę kroków za “przedstawicielem”, by ściągnąwszy z pleców pakunek położyć plecak obok nogi gdy usiadł przy wskazanym stoliku.
- Jestem Marcus “Buźka” Van Heiden. - odpowiedział na jedno z pytań Harwera a potem kontynuował oparłszy się na stołku - Jestem doświadczonym zwiadowcą i specjalistą od cichej infiltracji. Mogę dostarczyć informacji podczas wyprawy o tym co może być przed całością ukryte czy też ostrzec w porę przed zagrożeniami, na jakie możemy się natknąć. Nie wystawiam pracodawcy, do końca wypełniam z nim kontrakt. W razie problemów też mogę wesprzeć umiejętnościami w walce. - wymienił kolejno swoje mocne strony, choć podejrzewam że tamten może chcieć sprawdzić jego słowa.

- Ciekawy zestaw. - starszy mężczyzna skinął głową i chwilę trawił słowa tego młodszego. - Dobrze a powiedz mi w jakiego rodzaju terenie miałeś już do czynienia? - zapytał znowu podnosząc głowę aby spojrzeć w twarz zwiadowcy. Patrzył i mówił spokojnie. Tak jakby w ogóle nie dostrzegał niczego szczególnego w twarzy rozmówcy. Albo więc widział już nie takie rzeczy albo był na tyle wprawnym negocjatorem, że nawet jeśli jakoś go ruszało to co widział to umiał to ukryć na tyle dobrze, że dla Marcusa było to nierozróżnialne. Nie był też w stanie rozczytać intencji starszego pana ubranego w żabot i garnitur.

- Ostatnio działałem w Appallachach, teren częściowo górski. Wcześniej ruiny przeważnie, czasami też zalesiony. Dostosowanie się do warunków terenowych nie będzie dla mnie problemem. - odparł spokojnym głosem i dodał jakby pewny swej pozycji - W jakim terenie będziemy działać?

- Prawdopodobnie dżungla i bagno. - starszy pan odpowiedział równie spokojnie po czym sięgnął po coś do teczki leżącej na siedzeniu obok. Chwilę w niej grzebał po czym wyjął jakąś kartkę, coś do pisania i zaczął ją sprawnie zapełniać równym pismem świadczącym o sporej wprawie przy tej piśmienniczej robocie. - Myślę, że dojdziemy do porozumienia. Spiszemy umowę. Przygotuj się do wyprawy. Prawdopodobnie potrwa dłużej niż tydzień. Wyruszamy pewnie jutro rano. Punkt zbiórki i wyjazdu będzie tutaj. Nie spóźnij się. Jeśli się nie zjawisz uznamy to za zerwanie umowy. - Harwer mówił sprawnie nie przerywając pisania i mniej więcej jak skończył udzielać instrukcji to i skończył pisać. Potem przesunął kartkę na stronę gdzie siedział “Buźka” kładąc obok pióro albo długopis. Sam zaczął coś jeszcze grzebać w leżącej obok torbie. - Jakieś pytania? - zapytał czekając na reakcję młodszego rozmówcy.

Marcus spojrzał na umowę. Kiepsko czytał i powoli mu zeszło zanim zapoznał się z treścią zawartą na papierze. Nauczył się tej umiejętności od jednego typka na wschodzie, tego wymagała wtedy umowa z Vergasem, lokalnym mafiozem. Musiał wiedzieć co zdobywa podczas zwiadu i brać konkretne dokumenty zamiast wszystkiego jak leci. W tamtym czasie praca na południe od Nowego Yorku nauczyła go nie tylko czytać i pisać, ale też sporej niechęci do tamtejszych osobników, którzy uważali się za lepszych od wszystkich innych.
- Zaliczka na początek jest możliwa? Czy gwarantujecie zaopatrzenie dla najemników? - odezwał się z pytaniem sięgając po długopis ale jeszcze nie podpisując umowy, czekając na odpowiedź. Parę dodatkowych drobiazgów mogło się przydać skoro mieli ruszyć w kierunku bagien i dżungli.

- Tu jest zaliczka. Pokwituj odbiór. - przedstawiciel Federatów sięgnął po coś jeszcze do swojej torby i jak się okazało wyjął z niej ładnie wyglądający pierścień. Wskazał jakiś ustęp w umowie jaka leżała przed Marcusem. - Zapewniamy miejsce w transporcie, dostęp do opieki medycznej i garkuchni. Resztę załatwiacie sobie we własnym zakresie. - starszy pan odpowiedział spokojnie czekając na odpowiedź potencjalnego pracownika. Na razie trzymał w zawieszeniu pierścień tak samo jak Marcus długopis.

Długopis zostawił swój ślad na papierze gdy Marcus podpisał umowę. Znał już warunki, a nieprzewidziane rzeczy zawsze występowały w podróży. A parę dodatkowych drobiazgów miał zamiar dokupić za pierścień. Trochę amunicji, może coś by zabezpieczyć sprzęt przed wilgocią.
- Zatem jesteśmy umówieni. Zjawię się rano na miejscu.- rzekł przesuwając papier z długopisem w kierunku swego rozmówcy by odebrać w zamian pierścień. Miał w tej chwili dość czasu na uzupełnienia.



Pomijał większe sklepy i hurtownie, kierując się raczej ku pomniejszym handlarzom. Wiedział z doświadczenia, że u nich nieraz bywają ciekawe gamble za rozsądną cenę. Dodatkowy magazynek z amunicją do karabinu, tygodniową dawkę leku na swoją dolegliwość, paczkę WD-tabsów oraz maczeta do przedzierania się przez chaszcze. Skoro szlachcice resztę ważnych rzeczy sami załatwiali, to mógł sobie pozwolić na oszczędności gambli na coś ciekawszego później. Noc spędził w knajpie "Bluszcz i Witraż", choć na jego widok początkowo niechętnie spoglądała i nie zwracała uwagi, ale dobry gambel zawsze pomagał przy przełamywaniu zahamowań. Chciał się wyspać w łóżku, dla odmiany od miejsc i warunków w jakich zwykle sypiał. Okazało się jednak, że wygoda nie była dla niego i nie mógł zasnąć. Ostatecznie noc spędził na podłodze, w bardziej surowych warunkach, do jakich był przyzwyczajony.
Na miejscu pojawił się wczesnym rankiem po śniadaniu, chcąc sobie przy okazji obejrzeć przygotowania do wyjazdu karawany i z kim mu przyjdzie spędzić czas w najbliższym czasie.








 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline