Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2019, 14:26   #15
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
6 września, RMS Scythia, kabina nr 43, pierwszej klasy, poranek
Obudziła się z nieco obolałą głową, marząc o odrobinie kawy. Chciała się podnieść i zawołaś Lilly ale powstrzymała ją spoczywająca na jej talii męska ręka. Wspomnienia poprzedniego wieczoru i nocy powróciły w szalonym tempie.

Powoli obróciła się by znaleźć się twarzą w twarz z Jackiem. Ann poczuła jak jej serce zaczyna walić. Zrobili to… straciła swoje… Uniosła nieco głowę, ale nigdzie nie było widać Lilly… zupełnie jakby nie wróciła na noc. Lockhart nie była pewna czy ma się cieszyć czy też martwić tym faktem. Powoli położyła swoją głowę z powrotem na ramieniu Jacka i przez chwilę przyglądała się jego śpiącej twarzy. Nie potrafiła żałować tego co zrobili. Choć było to niezgodne z konwenansami, nieprzyzwoite, spontaniczne i szalone… mogące nieść z sobą bardzo poważne konsekwencje. Przysunęła się jeszcze odrobinę i pocałowała go. Już teraz na spokojnie, bez tej gwałtowności, której oddali się poprzedniej nocy.
Otworzył oczy i przez chwilę, również jakby dochodził do siebie. Oddał pocałunek i delikatnie zaczął z powrotem przewracać ją na plecy, najwyraźniej planując kolejną porcję igraszek kiedy stukot w drzwi kajuty przerwał im tą chwilę porannego zapomnienia
- Obsługa! Śniadanie! - dobiegł zza drzwi męski głos.
Ann poczuła jak jej ciało znów zaczęło się rozgrzewać. Jakby chciało nadrobić te wszystkie lata bez mężczyzny.
- Chyba… chcemy coś zjeść? - Spytała nie chcąc się poruszać.
Jack sprawdził leżący na stoliku nocnym zegarek - Przegapiliśmy śniadanie? - uśmiechnął się niczym łobuz przyłapany na brojeniu i wyszedł z pod kołdry, wkładając marynarkę. Następnie, zaspany otworzył drzwi kajuty. I chwilę później leżał na środku pokoju, z wózkiem barowym. Anna zobaczyła, jak do kajuty wbiega dwóch, okutanych w białe zawoje mężczyzn. Błysnęły noże, trzymane w rękach…
Lockhart zamarła na chwilę z otwartymi ustami. Sięgnęła pod łóżko do ukrytej tam torebki i nawet nie celując oddała strzał w kierunku napastników.
Strzał nie był z tych najlepszych. Przez moment w kajucie zrobiło się biało od dymu, a gwizd pocisku i głośny trzask dobiegający z korytarza oznajmił, że Anna spudłowała fatalnie, trafiając w osłonę elektrycznej lampy na korytarzu.Jack siłował się z wózkiem, który poleciał na ścianę kajuty, rozbijając się z trzaskiem. Jeden z noży świsnął w stronę Ann, wbijając się kilka cali od jej głowy, w drewnianą poręcz łóżka. Drugi zbir próbował przyszpilić Jacka, który desperackim ruchem złapał go za nadgarstek. W tym czasie pierwszy ignorując fakt, że kobieta w którą rzucił nożem ma w ręku pistolet, spokojnie sięgnął do obszernego rękawa swojej szaty, wyciągając kolejny, zakrzywiony nóż, ruszając powoli w jej kierunku z wrednym uśmieszkiem. Broń, zwana w kulturze wschodu jambiją, a którą Anna widziała nie raz na kolekcjonerskich aukcjach zabłysła, nie przypominając wcale niewinnie wyglądających antyków...

