Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2019, 09:08   #16
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
8 września, RMS Scythia, wieczór

Jak zaplanowali, tak zrobili. Przez kilka minut pląsali do foxtrota, zmieniając się parami, a kiedy wreszcie Anna uznała, że czas na ucieczkę nadszedł, i strażnicy wyglądali na zbyt zdezorientowanych, kobieta pociągnęła Jacka w kierunku otwartych drzwi do sali tanecznej. Jeden z marynarzy próbował coś krzyczeć, jakby dostrzegł uciekającą parę. Annie wydawało się, że widziała jak krzyczy -Stójcie! - próbując zatrzymać parę siłą swojego głosu, który jednak przepadł w ogólnym tumulcie muzyki i rozgadanej publiczności i w brzęku szklanek i kieliszków. Zabawa trwała w najlepsze, kiedy Anna i Jack opuścili imprezę w pośpiechu. Nie byli jednak sami. Ciężkie kroki za nimi podpowiadały, że pościg trwał. Dwóch marynarzy, wysokich i wysportowanych, nabitych mięśniami twardzieli rzuciło się za nimi, ciasnymi korytarzami statku…
Anna miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. NIgdy nie spodziewała się, że pozwoli sobie na takie… nieodpowiednie zachowanie. Przytrzymując długą sukienkę tak by nie utrudniała biegu przemykała kolejnymi korytarzami by zgubić pościg. Wymijając zejście na dolne pokłady, gdzie mieściła się większość atrakcji Ann wpadła na rufę i pociągnęła za sobą Jacka, chowając się na jedną z niewielkich budek jakich pełno było na pokładzie. Przywarła do mężczyzny chowając się w cieniu i nasłuchując czy goniący ich marynarze nadbiegają.
Goniący ich marynarze, równie zasapani jak Anna i Jack rozglądali się przez chwilę po pokładzie, po czym przekonani, że uciekinierzy zeszli pod pokład zniknęli w schodkach luku.
- No dobra...udało się ty spryciulo. Co teraz? - Jack sięgnał za plecy i sprawdził, czy wciąż ma swój pistolet zatknięty za pasek. Miał.
Ann nie była pewna. Chciała chwili wolności i chyba właśnie udało się jej ją zdobyć. Oparła czoło o pierś Jacka dając sobie chwilę na oddech i zastanowienie się.
- Możemy spróbować dostać się do ładowni… ale chyba dobrze byłoby się tam udać okrężną drogą. - Lockhart wychyliła się z ich kryjówki i upewniła, że po pokładzie nie przechadza się żaden z jej dotychczasowych ochroniarzy.
Jack kiwnął głową i wskazał Annie kierunek. Obeszli całą nadbudówkę i weszli do ładowni zupełnie innymi schodami, niż mogliby to zrobić pilnujący ich marynarze.

Ładownia była ogromnym pomieszczeniem, kojarzącym się Annie z dużą halą sportową. Przynajmniej na wysokość i długość, bo miejsca które normalnie zajmowałyby ławki publiczności, tu zastąpione były metalowymi burtami, przecinanymi pionowo grubymi, pokrytymi nitami elementami statku, które wyglądało niczym żebra jakiegoś prehistorycznego, ogromnego potwora. Dudniący dźwięk maszynowni, dobiegający spod podłogi i lekkie ciepło pod stopami uświadomiły Annie, że znajdują się blisko serca tego stalowego potwora, który napędzany kotłami kilkanaście metrów poniżej pruł fale oceanu atlantyckiego. Spiętrzone skrzynie różnego ładunku, najczęściej oznakowane znakami królewskiej poczty wystawały z półmroku, którego nie potrafiły całkowicie pokonać nieliczne lampy, wiszące na długich kablach pod sufitem. Nie licząc łomotu ogromnych maszyn, dobiegających z pod podłogi, panowała tu względna cisza. Jack wskazał Annie ciasną przestrzeń pomiędzy dwoma stosami skrzyń i poprowadził ją nieco bliżej, wyjmując zza okazałej, pocztowej paczki swoją walizkę. Wewnątrz niej Ann mogła podziwiać kilka sztuk broni – składany z kilku kawałków pistolet maszynowy Thompson, krótka strzelba, leżąca w poprzek walizki i dwa lśniące niczym srebro, niklowane pistolety Colta
[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/18/bd/04/18bd041eabb7ac97800fc5583d110dcb.jpg[/MEDIA]

-Pani coś z menu dnia? - zażartował Jack i podniósł głowę zdziwiony – słyszałaś to? - dźwięk dochodził z oddali, i przypominał rytmiczne mlaskanie, jakby bosych kroków po drewnianych klepkach podłogi…
Ann przytaknęła ruchem głowy i wydobyła ze skrzyni jednego Colta. Rozejrzała się wokół za miejscem, z którego mogłaby dostrzec kto nadchodzi nie zdradzając swoje kryjówki.
Ann i Jack mieli przed sobą całkiem duży obszar poszukiwań. Dźwięk dochodził gdzieś z oddali, zza stosów skrzyń. Obsługa zadbała, aby między stosami było wolne miejsce na wypadek pożaru lub konieczności manipulowania ładunkiem, jednak nie była to przestrzeń duża. Gdzieniegdzie stalowe liny przytrzymywały skrzynie od góry, dodatkowo czyniąc wąskie przejścia całkiem karkołomną pułapką. Ann stanęła przed wyborem. Widziała przed sobą wąskie przejście, prowadzące bezpośrednio przez środek luku ładunkowego, mogła też podążyć wąskim przejściem wzdłuż ścian, licząc na okrążenie potencjalnego napastnika. Zawsze zostawało też coś bardziej wariackiego, bo Ann nie należała do osób o wielkiej budowie ciała i zauważyła, ku swemu zdziwieniu, że dałaby radę wspiąć się na niektóre skrzynie i zbadać sprawę od góry. Jack patrzył na kobietę pytająco, czekając na jej decyzję, jakby wiedział już, że lubi mieć własne zdanie, i własny plan działania
Lockhart wolała uniknąć bezpośredniego starcia.
- Podsadzisz mnie? - Pokazała podbródkiem ku górze.
Jack kiwnął głową i już po chwili Anna znalazła się na jednej ze skrzyń - Uważaj - pokręcił lekko głową widząc co kombinuje dziewczyna. Sam zamierzał ruszyć dołem, uznając najwidoczniej, że jest po prostu za duży, by wspinać się na skrzynie
Lockhart ruszyła powoli po skrzyniach, jedną dłonią przytrzymując długą sukienkę, a w drugiej ściskając pistolet. Rozglądając się cały czas zerkała na Jacka.
Ten na chwilę odwrócił się do niej, uśmiechnął się, i wykonał gest ręką, aby patrzyła pod nogi i przed siebie, po czym ruszył na przód w taki sposób, by Ann z góry widziała równiej jego
Lockhart przytaknęła ruchem głowy i ruszyła naprzód. Niestety buty do tańca nie był najwygodniejsze gdy planowało się biegać lub chodzić po skrzyniach, więc jeszcze bardziej skupiła się na ostrożnym marszu na przód.

Anna szła do przodu, powoli stawiając kroki w butach na obcasach, balansując na skrzyni niczym zawodowy akrobata. Jack w tym czasie, ocierając się plecami o jeden stos skrzyń, parł powoli wzdłuż środkowej ścieżki, wypatrując źródła hałasu. Dobiegał z przeciwległego końca luku, gdzie można było dostrzec żółtawą łunę na ścianie ładowni, i rzucane przez nią migoczące, skaczące po ścianie niczym aktorzy w teatrze cienie.
Przez chwilę odgłos mlaśnięć ustał, i przez chwilę obojgu wydawało się, że to było tylko przesłyszenie. Jednak po niecałej minucie Anna mogła znów usłyszeć wpierw delikatne szuranie, podobne do chrobotu raczej, a potem seria oddalających się plaśnięć i cień, który przemknął z dużą prędkością wzdłuż lewej burty statku. Sylwetka, łudząco podobna do odzianego w długie szaty człowieka dopadł drzwi do luku, które zamknęły się z głuchym odgłosem. Ann zdołała unieść broń, starając się zachować równowagę gwałtownym ruchem, jednak nie zdołała i klapnęła na jedną ze skrzyń, boleśnie siadając na jakiejś paczce. Jack obrócił się, ale jego ruchy spowolniła jedna ze stalowych linek przytrzymujących ładunek, i przez chwilę zawisnął na niej, niczym mucha w sieci wielkiego pająka. I kiedy Anna ponownie podniosła broń do strzału, celowała już w zamknięte drzwi luku, których klamka, podobna nieco do koła sterowego, tylko znacznie mniejszego kręciła się jak oszalała. Byli zamknięci. Po chwili stopniowo gasło światło, pogrążająć całą ładownię w mroku, i zostawiając jedynie łunę na końcu ładowni.
- Chyba mamy kłopot. - Ann usiadła na skrzyni rozmasowując kostkę i spojrzała w dół. - Zamknięto nas...będziemy musieli poczekać. - Rozejrzała się po ładowni starając się dojrzeć cokolwiek w ciemnościach.
Jack kląc jak doker odpalił zapalniczkę, i rozejrzał się dokoła - Dasz radę zejść? - zapytał - chyba nie ma sensu ryzykować, jak ten łachudra zwiał.
- Jeśli mi poświecisz… pewnie tak.
- Ann podeszła do krawędzi skrzyni starając się rozejrzeć za jakimś miejscem, w którym mogłaby postawić nogi. Usiadła ostrożnie i korzystając z asekuracji Jacka zsunęła się na znajdujący się niżej ładunek, z którego mężczyzna mógł ją swobodnie zdjąć. - Co robimy?
- Sprawdźmy co tak świeci? - wskazał głową żołtawą łunę i zaczął podążać w kierunku ściany z wysuniętym pistoletem.
- Mam nadzieję, że to nie pożar… - Ann wzięła głęboki wdech starając się wyczuć w powietrzu zapach dymu. Przytrzymując Jacka za marynarkę, ruszyła za nim.
Dotarli do ściany ładowni, pod którą ktoś w przemyślny sposób zaimprowizował coś w rodzaju kapliczki, rozświetlanej przez kilka zapalonych świec, umieszczonych na białych spodkach, najpewniej podkradniętych z koktail baru. Wydawało się czymś całkowicie nie na miejscu aby organizować kapliczki w luku bagażowym statku, w dodatku nie należące do żadnej znanej Annie religii, ale po ostatnich wydarzeniach, wszystko wydawało się możliwe. Ołtarz, zrobiony z niewielkiej skrzyni był zbryzgany lepką krwią, a dokoła walało się pełno piór. Jak Annie się wydawało, kurzych. Na ścianie, krwią wymazano dokładnie ten sam symbol, który Anna miała w swoich notatkach w kabinie, a który nieżyjący już profesor zidentyfikował początkowo jako rodzaj wskaźnika, czy legendy mapy. Teraz wydawało się, że jest to symbol jakiegoś kultu. Litery, czy symbole otaczające półkolem ten przedziwny symbol krzyża były jednak zamazane, jakby ktoś palcami próbował usunąć je ze ścian. Krwawe ślady odchodziły od skrzyni w różnych kierunkach. Całe miejsce pachniało słodką wonią krwii, maskowanego nieco przez zapach kopcących świec.
To to musieli słyszeć… te mlaśnięcia to mogło być malowanie po ścianie. Ann spojrzała za ciągnącymi się na skrzyniach śladami krwi.
- Jestem ciekawa czy to jedyny ołtarzyk w tej ładowni. - Podniosła wzrok na Jacka. - Mamy trochę świec… tylko co dalej? Pewnie się stąd nie wydostaniemy, prawda?
- Tak duże pomieszczenia mogą mieć więcej niż jedno wyjście. Trzeba poszukać
- popatrzył nieco zrezygnowany na stosy skrzyń i ogrom luku.
- Myślisz, że twojej zapalniczki wystarczy czy lepiej będzie zgarnąć jakąś świecę? - Wskazała podbródkiem na ołtarzyk.
- Zdecydowanie warto wziąć większość świec - pokiwał głową zgadzając się z Anną i zgasił większość świeczek, które upchał do kieszeni marynarki, zostawiając dwie zapalone. Jedną podał Annie i po chwili byli gotowi przetrząsnąć całe pomieszczenie.
- Sprawdziłabym idealnie naprzeciwko tamtych drzwi tylko po drugiej stronie ładowni. - Wskazała ścianę przeciwległą do tej, w której znajdowały się drzwi, którymi weszli. - Mam wrażenie, że takie statki celowo robi się symetrycznie.
Istotnie, Anna znalazła drzwi na przeciwległej ścianie, jednak były zawarte na głucho i żadna siła na tym świecie nie mogłaby nawet ruszyć podobnej do koła sterowego klamki. Jack próbował, napinał się i klamka nawet nie drgnęła. Pozostawało szukać dalej.
Po kilku godzinach szukania Annie udało się dostrzec wąskie przejście zastawione skrzyniami. Załamana aż cicho jęknęła na ten widok. Nie było możliwości by nie otrzeć się o brudne… zakurzone pakunki.
- Przypomnij mi po co tu, w ogóle przyszliśmy? - Zerknęła poirytowana na Jacka i podeszła do skrzyń ustawiając się bokiem. Mimo iż wciągnęła powietrze czuła jak jak szura o nierówną powierzchnię piersiami i pośladkami. - Zaczynam mieć serdecznie dość tego rejsu.

Niestety dalej był już przedsionek piekieł. Maszynownia była wręcz przesiąknięta zapachem smaru, a groźnie wyglądające rury niebezpiecznie przecinały wąską kładkę, która miała być ich drogą do wolności. Anna uniosła wysoko suknie nie zważając na to, że Jack może sobie pooglądać stanowczo zbyt dużą część jej nóg. Jakby nie patrzeć… widział już dużo więcej. Niestety nawet to i fakt, że do każdej przeszkody podchodziła ostrożnie jak do jeża, nie uchroniło jej kreacji przed zabrudzeniem. Sytuację ratował jedynie fakt, że na pokładzie było już czysto, a powietrze, które uderzyło jej nozdrza było wyjątkowo orzeźwiające bo kilku godzinach męczarni w ładowni.
- Jak można pracować w takim miejscu… - Pokręciła z niedowierzaniem głową, patrząc z niechęcią na plamy na swojej sukni.
- Oni nie narzekali - wskazał głową na patrzących ze zdziwieniem palaczy, uwalanych smarem i pyłem z kotłowni, którzy widzieli jak elegancko ubrana para robi sobie wycieczkę po maszynowni. Nie oponowali, patrząc się jedynie i podziwiajac wdzięki kobiety, kiedy wspinała się po metalowej drabinie - Hmm, chodźmy się przebrać w coś mniej szykownego, jeśli mamy wciąż szukać tych drani.
- Pytanie w co… raczej nie wrócę do kabiny, bo zapewne ktoś jej pilnuje. - Ann westchnęła ciężko i oparła się o reling. - Nie masz może w bagażu strojów kobiecych?
- Raczej nie pamiętam, abym pakował coś takiego
- zaśmiał się rozbawiony - co powiesz na małe zakupy?shopping? Sklepiki są na górnym pokładzie.
- Brzmi… bardzo rozsądnie. - Ann uśmiechnęła się do Jacka i chwyciła go pod ramię.

Kabina, której numerem podzielił się z Anną kelner w koktailbarze okazała się zamknięta, ale zamek puścił po kilku solidnych uderzeniach barkiem Jacka. Niestety, wysiłek nie okazał się specjalnie opłacalny. Ciasna kabina w której ledwo mieściły się dwa, rozbebeszone łóżka pachnące niezmienioną pościelą, zakurzony dywanik między nimi, i coś w rodzaju toalety, brudnej i śmierdzącej. W umywalce, brudnej i równie pachnącej jak muszla kleiło się coś brązowego. Anna i Jack woleliby tego nie dotykać, bo śmierdziało zatęchle i wywoływało obrzydzenie i wymioty. Niewielki bulaj wpuszczał niewiele światła zachodzącego już o tej porze słońca. Jack wyjął z niewielkiej, nocnej szafki trzy wymięte, pokrwawione zdjęcia. Ich zdjęcia, wykonane w czasie wejścia na pokład.
Annę zaniepokoiły dwie rzeczy. Kiedy zrobiono im zdjęcia i kiedy i gdzie je wywołano. Oraz dlaczego były w takim stanie.
- Musieli się ukryć w innym miejscu… - Lockhart przyjrzała się rzeczom mężczyzn, szukając takich które mogłyby zdradzić ich narodowość i kto ich nasłał.
Ann przeglądając pokój nie znalazła zbyt wiele rzeczy osobistych obu prześladowców.Dwie cuchnące potem szaty, najpewniej wymienione na nieco czystsze i dwie pary brudnych klapek. Skąpa ilość rzeczy osobistych podpowiadała, że ludzie ci musieli być przyzwyczajeni do iście spartańskich warunków i mogą koczować obecnie gdziekolwiek zdołaliby się ukryć na Scythii, pełnej ciemnych i zacisznych zakamarków.
- Mogą być wszędzie. - Ann westchnęła ciężko. - Wyjdźmy stąd… potwornie tu śmierdzi.

Gdy tylko znaleźli się poza kajutą odetchnęła głęboko. Miała serdecznie dość przygód na dzisiejszy dzień… ubrudzonyh ubrań, biegania, chodzenia w ciemnościach i paskudnych zapachów tego statku. Ujęła Jacka pod ramię i ruszyła w kierunku górnego pokładu. Miała ochotę na chwilę odpoczynku i to nie pod nadzorem jakiejś armii marynarzy. Niestety nawet pogoda była przeciwko niej. Potworny wiatr niemal podrywał jej ciało, jakby chcąc wrzucić ją pomiędzy ciemne fale.
- Jak myślisz… czekają na nas w barze czy dali sobie spokój?
- Zaatakowali nas, nie wyszło im. Pewnie na jakiś czas odpuszczą, potem znów spróbują, przed końcem rejsu. Albo będą nas śledzić, jak opuścimy statek
- Jack rozważał opcje - wyglądają na jakichś kultystów, więc na pewno jest jakiś szef, przed którym odpowiedzą, jak im się nie uda - usmiechnął się lekko Jack, zadowolony z takiej perspektywy - niepokoi mnie, że mają też zdjęcie Lily. Dotychczas myślałem, że chodzi im tylko o Ciebie i tylko Ciebie muszę pilnować. Najwyraźniej chcą nas wszystkich - lekkie zaniepokojenie dało się wyczuć w głosie Jacka.
Ann przytaknęła.
- Powinniśmy wrócić do kajuty i sprawdzić czy tam jest. Uprzedzić by jednak nie chodziła teraz na te swoje randki. - Lockhart westchnęła ciężko, na wspomnienie ostatniej reprymendy, którą musiała zrobić Lilly. Z jednej strony owocnie spożytkowała wieczór bez przyzwoitki i dziewczyna była bezpieczna gdy rano miał miejsce atak, ale wolałaby by nikt nie złożył jej w ofierze.

Lily została znaleziona na górnym pokładzie, z którego wejść można było do kajut pierwszej klasy. Dziewczyna bawiła się w najlepsze, zabawiając się wraz z inną, młodą pasażerką i czterema młodymi marynarzami, którzy skupieni wokół dziewczyn, gwizdali, tupali i klaskali do taktu jakiejś szybkiej, jazzowej melodii. Dziewczyny zaś tańczyły, głośno stukocząc obcasami butów o drewniany pokład i od czasu do czasu głośno piszcząc.Zupełnie nie zwracały uwagi, co dzieje się dokoła i wydawało się, że Lily żyje w zupełnej nieświadomości toczących się wokół niej wydarzeń.
- Przypomnij mi czemu się martwiłam? - Ann pokręciła z niedowierzaniem głową. Z jednej strony przy takiej ilości uwagi jej służąca raczej była bezpieczna ale jej zachowanie nawet nie ocierało się o przyzwoite. - Co ja mam z nią zrobić?
Jack spojrzał zakłopotany na Annę - wiesz...nie miałem nigdy takich problemów. Ale kuzyn ma córkę...tylko ją rozpieszcza i pozwala robić co chce...więc to chyba nie jest najlepszy pomysł robić co on - popatrzył na Ann - no, młoda jest i nudzi się na tym statku - nieco usprawiedliwił ją Jack, choć z jego miny można było wyczytać, że najchętniej zamknąłby ją w kajucie na cztery spusty do końca rejsu.
Ann przez chwilę przyglądała się tańczącej służącej starając się przyswoić słowa Jacka. Czy skoro Lilly nudziłą się, to znaczy, że wyznaczyła jej za mało obowiązków? Podeszła do grupki z grobową miną i zatrzymała się tuż obok rozradowanych mężczyzn.
- Lilly! - Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów pozwoliła sobie na podniesienie głosu.
Dziewczyna wyrwała się zaskoczona z kręgu bawiących się i podeszła, przestraszona do Anny - O, pani Lockhart...czy coś się stało?
- Nie czegoś takiego spodziewałam się prosząc cię o przyzwoite zachowanie.
- Lockhart mówiła już spokojniej pilnując by nikt poza nią i służącą nie słyszał ich przy tej głośnej muzyce.
- Ja...przepraszam. Nie robię nic złego. Na parkiecie wszyscy tak tańczą, a ci panowie są tak mili, że zechcieli nas przypilnować. Naprawdę - Lily popatrzyła na Annę z miną niewiniątka, robiąc wielkie oczy, niczym proszący o karmę kot.
- Takie wypowiedzi uwłaczają mojej i twojej inteligencji Lilly. Jeśli chcesz zobaczyć jak wyglądają “pilnujący” panowie to znajdź sobie moich ochroniarzy. - Ann odpowiedziała na minę służącej zimnym spojrzeniem. Nie była to jej pierwsza pracownica i miała nadzieję, nie musieć sobie szukać niebawem kolejnej.
- Ja...przepraszam…. - powiedziała łamiącym się głosem Lily i opuściła głowę.
- Pożegnaj się ładnie. Wracamy do kajuty… musimy poważnie porozmawiać. - Ann obejrzała się na Jacka. - Zaczekajmy przy korytarzu, dobrze?
- Dobrze
- kiwnął głową i poczekał chwilę.


6 września, RMS Scythia, kabina nr 43, pierwszej klasy, wieczór

Ann wraz z Jackiem zaczekali na Lilly i już we trójkę udali się do kajuty przydzielonej antykwariuszce przez kapitana. Lockhart poprosiła by służąca polała całej trójce whiskey i najdelikatniej jak była w stanie zaczęła Lilly tłumaczyć, że to do nich strzelano w bibliotece, że ich prześladowcy wiedzą gdzie są. Opowiedziała o znalezionych zdjęciach i ołtarzyku. Wyjaśniła jej, że nie wie ilu potencjalnych napastników jest na pokładzie i że to mogą być tacy mężczyźni jak ci na pokładzie.
Jack spokojnie czekał, aż Anna skończy opowieść i paląc powoli papierosa potwierdzał skinieniem głowy co niektóre fragmenty opowieści, które dziewczynie wydawały się nieprawdopodobne. Widać było jednak, że cała sprawa dosyć mocno wstrząsnęła dziewczyną, bo przez dłuższy czas nie mogła wykrztusić ani słowa - Marynarze też? - zdziwiła się dziewczyna.
- Możliwe… może to być dowolny pasażer. - Ann odstawiła pustą szklankę na stolik. - Może to jedynie tamci muzułmanie, ale nie mamy takiej pewności.
- Więc trzeba być ostrożnym, Lily i nie ufać nikomu poza naszą trójką. Najlepszym rozwiązaniem byłoby trzymać się razem, ale na początek radziłbym unikać samotnych spacerów po statku, szczególnie wieczorem, nie otwierać obsłudze statku, i ograniczyć się do miejsc najbardziej uczęszczanych przez pasażerów. Sklepiki, basen, pokłady w dzień, tam, gdzie kręci się najwięcej ludzi
- poradził Jack - i na pewno nie wychodzić samotnie w towarzystwie marynarzy, nawet tak przystojnych jak ten wysoki, jasnowłosy - mrugnął do Lily a ta momentalnie spłoniła się jak piwonia.
- Nie chcę ciebie tutaj na siłę zamykać, ale musisz pokazać że potrafisz zachować się rozsądnie. - Lockhart przemilczała uwagę na temat jednego z marynarzy.
- Potrafię - zapewniła z nadzieją w głosie i obietnicą poprawy - zobaczy pani, że potrafię!
Ann przytaknęła zrezygnowana. Miała co do tych obietnic spore wątpliwości. Jak do tej pory jej pouczenia odbijały się od Lilly niczym groch od ściany i pozostawało mieć nadzieję, że świadomość zagrożenia choć odrobinę ją zmotywuje.
- Jeśli nie to dla twojego bezpieczeństwa odeślę cię kolejnym statkiem do domu.
Lily pokiwała głową na znak, że rozumie i nie trzeba będzie jej odsyłać. W myślach cieszyła się na możliwość pokazania się na jednej z greckich plaż w nowym, kąpielowym kostiumie i nie chciała przegapić tej okazji.
Ann spojrzała zrezygnowana na Jacka.
- Powinniśmy się przespać. - Przeniosła wzrok na Lilly starając się wyczytać w jej myślach co jeszcze planuje napsocić. - Wszyscy.
- Tak jest pani kapitan!
- zakrzyknął gromko Jack próbując rozładować nieco na wesoło ten nieco smutny nastrój - Głowa do góry moje panie, nie będzie tak źle - dopił drinka i zaczął zbierać się do siebie.
Lockhart kusiło by go zatrzymać na noc, ale i tak do niczego nie mogłoby dojść w towarzystwie Lilly więc pozwoliła sobie jedynie na odprowadzenie mężczyzny do drzwi kajuty.
- Dobranoc Anno - powiedział cicho, uśmiechając się do Anny i zbliżając się nieznacznie do jej twarzy, zamierzając pocałować dziewczynę, jakby chcąc wynagrodzić jej nieco ten męczący dzień.
Lockhart nie cofnęła się pozwoliła mężczyźnie na ten jeden pocałunek, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo miała sama na niego ochotę. - Dobranoc Jack.
 
Aiko jest offline