I tak nieulękły heros stanął przed ogni ścianą słysząc dzieci płacz. Bez cienia wahania rzucił się dziatkom na ratunek pogardę dla śmierci okazując...
Ta, jasne.
Ogień i dym wypalały oczy i płuca. Piekielny żar parzył skórę. W każdej chwili mogła zawalić się płonąca ściana, prosto na głowę któregoś z pogorzelców. A było ich...tych pogorzelców, znaczy...troje. Dwoje przerażonych płaczących dzieci i jeden zdeterminowany bard, który właśnie odkrywał, że bycie bohaterem lepiej wygląda w balladzie niż w życiu. Albowiem życie nie poddaje się krytyce i bohater w każdej chwili polec może bolesną śmiercią w ogniu.
- Maaaamaaa!
To zapłakany chłopczyk wzywał rodzicielkę. Dalej, Glais, skoro już tu jesteś i nie możesz uciekać, zostań bohaterem i okryj się nieśmiertelną sławą.
- Spokojnie! Chodźcie tutaj! - chłopiec po chwili wahania posłuchał barda. Z dziewczynka było gorzej. Stała w rogu pokoju z mocno zaciśniętymi powiekami kurczowo trzymając się słupa podtrzymującego sufit i za nic nie chciała puścić ani posłuchać wołającego mężczyzny.
Glaiscav doskoczył do niej.
- Puść słup! - zachrypiał bard przepalonym gardłem - Puść! Puść!!!
Wrzask zrobił swoje, mała puściła słup i przytulił się do barda, który co prędzej poprowadził ją do okna. W dwa kroki na jego kark spadła płonąca szczapa. Bard wzdrygnął się i zaciskając zęby starał się zignorować ból. Pomogła mu w tym świadomość, że lada chwila może zawalić się sufit...
Dzieci patrzyły na niego z przerażeniem i ufnością. Klnąc pod nosem muzyk sięgnął do torby wyciągając zwój mocnej liny. Co prędzej zamotał węzeł na ramieniu dziewczynki i chrypiąc pocieszająco postawił ją na gzymsie, a następnie ostrożnie opuścił na bezpieczny bruk przed domem.
- Linę odwiążcie! Linę - charczał ratownik.
Chwilę później chłopiec podzielił los swej siostry. Oboje co prędzej odciągnęła matka.
Nie czekając, aż lina zostanie ponownie odmotana Glaiscav wydostał się na gzyms, zawisł na rękach i modląc się ze wszystkich sił puścił gzyms spadając na bruk.
Wstrząs przy uderzeniu stopami o ziemię.
Bezpieczny.
Ktoś podbiegł, poklepał barda po plecach...
- Wstawaj! No już! Byle dalej od ognia...!
...Glais posłuchał.
- Cholera - mamrotał - I po co mi to? Przecież z tego nie będzie nawet ballady. Cholera...
Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 26-01-2019 o 09:34.
|