[MEDIA]http://www.medievalcollectibles.com/images/Product/large/AH-3457.png[/MEDIA]

Lockhart skorzystała z tej okazji by usadowić się na łóżku wycelować i oddać kolejny strzał w kierunku nadchodzącego mężczyzny.
Pocisk drasnął zbira w prawe ramię i nie było to coś, co zdołałoby go zatrzymać. Wpadł z impetem prosto na Annę łapiąc jej ramię trzymające pistolet i przewracając ją z powrotem na łóżko. Na podłodze Jack mocował się z drugim zbirem, jednak nie wydawało się, że dobrze mu szło. Zbir miał przewagę pozycji, i nie przestawał napierać na mężczyznę. Ann zaś, była trzymana w żelaznym uścisku przez silniejszego napastnika, który zamierzał właśnie wbić jej krzywy nóż prosto w nagą pierś.
Chwyt na nadgarstku, sprawił, że Lockhart wystrzeliła raz jeszcze.
- Puść ty… - Zamachnęła się nogą starając się trafić napastnika w krocze.
Nogi Anny młóciły powietrze, i nawet udało się jej trafić napastnika piętą, i być może nawet mocno, patrząc z punktu widzenia kobiety, ale nie robiło to wrażenia na napastniku. Powoli, acz nieubłaganie pochylał nóż w stronę skóry Anny, mocno ją kalecząc. Dotyk stali i ból dodał jej sił, kiedy rozpaczliwie odsunęła na moment rękę napastnika. Jack zdołał wstać i wydawało się, że może wygrać, a przynajmniej poskromić swojego przeciwnika.
Lockhart desperacko sięgnęła po leżący na stoliku opasły tom H. A. Wallisa Budge`a i zamachnęła się nim starając się trafić mężczyznę w głowę i go ogłuszyć.

Książka poszybowała szerokim łukiem i uderzyła zbira prosto w głowę, chwilowo wytrącając go z równowagi i umożliwiając kobiecie wyswobodzenie się z uścisku mężczyzny. Jack w tym czasie wytrącił nóż z ręki swojego przeciwnika i trzasnął go pięścią
Lockhart skorzystała z okazji by wycofać się pod ścianę i oddać kolejny strzał celując w pierś napastnika.
Kolejne pudło gwizdnęło po korytarzu. Ann nie miała dziś najlepszego dnia, jednak zbiry miały najwyraźniej dosyć. Mężczyzna, który chwilę temu próbował wbić Annie nóż w gardło, zrejterował, krzycząc coś do swojego towarzysza, który poczęstowany kułakiem przez Jacka podążył korytarzem. Jack próbował ich gonić, jednak jego marynarka zaplątała mu się w przewrócony wózek z jedzeniem, rozsypanym w tej chwili po kajucie. Upadł przy brzęku metalowych naczyń i talerzy…
Ann owinęła się pościelą i podbiegła do Jacka.
- Wszystko w porządku? - Przycupnęła przy mężczyźnie, starając się go oswobodzić. Nasłuchiwała, czy jej strzały zaalarmowały kogoś na statku.
Przez moment widziała, jak napastnicy niknął gdzieś za zakrętem korytarza a tymczasem z drugiej strony słychać było zbliżające się, ciężkie kroki biegnących w ich stronę mężczyzn.
Ann owinęła się mocniej kołdrą, nie licząc na to, że uda jej się założyć ubranie nim kolejna fala nieproszonych mężczyzn zjawi się w jej kajucie.
Jack widząc, jak napastnicy nikną mu za rogiem zamknął kabinę i też zaczął się ubierać, wiedząc, że za chwilę obsługa statku zacznie przetrząsać kabiny w całym korytarzu.
- Oh, ślicznotko...wyjazd z tobą gwarantuje niesamowite przeżycia - zażartował mrugając do niej okiem i chowając swój pistolet który znalazł w spodniach do jednej z komód w jej kajucie.
- Niestety niektóre dosyć bolesne. - Ann wskazała na rozciętą skórę. - Przytrzymaj ich chwilę, narzucę coś na siebie. - Obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku swoich walizek.
Jack skrzywił się widząc ranę Anny, zasunął porządnie zasuwkę w drzwiach i ruszył jej pomóc.
- Boli? - pochylił się nad nią zatroskany, z apteczką z łazienki w ręku.
- Na szczęście niezbyt. - Lockhart założyła bieliznę i spódnicę i pozwoliła mężczyźnie się opatrzeć. - Ale… było blisko.
- Zaszczypie - ostrzegł i odkaził brzegi rany, zakładając chwilę później całkiem zgrabny opatrunek.
Lockhart przyglądała się jego dłoniom przesuwającym się po jej skórze.
- Nie tak wyobrażałam sobie ten poranek. - Mruknęła wyraźnie niezadowolona z takiego,a nie innego obrotu spraw. - Lilly nie wróciła… mam nadzieję, że nic jej nie jest.
- Mam nadzieję, że znalazła jakiegoś marynarza i śpi bezpiecznie z nim - uśmiechnął się bezczelnie Jack - dasz radę chodzić? Możemy jej poszukać - zaproponował, i popatrzył na rozgardiasz w pokoju - ale najpierw, chyba tu posprzątam - mruknął i zaczął zbierać wózek i zastawę z podłogi. Zdołał uprzątnąć całość kiedy marynarze zapukali do ich kabiny a tumult na korytarzu stał się nieznośny.
Ann szybko założyła koszulę i narzuciła na nią żakiet. Gdy u drzwi rozległo się pukanie podeszła i otworzyła je wpuszczając do środka przedstawicieli załogi.

Lockhart od wejścia zapewniła mężczyznom rozrywkę polegającą na wysłuchiwaniu oferowanej przez nią nagany. Szybko przedstawiła, że do jej pokoju wdarło się dwóch mężczyzn z zawojami na głowie, że zaatakowali oni jej partnera, a ją zranili. Że gdyby nie wykonała kilku strzałów, prawdopodobnie obojga by ich zabito. Wytknęła oficerowi, że zamiast ja odpytywać powinien odnaleźć tych mężczyzn i jej służącą, której może coś zagrażać.
Sytuacja przedstawiona przez Annę dała załodze nieco do myślenia. Kapitan statku zareagował tak, jak obowiązywał go przepis, umieszczając Annę w specjalnie oddzielonej od reszty statku kabinie, znajdującej się pod niemal bezustannym nadzorem kilku uzbrojonych marynarzy. Broń Anny na czas rejsu umieszczono w pokładowym sejfie, choć nie miało to znaczenia. Jack miał wciąż dostęp do swojego arsenału w ładowni statku i ten przepis można było swobodnie obejść, jeśli Ann miałaby takie życzenie.
Gorzej wyglądała sprawa spacerów i rozrywek, które od tej chwili musiały mieć bardzo ograniczoną prywatność. Niemal wszędzie towarzyszyli Annie marynarze, niektórzy z pałkami, niektórzy wprost z długą bronią palną.
Lockhart przyzwyczajona była do samotności i służby więc tak długo jak ochroniarze pozostawali po drugiej stronie drzwi jej kajuty mogła pracować w spokoju. Irytowało ją jednak, że napastników nie złapano. Do tego choć nie potrzebowała korzystać ze swojej “wolności” to niepokoił ją fakt, że została ona mocno ograniczona.

Wytrzymała jeden dzień w swojej izolatce. Pozwalając by przyniesiono jej posiłki, a towarzystwa przy nich dotrzymywali jej Jack i Lilly. Niestety na jednej dobie skończyła się jej cierpliwość.

8 września, RMS Scythia, mesa, godzina 9:46


- Wybiorę się dzisiaj na basen. - Zadeklarowała popijając kawą śniadanie. Spojrzała na Jacka i Lilly choć nie spodziewała się protestów z ich strony.
Wydawali się zachwyceni. Lily nie rozumiała do końca całej sytuacji i beztrosko chciała po prostu pokazać się w nowym kąpielowym kostiumie. Jack zaś sam nie mógł znieść tego, że jest non stop obserwowany przez uzbrojonych marynarzy, tak jak Anna.
- Lilly przekaż proszę ochronie, ze jak chcą to mogą założyć stroje kąpielowe. - Ann westchnęła ciężko gdy służąca odeszła wykonać jej polecenie i zwróciła się do Jacka. - Nie wytrzymam tak całej podróży.
- Kto by wytrzymał - uśmiechnął się blado Jack i pokiwał głową - może po prostu ich zignorujmy? - poradził.
- Chcę sprawdzić jak będą się zachowywać gdy wyjdziemy do ludzi. - Ann w duchu musiała przyznać, że pomysł Jacka ją kusił i to bardzo. - Masz strój kąpielowy?
- Mam. W końcu wspomniałaś coś o Atenach, a tam mają całkiem gorące plaże. - zaśmiał się - Chodźmy. Niech kapitan się martwi w co ubrać swoich marynarzyków - mruknął i odłożył talerz.
Ann przytaknęła i sama wstała od stołu. Wiedziała, że Lilly przygotuje co trzeba, a przebierze się raczej w pobliżu basenu. Podeszła do Jacka i nagle dotarła do niej jeszcze jedna irytująca ja rzecz.
- Chciałabym nieco prywatności… dla nas. - Ostatnie słowa dodała szeptem, który ją samą zaskoczył.

Gdy poinformowany o jej pomyśle kapitan zawitał w kajucie Lockhart, ta krótko poinformowała go, że opłaciła rejs statkiem i zapewnienie bezpieczeństwa to jego, a nie jej problem i wyminąwszy mężczyznę ruszyła pod ramię z Jackiem w kierunku basenu.
Kapitan, początkowo wściekły, wręcz purpurowy na twarzy mruczał coś niezrozumiałego, najpewniej coś o rozpieszczonych amerykankach, ale po pewnym czasie jakby coś przemyślał i zapewnił Ann obstawę, która wydawała się nieco dyskretniejsza. Strażnicy stali jedynie w pobliżu wejścia, i nie obnosili się zbytnio ze swoja bronią, przez co mogli się cieszyć choć minimalnym towarzystwem kilku innych podróżnych, chcących się wykąpać. Nieco bardziej radosna atmosfera z początku rejsu zaczęła powracać.
Ann nieco przytłoczył kostium wybrany przez Lilly. Nie był to strój podobny do tych, które znała z młodości i dłuższą chwilę zajęło jej oswojenie się z nim na tyle by opuścić przebieralnię. Na szczęście była pewna, że kąpiel wynagrodzi jej pokazywanie się niemal nago w miejscu publicznym.
[MEDIA]https://i.postimg.cc/mDGChJQc/str-j.jpg[/MEDIA]
Basen poprawił humor całej trójce. Woda, przyjemnie ciepła pozwoliła na chwilę relaksu. Lily pluskała się beztrosko, przyciągając wzrok młodych strażników i umożliwiając Annie chwilę swobodnej rozmowy z kilkoma pasażerami, zażywającymi akurat kąpieli w basenie. Lockhart przysiadła się do jakiegoś starszego małżeństwa by rozeznać się w tym co dzieje się na statku. Pytała głównie o atrakcje licząc na to, że przy okazji zdradzą jej nieco o ostatnim zamieszaniu i strzelaninie.
Nastroje były dobre. Większość pasażerów była przekonana, że chodziło o awarię raczej, niż strzelaninę. Przesympatyczny staruszek imieniem George wyraził przekonanie, że obsługa na pewno dopadła już sprawców i nie ma się czym przejmować. Na wspomnienie, że sprawcami byli arabowie czy egipcjanie, stwierdził, że już dawno imperium brytyjskie powinno spacyfikować tych dzikusów i wspomniał, o swojej służbie wojskowej w Afryce.
Ann w sumie cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Z jakiegoś powodu wierzyła, że im mniej osób wie o tym co się stało tym mniej jest narażonych. Podziękowała parze za rozmowę i postanowiła się przyłączyć do Lilly i popływać. Nie potrafiła być tak swawolna jak służąca. Choć widząc obserwującego je Patryka momentami kusiło ją by ściągnąć na siebie jego uwagę, nawet tak dziecinnymi sposobami. Skupiła się jednak na tym by w pełni skorzystać z basenu i spokojnym tempem pokonywała kolejne długości basenu.

Niestety po tej krótkiej przerwie i chwili odprężenia dotarła do momentu, w którym musiała wrócić do pokoju. Praca nie chciała iść na przód… nie mogła się na niej skupić i czuła, że brakuje jej materiałów. Czytane po raz kolejny słowa nie chciały zdradzić ukrytych treści. Miała serdecznie dość tej kajuty, niezrozumiałych notatek i świadomości, że za drzwiami stoi dwóch uzbrojonych mężczyzn, którzy będą się za nią pałętać po pokładzie jeśli tylko spróbuje się stąd wydostać. Westchnęła ciężko i podniosła wzrok na czytającego gazetę Jacka.
- Mam… chyba odrobinę szalony pomysł.
Mężczyzna mógł jedynie podnieść ze zdziwieniem brwi patrząc na Annę. Nie wiedział dlaczego, ale cała ta sytuacja ją zmieniała i on to widział.
- Aż boję się zapytać… - powiedział cicho uśmiechając się. Znudzona kobieta, to niebezpieczna kobieta, mawiało stare przysłowie i zapowiadało się, że znów się potwierdzi.
- Jeśli choć na chwilę nie będę… bez tej ochrony… Oszaleję. - Odchyliła się nieco na krześle w typowy dla siebie sposób poprawiając kok. Spojrzała w dół na wyprasowaną spódnicę, wahając się czy powinna namawiać Jacka do takich rzeczy. - Chciałabym… im uciec.
- Hmm… - zamyślił się Jack - widziałbym dwa rozwiązania. Po prostu się w pewnym momencie ulotnić, albo znaleźć naszych prześladowców i oddać ich w ręce kapitana - pomyślał na głos - tylko jak ich szukać z tym ogonem pod drzwiami… -zasępił się.
- Co powiesz… na to by wybrać się dziś na tańce? - Ann delikatnie zasugerowała pomysł, który chodził jej po głowie.
- Jestem za. Nawet, jak twój pomysł nie wypali, wszystko lepsze od siedzenia tutaj i czytania o śmierci profesora. Zdaje się, że zapamiętałem nawet ceny akcji na giełdzie - trzasnął gazetą o fotel.
- Mogłam ci pożyczyć coś innego. - Ann wskazała na stertę zabranych i nabytych książek. - Jeśli się uda… może rzeczywiście moglibyśmy się rozejrzeć. Spróbuję się dowiedzieć od tamtego kelnera jaką klasę zajmowali.

Kelner szczęśliwie był ten sam, co poprzednio. Znudzony wzrok błądził po klientach drinkbaru, i klasycznie, kelner robił to, co każdy szanujący się kelner robi za barem. Uśmiechając się, polerował kieliszki i pokale, patrząc jednocześnie, czy jakiś klient nie potrzebuje świeżego alkoholu. Rozpoznał Annę i Jacka, wchodzących do baru i kiedy usiedli przy jego ladzie, od razu zaserwował im po tym samym drinku, który zamawiali dwa dni temu.
Ann podziękowała za drinki i uśmiechnęła do kelnera.
- Czy udało się może Panu dowiedzieć na temat tamtych mężczyzn? - Położyła na stole kwotę z całkiem dużym napiwkiem, mając nadzieję, że to zachęci mężczyznę do mówienia.
- Tak. Owi dżentelmeni pochodzą zdaje się z Kairu, a przynajmniej tak stoi w ich biletach. Trzecia klasa, zdaje się kajuta 335 - kelner wyjął niewielką karteczkę, którą przeczytał i podał później Annie, zabierając szybciutko suty napiwek - Stolik jest wolny, jakby chcieli państwo porozmawiać jeszcze o którymś z pasażerów - wyraził chęć dalszej współpracy i grzecznie wrócił do pucowania szklanek.
Anna przyjrzała się jeszcze raz karteczce zapamiętując dane i schowała ją do torebki.
- To co planujemy zrobić.. nie jest rozsądne, prawda? - Spojrzała niepewnie na Jacka, czując mimo swoich słów odrobinę ekscytacji.
- Ani trochę - uśmiechnął się do kobiety - przydałaby się broń. Trzeba by zajrzeć do ładowni - stwierdził, wiedząc, że Anna nie ma nawet broni, a napastnicy to dwóch silnych mężczyzn.
- Jak już uda nam się wyrwać. - Lockhart spojrzała na salę taneczną i upiła nieco drinka.
- No dobra, to słucham tego planu z niecierpliwością - Jack nachylił się w stronę Anny.
- Myślałam by przyłączyć się do tańczących… najlepiej podczas jakiegoś popularnego utworu. Moglibyśmy zatańczyć odbijanego by ich nieco rozproszyć i podczas tańca dostać się za scenę i wyjść od zaplecza.
- I biec w stronę ładowni? Albo na pokład - podsumował plan Jack - brzmi nieźle. Można panią prosić? - zażartował i podał jej rękę, zapraszając do tańca.
Ann przyjęła podaną dłoń.
- Powinniśmy uciekać do ludzi… jak już ich zgubimy spróbujemy dotrzeć do ładowni. - Dała się poprowadzić w kierunku sali, w której już wirowały pary nieświadome ich planów.


 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline