Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2019, 10:12   #214
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Nveryioth skłonił się sztywno i ucałował wystawioną dłoń, bardziej z obowiązku niż chęci uczynienia tego gestu. Nie rozumiał tutejszej tradycji, zupełnie tak samo jak jego partnerka Chaaya. Wydawała mu się ona barbarzyńska, niska i oparta na jakiś pierwotnych instynktach, a fakt, że z urodzenia był smokiem, który całe życie chował się z mchem i szczurami, jeszcze bardziej utrudniało mu dopasowanie się do aktualnej sytuacji.
Czas, jaki spędził ze swoją Jeźdźczynią, otworzył mu jednak ślepia na świat. Po pierwsze przestał się czuć samotny i nierozumiany. Bardka była w takiej samej sytuacji co on. Wychowana pod kloszem w pogmatwanej kulturze zakazów i symboliki, która jednocześnie wykreślała ją z życia społecznego, nie wspominając nawet o „zewnętrznym” świecie, który miał się nijak do tego co znała, więc miała duży problem z adaptacją.
Tawaif choć urodziła się w świecie pustynnych ludów… tak jakby do niego nie należała z racji swojej kasty. Nvery… choć był smokiem, nigdy nie żył wśród innych smoków.
Oboje więc mieli rasę i przypisany status w swoich naturalnych środowiskach, oboje mieli własną kulturę, którą znali i kultywowali, a jednocześnie, żyli ponad tym.
Nieznacznie oderwani…

- Przyniosłem ci coś, mam nadzieję, że ci się spodoba… - Albinos wyprostował się i popatrzył z góry na kobietę. Gamnira była… ogromna, a jednak musiała przy drakonie unosić spojrzenie.
Chłopak wręczył jej woreczek z papieru przewiązany wstążką. - Ostrożnie… są bardzo kruche - wyjawił z troską, przyglądając się jak łowczyni rozpakowuje podarek, w którym znajdowały się cieniutkie płatki czekolady z różnymi dodatkami.
- Tam, skąd pochodzę, w dobrym geście jest przynieść damie prezent… - wyjaśnił, przemilczając fakt, że owym prezentem zazwyczaj była upolowana zwierzyna… najlepiej jeszcze ciepła i krwista. - Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci tym kłopotu.
- No. Sprawiłeś. Wiesz… Paro nie wspominała, że trzeba było przynieść jakiś prezent. Ja nic nie mam - speszyła się traperka, sięgając po jedną czekoladkę. Powoli zaczęła ją jeść. Zjadła jedną, drugą w zamyśleniu. I w końcu… wydała wyrok. - No… dobre.
Mężczyzna uśmiechnął z ulgą, po czym podał swoje ramię by dziewczyna mogła się na nim wesprzeć, skoro jej chód był tak… karkołomny.
- Bo nie trzeba było, ja sam chciałem, nie kłopocz się tym. Ważne, że ci smakuje. Co powiesz, byśmy wpierw poszli do operetki? - Neron chciał czym prędzej odbębnić ten dziwny “obowiązek” jaki zwaliła na niego tancerka i przez to niecierpliwie gibał się na boki jak pobudzony wiatrem tatarak.
- Do tego całego śpiewania długo i głośno i dramatycznie? - spytała Gamnira, myląc operę z operetką. - Nie pośniemy tam?
Gdy szli opierała się całym ciężarem na smoku, dobrze, że Nvery nie był tak kruchy na jakiego wyglądał.
- Nie… nie tam. Opera faktycznie jest nudna, a aktorzy drą się jak szczury w ukropie… - odparł gad, na myśląc o wspomnieniach swojej partnerki w owym miejscu. - Operetka jest bardziej ciekawa… no… wedle gustu. Na pewno jest żywsza i weselsza.
- Skoro tak mówisz… jeśli chodzi o śpiewanie to wolę rzeczne szanty… tylko tam roi się… - Od wulgaryzmów, które myśliwa z racją przytoczyła, wzbudzając oburzenie mijanych przechodniów. Wszak zmierzali w bardziej cywilizowane rejony miasta.
Białowłosy zarumienił się instynktownie, ale nie dlatego, że był zgorszony czy zawstydzony. Szczęściem i nieszczęściem z wyglądu przypominał wampira, więc nieprzychylnych przechodniów straszył wygłodniałą miną pełną mordu, podkreślając to oblizywaniem ust. Z jakiegoś powodu sprawiało mu to nawet trochę frajdy.
