–Frankie, przepraszam kochanie. Doceniam, że się o mnie martwisz. Wybacz mi ten poranek. Kocham cię.
Poczekała chwilę, ale odpowiedź nie nadeszła. Westchnęła i wyciszyła komórkę.
----
-Widziałam twoje rysunki - powiedziała chwilę potem do Esther . -
Dwie dziewczynki, jedna czerwona z żółtymi włosami, druga czarna. Czy mają imiona?
- To ja - dziewczynka wskazała rysunek dziecka z żółtymi, tudzież blond włosami-
A to Bette - palec pokazał czarną postać.
- Rozumiem - Jessica pokiwała głową. -
Macie coś w rączkach - wskazała pierwszy rysunek. -
Ty masz chyba… - zawiesiła głos -
Balonik? A Bette?
- Bawimy się.- mruknęła dziewczynka i dalej nie patrząc na Jessicę bawiła się lalką.
- Zabawa balonikiem?
- Bawimy się - powtórzyła niemal bezmyślnie -
Ja się z Miriam nie bawię, bo ona jest głupia.
-Rozumiem, bawisz się z Betty. A w co?
- W chowanego, strach i zemstę - wyliczyła sprawnie dziewczynka -
Czasami też w sny.
-
O- w głosie Jessici zabrzmiało autentyczne zainteresowanie. -
To ciekawe. W chowanego potrafię grać, a te inne zabawy? Nauczysz mnie?
- Nie! - wrzasnęła Esther
-Nie, bo jesteś głupia! - po tych słowach dziewczynka ze wściekłością rzuciła w Jessicę lalką. Terapeutka instynktownie się uchyliła. Lalka odbiła się od oparcia fotela i wylądowała na podłodze. Jessica ku swemu przerażeniu dostrzegła, że Esther w czasie zabawy wyrwała lalce oczy. Teraz puste oczodoły wpatrywały się terapeutkę.
-
Strasznie się zdenerwowałaś - stwierdziła Jessica, podnosząc lalkę. -
Nie lubisz rozmawiać o Bette?
- Bette nie lubi ciebie. I ja ciebie też nie lubię.
- Bette mnie nie lubi? - zdziwiła się Jessica. -
Przecież mnie nie zna. Opowiadałaś jej o mnie? - Bette jest mądra. Dużo wie. Bardzo dużo wie. O tobie też. O twoim mężu też. - Czyli to Bette mówiła ci o mnie, tak? Jeśli jest mądra, to powinna coś o mnie wiedzieć. Coś więcej, niż to, że jestem głupia. Coś ci mówiła, naprawdę ? - zapytała z wyraźnie słyszalnym powątpiewaniem w głosie.
Zapadła cisza. Esther po raz pierwszy od momentu przekroczenia progu gabinetu spojrzała na Jessicę. Jej błękitne oczy wręcz prześwietlały ją na wylot. Terapeutka poczuł dziwny chłód. Zmaterializował się on w postaci dreszczy, które przeszły jej po całym ciele. Przez chwile pociemniało jej przed oczami, jakby zaraz miała stracić przytomność.
To wszystko trwało sekundę, może dwie. Nie więcej. Dla Jessici czas ten rozciągnął się niczym guma. Widziała tylko połyskujące w półmroku błękitne oczy Esther.
- On jest kłamcą. - wyrzuciła w końcu siebie dziewczynka - Kłamcą i oszustem.
-Kto? - wykrztusiła Jessica.
Na to pytanie Jessica nie uzyskała już odpowiedzi. Esther bowiem osunęła się na podłogę i całe jej ciało zaczęło trząść się. Atak małej otrzeźwił Jeesicę i uruchomił wyuczoną procedurę ratunkową. Uklękła na ziemi, ujęła głowę dziewczynki w swoje dłonie i umieściła miedzy swoimi udami, żeby zabezpieczyć przed ewentualnym urazem.
- Zoi! – krzyknęła do recepcjonistki. –
Wezwij karetkę!
Młoda kobieta wbiegła do gabinetu i ogarnęła sytuację jednym spojrzeniem. Wyciągnęła komórkę.
Atak padaczki ustąpił po kilkudziesięciu sekundach, Jesscia sprawdziła oddech i ułożyła dziewczynkę w pozycji bocznej bezpiecznej, powierzyła opiece Zoi a sama zajęła się histeryzująca ciotką. Nie udało się jej ustalić, czy dziewczynka wcześniej miewała tego typu epizody – w dokumentacji nie było o tym żadnej wzmianki, wiedziała to na pewno.
Karetka przyjechała niebawem, ratownicy sprawnie umieścili dziewczynkę na noszach i zabrali. Roztrzęsiona ciotka Esther poszła z nimi, nie zadając na razie żadnych pytań.
-
Jedź z nimi, Zoi. – poleciła Jessica. –
Dowiedz się, ile się da, ściągnij kogoś z rodziny żeby się zajął panią Graham. Prześlij mi potem informację.
Zamknęła drzwi gabinetu na klucz, zrobiła sobie kawę i usiadła przy biurku Zoi, aby odwołać resztę pacjentów z dzisiejszego dnia. Obraz dziewczynki za bardzo tłukł się jej w głowie, aby była w stanie prowadzić terapię.
Przejrzała jeszcze raz porzucony zeszyt z rysunkami małej. Była już prawie pewna, że u dziewczynki doszło do rozszczepienia osobowości. Serio dr Sanders akurat teraz musiał wybrać się na ten swój doroczny trekking wokół Annapurny? Bez telefonów i kontaktu z cywilizacją… uświadomiła siebie, jak niedojrzałe jest złoszczenie się na superwizora i zagłębiła znów w rysunkach.
Bette z nożem, Bette w ogniu, Esther pod ziemią. Zakopana, nieżywa? Bette czy Esther? Rysunki mówiły o obawach dziewczynki, czy to ona je rysowała, czy część osobowości, która mała nazwała „Bette”? Tyle pytań i do tego tak małe dziecko, z tak kiepskim wglądem w siebie…
Miała poważne wątpliwości, czy podoła terapii. "W chowanego, strach i zemstę" - przypomniała sobie słowa dziewczynki "Czasami też w sny".
Zadrżała. Czy Frank i ona... ten ich wspólny sen. I czy "kłamca" odnosiło się do jej męża?
-
Nakręcasz się - powiedziała sama do siebie, głośno.
Mózg lubi szukać spójności i tworzyć całość z kawałków. To przypadek, że słowa Esther pasują do twoich przeżyć. denerwujesz się. To naturalne, tyle zbieżności...I boisz się.
Tak, bała się. Frank był najlepszym, co się przydarzyło w jej życiu. Kłamca.
Odetchnęła kilka razy głęboko, zrzuciła buty i usiadała na podłodze.
Medytacja powinna pomóc się jej uspokoić.