- Słodka Tancerko… Czegoście nie gadali, że u was tak piździ już wczesną jesienią?? Włosy mi w nosie zamarzły…
Traperzy okazali się znaczni lepiej przygotowani od Jorisa na tę wyprawę i choć podśmiewywali się kpiąco z cepra nie mogli mu odmówić ducha przetrwania. Bo myśliwy choć zmarznięty, umiał nadać dobre marszowe tempo nawet w tych niskoreglowych oczeretach. I dzięki temu, a także temu, że opatulił się wszystkim czym tylko zdołał, zimno nie było aż tak dotkliwe, a dystans do wejście do kopalni szybko malał. - Zimno to jest tedy - tonem znawcy i praktyka ozwał się Olaf - jako ci jajca się kurczą i chowają w pachwinach. Ale o tem to pewnieś się przekonał, pływając sobie tam w jaskini.
Zarechotali ze Svenem najwyraźniej ogólnie zadowoleni z całej wyprawy. Hans oczywiście nie podzielał ich poczucia humoru sadząc susy między krzakami kosodrzewiny co i rusz klnąc na Rudą, która umyśliła sobie plątać mu się pod nogami i patrzeć co wkurzony człowiek zrobi z tym fantem. Joris musiał przyznać, że wykazywała się złośliwością, której pozazdrościć by mogła nawet najgorsza jędza. - Oooo to to… - przytaknął kompanowi Sven z rozmarzeniem - Na zmarznięte jaja to okłady najlepsze są. Moja Lotta robi takie, że człek się od razu z ciepła rozpływa… A wierzajcie mi, ma czym kobity okłady robić, ma!
- Głąby… - warknął Hans próbując bezskutecznie kopnąć wiewiórkę - Po dupach im zawiało i już im się do baby ckni… Aż no zaraz z kuszy tę rudą bladź ustrzelę jak mi bogi miłe!
- Śmiało - odparł Joris niezupełnie szczerze, ale z niejakim zrozumieniem. Jego zwierzęcy towarzysz bywał prawdziwym utrapieniem, przy którym bzyczący nocą komar i natrętny gobliński patrol były istną przyjemnostką - Jak trafisz, skórka twoja!
To ostatnie było bardziej ostrzeżeniem dla wiewiórki niż przyzwoleniem dla Hansa. Ruda pisnęła coś czego kulturalne wiewiórki nie popiskują i czmychnęła w świerczyny. - Oj, nie marudź tak Hans - pojednawczo zagaił go Olaf - Sam byś se w końcu kobitę znalazł i by po kłopocie było. Pani Dendrarowej zapiecek już ostygł… Rozgrzał by go kto…
- Żebym ja ci mordy nie rozgrzał baranie - mruknął starszy traper nie do końca dowierzając, że Ruda tak po prostu mu odpuściła.
Olaf i Swen wymienili znaczące spojrzenia i nachylili się ku Jorisowi. - Od kiedy mu stara na suchoty na pomarła - syknął Olaf - To tak na wszystko smędzi… A ty panie Joris? Macie babę?
- Noooo… - prostota zadanego pytania jakoś zbiła Jorisa z tropu i omal się nie wywalił z trudem łapiąc równowagę. Sam nie wiedział, czy ma ochotę o tym mówić traperom. Ale górski, surowy klimat w jakiś sposób wprawiał w nastrój spowiedzi i sekretu. I pewność. Że sekrety powierzone w górach, w górach zostają. - Nooo jest taka jedna. Chyba TA jedna. Myślałem się oświadczyć latem… i trzask prask śniegi spadły… - Ha! Ot i życie! - Plasnął go w ramię idący obok Sven - Ja ci mówię, się nie żeń. Zachodu szkoda, a jak poruchawka dobra, to jak to mówią, żeniaczka fatalna.
Joris nerwowo przełknął ślinę, na wspomnienie “poruchawki” i związanej z nią prognoz na ożenek. A te można było spokojnie rzec, że w ocenie Svena, były gorzej niż beznadziejne. - Dobrze gada! Dać mu wódki! - zaśmiał się wtórując kompanowi Olaf. - Pierdoli i tyle - Hans, który trzymał dystans najwyraźniej przysłuchiwał się rozmowie. Zwolnił na chwilę marsz, odwrócił się do myśliwego i zatrzymał - A ty młody, nie oglądaj się za śniegiem tylko dyrdaj do niej co sił. Bo całe życie będziesz śniegu jeno wyglądał. Dotarliśmy.
Miał rację. Byli półsta kroków od wejścia do Jaskini Cudów.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Ostatnio edytowane przez Marrrt : 18-01-2019 o 23:18.
|