- Podobno najlepsze szanty pisali krasnoludzcy bardowie… no i pędzili najlepszą gorzałę. Szkoda, że wymarli… - odparł starając się podtrzymywać równie kulawą rozmowę co jego rozmówczyni.
- Naprawdę? Myślałam, że bali się wody. Wiesz mając te krótkie i tłuste kończyny słabo pewnie pływali. - Rozważała na głos jego towarzyszka.
- Większość pewnie tak… ale ci nieliczni okazywali się mistrzami w swoim fachu. No i bard nie musi umieć pływać, by zarabiać śpiewając. Najlepsze szanty i piosenki karczemne podobno wywodziły się od krasnoludów… a może to były gnomy? - Nero podrapał się po policzku, spoglądając w zamglone niebo, po czym wzruszył ramionami.
- Nie wiem… - Zadumała się łowczyni. - Ale gnomów może mógłbyś zapytać. Jak wleziesz w odpowiedni portal. Albo znaleźć elfy na bagnach. Może one wiedzą.
Skrzydlaty zmarszczył nos.
- Znam jednego elfa… może się go spytam… kiedyś - odparł, najwyraźniej chyba słabo się z nim lubiąc. - A jak tam przygotowania do wyprawy? Daleko idziemy? - spytał z entuzjazmem od razu się wypogadzając.
- Tak na cztery dni… a potem trzy dni na powrót. Zapolujemy na wielkie gady. Jaszczur dobrze się sprzedaje - wyjaśniła Gamnira.
- Uuuu na inne smoki? Dużo tu smoków w okolicy? Może wiesz gdzie znajduje się leż… - Ups… chyba nie powinien o tym wspominać. Niestety Nvery zbyt mocno się podniecił przygodą i poznaniem tutejszych drakonów, że całkowicie zapomniał iż jest aktualnie w ciele człowieka, a mieszkańcy nie mają pojęcia o historii smoków, związanych z tym miastem.
- ...leże wyspowego wyrma? - spytał wreszcie, czerwieniąc się coraz bardziej.
- Co? Nie. Na nic tak groźnego. Z tym nie poradzi sobie jedna łowczyni z pomocnikiem - odparła ze zdziwieniem kobieta. - Poza tym nie idziemy się uganiać za skarbami. To zostaw awanturnikom. Takich zaś jest tu pełno i najczęściej znajdują pozostałości po poprzednich wyprawach.
Chłopak wolałby smoka od skarbów, a skoro nie mógł mieć smoka to chociaż jego skarby, a tu i tego i tego nie uświadczy. Spochmurniał nieco, ale gratulował sobie wybrnięcia z sytuacji.
- Aha… to na co będziemy polować? Na kameleony? Koboldy? - I jedno i drugie wydawało mu się nudne, a poza tym Rojd zapewne byłaby niezadowolona.
- A właśnie… nie masz nic przeciwko jak wezmę ze sobą towarzyszkę? Jest malutka i cicha i sama potrafi o siebie zadbać.
- Na dinozaury, krokodyle, może węże… co się trafi - sprecyzowała Gamnira, drapiąc się za uchem. - Jaka towarzyszka?
- Jaszczurka… - odparł z zachwytem w głosie gad. - Poznasz ją później, bo teraz wyleciała na polowanie. Jest maciupka. Mieści mi się w dłoni i lubi pijawki. Jeśli cię oblezą, to z chęcią ci pomoże je poodrywać. Nie lubi być tylko dotykana… od razu gryzie.
- Jeśli będziesz ją pilnował? To tak, możesz. Bo ja nie będę jej pilnowała. Więc nie rozpłacz się, jeśli się zgubi - zadecydowała przyszła mentorka, jak już dotarli do drzwi operetki.
- Ona jest malutka, a nie głupia… - stwierdził pod nosem zielonołuski, podchodząc sam do kas, by kupić bilety na wejście.
- Skoro tak twierdzisz. Ja wiem, że nawet oswojone zwierzęta uciekają w dżunglę, gdy poczuje zapach wolności. No... ale twojej jaszczurki nie znam - dodała polubownym tonem tropicielka, podążając za smokiem i rozglądając się. - Ładnie tu… trochę jak… eee… nieważne.
Nero wyraźniej nadal był nabzdyczony, bo nie pociągnął dalej tematu. Gdy opłacił wejście, kiwnął głową w kierunku drzwi.
- Może i ładnie, ale zobaczymy czy też ciekawie…
- Gdzie teraz? - zapytała Gamnira, gdy znaleźli się w głównej sali, wypełnionej już widzami. Na scenie odbywały się tańce i śpiewy… wesołe i dzikie. Jak to w takich miejscach.

Skrzydlaty poprowadził ich dwoje do wolnych miejsc na dolnej widowni, przyglądając się niemrawo krzesełku. Był za wysoki na taki zydelek i na pewno będzie komuś przeszkadzać, a nie miał jakoś ochoty wdawać się w dyskusje z niezadowolonym widzem.
Cóż… trudno.
- Siadaj, nie krępuj się… o fajne stroje. - Skwitował przyglądając się falbaniastym spódnicom aktorek. Ach, Chaaya tak słodko by w niej wyglądała, choć i tak wolał ją nagą.
- No… robią… wrażenie. - Im wyżej tancerki unosiły nogi, tym bardziej myśliwa robiła się czerwona, zezując na boki.
- Tylko jakieś takie chude są… szkapy - skwitował albinos, krzyżując ręce na piersi i opierając się plecami o oparcie.
- Ale nogi… mają… zgrabne… - wymruczała pod nosem Gamnira, przysiadając się do stolika.
- Moja siostra ma lepsze - odparował Nero, przyglądając się wyczonom szczudłatych nóżek.
- Tak… znacznie lepsze. - Zarumieniła się łowczyni, nie zwracając jednak większej uwagi na towarzysza, wodząc spojrzeniem po scenie.
Mężczyzna uśmiechnął się gadzio. Najwyraźniej owe miejsce przypadło jego nauczycielce do gustu. To dobrze, bardzo dobrze… nie musiał wysilać się na rozmowę, do czasu, aż kobieta nie straci zainteresowania innymi paniami. A i sama traperka przyglądała się tańcom i śpiewom na scenie w milczeniu. I coraz bardziej czerwona na obliczu. Oddychała ciężej i zdawała się zapomnieć o istnieniu Nverego.
Do czasu, aż nagle nie wstała i piskliwym głosem zarządziła.
- Idziemy stąd! Już! To nie miejsce dla mnie.
- Coo? Jak? Poczekajmy chociaż do przerwy! - Jaszczur zbystrzał nagle, bo i zaczynał nieco przysypiać. - Co się stało? Ktoś powiedział ci coś niemiłego lub źle na ciebie popatrzył?
- Nie. Nie… nic z tych rzeczy. Było miło… chcę wyjść już! - Gamnira oddychała z trudem i była na skraju paniki. Co jakiś czas mamrotała “za dużo” pod nosem.
- No dobrze już dobrze… to chodźmy coś zjeść, co? - stwierdził polubownie młodzik, nie rozumiejąc co w jego perfekcyjnym planie poszło nie tak. - Tylko nie krzycz tak… chodź. - Podał swoje ramie, gotowy do odejścia.
- Idziemy, już… - popiskiwała mu partnerka, tym razem to ona jego ciągnąc w kierunku wyjścia. Zachowywała się jak zagonione w kąt zwierzę.

Gdy wyszli na zewnątrz, różowooki przyglądał się tropicielce z wyraźnym zblazowaniem i niezrozumieniem. Eh… tyle kłopotu na nic… i jeszcze kasę stracił. Niechby ta cała randka skończyła na dnie kanału!
Złorzecząc w duchu nad głupotą babochłopa, smok przywołał wolnego gondoliera i przedstawił mu ich destynację. Kiedy usłyszał cenę, spróbował się potargować i udało mu się spuścić kwotę o całe dwie sztuki miedzi. Cóż… dobre i to. Zapłacił i odwrócił się do oddychającej chłodnym i mglistym powietrzem kobiety.
- Lepiej ci już? Nie za zimno ci? Mogę pożyczyć ci moją marynarkę - odparł, nie, nie z troską, ale przyjemną dla ucha i serca stosownością dobrze wyszkolonego rycerza.
Gdyby Janus żył, na pewno pochwaliłby zachowanie drakona, nawet jeśli nie było do końca szczere.
- Popłyniemy teraz do knajpki, jest cicha i spokojna - zapewnił.
