Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2019, 20:24   #70
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Godzina była już późna, nieco po północy. Jeszcze niedawno zatłoczone Biuro Wywiadu opustoszało. Po rozmowie, którą przeprowadził Law z porywaczami Rubena, wszyscy potrzebowali zrobić sobie przerwę. Zniknęła nawet Yoshiaki, która dla odstresowania postanowiła przyjrzeć się uszkodzonemu dronowi. Pewnie domyśliła się, że będzie na jutro potrzebny.

Decyzja zapadła. O siódmej rano mieli się spotkać z… No właśnie, z kim? Z Alvarezem? Na to liczyli, ale nie mogli być tego pewni. Było to już jednak postanowione i Law, jako dowódca operacji, dostał zgodę zwierzchnictwa. Teraz musiał tylko dopracować szczegóły.

- Chciałeś mnie widzieć - rzeczowy głos żołnierza bardziej stwierdził, niż zapytał. Do biura wszedł Zygfrid Mortz, odziany w nienagannie ułożony mundur. Stukając ciężkim obcasem, zbliżył się do skanera, stając w lekkim rozkroku z podniesioną brodą. Może byli równi stopniem jako kierownicy działów, ale to „Amadeo” znalazł się na terytorium skanu.

- Tak, tak, proszę, siadaj - odparł zamyślony Law i wskazał towarzyszowi miejsce obok przy swoim biurku. W porównaniu do żołnierza, wyglądał jak wychudzony student do starego wuefisty.

„Amadeo” skinął głową i zajął fotel, po czym podsunął się bliżej ekranu, przy którym siedział Law. Wyświetlona na nim została mapa okolicy „River City Casino”, gdzie miało dojść do spotkania.

- Planuję wysłać mojego człowieka, Georga - zaczął haker i wstukując parę komend na klawiaturze, podświetlił na mapie molo, które zostało wspomniane w rozmowie przez telefon.

- Odkryty teren - stwierdził oczywiste „Amadeo”, badając uważnie mapę.

- Wiem, że bez ryzyka się nie obejdzie i nawet wy nie zapewnicie mu bezpieczeństwa. Chcę jednak, byście udzielili mu wsparcia na tyle, na ile uda wam się nie rzucać w oczy - powiedział Law, zerkając na żołnierza.

- Mogę wysłać grupę obserwatorów. Powiedzmy, trójka ludzi. Jeden w pojeździe, pozostali gdzieś się ulokują, skąd będą mieli dobry widok.

Japończyk nie odpowiedział, tylko pokiwał głową, jakby rozważał słowa Mortza.

- Jakiś wysoki budynek, może żuraw - kontynuował zachęcony brakiem dezaprobaty „Amadeo” i zaczął wskazywać palcem różne punkty na mapie. - „Dunkierka” jest świetnym strzelcem. Na takim dystansie tylko ona będzie mogła coś zdziałać, żeby wspomóc twojego negocjatora. Posłałbym z nią „Juniora” jako plecy. Strauss może już nie jest żwawy jak kiedyś, ale za kółkiem sprawdzi się doskonale.

- Brzmi dobrze. Jeśli zachowamy dystans, powinni nas nie zauważyć. Zresztą, jeśli biorą nas na poważnie, to muszą spodziewać się kogoś od nas w terenie. Postraszyli nas tylko po to, żeby ograniczyć nasze siły w tym rejonie - westchnął Law i potarł dłonią skroń.

- Pytanie tylko, czy oni pojawią się tam sami, czy nie napuszczą na nas Advent - mruknął niezadowolony „Amadeo”.

- Wątpię, że chcieliby to zrobić, a już na pewno nie na ich terenie. Co by nie było, z Adventem ciężko się współpracuje i prędzej czy później trzeba przyjąć ich zwierzchnictwo albo dać się zabić.

- Słyszałeś może o prawie Murphego? - zagaił żołdak, zerkając z ukosa na skanera. Ten tylko uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.

- Puścimy w teren dron, da nam większe pole widzenia. Twoi ludzie wezmą furgonetkę i zaparkują kilka przecznic dalej. Tak na wszelki wypadek. Negocjator pojedzie sam osobówką.

- Brzmi rozsądnie - skinął Zygfrid. - Przekażę rozkazy moim ludziom. Do rana będą gotowi.

- Doskonale. Nie będę was pouczał, ale nie zapomnijcie o granatach dymnych i innych zabawkach, które pomogą wam się stamtąd wydostać.

- I słusznie. Nie pouczaj nas - zgrzytnął „Amadeo”, jednak zaraz klepnął Lawa w ramię i wstał. - Prześpij się też. Może nie będziesz na polu walki, ale ta operacja potrzebuje wypoczętego i skupionego na swoim zadaniu dowódcę.

- Dzięki - odparł skaner, również wstając z miejsca. Pożegnał się z szefem zbrojnych i odprowadził go spojrzeniem.


Ruben

- Alvarez, jak mniemam - odpowiedział Ruben, powstrzymując się przy tym od jakiegoś żartu. Co jak co ale jeszcze nie pozbył się instynktu przetrwania.

- Szef się ucieszy, że w końcu cię znalazłem. Chciał z tobą porozmawiać. Wiedział, że działasz w okolicy, ale nie miał do ciebie dojścia - zaczął opowiadać Graham. Usiadł przy tym nieco wygodniej, na ile to było możliwe i mówił równym tempem. Nie miał zamiaru robić z siebie jakiegoś ciecia, którego ściągnięto z ulicy. Nadal był Rubenem „Ace” Grahamem.

- Wpadliśmy na ten warsztat i pomyśleliśmy, że należy do ciebie. Jak widać się nie pomyliliśmy. Nie chcieliśmy jednak od razu wypytywać o ciebie, żeby nie spłoszyć twoich ludzi. Stąd te podchody i tak dalej… - wyjawił Ruben, bo i też nie było powodu już dłużej tego ukrywać. Zawsze to lepiej, jak twój więzień zaczyna mówić z sensem.

- Raczej to nie ja miałem przeprowadzać z tobą tę rozmowę, moim zadaniem było tylko cię znaleźć, ale cóż… Mój szef… Moi przełożeni są zainteresowani współpracą z tobą. Wiesz, jak sąsiad z sąsiadem… przeciw trzeciemu sąsiadowi.

Ruben wciąż walczył z tym, żeby nie wygadać się o X-COM. Może i nie był jakimś wielkim patriotą, ale zapisał się dobrowolnie. Dlatego nie miał zamiaru wydawać swoich ludzi bez wcześniejszej konsultacji z Lawem, a ten pewnie by dostał zawału, gdyby ktoś się o nich dowiedział. Cholerny nerd, patrzy tylko komputerów i najchętniej by się za nimi chował przed światem.

- Chodzi o Advent, szkodzi naszym interesom. I waszym jak mniemam też - powiedział, bo czymś podzielić się musiał. - Ale ja nie znam szczegółów. Mówię, jestem tylko pośrednikiem. Chcesz konkretów, to pozwól mi skontaktować się z szefem, na pewno ustali jakieś miejsce spotkania i tam wszystko przedyskutujecie.

Co więcej miał powiedzieć, żeby zainteresować Alvareza ale przy tym się nie zdradzić? Cholera, jak ten mafioza się wkurzy, to i tak pewnie wezmą go na tortury, a wtedy siłą rzeczy wszystko wyśpiewa. Ale może nie będzie nachalny i zechce sam wszystkiego się dowiedzieć?

Szlag by to. Ostatni raz zatrudnił się u żółtka.


Kwatera Lawa

Kierownik skanerów leżał ubrany na swoim posłaniu i gapił się sufit. Po jego głowie krążyły setki myśli, wszystkie związane z jutrzejszą misją. Bał się, że straci kolejnego człowieka. Nawet nie wiedział, czy Ruben żyje a już posyłał Georga na misję niemal samobójczą.

Szanował wszystkich swoich ludzi równo, ale Bitterstone był jego najlepszym, jak nie jedynym przyjacielem. Wiele razem przeżyli i nawet obecna różnica w hierarchii ich nie poróżniła. Nie wiedział, co by bez niego zrobił.

Więc dlaczego wybrał jego? Dlaczego sam się nie zgłosił? Jasne, był kierownikiem działu, ale tylko kierownikiem, a było ich w tej placówce niemało. Powinien był przyjąć to zadanie.

Jednak nie mógł się teraz zadręczać. Tak jak powiedział „Amadeo”, potrzebowali skupionego dowódcy. I on nie miał zamiaru ich zawieść.

Zastanawiało go jeszcze, jak to wyglądało w starym X-COM. W tym, w którym pracował jego ojciec. Czy on również każdego dnia podejmował decyzje, na szali których było życie ludzi? Jak sobie z tym radzili? Czy wizja zwycięstwa dodawała im sił i sprawiała, że byli gotowi do największych poświęceń?

Jedno było pewne, wtedy mieli większe szanse, niż oni teraz. A mimo to wciąż tu byli. Do ostatniego żołnierza.

Alvarez chciał zobaczyć, jaki to z nich X-COM. No to zobaczy. Zobaczy prawdziwy X-COM.

 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline