Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2019, 23:23   #96
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ocknęła się czując przygniecione kończyny. Leżała na czym, chyba głazie z wystającymi prętami. Ziemia tylko częściowo przysypała jej ciało. Nogi zostały przez coś zablokowane. Pewnie by nie żyła, gdyby była normalnym człowiekiem. Pół metra nad sobą miała kolejne kamienie, gruz i fragmenty betonu. Przez to prześwitywało nieco jasności dnia, co sugerowało, że rzeczywiście była już bardzo blisko wyjścia. Teraz prawdopodobnie wręcz gołego nieba jeśli zawaliły się stojące na powierzchni budynki i to właśnie te budynki teraz leżały także na Psyche. Część systemów nie działało, nie umiała określić dokładnego stanu działa. Mogła poruszyć prawą ręką, lewa była bezwładna.
Najbardziej przestraszył ją brak możliwości skanu własnego ciała. Ta nieludzka umiejętność stała się dla niej tak ludzką. Tak czuła brak. Ból potrafiła ignorować, bezwładność ręki również. Bez analizy czuła pustkę.
~ Zawsze będziesz pusta ~
Nie wszystko umarło. Psyche uspokoiła oddech, starając się zużywać jak najmniej tlenu. Wykonywała jedynie najpotrzebniejsze ruchy. Wysłała sygnał, mogli ją wyciągnąć. Gdy całość się zawali przy próbie samodzielnego wyjścia, wtedy nie mieliby już co wyciągać. Spróbowała użyć holofonu, skontaktować się z kimś kto brał udział w akcji. Czy jeszcze żyli?
Sygnał dotarł do celu. Tylko to mogła stwierdzić w chwili obecnej. Wewnętrzny holofon nie działał, podobnie jak system diagnostyczny został pozbawiony zasilania, nie potrafiła określić dokładnej przyczyny. Ten na prawej ręce natomiast ciągle był sprawny, chociaż wyświetlany obraz był niewyraźny i co chwilę znikał. Nie był potrzebny. Szybko przeanalizowała sytuację i nie chciała dzwonić do nikogo w polu rażenia. Zamiast tego wypowiedziała głośno:
- Połącz z Alan Dirkuer.
Odebrał niemal od razu, dowodząc zarówno działającego holofonu jak również swojej gotowości. Czy przydatności to miało się okazać.
- Dirkuer, słucham?
- Nasza akcja miała wybuchowe konsekwencje, potrzebuję pomocy ekipy ratunkowej. Prześlę koordynaty, jestem uwięziona w szybie starej windy - mówiła szybko, wyraźnie, starając się zwięźle przekazać wszystko co trzeba. Nie wiedziała jak długo holofon jeszcze będzie działał. - Częściowo mnie przygniotło, nie wiem co z pozostałymi z grupy uderzeniowej.
- Rozumiem, natychmiast wysyłam ekipę ratunkową. Co z waszym celem? - skorzystał jeszcze z okazji i zadał wyraźnie interesujące go pytanie.
- Wydostań mnie stąd to porozmawiamy o celu - zimny ton Psyche mógłby mrozić słońce.
- A… - chciał coś powiedzieć, ale jednak wydobył z siebie tylko: - ...tak, już już.
I rozłączył się, pozostawiając ją znów samą sobie.
Psyche stłumiła westchnięcie, postanawiając poczekać z kolejnym ruchem na ratowników i ich ocenę sytuacji. Kiedy się miało pieniądze, plecy i zaplecze, wszystko przychodziło łatwo i szybko. Ratownicy pojawili się po kilkunastu minutach, dokładnie tam gdzie potrzebowała ich Psyche. Zobaczyła ruch na górze, pojawiło się dodatkowe światło.
- Jesteś tam?! Możesz się ruszać? Oddychać? Czy coś wokół ciebie i pod tobą się ruszało w ostatnich minutach? - seria pytań po której nastąpiła chwila ciszy. - Spuścimy ci zestaw do komunikacji i podtrzymania życia!
Sporo pytań jak na konieczność krzyczenia do siebie. Musieli jej nie widzieć w tym rumowisko. Spróbowała odpowiedzieć na część.
- Żyję i oddycham, nie mogę się ruszyć! To na czym leżę wydaje się stabilne!
- Dobra, w takim razie działamy powoli. Raportuj jak tylko poczujesz, że coś się rusza i osuwa!
Spuszczenie zasobnika z komunikatorem, wodą i aparatem do oddychania trwało chwilę, ale mógł się przydać. Psyche raczej tylko komunikator, ale ratownicy nie mogli o tym wiedzieć. Zaczęli pracować tam na górze, co chwilę któryś z nich migał w prześwicie. Mogło im to trochę zająć…

I zajęło dobre dwie godziny. Na początku byli powolni ze względu na ostrożność, potem kiedy upewnili się, że całe to rumowisko jest dość stabilne, wyraźnie przyspieszyli. Wkroczył do akcji cięższy sprzęt i Psyche z minuty na minuty widziała nad sobą coraz więcej nieba. Wreszcie wyciągnęli i ją samą, poobijaną, zakrwawioną i uszkodzoną. Żaden zwykły człowiek prawdopodobnie by tego nie przeżył, a ona nawet odzyskała częściową sprawność w jednej nodze. Niewiele to zmieniało, potrzebowała lekarza i specjalisty od wszczepów. Prawie nie zauważyła ciekawych i nieco niepewnych spojrzeń ratowników, dopóki jeden z nich nie odezwał się do niej bezpośrednio, ściszonym głosem, kiedy już leżała w karetce.
- Przekazano mi, że do pani należy ocena co dalej. Jeśli jest taka możliwość, polecono nam przetransportować panią do kliniki w New Jersey. Jeśli nie, to do lokacji przez panią wskazanej, gdzie pojawi się ktoś odpowiedni, aby przywrócić panią do pełnej sprawności.
Jej ciało szwankowało, potrzebowała regeneracji, resetu i dobrych specjalistów zarówno od tkanki żywej jak i martwej. Z drugiej strony nie chciała otaczać się ludźmi korporacji, narażać mistyfikacji. Liczyła wciąż na to, że Zbawiciel odezwie się, gdy jego umysł zostanie przeniesiony w inne ciało. Nie przychodziła do głowy Psyche inna metoda na odnalezienie jego innego wcielenia. Sama również musiała zmienić swoje.
- Potrzebuję najlepszych specjalistów i sprzętu, ale nie mogę wrócić - odparła równie cicho. - Wskażę adres na Queens. Wysadzicie mnie w pewnym oddaleniu od niego, jakoś dotrę na miejsce. Niech się pospieszą.
Miała nadzieję, że w głowie SI coś poprzestawiało się na tyle mocno, że wciąż będzie ufało Psyche. Warto było spróbować, liczyła tylko, że w tym czasie nic się nie zmieni albo nie odnajdzie jej to, co chciałoby ją zabić. Czuła się obecnie irytująco bezbronna. Nawet wewnętrzny głos milczał od jakiegoś czasu.
- Przekażę. Tu zaaplikujemy tylko tyle, ile jesteśmy w stanie w tych warunkach.
Nie byli w stanie poradzić nic na uszkodzenia mechaniczne, ale ranami ciała zajęli się sprawnie i na tyle skutecznie, że Psyche była w stanie się poruszać. Zdjęto z niej nie nadający się do użytku kombinezon bojowy i zamiast tego zaproponowano proste, męskie ubranie. Jedną rękę miała niesprawną, podobnie jak jedną nogę. Drugą była w stanie poruszać, ale samodzielne chodzenie będzie przypominało poruszanie się prawdziwego kaleki. Nie miała też broni. Dotarli pod wyznaczony adres po dwudziestu minutach. Otaczały częściowo opuszczone budynki fabrycznej części Queens.
- Jest pani pewna? Możemy podjechać trochę dalej - ratownik medyczny nie był przekonany do pozostawienia tu niemalże unieruchomionej kobiety.
- Dam sobie radę - Psyche postarała się, aby ton brzmiał pewnie. Sama tego nie czuła, wiedziała jak trudno będzie pokonać najmniejszy nawet dystans. Nie było daleko. - Przekażcie, aby przywieziono mi także broń i ubranie.
Korzystając z jednej ręki, uniosła się i wstała. To był pierwszy realny test siły, jaka jeszcze pozostała.
- Przekażemy im to od razu - mężczyzna rzucił jej jeszcze jedno zmartwione spojrzenie, kiedy ambulans zatrzymał się na poboczu i otworzono tylne drzwi. Wyszła z pomocą i kiedy stanęła sama, trzymając latarni, poczuła ból i zachwiało nią. Wkrótce odjechali, a ona została sama w zapuszczonej dzielnicy. Do miejsca, w którym trzymała jeńców miała dobre dwieście metrów. Tuż obok stał zakład utylizacji, jego pozbawiona okien ściana ciągnęła się tuż za siatką z drutem kolczastym. Zaraz zanim zaczynał się już fabryczny kompleks, o który ciągle trwała batalia w sądzie, przez co budynki niszczały, stanowiąc lokum co najwyżej dla bezdomnych. I ludzi, którzy musieli zniknąć.
Poczekała aż samochód zniknie z pola widzenia i rozejrzała się uważnie. Musiała polegać wyłącznie na swoich naturalnych oczach, ciężko się było do tego przyzwyczaić. Nie zamierzała teraz wracać do jeńców, w tamtejszych piwnicach nie znajdowało się nic pomocnego. Trzymając się ogrodzenia ruszyła chodnikiem. Byleby dostać się do pierwszego opuszczonego budynku i tam poczekać.

Kiedy dotarła wreszcie do pustego, pozbawionego okien i drzwi budynku, opadając ciężko na ziemię, wiedziała już, że z samodzielnym wstaniem może być ogromny problem. Bolało ją wszystko, a edytor bólu nie działał. Na szczęście minęła tylko jednego bezdomnego pchającego stary wózek wypełniony na pierwszy rzut oka śmieciami - czyli zapewne całym dobytkiem tej osoby. Szybko przyspieszył widząc Psyche i zniknął jej z oczu. Przyszło jej trochę czekać, zorganizowanie potrzebnego sprzętu i ludzi zajęło Corp-Techowi kilka chwil. Wreszcie ujrzała zbliżającą się bardzo powoli, na pozór zdezelowaną półciężarówkę. Nie byłoby w tym nic bardzo dziwnego, trochę samochodów tędy jeździło, gdyby nie prędkość. I fakt, że poznała siedzącą na miejscu pasażera Loop, rozglądającą się uważnie po okolicy.
Czas mijał powoli, pogrążona w myślach Psyche wyglądała niczym nieruchomy posąg, albo jeden z tych zastygłych, przebranych w dziwaczne stroje ludzi z centrum miast. Ocknęła się nagle, unosząc głowę. Nie próbowała ruszać się z miejsca, zamiast tego włączyła holofon, ostatnią działającą elektronikę w swoim ciele. Posiadał osobny układ i swoją baterię, dzięki czemu pozostał sprawny i ratował życie. Włączyła latarkę i skierowała ją w stronę samochodu, wyciągając rękę tak, żeby mieli jak największą szansę zauważyć.
Zauważyli na szczęście i zatrzymali się. Loop wyskoczyła, w dłoni trzymając pistolet i powoli się zbliżyła. Nie zapadał jeszcze zmrok, dzięki czemu mogła już z daleka upewnić się, że to na pewno Psyche i porzucić ostrożną postawę. Podbiegła i uklękła, a na jej twarzy pojawiła się troska.
- Nie wyglądasz dobrze. Dasz radę dojść do samochodu? Wszystko musimy zrobić tam, nie ma mowy o rozstawianiu sprzętu w takim miejscu - objęła spojrzeniem brudną, śmierdzącą i zdemolowaną skorupę budynku.
- Dam radę jak mi pomożesz - wyciągnęła rękę do Loop i stęknęła, wstając z pomocą drugiej kobiety. - Nie wiem ile ci powiedziano, ale wolałabym zachować jak największą dyskrecję. Znam miejsce, gdzie można tu ukryć samochód. Cieszę się, że widzę znajomą twarz.
Doczłapały się razem do furgonetki, która ruszyła zaraz po tym, jak weszły przez tylne drzwi. W środku wyglądało to niczym karetka, choć prycza była o wiele bardziej skomplikowana i wyposażona w mechaniczne ramiona - bez wątpienia zautomatyzowana do przeprowadzania nawet operacji. Samochód ruszył, kierowcy nie widziała z tej pozycji, ale w środku znajdowało się jeszcze dwóch nieznanych jej mężczyzn w strojach ratowników medycznych.
- Dzień dobry - przywitali się dość formalnie, chyba nie do końca wiedząc jak zareagować przy tej całej konspiracji.
- Może na początek opisz nam wszystkie swoje objawy? - zaproponowała Loop. - I powiedz, gdzie zaparkować.
Psyche zdobyła się tylko na krótkie skinienie głową w stronę nieznanych medyków. Usiadła z trudem na łóżku, puste spojrzenie kierowała na Loop. Czuła w sobie pustkę i nie wiedziała jak na nią reagować.
- Jak zapewne wiecie, zostałam przygnieciona przez rumowisko. Jedną nogę mam niesprawną, drugą sprawną połowicznie. Jedna ręka nie nadaje się do użytku. Czuję ból, ale jest akceptowalny. Najbardziej rzucające się w oczy uszkodzenia biologicznego ciała zostały opatrzone przez tych, którzy mnie wyciągnęli. Nie działa całkowicie moja wewnętrzna elektronika. Nie mogę nawet przeprowadzić analizy uszkodzeń. Zmysły wydają się funkcjonować w porządku, chyba nic nie uszkodziło bezpośrednio mojej głowy.
Rzeczowa analiza, niczym spowiadający się robot. Aż czekała na wewnętrzną ripostę, która nie nadeszła. Zamrugała dwa razy i skierowała wzrok na drogę.
- Skręć tam, to stary magazyn. Można wjechać do środka, jest tu za duży przewiew nawet dla bezdomnych.
Kierowca spełnił polecenie i wkrótce półciężarówka zatrzymała się pod dachem, z dwóch stron osłonięta ścianami. Dałoby się ją dostrzec dopiero jakby ktoś celowo wkroczył na ten opuszczony plac, ale szansa na to była mała. Zresztą nawet wtedy ujrzałby tylko stary samochód.
- Musimy cię rozebrać - jeden z ratowników, czy kimkolwiek byli, poprawił poduszkę na pryczy, a drugi włączał urządzenia. - Najpierw zrobimy skan ciała i naprawimy tkankę, ale to wymaga całkowicie odsłoniętej skóry.
- Skan zróbcie, ale z tym naprawianiem musicie poczekać. Może być trzeba wymienić jej kilka części - powstrzymała te zapędy szykująca już swój sprzęt Loop.
- Musicie mi pomóc - bezbarwnym tonem oznajmiła Psyche, patrząc na ratowników. Mogła w miarę swobodnie poruszać jedną ręką i głową, co tworzyło obraz bardzo bezwolnej istoty. Obraz, którego nienawidziła, szczególnie przed obcymi. - Niech pierwsza ona wykona swój skan - wskazała Loop.
- Zgoda - przystali na jej plan. To ona była szefową, pod pewnymi przynajmniej względami. Rozebrano ją do naga, zdjęto bandaże. Posągowe, idealne ciało Psych jednak nie budziło tu żadnych erotycznych skojarzeń, nie z jej jednoczesną zimną i obojętną postawą. Loop włączyła sprzęt, kładąc kobietę na łóżku i rozpoczynając skan. Trwało to kilka minut, kiedy to ciągle marszczyła brwi i mruczała coś do siebie. - Muszę zajrzeć do środka. Co najmniej baterie będą do wymiany, kilka obwodów się przepaliło lub przerwało. Na ten czas lepiej jakbyśmy cię uśpili.
Z nagości Psyche mogła być tylko dumna. Lub używała jej do swoich celów. To tylko ukształtowane ciało, piękne, lecz tylko ciało. Ważne było, kto je posiadał. Kto nim kierował. Puste spojrzenie zsunęło się z sufitu na Loop. Milczała chwilę zanim wreszcie się odezwała.
- Ufam ci. Napraw mnie - postanowiła. Sama nie wygra siebie, potrzebowała do tego pomocy.
- Bez obaw, skarbie. Będziesz jak nowa - Loop puściła jej oko, nieprzejęta bezemocjonalnym zachowaniem. Wkrótce potem Psyche zapadła w ciemność.
 
Lady jest offline