Łowczyni dość długo nie odpowiadała, opierając się rozgrzanym czołem o zimną ścianę budynku, przeczekując w ten sposób napad paniki.
- Nie. Nie jest mi zimno. Popłyńmy - stwierdziła w końcu i dała się zapakować do gondoli.
Neron pomógł jej wsiąść, po czym usiadł obok niej, choć nie był pewien czy nie powinien dać myśliwej trochę wolnego miejsca. Chaaya jednak dała mu wyraźne wskazówki jak ma się zachowywać i nie miał zamiaru robić niczego na własną rękę.
Odczekał stosowną chwilę, aż odpłyną z dala od nieszczęsnej operetki i ozwał się ściszonym tonem.
- Bardzo cię przepraszam, nie wiedziałem, że może ci się tam spodobać. Moja siostra mówiła o tym miejscu z dużym entuzjazmem, więc myślałem, że i tobie się tam spodoba.
- Nie… o to chodzi - mruknęła cicho Gamnira, dodając po chwili. - Nie mówmy o tym. Więc… czym się zajmujesz? Jesteś awanturnikiem? Jakimś magiem?
Zielonołuskiemu pasował taki obrót sprawy, bo nie musiał się wysilać i domyślać się powodów złego nastroju słuchaczki.
- Jaaa… w sumie opiekuje się Paro - odparł pogodnie, uśmiechając się do swoich myśli. - Podróżuje z nią i dbam by się nie smuciła. Można więc rzec, że trochę jestem tak jakby poszukiwaczem przygód, bo ona nim jest z pewnością… ja to tylko tak… na doczepkę, ale świetnie się razem bawimy.
- Acha… - stwierdziła “dyplomatycznie” dziewczyna, wyraźnie nie rozumiejąc sytuacji i powiązań między nimi. - Czy od tego… a zresztą nieważne.
Machnęła ręką, darując dalsze wypytywanie o te sprawy.
- Byłeś na wielu randkach? - zmieniła znów temat.
- To moja pierwsza - przyznał bez zastanowienia się nad odpowiedzią młodzian. - A ty?
- Cóż… może z ósma… albo dziesiąta. Tylko wiesz… moje randki polegały na podejściu do jakiegoś mięśniaka, wypiciu z nim paru kufli, pogadaniu... a potem łóżko… figle i kac rano. - Wzruszyła ramionami Gamnira. - Z takich bardziej wysublimowanych… druga.
- Lubisz umięśnionych? - Nveryiotha to nie interesowało, bo i w ludzkim ciele nie odczuwał żadnych pociągów seksualnych do nikogo i niczego, ale rozmowa toczyć się musiała, a on nie bardzo wiedział o czym prawić. - Kac beznadziejna sprawa, odstrasza mnie on od nadmiernego picia, choć alkohol całkiem smaczny… Aaa ten… jak mu tam… ten rogaty co się Paro za nim ugania jak kotka podczas rui… spałaś z nim?
- Nie. On jak dla mnie za lalusiowaty. - Wzruszyła ramionami traperka. - A ja dla niego za brzydka. I tak, lubię umięśnione ciałka… twardych wojowników. Tyle, że trafiają mi się duzi, a brzydcy. A i moi pracodawcy traktują mnie jak… no… chłopa. Myślę, że jak byłabym bardziej kobieca podczas negocjacji, załatwiałabym sobie lepsze warunki kontraktów. Ale damą taką jak Paro jest ciężko być. I stopy mnie bolą.
Podwinęła suknię, odsłaniając buty i zaczęła rozmasowywać stopy.
- Ty jesteś… dla pewnych kobiet śliczny… więc dlaczego to twoja pierwsza? - zapytała podczas tej czynności.
Skrzydlaty zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
- Myślę, że… gdybyś była bardziej kobieca przed pracodawcami to… nie dostałabyś roboty. Paro nikt nie traktuje poważnie. Uważana jest za niegroźną idiotkę, która nie potrafi nic innego jak ładnie wyglądać. A ja… jestem biały, ale czy śliczny? Sam nie wiem, większość kobiet jest głupich… - “I gadają o butach… tak jak ty” pomyślał gorzko. - Nie znam zbyt wielu dziewczyn, które są jak Paro. Potrafią wszystko. Nie boją się ciężkiej pracy, ni leniuchowania. To się chyba nazywa wszechstronność?
- Ale ja nie jestem jak Paro. Nie jestem ładna. Nawet jeśli zacznę łazić w tych obcisłych kieckach, nie będę ładna. Ale… może z pomocą Paro będę kobieca. To mi wystarczy na negocjacje. - Łowczyni przyjrzała się Neronowi. - No… jesteś śliczny, jak taka bladolica laleczka. Wyglądasz jak ci bardowie, za którymi ciągnie się wianuszek dziewczyn. A co do samych kobiet, to znam takie ciężko pracujące i niegłupie. Ja sama za głupią się nie uważam. - Usiadła wygodniej bardziej już zrelaksowana.
- Nie kieruje się wyglądem, a umiejętnościami. Uroda kiedyś przeminie, ale wiedza pozostanie. Jak widzisz, jestem raczej pragmatykiem. - Albinos przyjrzał się nitkom mgły, pełznącym po tafli kanału.
- No nie wiem. Wiedzę zdobywa się z książek, słuchając kogoś. To nie ma nic wspólnego z randkami i romansami. Zresztą sam widzisz… ty nie byłeś na żadnej randce, a ja na wielu. - Zastanowiła się Gamnira, przyglądając młodzieńcowi. - Uroda… masz rację… przemija, ale wiesz… uroda to tylko haczyk, a potem jest wędka. Charakter i ten… dreszczyk, który się czuje przy nim.
- Trochę nie nadążam za twoim rozumowaniem - odparł powoli gad, maczając czubki palców we mgle nad wodą. - Nie umawiałem się na randki bo do tej pory nie spotkałem kobiety, któraby gadała z sensem. Nie wiem jak ci to lepiej wytłumaczyć.
To była prosta i szczera odpowiedź… może, aż nazbyt szczera, przez co trochę szorstka.
- A wiedzę, można zdobyć nie tylko przez czytanie, słuchanie czy naukę samą w sobie. Wiedza to również praktyka, doświadczenie, przeżycia. Większość kobiet zamykana jest jednak w domach. Wmawia się im, że na zewnątrz jest niebezpiecznie lub są zbyt drogie lub głupie, by móc żyć samodzielnie. Tym, które się wyrwą spod dachu, często odbija. Jedno zwycięstwo miesza im w głowach i zaczynają myśleć, że są nieśmiertelne, niepokonane i najwspanialsze pod każdym względem. Po krótkiej jednak rozmowie, okazuje się, że nie mają nic w głowach, a jedynie wybujałą fantazję na swój lub świata temat. Ciężko znaleźć harmonię lub zwykłą pokorę do życia. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto jak moja siostra trzyma jedną nogę w świecie fantazji, a drugą w rzeczywistości. Idzie idealnie po środku…
- Może u ciebie, w twoim rodzinnym kraju. Ale nie tutaj. Tutaj większość kobiet pracuje z mężami lub podejmuje inną pracę zarobkową. Większość kobiet umie walczyć, by przynajmniej z ghulem sobie poradzić. Ba… nawet wymuskane córki kupców uczą się przynajmniej podstaw obrony sztyletem - odparła łowczyni rozglądając się dookoła. - Wiele kobiet bywa awanturniczkami, bo ich mężowie, ojcowie, bracia zginęli. La Rasquelle nie pozwala się zamknąć w komnatach domu i udawać, że groźny świat dookoła nas nie dotyczy.
Drakoniczny uśmiechnął się pobłażliwie, bo tropicielka całkowicie mijała się z interpretacją jego słów. Szkoda więc było strzępić język na kolejna kretynkę. Pomimo tego… była ona o wiele ciekawsza od Godivy i obecność jej nie przeszkadzała mu, aż tak bardzo.
Niestety rozmowa dobiegła końca. Białowłosy wolał spolegliwie milczeć, tak, jak poleciła mu na takie chwile Chaaya. Wciskanie komuś na siłę swojego światopoglądu mijało się z celem, bo skoro ten ktoś przy normalnej rozmowie nie był w stanie przyjąć do wiadomości odmiennego zdania i go zaakceptować, znaczyło po prostu o jego brakach w intelekcie.

Wkrótce dopłynęli do tawerny “Królowa Dżungli”. Młodzik pomógł wyjść Gamnirze na trap prowadzący do zakleszczonego w kanale statku, po czym poprowadził ją do środka karczmy w której środku jak i na zewnątrz rósł wspaniały i bujny bluszcz.
Poprosił o stolik dla dwojga i odsunął krzesło na którym usiąść miała jego towarzyszka, po czym kiedy ta spoczęła, sam zajął swoje miejsce naprzeciwko niej.
- Jesteśmy trochę wcześniej niż planowałem i pewnie Ślicznotka nie wróciła jeszcze z łowów, niemniej niedługo pewnie ją poznasz - odparł lekko i wesoło.
- To miłe miejsce. Na pewno nas na nie stać? - zapytała skonfundowana kobieta, starając się być “mniejsza” i brońcie bogowie, nie uszkodzić czegoś.
- Jasne, że stać… - mruknął jaszczur, przyglądając się wodospadom pnączy. - Dziwne, że nie ma tu tyle komarów… one lubią takie miejsca.
- A te roślinki… lubią komary. - Tropicielka wskazała na jakieś nieduże zielone kwiatki między pnączami. - Wrzucili między bluszcze owadożerne rośliny i może pewnie jakieś czary.
- Sssprytne… - Nvery przyjrzał się w zamyśleniu roślince zapominając, że nie powinien przeciągać głosek, bo brzmiał wtedy dość… cóż, gadzio.
- Wiesz… to stare miasto pełne uciekinierów z różnych stron świata, awanturników. Każdy z nich przyniósł tu coś ze swoich stron. Powinieneś zobaczyć ogród Nautrusa… maga i herbalisty, który używał zaklęć do mieszania ze sobą stworzeń. Do czasu, aż jedna z kreacji odgryzła mu głowę - odparła z kwaśnym uśmiechem mieszkanka tego regionu.
- A miał ucznia? - Zaciekawił się jaszczur, składając ręce na kolanach, trochę jak kobieta a nie mężczyzna. - Szkoda by jego praca poszła na zmarnowanie, miał ciekawy koncept. Masz jakieś ulubione zajęcie? Coś co nie jest związane z twoją pracą?
- Pewnie kilku… z dwóch lub trzech. Ktoś musiał podlewać jego eksperymenty. - Wzruszyła ramionami Gamnira i zamyśliła się. - Lubię wypić, pograć w rzutki, albo kości. No i lubię łowić ryby i robić przynęty… Łowię ryby do jedzenia podczas podróży i lubię wypoczywać z wędką. A ty?
Na myśl o rybie smok oblizał usta, zaczynał robić się głodny.
- Kiedyś tresowałem szczury, ale tak poza tym, to lubię czytać książki o historii, jak i obserwować naturę… - Podrapał się po głowie w zakłopotaniu, bo nie wiedział co jeszcze mógł dodać, by nie zdradzić się ze swojej odmiennej natury. “Nie miał” skrzydeł, więc latanie wysoko nad chmurami i ściganie się ze spadającymi gwiazdami odpadało. Tak samo jak nurkowanie w podwodnych przestworzach i obserwowanie godzinami ryb i ich ciekawych zachowań. Próbowanie trujących rzeczy również było trochę nie teges… był “człowiekiem”, a człowiek padałby od wszystkiego co kiedyś przeszło mu przez gardziel. - Tańczyć też lubię, o… siostra mnie trochę uczy… to znaczy uczyła, bo teraz nie za bardzo ma czas… - Łowczyni mogła dostrzec jak blask w jego oczach na wzmiankę tego nietypowego hobby zgasł momentalnie, a sam Neron posmutniał.
- I czego nauczyłeś te szczury? - zapytała, gdy do ich stolika zbliżała się służka by przyjąć zamówienie.
Młodzieniec zastanowił się chwilę czy odpowiadać, ale w końcu wzruszył ramionami i rzekł.
- Kradzieży… i atakowania ludzi, jak zwabienia do pułapki i usidlenia. Całkiem zabawne wychodziły z tego rezultaty.
- Całkiem ciekawe trafiły ci się te szczury. - Zamyśliła się myśliwa, przyglądając się badawczo rozmówcy. Ten uśmiechnął się niewinnie, choć wyglądał przy tym dość złowieszczo.
Tak… to były bardzo ciekawe szczury… dziesiątki pokoleń tresowanych w zachowaniu, aż w końcu nie wychował miotu idealnego. Jedyna zaleta z bycia smokiem uwięzionym na dnie jaskini - miało się ogromnie duuużo czasu i jeszcze więcej szczurów.
- A wiesz, że szczu… - Randka skrzydlatego przerwała, bo zjawiła się służka chcą przyjąć ich zamówienie.
Nvery zamówił pieczoną na ruszcie rybkę i kielich białego wina z wodą i limonką, będąc bardzo miłym i kulturalnym do dziewczyny z fartuszkiem, wyglądał przy tym bardzo przekonująco… może pomogła mu w tym świadomość smacznego posiłku. Gamnira też zainteresowała się rybą, ale zamówiła do niej całą butelkę mocnego alkoholu. A gdy służka oddaliła się od obojga, wznowiła dyskusję.
- Szczury tutaj są na usługach wampirów… pracowałeś dla nich. Trenowałeś ich pieszczochów? - zapytała ciekawsko.
Mężczyzna uśmiechnął się kwaśno.
- Nie pochodzę stąd… zresztą szczura nie da się wytresować w dwadzieścia dni, a w La Rasquelle jestem jakoś tyle…
- A… no tak. Wampiry potrafią, choć tu pewnie jeszcze dochodzi ich wampirza magia - wyjaśniła traperka. Nero zrobił minę jakby chciał przez to powiedzieć “czort ich wie” i nie drążył dalej tematu.
- Tu szczurów do tresowania znajdziesz sporo. W miastach są ich całe gniazda zwalczające się nawzajem, są szczury drzewne, bagienne, wodne… są nawet szczurołaki. Choć tych raczej się nie tresuje - rozgadała się tymczasem Gamnira.
- Wszystko da się wytresować… nawet człowieka - odparł gładko różowooki, podczas gdy coś nad głową kobiety plasnęło dosyć głośno. Młodzian uśmiechnął się czule i z miłością, że niejednej pannie zrobiłoby się mokro w majtkach… tylko, że on aktualnie nie patrzył na żadną z pań, a przynajmniej nie tą ludzką.

Metr nad siedzącą łowczynią bujał się pokaźny i mięsisty liść z którego wyglądała na nią para gadzich ślepiów. Niestety myśliwa miała problem z odgadnięciem intencji tego spojrzenia. Nie wiedziała czy było ono ciekawskie czy… powinna się właśnie obawiać o stan swojej fryzury, ale, że nie była elegantką, to kwestia włosów szybko przestała mieć znaczenie.
- Aspirujesz na maga? - Wyciągnęła dłoń, by palcem trącić liść z gadziną, zachęcając ją na przejście na jej nadgarstek.
Jaszczurka zasyczała ostrzegawczo rozdziawiając groźnie pyszczek i cofnęła się, znikając jej z pola widzenia. Następnie wystraszona tyknięciem w łodyżkę, rozpostarła skrzydełka i ześlizgnęła się w powietrzu na czoło swojego ludzia.
Głośne “Nie tykać, nie tykać, nie tykać!” pojawiało się w myślach albinosa, który zacieszał jak głupi do sera.
- Rot’hrorlygdh’ - odparł w warkliwym języku, acz z miękką nutą i gekonica zwinęła skrzydełka, przyciskając je do swojego ciałka. Zamachała ogonkiem w kształcie liścia i wdrapała się na czubek głowy nosiciela.
- Może kiedyś… na starość. Teraz wolę nauczyć się strzelać z łuku i polować na zwierzynę - w ludzkiej postaci… ale tego już nie dopowiedział.
- No… magowie często wyglądają jak staruszki. Krucho. - Potwierdziła kobieta, przyglądając się nieufnemu stworzonku.
- W młodości nie zostałem odpowiednio wykształcony… nie poradziłbym sobie jako uczeń czarownika… w zasadzie… jako giermek również bym sobie nie poradził… ani kapłan… ani bard… a bycie złodziejem jest przereklamowane. Wolę być myśliwym, przynajmniej nie umrę nigdy z głodu, prawda? - zażartował Neron, zezując na swojego pseudochowańca.
- W La Rasquelle ciężko umrzeć z głodu, a także ze starości - zażartowała Gamnira. Drakon roześmiał się szczerze rozbawiony tym dowcipem, a głos jego był czysty i przyjemny dla ucha. W jakiś sposób kojarzył się ze śmiechem Paro.
- Nauczę cię przetrwać na moczarach, nieco podstaw tropienia i reszty przydatnych umiejętności… - wyjaśniła łowczyni. - Natomiast mistrzowstwo, przyjdzie z praktyką i wyciąganiem nauki z porażek.
- Zacznijmy od rzeczy małych… duże rezultaty same przyjdą, czy jakoś tak - odparł drakon, podczas gdy Ślicznotka sprawdzała czy nie przyczepił się do jego czoła żaden komar lub pijaweczka.
- Mniej więcej… - zgodziła się z nim rozmówczyni, gdy służka przyniosła im ich posiłek. Gamnira rzuciła się na rybę niczym wygłodzona wilczyca i obficie raczyła się zamówionym trunkiem.
“Ja pierdole… to jak ona jadła przed treningiem?” przeraził się przyglądający się jej mężczyzna, wybałuszając oczy. Po chwili jednak ocknął się i zabrał się za konsumpcję swojego dania… tylko dlaczego w swych ruchach tak bardzo przypominał swoją siostrę?
Myśliwa jednak zajmowała się głównie kontemplacją posiłku i wlewaniem w siebie alkoholu co wyjątkowo poprawiło jej humor.
- Więc… wychodzi na to, że to ja powinnam cię uczyć randkować… bo ja miałam jakieś doświadczenia w tej kwestii. - Zachichotała przy kolejnym kielichu, mając wyraźnie zaczerwienione policzki.
Nveryioth uniósł kielich swojego wina jakby w geście toastu, po czym rzekł wyjątkowo złowrogo.
- Uwierz mi… widziałem dość, by móc ocenić czy pobrane u Paro nauki nie poszły… w las… lub bagna. - Kiwnął głową i napił, kryjąc lisi uśmiech za szkłem.
- Widziałeś, czytałeś… ale nie doświadczyłeś. - Kobieta miała inne zdanie na ten temat. - Jest różnica pomiędzy tym co się widzi, o czym czyta. A co się samemu przeżywa.
- Pozwólmy by czas osądził… i moja śśśliczna sssiostra - wycedził przez zęby skrzydlaty i podsunął pod pyszczek gekonicy kawałek rybki, ale nim wzgardziła.
- Ciebie też osądzi? - zapytała ze śmiechem tropicielka.
- Jestem tego pewien, dlatego podchodzę do tego bardzo poważnie - mruknął na to jej rozmówca. Skupił się jednak na jedzeniu i coraz wolniej odpowiadał… jakby zapominał, że powinien.

W końcu posiłek dobiegł końca, a rozmowa prawie w ogóle się już nie toczyła. Czas było zawijać się do domu, choć było jeszcze dość wcześnie… było, bo ktoś postanowił nawiać z przedstawienia.
Nero popatrzył spode łba na Gamnirę i podrapał się po skroni, zapominając, że na czubku głowy osiedliła mu się krwiożercza bestia, która kłapnęła paszczą w ostrzeżeniu. Chłopak westchnął i opuścił dłoń.
- Noc jest jeszcze młoda… może chciałabyś się wybrać do Szkoły Opowiadaczy by posłuchać muzyki i potańczyć? - zaproponował nie wierząc w wielki sukces tego planu, ale dostałby zjebę od Chaai, że nie spróbował. Wolał więc ewentualnie przemęczyć się z dziewczyną jeszcze chwilę,
niż nie spać całą noc wysłuchując tyrad bardki.
- Nie mam nic przeciwko słuchaniu muzyki, ale tańczenie… - Łowczyni zamyśliła się i mruczała pod nosem. - …w tych butach jeszcze? Nie… skręcę nogę w nich… zresztą… za dużo wypiłam.
Spojrzała na białowłosą laleczkę. - Nie. Nie chcę zmuszać do siedzenia i gapienia się jak inni tańczą, a sama bym nie chciała tańcować, więc… dzięki za posiłek, ale chyba sobie resztę nocy odpuścimy, co?
- To może przynajmniej odprowadzę cię do domu? - spytał grzecznie, pomijając fakt, że sam mógł sobie potańczyć. Ale jak nie, to nie.
- Czemu nie… możesz mnie nawet do łóżka położyć jak żeś taki szarmancki. - Zachichotała pijacko traperka.
Gad uśmiechnął się i odstawił swoją “damę” do jej dworu, umawiając się z nią w sprawie godziny i miejsca ich jutrzejszego spotkania. Nie odstawił kobiety do łóżka… to by było zbyt wiele dla niego, a i Jasrin była wściekła z bliskości samiczej ludzi dotykającej jej smoczego chowańca.
Pośpiesznie wrócił więc do siebie.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline