Obudziła się z nieco obolałą głową, marząc o odrobinie kawy. Chciała się podnieść i zawołaś Lilly ale powstrzymała ją spoczywająca na jej talii męska ręka. Wspomnienia poprzedniego wieczoru i nocy powróciły w szalonym tempie.
Powoli obróciła się by znaleźć się twarzą w twarz z Jackiem. Ann poczuła jak jej serce zaczyna walić. Zrobili to… straciła swoje… Uniosła nieco głowę, ale nigdzie nie było widać Lilly… zupełnie jakby nie wróciła na noc. Lockhart nie była pewna czy ma się cieszyć czy też martwić tym faktem. Powoli położyła swoją głowę z powrotem na ramieniu Jacka i przez chwilę przyglądała się jego śpiącej twarzy. Nie potrafiła żałować tego co zrobili. Choć było to niezgodne z konwenansami, nieprzyzwoite, spontaniczne i szalone… mogące nieść z sobą bardzo poważne konsekwencje. Przysunęła się jeszcze odrobinę i pocałowała go. Już teraz na spokojnie, bez tej gwałtowności, której oddali się poprzedniej nocy.
Otworzył oczy i przez chwilę, również jakby dochodził do siebie. Oddał pocałunek i delikatnie zaczął z powrotem przewracać ją na plecy, najwyraźniej planując kolejną porcję igraszek kiedy stukot w drzwi kajuty przerwał im tą chwilę porannego zapomnienia
- Obsługa! Śniadanie! - dobiegł zza drzwi męski głos.
Ann poczuła jak jej ciało znów zaczęło się rozgrzewać. Jakby chciało nadrobić te wszystkie lata bez mężczyzny.
- Chyba… chcemy coś zjeść? - Spytała nie chcąc się poruszać.
Jack sprawdził leżący na stoliku nocnym zegarek
- Przegapiliśmy śniadanie? - uśmiechnął się niczym łobuz przyłapany na brojeniu i wyszedł z pod kołdry, wkładając marynarkę. Następnie, zaspany otworzył drzwi kajuty. I chwilę później leżał na środku pokoju, z wózkiem barowym. Anna zobaczyła, jak do kajuty wbiega dwóch, okutanych w białe zawoje mężczyzn. Błysnęły noże, trzymane w rękach…
Lockhart zamarła na chwilę z otwartymi ustami. Sięgnęła pod łóżko do ukrytej tam torebki i nawet nie celując oddała strzał w kierunku napastników.
Strzał nie był z tych najlepszych. Przez moment w kajucie zrobiło się biało od dymu, a gwizd pocisku i głośny trzask dobiegający z korytarza oznajmił, że Anna spudłowała fatalnie, trafiając w osłonę elektrycznej lampy na korytarzu.Jack siłował się z wózkiem, który poleciał na ścianę kajuty, rozbijając się z trzaskiem. Jeden z noży świsnął w stronę Ann, wbijając się kilka cali od jej głowy, w drewnianą poręcz łóżka. Drugi zbir próbował przyszpilić Jacka, który desperackim ruchem złapał go za nadgarstek. W tym czasie pierwszy ignorując fakt, że kobieta w którą rzucił nożem ma w ręku pistolet, spokojnie sięgnął do obszernego rękawa swojej szaty, wyciągając kolejny, zakrzywiony nóż, ruszając powoli w jej kierunku z wrednym uśmieszkiem. Broń, zwana w kulturze wschodu jambiją, a którą Anna widziała nie raz na kolekcjonerskich aukcjach zabłysła, nie przypominając wcale niewinnie wyglądających antyków...
[MEDIA]http://www.medievalcollectibles.com/images/Product/large/AH-3457.png[/MEDIA]
Lockhart skorzystała z tej okazji by usadowić się na łóżku wycelować i oddać kolejny strzał w kierunku nadchodzącego mężczyzny.
Pocisk drasnął zbira w prawe ramię i nie było to coś, co zdołałoby go zatrzymać. Wpadł z impetem prosto na Annę łapiąc jej ramię trzymające pistolet i przewracając ją z powrotem na łóżko. Na podłodze Jack mocował się z drugim zbirem, jednak nie wydawało się, że dobrze mu szło. Zbir miał przewagę pozycji, i nie przestawał napierać na mężczyznę. Ann zaś, była trzymana w żelaznym uścisku przez silniejszego napastnika, który zamierzał właśnie wbić jej krzywy nóż prosto w nagą pierś.
Chwyt na nadgarstku, sprawił, że Lockhart wystrzeliła raz jeszcze.
- Puść ty… - Zamachnęła się nogą starając się trafić napastnika w krocze.
Nogi Anny młóciły powietrze, i nawet udało się jej trafić napastnika piętą, i być może nawet mocno, patrząc z punktu widzenia kobiety, ale nie robiło to wrażenia na napastniku. Powoli, acz nieubłaganie pochylał nóż w stronę skóry Anny, mocno ją kalecząc. Dotyk stali i ból dodał jej sił, kiedy rozpaczliwie odsunęła na moment rękę napastnika. Jack zdołał wstać i wydawało się, że może wygrać, a przynajmniej poskromić swojego przeciwnika.
Lockhart desperacko sięgnęła po leżący na stoliku opasły tom H. A. Wallisa Budge`a i zamachnęła się nim starając się trafić mężczyznę w głowę i go ogłuszyć.
Książka poszybowała szerokim łukiem i uderzyła zbira prosto w głowę, chwilowo wytrącając go z równowagi i umożliwiając kobiecie wyswobodzenie się z uścisku mężczyzny. Jack w tym czasie wytrącił nóż z ręki swojego przeciwnika i trzasnął go pięścią
Lockhart skorzystała z okazji by wycofać się pod ścianę i oddać kolejny strzał celując w pierś napastnika.
Kolejne pudło gwizdnęło po korytarzu. Ann nie miała dziś najlepszego dnia, jednak zbiry miały najwyraźniej dosyć. Mężczyzna, który chwilę temu próbował wbić Annie nóż w gardło, zrejterował, krzycząc coś do swojego towarzysza, który poczęstowany kułakiem przez Jacka podążył korytarzem. Jack próbował ich gonić, jednak jego marynarka zaplątała mu się w przewrócony wózek z jedzeniem, rozsypanym w tej chwili po kajucie. Upadł przy brzęku metalowych naczyń i talerzy…
Ann owinęła się pościelą i podbiegła do Jacka.
- Wszystko w porządku? - Przycupnęła przy mężczyźnie, starając się go oswobodzić. Nasłuchiwała, czy jej strzały zaalarmowały kogoś na statku.
Przez moment widziała, jak napastnicy niknął gdzieś za zakrętem korytarza a tymczasem z drugiej strony słychać było zbliżające się, ciężkie kroki biegnących w ich stronę mężczyzn.
Ann owinęła się mocniej kołdrą, nie licząc na to, że uda jej się założyć ubranie nim kolejna fala nieproszonych mężczyzn zjawi się w jej kajucie.
Jack widząc, jak napastnicy nikną mu za rogiem zamknął kabinę i też zaczął się ubierać, wiedząc, że za chwilę obsługa statku zacznie przetrząsać kabiny w całym korytarzu.
- Oh, ślicznotko...wyjazd z tobą gwarantuje niesamowite przeżycia - zażartował mrugając do niej okiem i chowając swój pistolet który znalazł w spodniach do jednej z komód w jej kajucie.
- Niestety niektóre dosyć bolesne. - Ann wskazała na rozciętą skórę. - Przytrzymaj ich chwilę, narzucę coś na siebie. - Obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku swoich walizek.
Jack skrzywił się widząc ranę Anny, zasunął porządnie zasuwkę w drzwiach i ruszył jej pomóc.
- Boli? - pochylił się nad nią zatroskany, z apteczką z łazienki w ręku.
- Na szczęście niezbyt. - Lockhart założyła bieliznę i spódnicę i pozwoliła mężczyźnie się opatrzeć.
- Ale… było blisko. - Zaszczypie - ostrzegł i odkaził brzegi rany, zakładając chwilę później całkiem zgrabny opatrunek.
Lockhart przyglądała się jego dłoniom przesuwającym się po jej skórze.
- Nie tak wyobrażałam sobie ten poranek. - Mruknęła wyraźnie niezadowolona z takiego,a nie innego obrotu spraw. -
Lilly nie wróciła… mam nadzieję, że nic jej nie jest. - Mam nadzieję, że znalazła jakiegoś marynarza i śpi bezpiecznie z nim - uśmiechnął się bezczelnie Jack
- dasz radę chodzić? Możemy jej poszukać - zaproponował, i popatrzył na rozgardiasz w pokoju
- ale najpierw, chyba tu posprzątam - mruknął i zaczął zbierać wózek i zastawę z podłogi. Zdołał uprzątnąć całość kiedy marynarze zapukali do ich kabiny a tumult na korytarzu stał się nieznośny.
Ann szybko założyła koszulę i narzuciła na nią żakiet. Gdy u drzwi rozległo się pukanie podeszła i otworzyła je wpuszczając do środka przedstawicieli załogi.
Lockhart od wejścia zapewniła mężczyznom rozrywkę polegającą na wysłuchiwaniu oferowanej przez nią nagany. Szybko przedstawiła, że do jej pokoju wdarło się dwóch mężczyzn z zawojami na głowie, że zaatakowali oni jej partnera, a ją zranili. Że gdyby nie wykonała kilku strzałów, prawdopodobnie obojga by ich zabito. Wytknęła oficerowi, że zamiast ja odpytywać powinien odnaleźć tych mężczyzn i jej służącą, której może coś zagrażać.
Sytuacja przedstawiona przez Annę dała załodze nieco do myślenia. Kapitan statku zareagował tak, jak obowiązywał go przepis, umieszczając Annę w specjalnie oddzielonej od reszty statku kabinie, znajdującej się pod niemal bezustannym nadzorem kilku uzbrojonych marynarzy. Broń Anny na czas rejsu umieszczono w pokładowym sejfie, choć nie miało to znaczenia. Jack miał wciąż dostęp do swojego arsenału w ładowni statku i ten przepis można było swobodnie obejść, jeśli Ann miałaby takie życzenie.
Gorzej wyglądała sprawa spacerów i rozrywek, które od tej chwili musiały mieć bardzo ograniczoną prywatność. Niemal wszędzie towarzyszyli Annie marynarze, niektórzy z pałkami, niektórzy wprost z długą bronią palną.
Lockhart przyzwyczajona była do samotności i służby więc tak długo jak ochroniarze pozostawali po drugiej stronie drzwi jej kajuty mogła pracować w spokoju. Irytowało ją jednak, że napastników nie złapano. Do tego choć nie potrzebowała korzystać ze swojej “wolności” to niepokoił ją fakt, że została ona mocno ograniczona.
Wytrzymała jeden dzień w swojej izolatce. Pozwalając by przyniesiono jej posiłki, a towarzystwa przy nich dotrzymywali jej Jack i Lilly. Niestety na jednej dobie skończyła się jej cierpliwość.