Śladów wokół trupa, biorąc pod uwagę miejsce, w którym leżał było sporo. Cedmon z nosem przy ziemi oglądał bezpośrednie sąsiedztwo martwego stworzenia, ale nie był w stanie wyczytać przebiegu zdarzenia. Jedyne co stwierdził, to obecność kogoś ciężkiego, kto pozostawił głębokie odciski, później zadeptane przez padlinożerców.
Pojechali dalej, w górę rzeczki. Teraz znacznie wolniej i ostrożniej, mimo iż zabójcy małpoluda z pewnością już w pobliżu nie było. Dolina rozszerzała się, tworząc rozległą nieckę. Jej dno nie było płaskie, a pokryte sterczącymi tu i ówdzie stromymi pagórami, porosłymi lasem. Jakiś czas potem okazało się, że sąsiednie doliny, w tym i ta, którą jechali wcześniej mają w owej niecce początek. Strumień, płynąc po płaskim terenie znacznie zwolnił i rozlał się, meandrując w piaszczystym podłożu. W jednym z zakoli, na piaszczystej łasze stało uschłe, potężne drzewo o powykręcanych, czarnych konarach. Z gałęzi zwisały trzy bezgłowe ciała. Te były ludzkie, wciąż odziane w poplamione krwią odzienie i zbroje. Wokoło leżał porozrzucany, wywleczony z toreb ekwipunek i broń. Na najwyższej gałęzi drzewa przysiadła para skrzydlatych padlinożerców, która za nic nie planowała odlatywać i tylko wpatrywała się uważnie w awanturników.
-
Fahimie, gdzieśmy trafili? – wyjąkał Fahd, nerwowo rozglądając się na boki. –
Mówiłem. Mówiłem Wam! – krzyknął, wskazując trzęsącą się ręka na dyndające trupy. –
To dzieci Rabaquqa! Biada nam! – krzyczał. –
Mnie nie dostaną! – odwrócił się na pięcie i pognał przez strumień w kierunku lasu.
– Uciekajcie i Wy!
Postawny mężczyzna w ogóle nie zwracał uwagi na przechodzących obok niego ludzi, więc podążanie za nim było dziecinnie proste. Wcale też nie kluczył, tylko zmierzał wprost do celu. Opuścił dzielnice Yarakanu, w których mieszkali zwyczajni ludzie i wspiął się uliczkami wyżej, tam gdzie znajdował się główny meczet i pałace. Już po chwili widać było, że nie idzie ku siedzibie władcy miasta, a skręca w bok, ku znajdującemu się na uboczu i nieco mniej reprezentacyjnemu pałacowi Jajira. Strażnicy stojący przy głównej bramie do siedziby brata władcy zasalutowali mu i mężczyzna zniknął za murami.