Yetar starał się nie wychylać za bardzo. Obserwował wszystko z kąta okna domku, w którym się skryli. Skoro mieli nie wyściubiać nosa, to właśnie tak wypadałoby zrobić. Przynajmniej dopóki stwory nie opuszczą wioski. Nie podobało mu się to, co dostrzegł. Mieli już nieprzyjemność spotkać się z jednym z tych stworów, kiedy okazało się, że jest ich więcej, szczęka mu nieco opadła. Najwyraźniej niziołki miały dużo większe problemy niż plemię orków. Walcząc z harpią i jednocześnie z ogrem, wpadli w niezłe tarapaty. Jak mieliby sobie poradzić z całą twierdzą tych istot, nie miał pojęcia. Zostawało jedynie pójście śladami wozów i obserwowanie ich, przeszkadzanie im w wysyłaniu transportu rudy. To jednak oznaczało, że do niziołków nie docierałyby też transporty z jedzeniem, jeśli dobrze rozumiał. Na razie, musieli poczekać aż wozy ruszą i ich śladem wyruszyć w stronę fortecy, sprawdzić, czy dadzą się dostać do środka. Ciekawość Yetara i chęć pomocy niziołkom, zwyczajnie zaczynały ustępować miejsca obawie o własną skórę.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |